08.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Dominika, ktoś do Ciebie! – usłyszałam krzyk mamy z dołu.

Byłam wykończona po całym kolejnym dniu pracy, naprawdę nie miałam ochoty na jakiekolwiek odwiedziny kogokolwiek. Zwlekłam się z łóżka z przymusu. Zeszłam na dół i zobaczyłam w drzwiach Jacksona.

- Coś się stało? Nie zrobiłam czegoś? – zapytałam patrząc na niego.

- Nie – zaśmiał się – Ty zawsze tylko o pracy – wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi – przecież idziemy na imprezę do Monsty, znowu zapomniałaś?

- Nie, po prostu się tam nie wybierałam, chodź – zaprosiłam go do swojego pokoju.

- Chłopaki od rana do mnie piszą bym Cię zgarnął, liczą na Ciebie, nie stęskniłaś się? – zaśmiał się rozkładając się na łóżku.

- Stęskniłam, ale... - głęboko wypuściłam powietrze.

- Nie przejmuj się nim, ja będę tam z Tobą, ze mną krzywda Ci się nie stanie – uśmiechnął się – masz pół godziny, zbieraj się.

Niechętnie wzięłam się za ogarnianie. Z jednej strony chciałam tam iść, ale z drugiej miałam ogromną blokadę. Ale wiedziałam, że Jackson choćby siłą, wyciągnie mnie z tego domu. Nie miałam tu nic do gadania. Wzięłam szybki prysznic i ogarnęłam się byle jak, by mieć to już za sobą.

- Tak chcesz iść? – usłyszałam Jacksona, który podniósł się z łóżka i zmierzył mnie wzrokiem – pokaż, coś Ci wybiorę – zajrzał do mojej szafy i rzucił we mnie paroma ciuchami.

Poszłam się przebrać w to co mi wybrał, nie powiem wyglądałam w tym naprawdę dobrze, ale nie chciałam mu tego przyznać. Nie chciałam się stroić, ale mnie do tego znowu zmusił. Nie potrafiłam mu odmówić, może dlatego że od 8 do 15 był moim szefem i tak go cały czas traktowałam. Podszedł do mnie od tyłu i rozpuścił moje związane włosy.

- Nawet nie byłem świadomy, że mam tak piękną asystentkę – zaśmiał się.

- Przestań – odepchnęłam go od siebie – idziemy? – kiwnął głową, złapaliśmy za kurtki i wsiedliśmy do jego samochodu.

Podróż nie trwała długo, bo Jackson jeździ jak szalony. Nie zdążyliśmy nawet zamienić słowa. Chwila minęła i już byliśmy pod drzwiami do dormu Monsty. Odetchnęłam głęboko mówiąc sobie, że dam sobie radę. Nie jestem sama. Będą chłopaki, będzie Jackson, po prostu muszę się ich trzymać. Nie wiedziałam czy zachowanie Wonho się zmieniło, czy nie, ale nadal się po prostu zwyczajnie bałam. Przeszły mi ciarki po całym ciele, gdy przypomniałam sobie swój strach gdy zostałam zamknięta w tej cholernej kanciapie.

- Jackson! Dominika! Jesteście! – krzyknął Minhyuk otwierając nam drzwi i od razu rzucił się z uściskiem – tylko Was brakowało.

- To ona się tak długo szykowała, wiesz kobiety – zaśmiał się Jackson, a ja z groźną miną zmierzyłam go wzrokiem.

- Wyglądasz pięknie, jak zawsze – wynurzył się zza pleców Minhyuka Jooheon.

- Wpuścicie nas czy długo mamy tak stać w drzwiach? – odpowiedziałam na ich zaczepki z poirytowaniem.

Weszliśmy do środka. Jak na ich miniaturowe mieszkanie naprawdę przyszło sporo osób. Starałam się przywitać z każdym. Byli chłopaki z GOT7, poznałam chłopaków z Seventeen, pojawiło się także Sistar i reszta ludzi pracujących w StarShip. Cieszyłam się na ich widok, ale ciągle obracałam się za siebie czy czasem nie ma w pobliżu Wonho. W końcu napotkałam jego wzrok, stał w koncie popijając drinka i przyglądając mi się. Szybko odwróciłam się do niego tyłem i od razu pożałowałam, że się tu pojawiłam.

Impreza rozkręciła się na dobre. Przelewały się ogromne ilości alkoholu, większość już była pijana. Ja starałam się nie pić tyle, nie wiem co mnie powstrzymywało. Ale ciągle zajmowałam parkiet jak to nie z chłopakami z Monsty, tak z zresztą przybyłych gości. W pewnym momencie zapomniałam o strachu, po prostu dobrze się bawiłam. Nie obchodziło mnie czy on się koło mnie kręci. Zaczęłam uświadamiać sobie, że on nie zrobi mi nic, bo już by to zrobił. A może i go przeleciał strach, że cokolwiek powiem, że powiem prawdę, a to na pewno przyjemnie by się dla niego nie skończyło.

Byłam zmęczona ciągłym tańcem, dlatego na chwilę przystanęłam sobie z boku i obserwowałam ludzi. Uśmiechnęłam się, bo naprawdę lubiłam tych ludzi i patrząc na nich jak dobrze się bawią radowało to moje serce.

- Chcesz drinka? – usłyszałam obok siebie i zobaczyłam przed sobą szklankę.

- Tak – uśmiechnęłam się biorąc szklankę myśląc, że to Jackson.

Podniosłam wzrok, zobaczyłam jego twarz. Zmroziło mnie. Zobaczyłam Wonho uśmiechającego się do mnie. Chciałam uniknąć takiej sytuacji, a ona i tak nastąpiła.

- Czego chcesz? – zapytałam, udając że ani trochę nie przeraził mnie jego widok tak blisko mnie.

- Nie udawaj odważnej, widzę że się cała telepiesz gdy tylko mnie widzisz – podszedł do mnie jeszcze bliżej.

- Sprawia Ci to przyjemność? – on się przybliżał, a ja momentalnie oddalałam.

- Nawet nie wiesz jak wielką – czułam znowu jego oddech na swojej szyi i widziałam jego szaleńczy uśmiech kątem oka.

Nie miałam jak dalej się od niego odsuwać, przybił mnie praktycznie do szafy i nie miałam pola by uciec. Zamknęłam oczy, nie chciałam na niego patrzeć. Czekałam tylko na rozwój wydarzeń. Przygotowałam swoje włosy mentalnie do tego, że zaraz zostaną pociągnięte, moje ramię że dostanie znowu cios.

- Odsuń się od niej – usłyszałam głos Jacksona i otworzyłam z powrotem oczy.

Jackson odsunął ode mnie Wonho, a raczej odepchnął go z całej siły na bezpieczną odległość.

- Ile mam razy powtarzać byś się do niej nie zbliżał? – znowu zaczął Jackson podchodząc do Wonho, a wszyscy goście zwrócili swój wzrok na ich dwójkę.

- A ile razy mam Ci powtarzać, że nie jesteś u siebie? Znowu? – w powietrzu dało się wyczuć naprawdę ciężkie powietrze, ciśnienie wzrosło momentalnie.

- Chłopaki, przestańcie, nie dzisiaj – próbował ich rozdzielić Jooheon.

- Nie pozwolę by ten idiota znowu ją skrzywdził, rozumiesz? – Jackson podniósł głos odwracając wzrok na mnie – przepraszam, muszę im powiedzieć – chwilę na mnie popatrzył, a potem znowu skierował się w stronę Wonho – jak wszyscy wiecie, moja asystentka pracowała przez kilka tygodni w Monstą, wiecie też zapewne, że Wonho był tym który ciągle robił jej głupie żarty, można było by pomyśleć, że ona mu się podoba – zaśmiał się – ja odniosłem takie wrażenie jak ich pierwszy raz razem zobaczyłem, ale zobaczyłem też że on nie ogranicza się wobec niej z siłą, nie podniósł na nią ręki ani nic z tych rzeczy, ale popychał ją, gnoił mówiąc, że nie dotknął by jej przez szmatę...- zatrzymał się.

- Jackson, proszę – przerwałam mu, bo łzy podchodziły mi pod oczy, wiedząc do czego to doprowadzi.

- Nie! – krzyknął – on się nad nią znęcał, nie tylko psychicznie ale i fizycznie, każdego kolejnego dnia, każdego kolejnego cholernego dnia ona bała się przychodzić do pracy, a on pokazywał innym tylko że to głupie zaczepki, aż w końcu doprowadził....- znowu nie mógł dokończyć.

- Doprowadziłem, doprowadziłem do tego że wylądowała w szpitalu, tak to ja zamknąłem ją w tym pokoju, tak to ja słyszałem jak błagała mnie bym otworzył, że się boi i to ja ją tam zostawiłem na całą noc, tak to ja doprowadziłem do tego, że odeszła z pracy – Wonho mu przerwał wykrzykując wszystko, a w mieszkaniu zrobił się niesamowity szmer po tych słowach – Zadowolona jesteś teraz? Pytam jesteś?! – ruszył w moją stronę, ale Jackson i Jooheon go powstrzymali sprzedając mu solidne ciosy w brzuch.

Zaczęło się zamieszanie, Jackson bił się z Wonho na środku salonu, a reszta próbowała ich rozdzielić, ale bezskutecznie. Chłopaki z Monsty stali osłupieni nie wierząc w to co właśnie usłyszeli od samego Wonho. Przerosło mnie to. Nie chciałam by tak to wszystko się skończyło. Nie potrzebnie tu przyjeżdżałam. Łzy pojedynczo zaczęły lecieć po mojej twarzy. Nie chciałam tu spędzić ani sekundy dłużej. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych ale Kihyun po drodze mnie zatrzymał.

- Gdzie idziesz? – zapytał.

- Do domu – próbowałam się wyrwać z jego uścisku.

- Odprowadzę Cię – puścił mnie i złapał za kurtkę.

Obydwoje wyszliśmy z dormu. Przez połowę drogi nie odezwaliśmy się do siebie słowem, było tak niezręcznie.

- Dominika – stanął przede mną tarasując mi drogę – ja nie wiedziałem, dlaczego nam nie powiedziałaś?

- Kihyun, jak mogłam powiedzieć? Monsta miało się rozpaść przeze mnie? Zwariowałeś? – znowu się rozpłakałam.

- Monsta jest ważne, to całe moje życie, ale nie chcę pracować z człowiekiem, który tak ranił kogoś kto tyle dla nas zrobił – przytulił mnie do siebie mocno – jak on mógł się do czegoś takiego posunąć i jeszcze kłamać, że nie ma z tym nic wspólnego, naprawdę myśleliśmy, że to głupie zaczepki, choć tłumaczyłem Ci i jemu, że mi się to nie podoba, że żadnemu z nas się to nie podoba, a on zrobił coś takiego, co jakby posunął się do czegoś gorszego? – głaskał mnie po włosach.

- Kihyun, nie mówmy już o tym i o nim, chcę być już w domu – odsunęłam się od niego i poszłam przed siebie.

Kihyun odprowadził mnie pod same drzwi, ciągle przepraszając, że nie zrobił nic by uniknąć takich sytuacji. To było za dużo. Nie chciałam robić z siebie kozła ofiarnego, nie chciałam by tak to wszystko się skończyło, ale teraz już czasu nie cofne. Bałam się co przyniosą mi kolejne dni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro