Rozdział 1 - A co ty mi możesz zrobić, chucherko?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Następnego dnia mój humor jak się okazało był o wiele lepszy. Właśnie pędziłem niczym wiatr, dużo wcześniej niż zwykle, na granicę nieba z piekłem. Boże święty, Jezu maluteńki w końcu zaczeło się tutaj coś dziać! Lucyfer przyszedł, to od razu wszyscy panika. Musiał już tu być, bo w tym białym, czystym świecie pokazały się w końcu jakieś barwy. I to dosłownie! Ludzie zaczęli się buntować!
Stanąłem na straży, wyciągając miecz i odganiając tylko pojedyncze dusze i demony, rano nigdy nie było ich za dużo.

W sumie, zazwyczaj wystarczyło, że wyciągnął miecz, nic więcej, jego światło oślepiało te niedorajdy i tyle, wszystko wtedy było jak zawsze piękne, czyste, Boskie i... Nudne.
Nie miałem hełmu na głowie, a włosy przysłaniały mi delikatnie oczy i wzrok, co było niebywale niepraktyczne. Kto normalny doprowadza włosy do takiego stanu? Ludzie opanujcie się, wiem że takie jest wyobrażenie mnie przez śmiertelników, ale błagam nie przesadzajmy.
Ku mojemu zdziwieniu, tłum demonów rozstąpił się na pół, a z pomiędzy niego zaczęło coś nadchodzić.

Wyjątkowo urodziwe coś... Zmarszczyłem brwi, patrząc na czarno-włosego... Braciszka. Mimo wszystko nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy. To on tu wprowadził niewielki chaos i przerwę od nudy i to dzięki niemu znów się uśmiecham, nie tylko na widok Gabriela. Ale uniosłem brew i poszedłem w jego stronę, usilnie chcąc mu zabrać przepustkę. No cóż, mus, to mus, ja to bym mu ją na jeszcze trochę zostawił. Podszedłem do niego, chowając miecz do pochwy, żeby go nie oślepił.

Spojrzałem na niego z kamienną miną, wyciągając w jego stronę rękę.
- Przepustka. – odparłem sucho patrząc prosto w oczy małego skurwysyna, a on się tylko uśmiechnął i przejechał jezykiem po kłach, zdejmując okulary przeciwsłoneczne z nosa.

- Ciebie też miło widzieć, drogi bracie. – uśmiechnął się ironicznie i zamrugał powiekami. Że też muszę go znosić. Te jego arogancją postawę i uśmiechy. Spojrzałem na niego starając się wywyższyć.

- Przepustka. I pamiętaj, nie jesteśmy już braćmi, Lucyferze. Nie odkąd upadłeś. – odpowiedziałem, nie siląc się na uprzejmy ton i jakikolwiek uśmiech w stronę brata. Mimo że teraz miałem cholerną ochotę go uściskać i przywitać się z nim. Tęskniłem, ale... Ojciec patrzył więc musiałem zachować zimną krew.

- och, jaki oschły - zakpił, nie myślał, że brat rzuci mu się na szyję, wiedział, że nie. Ale nie myślał też, że to właśnie jego brat jest ślicznym aniołkiem z wczoraj. To nie tak, że nie wiedział jak on wygląda, po prostu ten mignął mu przed oczami/oczyma tak szybko, że nie zdążył się przyjrzeć. A teraz? Teraz Lucyfer ponownie oblizał wargi patrząc na Michaela z zupełnie innej strony niż dotychczas. - Nie złość się tak, bo ci się zmarszczki zrobią - puknął anioła palcem w pomarszczone czoło.

Okej, przyznam że dotyk brata był całkiem przyjemny, ale nie ośmieliłbym się tego ukazać, warknąłem tylko na niego cicho.
- Oddaj mi przepustkę, Lucyferze, albo pożałujesz. – ustawiłem się w pozycji bojowej, łapiąc za rękojeść miecza.
- A wiesz że nie chcę cie tam znowu zrzucać, żebyś upadł na ten piękny tyłeczek. – mruknąłem ironicznie, nie siląc się na uśmiech, ani na jakąkolwiek inną emocje niż gniew.

Ten gówniarz chyba sobie żartował! Nie po to Lilith tylko trudziła się do niego, by zdobyć tą, cholerną, przepustkę!
- Sami mi ją daliście, Mikey - wycedził zirytowany przez zęby. Nie odda jej! Nie i już! To była jego jedyna szansa, kurwa!
- Nie zadzieraj ze mną, Michael dodał widząc, iż anioł tak szybko nie odpuści. Cholera, choćby miał go zabić, tu w tym miejscu, wejdzie do nieba, naprawi swojego penisa, dojdzie i wróci sobie to swojego piekła, w końcu to nie tak, że chciał tu być. - A teraz - nachylił się do ucha szatyna. - suń się i przepuść mnie i mój piękny tyłek

Zaśmiałem się i także nachyliłem do ucha brata. Może i starszy ale dostanę to co chcę i nie będę się z nim tak bawić, nie ma mowy.
- Uważaj bo ci go odetnę, jak będzie trzeba. Nie obcodzi mnie to dlaczego chcesz tam wejść, ale powiem bardziej w języku piekieł, to może zrozumiesz. Daj mi przepustkę i wypierdalaj. – warknął. Miał pecha, dlatego że brat był kilka centymetrów wyżsy, ale to i tak nie robiło dużej różnicy.

Szatan uniósł brew do góry. Och? Więc tak chcesz się bawić, Mikey? Jemu to jak najbardziej pasuje.

- Przyszedłem tu by sobie poużywać. Więc odpuść albo poużywam sobie na tobie - spojrzał swoimi krwistoczerwonymi oczami prosto w te niebieskie brata. Nie będzie mu podskakiwał. I o ile Lucyfer lubił żarty to tym razem był całkowicie poważny. Jeśli ma być wielkim, złym Lucyferem to na całego.

— Nie ośmielisz się... — odparłem mrużąc niebezpiecznie oczy. Nie ma mowy, nie dam się tak łatwo! Nie będę kolejnym przestraszonym aniołkiem, który kuli się ze strachu przed własnym bratem. Mówiąc dosadniej: Nie będę Gabrielem.

Lucyfer położył rękę na ramieniu brata, zmrużył okrutnie oczy i odepchnął od siebie anioła. Niech go nie lekceważy! Nie jest jakimś idiotą, nie da za wygraną! Ruszył szybko w stronę bramy, z kieszeni wyciągając telefon z przepustką, na wszelki wypadek.

O nie, nie ma mowy bym dał się tak łatwo. Nie będę posłusznym, młodszym braciszkiem, nie ma mowy. Złapałem brata za ramię, odciągając go od bram nieba i pchając w stronę piekieł.
— Nie wyobrażaj sobie że cię przepuszczę. — syknął wściekle

Kurwa, ostrzegał, kurwa ostrzegał!
Nie myśląc wcale nad tym co robi, złapał szatyna za górę zbroi i przyciągnął do siebie.
- Masz ostatnią szansę- warknął wściekle, pewnie, czerwieniejąc na twarzy że złości.

— Jesteś uroczy braciszku — warknąłem cicho z uśmiechem i patrząc mu w oczy, jednocześnie je mrużąc. Wyglądał naprawdę uroczo jak był czerwony, ciekawe czy wygląda tak samo jak się rumieni...
— Ale nie mogę cię tam wpuścić. – odparłem gładko, gotów by wyciągnąć miecz.

- A ty taki śmieszny, że aż mnie w chuju strzela - zakpił przybliżając swoją twarz do tej anielskiej. Tylko niech nie mówi, że nie ostrzegał...
Szybkim ruchem złapał Michaela za kark, szarpnął go mocno i wpił się w jego usta w, jak mu się wydawało, nic nieznaczącym pocałunku. Niech ma kurwa za swoje, Lucyfer był przekonany, że to był pierwszy pocałunek mężczyzny.
Pierwszy pocałunek z własnym bratem, żałosne - skomentował w myślach Szatan.

Otworzyłem szerzej oczy... Czy on mnie właśnie... Pocałował? Jezu... Co się stało? Dlaczego to się stało? Kiedy...? Stałem w bezruchu czekając aż on skończy... To był mój pierwszy pocałunek, a liczę świnie trochę ponad kilka tysięcy lat... Boże co ja własnemu bratu zrobiłem?

Lucyfer nie miał zamiaru poprzestać na byle całusie, o nie. Przygryzł wargę anioła i korzystając z elementu zaskoczenia wepchnął swój język głęboko do jego ust, bezczeszcząc tą niewinną istotkę.
Cholera, czy to źle, że podobało mu się całowanie swojego brata? Czy to źle, że nie chciał już nigdy przestawać? Czy to źle, że czuł, iż zaraz mu stanie?

Kompletnie nie wiedziałem co mam robić, niby oglądałem tyle tych romansideł, patrzyłem na ludzkie historie, ale teraz stałem jak deska. Kurwa mać jak pierdolona deska...
Aż w końcu poczułem jakby mnie coś natchnęło, dzięki bogu że mam po swojej stronie Gabriela... On w moim ciele, obiął Lucyfera i zaczął oddawać pocałunek tak jak się powinno ja w środku odetchnąłem z ulgą.

Szatan odsunął się. Popierdoliło go chyba, że to robił. Popierdoliło go, że chciał wyruchać anioła, to było gorsze. Nawet nie miał na to słów!

Odetchnąłem cicho, a Gabriel ulotnił się z mojego ciała. Wróciłem wzrokiem na brata, przeszywając go błękitnymi tęczówkami.

- Więc? Teraz oddasz mi przepustkę? - wyciągnąłem po nią rękę, mając w środku nadzieję że tym razem też nie ulegnie. Gierki mojego brata zaczynały mi się oraz bardziej podobać.

Lucyfer westchnął, co za natręt.
- Popierdoliło cię, że ci ją oddam - mruknął. Miał już dość bawienia się z tym dzieckiem. Miał o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż wkładanie języka do gardła swojego braciszka.

- Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał - spojrzał na strażnika nieba wzrokiem pełnym okrutnej dominacji. - Dasz mi pójść zaruchać a ja może, łaskawie, wypieprzę i ciebie w drodze powrotnej. Nie ukryjesz przede mną, że tego chcesz, skrzydlata dziwko. - zmrużył oczy. - Albo po prostu powiem wszystko tacie - wytknął mu język, uśmiechając się złośliwie.

Zaśmiałem mu się prosto w twarz. Ja?! Chciałbym żeby on wypieprzył mnie?! Nie ma mowy.
- Jesteś starszy braciszku, a jak widać to ja, najmłodszy jestem tym Dojrzalszym. Nie puszczę cię bo jeszcze dorwiesz się do Uriela, albo gorzej, Gabrysia. Powiedziałem, wracaj do siebie piekielna zakało, albo inaczej pogadamy. - Teraz to ja patrzyłem na niego z aroganckim uśmiechem, a on wkurwiony. Kto by pomyślał.

Lucyfer doszedł do pewnego bardzo ważnego wniosku. Michaela pojebało, biedaczek poskradał zmysły i teraz nie wiedział co robił. To pewnie ten wieczny celibat uderzył mu do głowy. Nikt zdrowy umysłowo nie odważyłby się postawić się jemu-wielkiemu Szatanowi, oprócz Ojca, ale on nie był zdrowy na umyśle.
- A co ty mi możesz zrobić, chucherko? - zakpił napinając mięśnie. Czarna, rozpięta do połowy koszula ukazywała znaczną część jego umięśnionej klatki piersiowej. - To że masz ze sobą miecz nie znaczy, że umiesz go używać.

Warknąłem cicho na brata naprawdę pierdole to. Kurwa mać wychodzi na to że mam dość!
— A wiesz co? Wypierdalaj, rób co chcesz, poskarż się ojcu może będę mógł w końcu mieć coś z życia! — westchnąłem, masując skronie i oddychając głośniej.
— Zejdź mi już z oczu –

- I dobrze - uśmiechnął się. Mimo wszystko, był trochę zawiedziony, chciał się jeszcze chwilkę podroczyć z chłopakiem. - Rozdziewiczony Gabriel na pewno ci za to jutro podziękuje - klepnął brata w ramię mając nadzieję, iż ten połknie haczyk i dalej będą się ze sobą bawić.

Złapałem go za nadgarstek wściekając się i z całej siły, dosłownie wrzucając go do piekła. Nie ma kurwa mowy, nie dotknie mojego małego braciszka! Nie pozwolę na to by ktokolwiek go dotknął, szczególnie on!

Tego drania chyba popierdoliło! Wyrzucać? Jego? Lucyfera? Wielkiego Władcę Piekieł? Ten chłopak miał poważnie przewalone! Już on go popamięta!

Spojrzałem jak ten idiota spada w otchłań własnego królestwa, skrzywiłem się patrząc na to coś z odrazą.

Niech więcej się tu nie pokazuje, tak będzie dla wszystkich lepiej. Dla wszystkich, prócz mojej chęci do życia. Tak...






Okej, więc było by nam bardzo miło gdybyście komentowali naszą powieść! Miłych koronaferii kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro