Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nicolette:

    Minął miesiąc, odkąd zaczęła uczęszczać do collegu. Okazało się, że była tak dobra na zajęciach, jak ten czerwonowłosy student. Ciągle miała wrażenie, że czuła jakby go znała, jednak nie wiedziała skąd. Jedyny minus to taki, iż pozostali studenci patrzyli na nią wilkiem. Starała się to ignorować, jednak przyjaciół chyba sobie nie znajdzie. Trochę szkoda, ale da sobie z tym radę. Teraz trwała przerwa czterodniowa, ponieważ profesorowie obchodzili jakieś święto i z tej okazji studenci mieli dodatkowe dwa dni wolnego przed weekendem. Zamierzała więc ten czas przeznaczyć na zakupy i sprzątanie swojego mieszkanka. Zakasała rękawy i pierwsze, co zrobiła, zajęła się sprzątaniem. Stare rzeczy, jakieś śmieci wyrzucała do śmieci. Ubrania, które już były na nią za małe wrzucała do worka, by przeznaczyć je potrzebującym. W sumie bardzo dużo tego było, więc na zakupach na pewno kupi sobie coś nowego i ładnego. Sprzątanie zajęło jej cały dzień, wręcz do wieczora, jednak była zadowolona z tej czystości. Jak będzie następne długie wolne, to kupi farbę do malowania ścian i zamówi malarza, który przemaluje jej ściany. Po wszystkim wzięła kąpiel i ubrała się w miękką pidżamę. Zrobiła sobie herbaty i usiadła na sofie w salonie z kubkiem herbaty, oraz dobrą książką. Zapewne bardzo szybko zaśnie i znowu będzie miała te dziwne sny.

- Zapamiętać, na zakupach zakupić wielki sennik i odkryć znaczenie tego snu - pomyślała i zagłębiła się w lekturze. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że sny dotyczą dawnego przeznaczenia i dziedzictwa duszy pewnej księżniczki, która jest w jej ciele.  

Grell:

 Z racji tego, że było wolne, Grell udał się na imprezę do znajomego. Trwała ona w najlepsze nawet, gdy wymknął się z Sophie do jednego z pokoi, aby spędzić upojną noc. Jednak i tak nic nie czuł do dziewczyny, ale był w nią ze względu na jej tatusia - bardzo wpływowego biznesmena, z którym znał się dyrektor collegu. Teraz siedział na łóżku i palił papierosa, myśląc o tym, co się wydarzyło. O Nicolette. O tym, że w jej ciele jest dusza Ayli. Zerknął tylko kątem oka na Sophie i westchnął cicho. Po spaleniu papierosa wstał i zaczął się ubierać.


- Grell, kotku. Idziesz już? - zapytała dziewczyna, opierając głowę o zgiętą rękę. Grell się nawet nie odwrócił, tylko jej odpowiedział.

- Niestety. Muszę już iść. Dzisiaj jest pewna rocznica. Rocznica śmierci mojej matki. Po tym jak ojciec wykończył ją psychicznie, gdy byłem dzieckiem - powiedział oczywiście połowę prawdy. No bo przecież nie przyzna się, że idzie odwiedzić grób osoby, którą zabił ponad sto dwadzieścia lat temu. Albo raczej wydał na śmierć demonowi, który pragnął jej mocy. - Musze oczyścić grób i zapalić znicz. Więc sama rozumiesz.


- A iść z tobą, skarbie?

- Nie, lepiej nie, kiciu - poszedł w stronę drzwi i kładąc dłoń na klamce, dodał. - Zadzwonię do ciebie później, albo jutro, dobrze? - Po tych słowach wyszedł. Zbiegł po schodach na dół i wyszedł na ulice. Włożył ręce do kieszeni i udał się w swoją stronę. Najpierw postanowił pójść do swojego mieszkania, gdzie się odświeży i przebierze. Gdy był przed swoim mieszkaniem, po schodach udał się na swoje piętro. Dotarłszy na nie, wyczuł kogoś w swoim mieszkaniu.
- No to chyba jakiś żart - pomyślał, wchodząc do swojego mieszkania i wszedł w głąb salonu. - Od kiedy to shinigami włamują się do mieszkań? Williamie T. Spears - spytał z nutką ironii w głosie. - Co ty tu robisz? - skrzyżował ramiona na piersiach.

- Musimy pogadać, Grell. Odkryłem coś, co może cię bardzo zaintrygować - odpowiedział William.

- A nie mogłeś wstrzymać się z tym do wieczora? To dzisiaj mija równo sto dwadzieścia lat, odkąd ona... - Nie mogło mu to przejść przez gardło.

- To pójdę z tobą, Grell - odparł. - Porozmawiamy o tej odkrytej przeze mnie rewelacji - dodał.

- No, ale...

- Grell. Jeżeli chcesz tą sprawę rozegrać do końca, pójdę z tobą.

- Dobra. To w takim razie daj mi kilka chwil na szybki prysznic.

- Kilka chwil, czy godzin? - William pozwolił sobie na małą ironie.

- Bądźże cicho, idioto - prychnął, mijając go i udając się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Gdy się odświeżył w ciągu dwudziestu minut, wyszedł spod prysznica, wysuszył się i ubrał. Podsuszył jeszcze włosy i wziął trochę żelu do włosów, okładając je, by przy tej pogodzie mu zbytnio nie oklapły na oczy. Myślał wogóle o skróceniu jeszcze grzywki, by mu na oczy nie opadała. Wyszedł w sumie po trzydziestu minutach z łazienki i wrócił do salonu.

- Nie jesz śniadań, Grell? - zapytał Will.

- Will, wiesz, że tak szczerze nie potrzebuje ani jedzenia, ani picia - powiedział z nutką ironii w głosie. - Alkoholem także się nie upije. No chyba, że stworze takie wrażenie. Ewentualnie jeżeli kiedykolwiek miałbym jakąś ranę postrzałową, to wtedy potrzebował bym krwi - odpowiedział.

- Zaraz. Pijesz krew? - Grell wywrócił tylko oczami.

- Do transfuzji. Jednak na przyszłość, radzę ci mnie nie prowokować, ponieważ po pierwsze, to ci się nie uda. A po drugie, możesz stracić nie tylko kosę śmierci, mój drogi Willu - powiedział. - A teraz z łaski swojej, rusz się ponuraku i idziemy - powiedział Grell, kierując się w stronę drzwi. William westchnął tylko cicho i ruszył za czerwonowłosym, wychodząc z mieszkania. Oboje udali się na cmentarz.

Ciąg dalszy nastąpi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro