33.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z Dominiką psychicznie z każdymi godzinami było coraz gorzej. Z chłopakami zresztą nie lepiej. Tracili nadzieję z każdą kolejną informacją, że nadal poszukiwania lekarzy nie przyniosły skutków. Nawet fotoreporterzy, którzy starali dotrzeć do szpitala i informacji na temat stanu Wonho odpuścili.

- Dominika, chodź zawiozę Cię do domu, musisz się przespać, wyglądasz jak trup – usiadł obok Dominiki zmartwiony Jackson – reszta zostanie, jak by coś miało się dziać od razu zostaniesz poinformowana.

- Nie – odpowiedziała od razu.

- Jackson ma rację, drugi dzień i drugą noc tu siedzisz, wykończysz się – dopowiedział Kihyun.

Dominika spojrzała na nich przez swoje spuchnięte i ledwo otwarte oczy. Ledwo trzymała się na nogach od chodzenia tam i z powrotem, pomiędzy poczekalnią, a salą Wonho. Była jedyną osobą, która nie opuściła szpitala od czasu kiedy Wonho został tu przywieziony. Niestety szpital w tym okresie był całkowicie zapełniony, więc nie byli w stanie nawet zapewnić jej łóżka, jej łóżkiem zostały niewygodne krzesła w poczekalni, na których zwyczajnie nie dało się nawet zasnąć. Potrzebowała snu i chwili odpoczynku, ale myśl że miałaby go zostawić bardziej ją przerażała.

***

- Panienko – usłyszeliśmy damski głos koło siebie – jeśli nie chce panienka opuścić szpitala, a widzę że potrzebuje panienka się położyć udostępnimy wyjątkowo naszą kanapę w pokoju pielęgniarek – zobaczyłam uśmiech już dobrze znanej mi pielęgniarki – bo już nie możemy patrzeć jak się męczysz.

- O, bylibyśmy bardzo wdzięczni – krzyknął uradowany Jooheon – naprawdę się o nią martwimy.

- Nie ma o co, ja naprawdę czuję się dobrze – wstałam szybko z krzesła i nic więcej nie widziałam.

Widziałam jedynie zarysy postaci i głuche odgłosy, których nie byłam w stanie zweryfikować. Dalej nie czułam już nic.

***

- Dominika, kurwa, Dominika! – Jackson próbował ocucić nieprzytomną Dominikę leżącą na zimnej posadzce szpitala – jeszcze tego nam tylko brakowało.

Chwilę później przylecieli ratownicy przenosząc ją na łóżko szpitalne i podłączając ją do odpowiednich urządzeń. Jackson pobiegł za nimi, by móc przy niej być.

- Może być jeszcze gorzej? – zapytał Shownu.

***

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leże na szpitalnym łóżku podłączona do kroplówki. Spojrzałam w lewo gdzie spał trzymając mnie za dłoń Jackson. Próbowałam wyciągnąć dłoń z jego mocnego uścisku bez obudzenia go, ale on momentalnie podniósł głowę.

- Obudziłaś się w końcu – uśmiechnął się.

- Co się stało? – zapytałam.

- Zemdlałaś z wyczerpania organizmu, spałaś prawie 13 godzin – odpowiedział.

- Ile?! – krzyknęłam odczepiając sobie kroplówkę i wyskakując na równe nogi z łóżka.

- Dominika co Ty robisz? – słyszałam za sobą krzyk Jacksona.

Nie obchodziło mnie już nic, słysząc ile godzin spędziłam na śnie i ile mogło mnie ominąć ruszyłam do sali Wonho. Biegłam ile sił miałam w nogach. Zostawiłam go na tak długo, a powinnam być przy nim cały czas. Byłam na siebie zła, że mój organizm tego nie wytrzymał.

Wpadłam do pomieszczenia, w którym leżał Wonho. Łzy napłynęły mi do oczu. To był koniec? Ja przespałam koniec? Nie miałam szansy się pożegnać? Łóżko Wonho było całkowicie puste, pościel była zmieniona, a urządzenia zniknęły. Upadłam na kolana rozpłakując się jeszcze głośniej i mocniej. To było ponad moje siły. Miałam do siebie przyswojony fakt, że tak może się stać, ale teraz widząc puste, czyste łóżko i żadnego śladu po Wonho dotarło do mnie, że to się stało. Że zostawił nas wszystkich. Przeze mnie. Dopiero teraz poczułam co to ból. Pierwszy raz w życiu towarzyszyło mi takie uczucie. Pierwszy raz tak bolało. Skuliłam się jeszcze mocniej wbijając pazury w zimną posadzkę, wyrywając sobie włosy z głowy. Czułam się jak opętana, ale ból rozdzierał mnie od środka. Nie chciałam żyć. Nie chciałam żyć bez niego.

- Dlaczego? Dlaczego?! – krzyczałam.



--------------------------------

bardzo krótka część, bo będę powoli kończyła to opowiadanie! :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro