Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu Debbie postanowiła zadzwonić do Diane Kaufman. Architektka nie odezwała się nawet słowem od ostatniej rozmowy, kiedy obiecała, że znajdzie stosowne dokumenty. Sprawiała wrażenie pomocnej i profesjonalnej, a jednak mijały dni i nie było żadnego telefonu na horyzoncie. Przecież jej prośba była całkowicie legalna, za pozwoleniem zleceniodawcy. Architektka nie miała podstaw, żeby nie wydawać jej zdjęć.

Szatynka akurat miała czas przed zajęciami, więc zamierzała go spożytkować na rozmowę z Kaufman. Chodząc w tę i z powrotem, słuchała jakże upierdliwych sygnałów. Po chwili odezwał się przyjazny, aczkolwiek pełny rezerwy nowy głos.

- Dzień dobry. Nazywam się Christina Perez. Jestem asystentką Diane Kaufman. W czym mogę pomóc?

Przecież to był prywatny numer do szefowej. Dlaczego odbierała go asystentka? Coś jej tu nie grało.

- Proszę mnie natychmiast przekierować do szefowej. Mówi Debbie od Benjamina. Jestem pewna, że pani szefowa nie będzie miała nic przeciwko.

- To niemożliwe- odparła kobieta po drugiej stronie. Choć w jej głosie pobrzmiewała skrucha, słychać było też odrobinę sztuczności. Pewnie nie jeden telefon zbywała w swojej pracy. Dee nie zamierzała tak szybko odpuszczać.

- Mogę wiedzieć dlaczego? Mam bardzo pilną sprawę.

- Szefowa wzięła urlop i wyjechała z miasta. Nie będzie jej jeszcze przez kilka dni. Jak wróci, poinformuję ją, że pani dzwoniła...

- Jak to wyjechała?- przerwała jej Dee z niedowierzaniem. Potrzebowała tych zdjęć.- Ale firma działa?

- Oczywiście. Wiele zleceń jest w trakcie realizacji. Niestety nie przyjmujemy obecnie nowych zleceń. Mam umówić panią na najbliższy wolny termin?

- Nie trzeba- mruknęła szatynka.- Może pani będzie mi w stanie pomóc? Rozmawiałam z pani szefową w sprawie udostępnienia zdjęć sprzed remontu dawnej rudery, obecnie świeżo otwartej galerii sztuki nowoczesnej. Podać adres?

- Nie jestem upoważniona do przekazywania poufnych danych. Chciałabym pomóc, ale mam związane ręce- powiedziała asystentka.- Przekażę szefowej, że pani dzwoniła. Tylko tyle mogę zrobić, dobrze?

Debbie podziękowała, powtórzyła imię i nazwisko, po czym się rozłączyła. Ta asystentka nie chciała jej nic powiedzieć. Miała okropnego pecha. Że też właścicielka pojechała na weekend akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała tych dokumentów! Co teraz mogła zrobić? Chyba tylko czekać... Nagle zaświtało jej coś w głowie. A gdyby tak zadzwoniła do Jamesa i zapytała o ten bliżej nieokreślony wypadek? Może znalazłby coś w aktach? Przez chwilę rozważała za i przeciw. Miała go unikać, a przyłapała się na tym, że bardzo chciała do niego zadzwonić i usłyszeć jego głos...

Zanim zdążyła wybrać jego numer, zobaczyła na ekranie imię swojej przyjaciółki, która właśnie do niej dzwoniła. Odebrała od razu.

- Hej, Sophie. Co tam?

- Nie oddzwoniłaś wczoraj, Dee- zauważyła blondynka z niezadowoleniem. Szatynka przewróciła oczami. Domyślała się o co chodzi.

- Nie mówiłaś, że mam zadzwonić. Myślałam, że to nie jest konieczne. Chcesz wiedzieć co z Jamesem?

- Oczywiście. Od wczoraj, a nawet przedwczoraj nie miałam z nim żadnego kontaktu. Próbowałam do niego dzwonić dzisiaj, ale nie odbierał. Pewnie siedzi w pracy. Jak poszło, zdenerwował się?

No i znowu kłamstwa. Prawda była taka, że Debbie nawet nie powiedziała mu o zakładzie. Na początku nie dał jej dojść do słowa. Potem rozproszył ją, mówiąc że wcale nie przejechał po Sophie... Później zakład już całkowicie wyparował jej z głowy. Mogła myśleć jedynie o będącym obok policjancie i śledztwie. Trochę też o tej przyjaciółce ofiary. Biedna Sindy. W duchu liczyła, że ciemnowłosa jeszcze się do niej odezwie. Nawiasem mówiąc, tym razem między nimi do niczego nie doszło. James nie próbował nadmiernie się do niej zbliżać czy niby przypadkiem jej dotykać. Wyjątkowo udało im się trzymać dystans.

- Nie, był bardzo wyrozumiały- odpowiedziała, ganiąc się w myślach za te wszystkie kłamstwa. Ich lista z dnia na dzień coraz bardziej się rozrastała.- Mówił, że sam też nieraz zakładał się z kumplami. Nawet życzył ci powodzenia.

- To dobrze. Potrafi być taki słodki. Mam nadzieję, że szybko się odezwie. Chciałabym przynajmniej go usłyszeć. Uwielbiam jego głos, taki niski, męski...

Po cichu szatynka się z nią zgadzała. Chociaż ta rozmowa wcale nie polepszała jej humoru. Najgorsze było to, że sama miała podobne myśli. Była taką okropną przyjaciółką.

- Na pewno. Muszę kończyć. Do zobaczenia.

- Wieczorem koniecznie musimy się spotkać. Wygrałam zakład. Musisz na własne oczy zobaczyć wyzwanie, które wymyśliłam dla Emmy. Będzie ciekawie!- zapowiedziała blondynka wesoło, po czym zakończyła połączenie.

Debbie już zaczęła zastanawiać się na jaki pomysł wpadła przyjaciółka. To nie mogło skończyć się dobrze, tego była absolutnie pewna. Jednak zakład to zakład. Wiedziała, że rudowłosa się nie wycofa, nawet jeśli przegrała. Co jak co, ale Emma dotrzymywała słowa. Można było na niej polegać.

Zerknęła na godzinę w prawym rogu ekranu. Natychmiast zerwała się z miejsca. Miała przeraźliwie mało czasu, a przed nią zajęcia teatralne. Zresztą spektakl zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogła przegapić żadnej próby. Po pierwsze Brigitte by ją zabiła. Po drugie wolała przećwiczyć ten scenariusz milion razy, byleby uniknąć katastrofy.

*****

Po zakończeniu zajęć, Dee razem z Ryanem podeszli do Sophie i Kevina. Obydwoje bili im brawa. Szatynka cieszyła się, że próba dobiegła końca. Po raz pierwszy na jednych zajęciach musieli przećwiczyć całość, a nie pojedyncze sceny.

- Jesteście niesamowici!- stwierdziła blondynka z entuzjazmem.- Jak dla mnie zasługujecie na Oskara, obydwoje!

- Zgadzam się. Gracie genialnie. Tak mocno wczuwacie się w wasze role... Aż lecą pomiędzy wami iskry!- dodał Kevin.

- Dziękujemy- powiedział Ryan, skłaniając się lekko.- W większości to zasługa Debbie. Moja rola jest w pewnym sensie prostsza. Mój bohater tak samo jak i ja jest w niej zakochany.

Szatynka przez moment nie wiedziała, co powiedzieć. Niby takie zwykłe słowa w związku... Jednak ciągle nie potrafiła wyrzucić z głowy myśli o pocałunku z Jamesem. Źle się czuła z faktem, że oszukiwała, okłamywała, a nawet zdradzała Ryana.

- Nie zapominaj, że jest też trochę psychiczny. No wiesz, zabił niewinną osobę, żeby zdobyć ukochaną- zauważyła Dee.- To ci równie dobrze wychodzi, chociaż wiadomo że to tylko gra aktorska. Po prostu jesteś niezłym aktorem.

Blondyn uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem.

- Jesteście taką dobraną parą- mruknęła Sophie.- Jak czujecie się z myślą, że zbliża się premiera?

- Już załatwiłem bilet na spektakl dla Leo- oznajmił Kevin z zadowoleniem.

- Super. Szczerze mówiąc, wolę o tym nie myśleć- odezwała się Debbie.- Inaczej prawdopodobnie zeszłabym na zawał i nie doczekała premiery.

Myśl o byciu na scenie, mając przed sobą zapełnioną po brzegi widownię, dosłownie ją paraliżowała. Nie czuła tremy podczas prób, ale występ przed publicznością to zupełnie co innego. Ostatnio, kiedy była na scenie przed publicznością, miała jakieś dziewięć lat. O ile dobrze pamiętała to było jakieś przedstawienie na dzień babci, nic specjalnego.

- Podobno trema mija po dłuższej chwili. Musisz tylko wyjść, zacząć grać i zapomnieć o patrzących na ciebie ludziach- stwierdził lekko Kevin.

- Łatwo ci mówić, Kev. Ty masz jedną kwestię. Nawet gdybyś chciał to zepsuć, musiałbyś się bardzo postarać.

- Ja za to w ogóle się nie stresuję- oznajmił Ryan.- Uczyłem się tekstu, ćwiczyłem te sceny niejeden raz. Myślę, że nawet jeśli dopadnie mnie trema, poradzę sobie. Nie po to tyle razy to ćwiczyłem, żeby zepsuć sztukę przed publiką.

Debbie też chciałaby mieć takie lekceważące podejście. Pewność siebie nigdy nie była jej mocną stroną, chociaż do tej pory jako tako sobie ją wypracowała. W każdym razie nie była ona wystarczająca, żeby wejść na scenę i grać jak gdyby nigdy nic. Nagle naszła ją pewna myśl. Właściwie ta sztuka specjalnie nie różniła się od jej życia. Od jakiegoś czasu tylko kłamała. Czym to się różniło od gry aktorskiej? Tylko tym, że słyszało i widziało ją więcej osób. Ta myśl nie była pokrzepiająca.

- Idziemy na kawę, skarbie?- zapytał blondyn, wyrywając ją z zamyślenia.- Chyba że masz ochotę na coś innego?

- Kawa brzmi dobrze- odpowiedziała, siląc się na lekki uśmiech. Nie potrafiła pozbyć się wyrzutów sumienia. Wiedziała, że nie zachowywała się wobec niego w porządku.

*****

Debbie z trudem udało się uwolnić od swojego chłopaka. Po raz kolejny wcisnęła mu wymówkę, że musi jechać do galerii. Ryan nie był zadowolony. Chciał spędzić z nią więcej czasu. Ostatecznie udało jej się go przekonać, że  galeria i wujek koniecznie potrzebują jej pomocy. Nie czuła się dobrze z kolejnym kłamstwem. Jednak nie potrafiła postąpić inaczej. Nie potrafiła być z nim sam na sam i karmić go kolejnymi bzdurami, historyjkami wymyślonymi na poczekaniu. Wiedziała, że w końcu będzie musiała zmierzyć się z własnymi emocjami i wyjaśnić pewne kwestie. Obecnie jeszcze nie była na to gotowa.

Postanowiła spożytkować czas wolny produktywnie. Chciała spotkać się z Leo i opowiedzieć mu, czego się dowiedziała. Nie było tego dużo. Nowy świadek, który prawdopodobnie wie kim był Artysta oraz FBI, które znacząco utrudni im działanie. Pocieszała się myślą, że być może dzięki Sindy uda się schwytać zabójcę i to wszystko się skończy. Śledztwo policyjne oraz ich własne, krwawe obrazy, ludzkie zwłoki znajdywane przeważnie w Art... Życie Dee w końcu wróci do normalności. Prawie, bo pozostawał jeszcze James.

Szatynka wybrała numer dziennikarza. Słyszała jeden sygnał, drugi i tak do momentu, gdy dobrze znany jej głos zapytał czy chce zostawić wiadomość na skrzynce. Natychmiast się rozłączyła. Nie lubiła zaśmiecać skrzynki głosowej. Z doświadczenia wiedziała, że większość tych wiadomości się nie odsłuchuje.

Wpadła na pewien pomysł. A gdyby tak pojechała do siedziby Manhattan's Skylight? Twierdził, że ma luz, więc chyba jej krótka wizyta mu nie zaszkodzi. Ponadto będzie mogła pogadać z nim bez wyciągania go z pracy. Jeśli tylko wpuszczą ją do redakcji, nie powinno być żadnego problemu. Właściwie i tak nie miała co robić.

Około dwudziestu minut później była już pod Skylight. Adres redakcji znalazła w internecie. Pokusiła się nawet na wezwanie taksówki zamiast skorzystania z komunikacji miejskiej. Kiedy spojrzała na ten nowoczesny, przeszklony wieżowiec, ogarnęły ją wątpliwości. Miała przed sobą budynek drugiej największej redakcji co najmniej w Nowym Jorku, a chciała wejść tam, jak gdyby nigdy nic, z ulicy. Na pewno mieli ochronę i nie wpuszczali znajomych swoich pracowników na pogaduszki.

Po chwili szatynka poczuła całkiem silne uderzenie w ramię. Spoglądając w bok, zauważyła że oberwała torebkę. Co ta kobieta tam nosiła?! Kamienie?!

- Bardzo przepraszam!- powiedziała brunetka z lekkim zakłopotaniem.- W porządku?

- Tak- odpowiedziała Dee, pocierając dłonią ramię. Ta torebka spokojnie posłużyłaby za broń, ale nie zamierzała tego mówić jej właścicielce. Miała przed sobą nieznacznie wyższą od niej, atrakcyjną brunetkę o oliwkowej cerze w zwiewnej kwiecistej sukience i wysokich czarnych szpilkach.- Niepotrzebnie tak długo tkwiłam w miejscu, zastanawiając się czy powinnam tam iść.

Szatynka skinieniem głowy wskazała górujący nad nimi wieżowiec.

- Widzę cię pierwszy raz, a pracuję w Skylight od dłuższego czasu. Jesteś nowa?- spytała nieznajoma.- Mogę przejść na ty?

- Jasne. Nazywam się Debbie.

- Maddie. Więc jesteś nowa? Wybacz moją ciekawość, ale to chyba cecha zawodowa.

Dee praktycznie od razu poczuła sympatię do dziennikarki. Uśmiechnęła się. Może to przypadkowe spotkanie rozwieje jej wątpliwości?

- Szczerze mówiąc, nie. Dziennikarstwo to nie jest moja branża, ale mam tu znajomego i pilnie potrzebuję się z nim zobaczyć. Myślisz, że mogłabym tak po prostu wejść do środka?

- Pewnie. Jedyny problem mógłby pojawić się, gdybyś trafiła na Snydera, a on miałby, powiedzmy, gorszy dzień... Nie będę wchodzić w szczegóły. W każdym razie ryzyko jest niewielkie. Nie masz się czym martwić- odpowiedziała Maddie z uśmiechem.

Debbie podziękowała nowo poznanej dziennikarce. Już chciała wejść do środka, kiedy przypomniała sobie o jeszcze jednym problemie. Przecież nawet nie znała piętra. Jak miała znaleźć w tym ogromnym wieżowcu jedną konkretną osobę? Mógł być na każdym z kilkudziesięciu pięter!

- Jeszcze raz dzięki za pomoc, ale chyba będę musiała odpuścić- oznajmiła po chwili z niezadowoleniem.

- Dlaczego? Jeśli to coś ważnego, nie musisz przejmować się Snyderem. Załatwię to.

- Nie znam piętra. Nie mam bladego pojęcia gdzie mogę znaleźć boks Leo...

Brunetka uśmiechnęła się zwycięsko.

- Myślę, że po raz kolejny jestem w stanie ci pomóc. Boksy dla nowych są na zaledwie dwóch piętrach. Pokażę ci które to- zaproponowała Maddie.

Szatynka wprost nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Tego dnia naprawdę jej ono dopisywało.

- Naprawdę? Będę ogromnie wdzięczna, Maddie.

- To nic wielkiego- machnęła lekceważąco ręką brunetka, wchodząc do środka. Debbie udała się za nią wprost do metalowej nowoczesnej windy. Wyglądała ona na tyle dobrze, że nie obawiała się o ewentualne usterki. Benjamin mieszkał kiedyś w dość starym budynku z równie przestarzałą windą. Raz, kiedy nią jechała, światła upiornie zamigotały, a winda na moment się zatrzymała. Na kilka następnych sekund ogarnęła ją panika. Na szczęście zaraz potem winda ruszyła i chwila grozy minęła.- Ten twój znajomy jak się nazywa? Znam wiele osób w Skylight.

Dee odpowiedziała dziennikarce, a ta uśmiechnęła się z satysfakcją.

- To ten od artykułów o Artyście? Śledzę teksty na bieżąco. Szczęściarz z niego. Za taką sensację wielu dałoby się pokroić.

- Tak. Znacie się?

- Rozmawialiśmy zaledwie kilka razy. Nieźle pisze. To tutaj. Idź w prawo do końca. Boks przy oknie.

Szatynka jeszcze raz podziękowała Maddie i poszła we wskazanym kierunku. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś spotka tę dziennikarkę. Była nadzwyczaj sympatyczna. Może kiedyś uda jej się zrewanżować za pomoc? Gorąco na to liczyła.

Zastała Leo w niewielkim boksie przy jego biurku. Po lewej miał zniewalający widok na panoramę Nowego Jorku. Też by taki chciała. Najlepiej w mieszkaniu. W galerii nie miała na co liczyć. Budynek miał dwa piętra.

- Zobaczymy się później, Kev. Przyszła do mnie Debbie, więc pewnie ma jakąś sprawę- powiedział do telefonu brunet. Potem przewrócił oczami, uniósł lekko kąciki ust, rzucił krótkie "pa" i rozłączył się.- Cześć. Rozumiem, że stało się coś pilnego, skoro postanowiłaś odwiedzić mnie w pracy. Co jest?

- Cóż... W założeniu miało to być dla ciebie wygodniejsze, bo zajmę ci tylko chwilę, a potem od razu będziesz mógł wrócić do pracy- odparła, odgarniając niesforny kosmyki włosów za ucho. Oparła się o brzeg biurka, na którym panował wyjątkowy porządek. Była pod wrażeniem. Sprzątanie nigdy nie było jej mocną stroną. Wolała w miarę uporządkowany chaos, w którym mniej więcej się orientowała.

- Mówiłem ci, że wyjście z redakcji nie jest dla mnie żadnym problemem. Jak ci się udało mnie znaleźć w tym wielkim wieżowcu?

- Pomogła mi niejaka Maddie. Też tutaj pracuje. Rozmawiała z tobą kilka razy. Wiesz o kim mówię?

- Oczywiście. Wiesz, że to siostrzenica szefa całej redakcji?

Tutaj Leo ją zaskoczył. Wytrzeszczyła oczy. Nie miała pojęcia, że rozmawia z rodziną Snydera. To dlatego mówiła jej, żeby się nie przejmowała szefem, przemknęło jej przez myśl.

- Nie wiedziałam. Była bardzo miła.

- Tak, Maddie jest niezwykle ciepłą osobą. W przeciwieństwie do jej wujka.

No proszę. Jednak miała coś wspólnego z brunetką. Obie miały wujków, którzy prowadzili własny biznes. Jednak Snyder miał znacznie większe imperium. To Benjamina zaledwie raczkowało. Kiedyś galeria sztuki na pewno będzie najbardziej rozpoznawalnym ośrodkiem sztuki nowoczesnej w Nowym Jorku.

- Po pierwsze okazało się, że ktoś widział Artystę. To znaczy przyjaciółka jednej z ofiar widziała, że ktoś je śledził i, uwaga, potrafi opisać tego typa.

- To świetna wiadomość- ucieszył się Leo.- Jeśli to nie jest żaden zbieg okoliczności, uda się złapać sprawcę.

- Właśnie. Może nie doczekamy się kolejnego krwawego obrazu! Ale to jeszcze nie wszystko. Mam jeszcze jedną informację.

- Też tak dobrą?

- Niekoniecznie. Rozmawiałam z Jamesem i niebawem wtrąci się FBI. To kwestia godzin, jednego czy dwóch dni... O ile nie uda im się wcześniej zidentyfikować sprawcy, możemy mieć problem ze zdobywaniem nowych informacji.

- Obawiam się, że w tym przypadku możemy tylko czekać. Nie mam pojęcia co moglibyśmy zrobić.

Szatynka skrzywiła się. Nie lubiła bezczynności. Nie należała też do szczególnie cierpliwych osób.

- Poza tym dzwoniłaś do architektki od wujka. Przynajmniej próbowałam się do niej dodzwonić. Odebrała asystentka i oznajmiła, że szefowa jest na wakacjach. Uwierzysz? Diane Kaufman jak gdyby nigdy nic pojechała sobie na wakacje!

Ciemnowłosy wzruszył ramionami.

- Każdy zasługuje na chwilę odpoczynku. Tylko mamy pecha, że akurat teraz postanowiła wyjechać. Próbowałaś wypytać asystentkę?

Dee prychnęła pod nosem, przypominając sobie irytujący przesiąknięty chłodem głos Christiny.

- Poniosłam porażkę. Była kompletnie niezwzruszona. Nic tylko powtarzała w kółko, że nie ma uprawnień i nic nie może zrobić.

- Nie przejmuj się. Być może te zdjęcia wcale nie będą nam potrzebne.

- Może masz rację- skapitulowała szatynka.- Udało ci się dowiedzieć coś o tym wypadku?

Twarz Leo stężała, a uśmiech zniknął. Sam jego wyraz twarzy zapowiadał złe wieści, chociaż istniały dwie opcje. Nic nie znalazł albo prawda była gorsza niż się spodziewał.

- Miałem później do ciebie zadzwonić. Ta sprawa jest lekko mówiąc dziwna- odparł dziennikarz, konspiracyjnie ściszając głos.

- To znaczy?- spytała równie cicho, dostosowując się. Spojrzała na rozmówcę z ciekawością, której nie potrafiła powstrzymać.

- Nie ma nic. Dosłownie nic. Nikt nigdy nie słyszał o jakimkolwiek incydencie w dzisiejszej galerii.

Teraz Debbie nic już nie rozumiała. Przecież właściciel musiał obniżyć cenę. Nie zrobiłby tego bez powodu. Tam musiało się coś wydarzyć. Nie widziała innej możliwości.

- Jak to możliwe? Bill kłamał?

- To jest jedno z potencjalnych rozwiązań, chociaż moim zdaniem mówił prawdę- odpowiedział ostrożnie dziennikarz. Szatynka zmarszczyła brwi. W milczeniu czekała aż Leo wznowi temat. Miał jeszcze coś w zanadrzu. Zdecydowanie nie było to nic przyjemnego.- Drugie rozwiązanie znacznie gorsze dla nas zakłada, że ktoś zatuszował sprawę. Wyczyścił wszelkie ślady, żeby zakopać tę sprawę na zawsze.

Dee wytrzeszczyła oczy.

- Chyba nie mówisz poważnie?!- wybuchnęła trochę zbyt głośno. Zaraz po tym zniżyła ton niemal do szeptu.- Myślisz, że ktokolwiek byłby zdolny do całkowitego zatarcia śladów? Nie wierzę w to. Zbrodnia doskonała zdarza się tylko w filmach czy książkach.

- Też wolałbym, żeby ten scenariusz nie był prawdziwy. Uwierz mi. Jednak... Skłaniał się ku temu drugiemu rozwiązaniu. Próbowałem wszystkiego. Wykorzystałem każdy z moich kontaktów i nic.

Szatynka starała się poskładać to wszystko w głowie. Teoria Leo miała sens, choć nie była zbyt optymistyczna. Niewątpliwie doszło do prawdziwej zbrodni. Nikt nie zadawałby sobie tyle trudu, żeby ukryć błahostkę. Wierzyła, że dziennikarz zrobił wszystko co było w jego mocy, aby dokopać się do prawdy. Mieli do czynienia z profesjonalistą.

- Wiesz, że w przeszłości nawet nie takiej dalekiej znajdziesz przykłady zbrodni doskonałej?- odezwał się po chwili dziennikarz. Debbie pokręciła głową.- Nie słyszałaś o Potworze z Florencji?

- Nie. Kto to?

- Seryjny morderca. Zabijał kochanków, którzy chcieli spędzić czas sam na sam na uboczu miasta. Chodzą na jego temat różne plotki. Niektórzy twierdzą, że wszystkie przypisywane mu zabójstwa to działanie różnych osób, którzy inspirowali się pierwszymi zbrodniami. Wiele elementów nie trzyma się kupy. Nie będę cię zanudzać szczegółami.

- Nie aresztowano go?

Leo zaśmiał się bez cienia wesołości.

- To śledztwo było pasmem niepowodzeń. Było kilku podejrzanych, ale zazwyczaj wychodzili oni z więzienia tuż po kolejnej zbrodni. Za każdym razem podstawy składały się jedynie z domysłów. W pewnym momencie podejrzewano nawet sektę satanistów, sędzia wierzył w teorie spiskowe jakiejś szurniętej paniusi z internetu, a dziennikarz, który śledził sprawę został oskarżony o bycie Potworem.

- Serio? I co stało się z tym dziennikarzem? Był winny czy nie?

- Oczywiście, że nie. Mario Spezi nawet napisał o tym książkę razem z Douglasem Prestonem, który tak jak on uczestniczył w tej sprawie. Spezi był jedynie ofiarą systemu i nawiedzonego sędziego. Ale wiesz co jest najciekawsze?

- Powiedz mi.

- Ostatni podejrzany nie dożył procesu, chociaż skłaniano się ku wnioskowi, że nie jest Potworem i to było w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym. Nigdy nie ujęto sprawcy. Według szacunków może mieć teraz trochę ponad pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt parę lat.

Debbie przeszedł dreszcz. Czegoś takiego się nie spodziewała. Od ostatniego procesu minęło nieco ponad dwadzieścia lat. Ciężko było jej uwierzyć, że w obecnych czasach może mieć coś takiego miejsce. Przerażała ją myśl, że Potwór z Florencji może gdzieś tam być, na wolności.

- Przypomnij mi, żeby omijać Florencję szerokim łukiem, jeśli kiedykolwiek wpadnę na pomysł odwiedzenia Włoch- poprosiła, co jej rozmówca skomentował śmiechem.

- Myślisz, że został we Florencji? Moim zdaniem wyleciał za granicę. Nie mam pojęcia gdzie. Zresztą może dalej zabijać, tylko w bardziej dyskretny sposób. Bez rozgłosu.

- Nawet tak nie mów- wzdrygnęła się szatynka.- To okropne. Myślisz, że kupił sobie dom na uboczu i składuje zwłoki swoich ofiar w piwnicy? A jego ofiary to oczywiście przejezdni turyści...

Nie zdążyła skończyć zdania, kiedy przerwał jej własny telefon. Ktoś właśnie do niej dzwonił. Miała nadzieję, że to nie był Ryan. Zmarszczyła brwi. Nieznany numer. Po chwili namysłu odebrała.

- Zaraz wrócimy do rozmowy. Muszę odebrać- poinformowała dziennikarza, który pokiwał głową ze zrozumieniem.- Halo?

- Debbie? Mówi Sindy. Pamiętasz mnie?

Chwila strachu i niepokoju minęła. Rozmowa o seryjnym zabójcy, a potem telefon od nieznanego numer wcale nie były dobrym połączeniem. Gdy tylko usłyszała głos Sindy, odetchnęła z ulgą.

- Jasne. Cieszę się, że dzwonisz. W porządku?

- To zależy- odpowiedziała wymijająco czarnowłosa.- Masz czas spotkać się i pogadać? Potrzebuję wyjść z domu, przewietrzyć umysł, wyrzucić to z siebie albo zapomnieć na chwilę... Sama nie wiem. Twoja prośba jest aktualna?

Szatynka przytaknęła. Było jej szkoda Sindy. Śmierć bliskiej osoby dosłownie wywracała twoje życie do góry nogami, niszczyła je i rozsypywała na kawałki. To co powstanie później z odłamków zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Jeśli mogła w jakikolwiek sposób pomóc Sindy, była gotowa to zrobić.

- Jak długo zajmie ci dojazd do Central Parku? Moim zdaniem to odpowiednie miejsce na spacer. Potem możemy pójść, gdzie będziemy miały ochotę. Pasuje ci?

- Jak najbardziej. Będę za dwadzieścia minut. Do zobaczenia.

Sindy się rozłączyła, a Dee posłała dziennikarzowi przepraszające spojrzenie. Mieli dokończyć rozmowę, ale nie mogła zostawić Sindy na lodzie.

- Przepraszam. Nie mogłam jej odmówić. Rozmawiałam z przyjaciółką jednej z ofiar, z tą co być może widziała Artystę... Mocno przeżywa śmierć bliskiej osoby.

- Nie musisz się tłumaczyć. Nie ma sprawy. Myślę, że ona bardziej potrzebuje twojej obecności niż ja w tym momencie.

Debbie uśmiechnęła się. Leo czasami tak dobrze ją rozumiał. Pożegnała go i obiecała, że później zadzwoni. Skierowała się do windy. Niestety nie spotkała po drodze Maddie. Za to cieszyła się, że nie miała wątpliwej przyjemności w postaci poznania owianego legendą postrachu Skylight.

Szatynka nie czekała długo na Sindy. Dziewczyna przyszła na czas. Przywitała ją z nikłym uśmiechem. Na początku nie rozmawiały o niczym ważnym. Te głupoty obydwóm poprawiły nastrój. Przez chwilę obie poczuły się jak dawniej, kiedy największym zmartwieniem było zbliżające się kolokwium. Żadnych śmierci, ciał, śledztw i morderców, a zwykłe studenckie życie wypełnione znajomymi i imprezami.

- Myślisz, że kiedyś jeszcze będzie tak jak dawniej?- spytała w pewnym momencie Sindy. Rzuciła jej pytające spojrzenie. Ciemnowłosa posłusznie rozwinęła temat.- Ten ból i smutek znikną, a ja przestanę rozklejać się na myśl o przyjaciółce? Albo będę potrafiła z uśmiechem wspominać dzieciństwo i podstawówkę? Wiesz, że znałyśmy się od podstawówki? Była dla mnie jak siostra.

- To zabrzmi okropnie, ale z czasem da się do tego przyzwyczaić. Ludzie potrafią przywyknąć do wszystkiego. Tak mi się wydaje.

Sindy skinęła głową, choć jej oczy lśniły od łez. Zamiast odpowiedzi po prostu uściskała Debbie. Ta odwzajemniła gest, chociaż bynajmniej się go nie spodziewała.

- Dziękuję. Jesteś wspaniałą osobą, Dee.

Te słowa sprawiły, że zrobiło jej się cieplej na sercu. W obliczu ostatnich wydarzeń skłaniała się ku czemuś zupełnie przeciwnemu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro