Rozdział Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zajęli miejsca na wolnych krzesłach i odetchnęli z ulgą na wiadomość, że dyrektor jeszcze nie dotarł, a z grona pedagogicznego jest tylko nauczyciel języków. Ten siedział samotnie przy stole dla nauczycieli, nerwowo bawiąc się długopisem. Na sali panowała grobowa cisza.

Nagle do sali wbiegł zdyszany dyrektor w przyciasnym garniturze, a za nim reszta grona nauczycielskiego.

Stanął na podwyższeniu i złapał mikrofon.

- Em... To działa? Och, tak.. więc.. - zaczął cichym głosem. - Witajcie uczniowie na kolejnym roku w tej cudownej szkole dla artystycznie uzdolnionej młodzieży! Nazywam się Joseph Haydn, i w tym roku szkolnym jestem waszym dyrektorem. - jego głos nabrał pewności siebie. - Jak dobrze wiecie, szkoła dzieli się na trzy grupy uczniów: pisarzy i poetów, muzyków i malarzy. Każdy z was do jakiejś należy. Będziecie mieli zajęcia z zakresu waszej grupy, jak i lekcje z nauk ścisłych. Teraz przejdźmy do konkretów, a mniej ważne informacje powiem po odśpiewaniu hymnu szkoły przez chór. - powiedział, a na środek wyszła grupa chłopców, a przed nich wyszedł łysy mężczyzna (prawdopodobnie prowadzący chóru).

Dyrygował ich głosami, podczas gdy oni śpiewali hymn szkoły. Mozart co chwilę pytał Ludwiga, czy nie czuje się źle, jednak ten w końcu odpowiedział, że jest z nim dobrze, i nie chce być traktowany jak dziecko.

Tak naprawdę strasznie bolała go głowa, i było mu zimno.

Nagle Słowacki z Mickiewiczem zaczęli bójkę.

- PRZESTAŃ! - krzyknął Słowacki i zaczął okładać pięściami Mickiewicza.

- BOŻE DROGI! USPOKÓJ SIĘ, TYLKO NA CIEBIE SPOJRZAŁEM! PRZE PANA! ON JEST UPOŚLEDZONY!

- MICKIEWICZ MA AUTYZM!

Chopin i Sienkiewicz tylko przyglądali się temu, gdy nagle dyrektor zauważył zaistniałe konundrum.

Zamiast zwrócić im uwagi, przyglądał się, próbując się nie śmiać.

- M-może.. p-przestaniecie, i.. p-pogodzicie się?.. - spytał Beethoven, ale nikt go nie usłyszał, bo został zagłuszony przez krzyki Słowackiego i Mickiewicza.

- JESTEŚ BEZTALENCIEM! - krzyknął Słowacki.

- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!

- MAM CIĘ DOŚĆ!

- TO PO CO MNIE BIJESZ?!

- NIE WIEM, SKOŃCZMY!

- TO DOBRY POMYSŁ!

I skończyli bitwę, po czym wstali.

I zdali sobie sprawę z tego, że wszyscy w sali na nich patrzeli.

- Em.. cóż.. - mruknął dyrektor. - Więc.. ah, miałem powiedzieć, że w sklepiku szkolnym nie ma drożdżówek od tego roku. - nagle wszyscy oprócz pierwszaków wydali odgłos niezadowolenia. - Eh! Przykro mi, ale! One były zbyt kaloryczne, a uczniowie kupowali ich za dużo, i..

- ZMIENIAM SZKOŁĘ! - krzyknął jakiś chłopak z tyłu.

- Ej, uspokójcie się! Zaraz, jak wszyscy dostaniecie punkty ujemne na początek roku, nie będzie tak wesoło. - warknął dyrektor, i nagle wszyscy się uspokoili. Znów nastała grobowa cisza. - W tym roku będzie wiele wizyt z innych szkół, w tym ze szkoły głównie zajmującej się ścisłą nauką, i z katolickiej. To z powodu wielu konkursów i olimpiad, i w celu zjednoczenia się z innymi uczniami, by mimo wszystko, znaleźć przyjaciół z innych narodowości, innych miejsc. Pragnę zaznaczyć, że w tym roku do naszej szkoły doszło wiele obcokrajowców, proszę o wyrozumiałość.

- Polska podbije tę szkołę, raz-dwa! - uśmiechnął się jakiś brunet, a wszyscy Polacy krzyknęli równocześnie 'tak'.

- Boję się. - mruknął żartobliwie Mozart, a Betty wymusił uśmiech. Czuł się okropnie i chciał już wracać do pokoju.

- Ludwig. Co jest nie tak?.. - spytał Mozart. - Jesteś blady. Nie chcę, by coś ci się stało.

- Jutro macie wolne, tylko zapoznacie się z gronem nauczycielskim o godzinie szesnastej. - mruknął dyrektor na odchodne. - Idźcie spać, jutro musicie być wypoczęci, by zwiedzać szkołę w pełni sił! - uśmiechnął się.

Nagle w sali zapanował szum, a wszyscy pobiegli w stronę wyjścia ze szkoły, a potem do internatu.

Beethoven ledwo szedł, więc Mozart, niewiele myśląc, wziął przyjaciela na ręce jak księżniczkę i poniósł dalej.

Chłopak na początku stawiał opór, jednak potem z nerwów i stresu zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro