XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czekaj - Mia mnie dogoniła, kiedy w biegu dopinając kurtkę opuszczałam budynek.

Jest lato, ale pada deszcz więc Fredo przywiózł mi zieloną przeciwdeszczówkę.

- Co? - Spojrzałam na nią i zwolniłam kroku.

- Cały dzień mnie jakby unikasz - Powiedziała urażona - Coś się stało?

- Niee - Machnęłam ręką i poprawiłam futerał zwisający mi z ramienia - Tak jakoś wyszło. Nie obrażaj się.

- A ten... Widziałyśmy z Jas to jak pan Daniel wepchnął cię do sali.

- I co z tego? - Uśmiechnęłam się delikatnie, odwracając głowę aby tego nie zauważyła.

Dalej myślałam o naszej rozmowie. Nie była jakaś długa ale kiedy przyznał się, że myśli o mnie naprawdę... Poczułam się inaczej. I inaczej zaczęłam go postrzegać.

- Zrobił ci krzywdę? - Położyła dłoń na moim ramieniu - Możesz mi wszystko powiedzieć.

- Co? - Popatrzyłam na Mię zdezorientowana - On... Nie, nic mi nie zrobił, rozmawialiśmy tylko, a czemu pytasz?

- Bo wiem jaki on jest - Odparła - Gdyby kiedykolwiek zrobił ci krzywdę to pierwsze co biegnij do mnie. Wiesz gdzie mieszkam.

- Tak, wiem ale... O co tu chodzi? - Zmarszczyłam brwi.

- Długa historia i nie na teraz. Wpadniesz nawet dzisiaj? To ci opowiem.

- Do której? - Spytałam.

- Możesz nawet u mnie spać, jeśli chcesz.

- Nie wiem... Przecież znasz Danny'ego. Bywa surowy.

- Nie dramatyzuj. Nic się nie stanie, posiedzisz godzinkę i wrócisz.

Nie uważałam tego za dobry pomysł. Zwłaszcza, kiedy Mia zacznie palić, wtedy prawdopodobnie stracę zęby. Ale... Mimo wszystko zgodziłam się. Nigdy u niej nie byłam i w sumie niegrzecznie byłoby odmówić. Za to nie raz przebywałam pod jej domem, kiedy musiała iść po klucze czy coś.

Mieszka kilka alejek ode mnie, w dużym domu. Jej rodzice z zawodu są lekarzami, matka pediatrą a ojciec kardiologiem. Widziałam tylko jej mamę, czarnoskóra, piękna po czterdziestce. Spotkałam ją przypadkiem pewnego dnia, w parku. Mia ma młodszą siostrę, charyzmatyczną i temperamentną. Pobiła moją Julliet łopatką w piaskownicy, a ja prawie posikałam się ze śmiechu.

Byliśmy pod jej domem kilka minut później. Mia otworzyła drzwi kluczem i poszła do salonu, więc w tym czasie się rozebrałam.

- Nie ściągaj butów - Zganiła mnie jej mama - I tak muszę umyć podłogę, Sandwich całą zabłocił.

I wtedy dostrzegłam wesołego kundelka, którego od razu rozpoznałam. Jak szłam na malinowe wzgórze drapał się jak dziki przy ulicy. Piesek posłał mi pocieszne, szczere spojrzenie na co uśmiechnęłam się pod nosem. Zdecydowanie bardziej lubię koty, chociaż Sandwich jest uroczy.

Przedpokój był ładnie urządzony. Ciemno czerwone ściany i brązowa szafa, schowek na buty, wieszaki a nawet ława.

- Chodź - Mia pojawiła się z talerzem ciasteczek.

Układ domu był praktycznie taki sam, jak u Danny'ego. Czy wszyscy w tym mieście żyją według schematu? Ja na przykład trochę bym go przebudowała, no chyba, że nie można.

Poszłyśmy do jej pokoju. Gdybym nie wiedziała, w życiu bym nie powiedziała, że to sypialnia dziewczyny. Wszędzie plakaty, ciemne meble, lekki bałagan i zasłonięte żaluzje. Było tu ciemno, chłodno i pachniało fajkami i pierniczkami.

Dziewczyna obdarowała mnie ciastkami, które udawałam, że gryzę, zaś tak naprawdę urywałam kawałek po kawałku i upychałam do kieszeni kiedy nie patrzyła.

- Chcesz koc? - Zapytała widząc, że lekko dygoczę z zimna.

- Tak, proszę.

- Jest na łóżku. Nie krępuj się, idę zaparzyć herbaty.

Usiadłam na miękkim materacu i nakryłam się niebieskim, ciepłym kocem. Od razu zrobiło mi się milej, gdy obserwowałam jaka burza rozpętała się na zewnątrz, a ja mogę wygrzewać się tutaj. Jej pokój był naprawdę przytulny, ale męski.

Wróciła po pięciu minutach z dwoma kubkami gorącego napoju. Jeden dała mi.

Mia zrobiła to, czego najbardziej się bałam. Wyjęła papierosa z segregatora na szafce (świetna kryjówka).

- A co jak mama wejdzie? - Zapytałam ją.

- Shh... Wyrzucę do kubka - Wskazała na różowe naczynie na biurku.

Postanowiłam szczelniej okryć się kocem, to może smród na mnie nie przesiąknie. Herbata była o smaku cynamonowym. Wzięłam jednego pierniczka z talerza i już miałam go wyrzucic do kieszeni, ale poczułam jego zapach. Wspaniały, korzenny, delikatny. Idealnie komponował się w aromatyczny napar. Zanurzyłam ciasteczko w cieczy po czym włożyłam do ust. Nieziemsko pyszne.

Ciepło rozlało mi się w całym organizmie. Później wzięłam kolejne i kolejne, aż w końcu nie zostało nic. Nim się obejrzałam Mia skończyła palić.

- Chcesz coś jeszcze? Może zjesz z nami obiad?

- Jasne.

I tak zjebałam. Kiedy jadłam nie czułam zupełnie nic ale teraz... Okropne wyrzuty. Trudno. Jeden dzień i od jutra wracam do formy.

Wyjęłam telefon i wybrałm numer Daniela. Nie wierzę, że to robię.

- Cześć - Powiedziałam gdy odebrał.

- O co chodzi? - Rzucił na wstępie.

- Poszłam do Mii, będę o siedemnastej, dobrze? - Przymknęłam oczy i lekko odsunęłam telefon od ucha szykując się na awanturę.

- Dobrze. Przyjechać po ciebie? - Zapytał jakby nic się nie stało.

- Uh... Co? - Zapytałam z niedowierzaniem.

- Przyjechać po ciebie? - Powtórzył głośniej - Jest tu szum, też ledwo cię słyszę.

- Uh... Yy... Jasne - Rozłączyłam się.

- I co mówił? - Mia popatrzyła na mnie ożywiona.

- Przyjedzie po mnie - Zasmakowałam tych słów.

- To idziemy na obiad?

- Tak... Jasne.

***

Umarłam wewnętrznie, kiedy usłyszałam jego głos na dole, w salonie. Mia miała słuchawki i siedziała z fajką na parapecie, rysowała. Prosiła mnie, żebym dała jej znać, gdy usłyszę jak ktoś idzie. Ale sparaliżował mnie strach to po pierwsze, po drugie chciałam udowodnić Danny'emu, że to nie ja palę. Tak więc kiedy wszedł do pokoju z jej mamą, zastali Mię z papierosem a mnie owiniętą w koc. Z wrażenia jej rodzicielka upuściła kubek kawy.

- My musimy już chyba iść - Daniel mrugnął do Mii, najwyraźniej mając nadzieję, że nikt poza nią nie zauważy.

Dostrzegłam w tym niepozornym geście nutkę złośliwości. I teraz już jestem pewna, że coś jest na rzeczy między nią a Danny'm. Ale ona mi nie chciała powiedzieć co dokładnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro