04.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mijały dni. Mijały tygodnie. Byłam dumna ze swojej pracy. Naprawdę postarałam się o promocję dla Monsta. Załatwiałam wszystkie możliwe programy, które jeszcze bardziej mogły podnieść ich popularność. Dbałam o nich naprawdę dobrze. Wszyscy byli mi niezmiernie wdzięczni, wszyscy oprócz jednej osoby. Moja relacja z Wonho weszła na jeszcze gorsze tory. Próbowałam wszystkiego, próbowałam traktować go tak jak on mnie, ale dostawałam z powrotem z podwójną mocą, próbowałam dbać o niego jak najlepiej potrafiłam, ale wtedy też obrywałam podwójnie. Nic nie pomagało, nawet rozmowy z managerem, który sam zauważył, że jest coś na rzeczy. Sól we wszystkich napojach i potrawach, które spożywałam, najważniejsze notatki i numery zamazane markerem, przyklejanie gum do krzeseł na których siedziałam, ciągnięcie mnie za włosy, podstawianie nogi, to były tylko te najbardziej lżejsze kary, które od niego otrzymywałam. Ale nie dawałam się złamać. Dzięki tej pracy moja ambicja wzrosła i wiedziałam, że nie dam się stąd wyrzucić przez gówniarskie zaczepki jednego faceta. Przyzwyczaiłam się do nich. Nawet się ich spodziewałam. Najbardziej irytowało w tym wszystkim to, że jemu się to nie nudziło. Z każdym dniem patrzył na mnie jeszcze z większą pogardą. Nie raz reszta zespołu starała się w to wtrącić, ale wybijałam im to z głowy. Największą moja porażką było by to gdyby się pokłócili, bo nie wiedziałam co mogło by się stać potem. Pracujemy bardzo ciężko o ich stanowisko w świecie i nie chciałabym tego zaprzepaścić przez takie coś.

- Patrz jak chodzisz! – poczułam uderzenie w ramię i usłyszałam krzyk.

Spojrzałam w górę. Znowu on. Nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam siły się dzisiaj z nim użerać. Przeszłam obojętnie wzruszając tylko ramionami. Już nawet nie czułam bólu przy uderzeniach, które otrzymywałam, moje ciało chyba już się przyzwyczaiło i tylko czekało na kolejny cios.

- Ty, damski bokser – usłyszałam męski głos koło siebie – przeproś ją.

Znowu mój wzrok skierował się w górę. Kojarzyłam jego twarz, ale na pewno nie pracował u nas w agencji. Też był idolem. Widziałam go nie raz w telewizji i nie raz słuchałam jego piosenek.

- Jackson? Co Ty tu robisz? – odwrócił się Wonho w naszą stronę.

- Przyszedłem do Jooheona w sprawie nowej piosenki, a teraz przeproś powiedziałem – jego głos był stanowczy, ale nie liczyłam na to, że Wonho kiedykolwiek ma zamiar użyć tych słów wobec mnie – nie słyszysz co powiedziałem?

- Nie, nie trzeba, nic się nie stało – wtrąciłam.

- Widziałem przecież, zrobił to umyślnie, jak Ci się podoba to wystarczy ją zaprosić na randkę, a nie łamać jej ramię – zaśmiał się – patrz jak Ty wyglądasz, a jak ona, przecież to kruszynka jest – spojrzał na mnie i puścił oko.

- Proszę Cię, to coś ma mi się podobać? – zaczął się śmiać Wonho – przez szmatę bym jej nie dotknął – po tych słowach Jackson ruszył w jego stronę lekko go popychając.

- Przekraczasz granicę Wonho – syczał pod nosem Jackson.

- A Ty nie jesteś u siebie – ich głowy się stuknęły.

Czułam, że za chwilę naprawdę będzie gorąco. No jeszcze tego mi brakowało, by się pobili na środku korytarza. Rzuciłam swoje notatki, podbiegłam do nich szybko i próbowałam ich rozdzielić, ale Wonho złapał mnie za koszulę i praktycznie wyrzucił mnie na bezpieczną odległość od nich.

- Przestańcie do cholery! – podniosłam głos znowu próbując ich rozdzielić, bo obydwoje mieli już zaciśnięte pięści.

Obydwoje podnieśli wzrok na mnie.

- Masz szczęście, że ona tu jest, bo inaczej by się skończyło, ogarnij się – znowu popchnął Wonho i poszedł przed siebie.

Zostałam z Wonho sama na korytarzu. Z daleka dało się czuć jaka wściekłość z niego buzuje. Nie chciałam tu być ani sekundę dłużej. Czułam, że zaraz mi się oberwie. Odwróciłam się i próbowałam iść w swoją stronę. Ale nie mogłam zrobić ani kroku, bo złapał mnie za nadgarstek i przybił mnie do ściany. Czułam jego oddech na swojej szyi. Miał wzrok szaleńca. Pierwszy raz odkąd tu pracuje naprawdę się go bałam.

- Zadowolona jesteś z siebie? – zapytał ciągle patrząc mi w oczy – Teraz dopiero zacznie się piekło asystentko – przybliżył swoją twarz do mnie jeszcze bardziej i wyszeptał mi do ucha.

Odsunął się ode mnie i odszedł. Stałam przerażona opierając się o ścianę. Ręce mi się telepały. Podniosłam z ziemi notatki, które upadły mi gdy próbowałam ich rozdzielić i poleciałam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i chlapnęłam sobie wodą w twarz. Nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego on tak robi. Naprawdę się starałam, a teraz? Teraz czuję, że dopiero odczuje jego gniew. Ogarnęłam się, by nie było po mnie widać, że cokolwiek się wydarzyło i poszłam do sali, w której była reszta zespołu. Jackson też tam był. Ale nie skomentował nic, więc on też zostawił tą informację dla siebie. Cieszyłam się, bo tak powinno być. Nie chciałam by oni byli świadomi jak bardzo zaczęłam się bać ich kolegi z zespołu i nie mam zielonego pojęcia do czego będzie w stanie się tym razem posunąć.

Dochodził koniec dnia, większość pracowników już opuściła firmę. Ja niestety musiałam pozałatwiać jeszcze parę rzeczy dlatego zostałam po godzinach. Gdy skończyłam za oknem był już wieczór, złapałam za swoje rzeczy i wyszłam ze swojego gabinetu. Tuż przed wyjściem usłyszałam dziwne odgłosy. Odwróciłam się, ale nic za mną się nie znajdowało, ale dziwne odgłosy były coraz głośniejsze. Wytężyłam słuch jeszcze bardziej i po chwili dosłyszałam, że ów dziwne odgłosy to było miauczenie kota.

- Kot w agencji? – zadałam sobie sama pytanie zmierzając w stronę odgłosów.

Miauczenie dochodziło z niewielkiego pomieszczenia, które na co dzień zajmowała sprzątaczka. Otworzyłam delikatnie drzwi i weszłam do środka, by znaleźć tego kota. Odgłosy w jednym momencie ucichły. Usłyszałam za sobą trzask zamykających się za mną drzwi i przekręcanie kluczyka. Szybko się na nie rzuciłam, ale nie mogłam ich otworzyć. Zaczęłam w nie walić pięściami.

- Halo?! Proszę otwórzcie! Błagam! – krzyczałam, a łzy podchodziły mi pod oczy – mam klaustrofobię, błagam!

Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Siedziałam w ciemnym, małym pomieszczeniu, do którego nie dochodził żaden zalążek najmniejszego światła. Byłam przerażona. Zsunęłam się po drzwiach i upadłam na kolana. Nie wiedziałam co mam robić. Nikogo nie było w agencji o tej porze, jedynie ochroniarz, który rzadko wyruszał w nocy na przechadzki po firmie. Wiedziałam, że utknęłam. Z paniki zaczęłam drapać podłogę. Naprawdę się bałam. Nigdy nie poruszałam się windą, zawsze omijałam małe pomieszczenia. A teraz znajduje się w jednym z nich. Zamknięta i samotna. Czułam nacisk na swoją głowę. Czułam, że już po paru chwilach tu nie było ze mną dobrze. Dostałam drgawek, a usta mi spierzchły. Zamknęłam oczy i upadłam na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro