XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na przeciwko niego, patrząc mu prosto w oczy. Czułam jego dłoń na kolanie i modliłam się, żeby jak najszybciej ją zabrał. Czemu ten pieprzony stół jest taki wąski?

Coś było nie tak. Czegoś, a raczej kogoś mi brakowało. Rozejrzałam się po jadalni i trochę mnie olśniło.

- A gdzie jest Fredo? - Zapytałam.

- Dzisiaj kolację robiła Tania. Miło, że zgodziła się przyjść - Odparł zabierając dłoń.

- Ale gdzie on jest? - Naciskałam, czując, że robi mi się ciepło.

- Fredo... - Urwał, opierając się na krześle - A raczej jego żona... Przegrała.

- Nie...

Wstałam od stołu i powoli poszłam do pokoju, starając się uspokoić emocje. Dopiero tam załkałam cicho i usiadłam na łóżku. Co jeśli on popełnił samobójstwo? To najlepsza osoba na świecie, dlaczego właśnie jemu przydarzyło się takie coś?

- Maju? - Daniel bezceremonialnie wszedł do środka.

Nie odpowiedziałam. Mężczyzna usiadł obok mnie i objął ramieniem. Na początku próbowałam się uwolnić, ale on mi na to nie pozwolił.

- Fredo nic się nie stało. Dałem mu wolne do końca tygodnia.

- A gdzie on mieszka? - Popatrzyłam na niego pełna nadziei.

- Chyba nie chcesz go odwiedzić?

- Dlaczego nie?

- Ehh... Wiesz gdzie jest dom Mii?

- No przecież tam dzisiaj byłam.

- Kilka dalej. Ale nie dzisiaj, może jutro.

- Julliet została sama w jadalni - Wstałam, ale on mnie pociągnął z powrotem na łóżko.

- Nie martw się, pójdę do niej. A ty idź spać. Rano będzie lepiej.

- Dlaczego jesteś dla mnie miły? - Przypomniałam sobie słowa czarnoskórej koleżanki.

Daniel popatrzył na mnie i złapał delikatnie za nos. Odtrąciłam jego dłoń marszcząc brwi.

- Wyjaśniliśmy to sobie. Dobranoc.

Wstał cieżko wzdychając i ruszył do drzwi.

- Dobranoc.

***

Nie mogłam spać do późna. Oglądałam bezsensowne filmiki na YouTube i starałam się nie myśleć o Fredo. To naprawdę niesprawiedliwe.

Wstałam dopiero koło południa. Nikt nie raczył mnie obudzić, nawet Hannah. Julliet nie było w swoim łóżku. Wczoraj umyłam jej włosy i zrobiłam warkocze na noc. I tak miała kręcone włosy, ale bardzo chciała.

Zeszłam na dół w czerwonych flanelowych spodniach od piżamy i niebieskiej koszulce do kolan. Danny wyglądał niemrawo, siedział na kanapie i przeskakiwał z kanału na kanał.

- Hej - Powiedziałam.

- Hej, Maja - Popatrzył na mnie przez ramię - Co u ciebie?

- Nie wyspałam się - Podrapałam się po brzuchu.

- Nadal chcesz tam iść?

- Tak.

- Więc ubierz się. Czekałem, aż się obudzisz.

- Oh... Dobrze.

Wróciłam na górę i włożyłam na siebie byle co. Kiedy ponownie pojawiłam się na dole, mężczyzna stał przy drzwiach. Schyliłam się, żeby ubrać buty.

- Musiałaś legginsy? - Odwrócił wzrok.

Cała czerwona wzięłam trampki i dokończyłam wkładanie ich na kanapie. Uczesałam dłońmi włosy i wyszłam z domu. Daniel dogonił mnie i pociągnął do samochodu.

- To blisko - Zmarszczyłam brwi.

- Nie mam ochoty na spacer - Mruknął i włożył kluczyki do stacyjki - Wsiadasz czy nie?

Nic nie mówiąc wdrapałam się na miejsce pasażera i zapięłam pasy. Obserwowałam jak prowadzi, miał spokojny, znudzony wyraz twarzy.

- Danny? - Zapytałam.

Wzdrygnął się i popatrzył na mnie.

- Co?

- Co oznacza to er? - Wskazałam na skrzynię biegów.

- To? Wsteczny.

- Dzięki.

Wyjrzałam za okno. Mężczyzna opuścił rękę na moje udo z mocnym plaśnięciem (Nie wiem jak to inaczej nazwać) i zacisnął na nim rękę.

- Swojego nie masz? - Zerknęłam w jego stronę.

- Mam - Uśmiechnął się lekko.

Zignorowałam jego dotyk. Na miejscu byliśmy kilka sekund później. Wysiadłam z samochodu jako pierwsza.

- Ja zaczekam - Wyjął papierosa.

- Ugh... - Odparłam zdegustowana, przypominając sobie ten ohydny smak.

Sam jara a zachowuje się jakby nie wiem co.

Zapukałam do drzwi. Po drugiej stronie odpowiedziała mi cisza, więc powtórzyłam mocniej.

- Kto?!

- Maja! - Odkrzyknęłam.

- Idź sobie!

- Fredo proszę cię!

- Wynoś się gówniaro!

Bezsilnie usiadłam po turecku na patio. Dlaczego na mnie krzyczy? Fredo to dobry człowiek, ale nigdy bym nie wzięła pod uwagę, że nazwie mnie gówniarą.

- Idziesz? - Daniel zawołał do mnie - Mówiłem, że to zły pomysł.

- Idę - Podniosłam się ciężko z ziemi i powoli poszłam do samochodu.

Wsiadłam z powrotem a Danny wyrzucił pół papierosa i ruszył w drogę powrotną. Ja rozumiem, ale fajki są drogie. Jak można je marnować?

- Przepraszam - Powiedziałam.

- Za co?

- Za zawracanie ci dupy.

- Daj spokój. Zawracasz mi dupę, ale teraz sam byłem ciekawy czy otworzy. Znam go dwadzieścia lat, dwadzieścia pieprzonych lat. Byłem chłopaczkiem jak go spotkałem.

- Opowiesz mi?

- Zara - Zaparkował obok swojego domu i wysiadł.

Poszłam w jego ślady. Weszliśmy do domu i porosił mnie, abym poszła z nim do biura. Zgodziłam się.

Kiedy wygodnie usiedliśmy naprzeciwko siebie zaczął spokojnie opowiadać.

- Nie wychowałem się tak jak ty - Urwał - Na przykład, gdyby moi starzy chcieli sobie pojechać na wakacje, i jeśli jakimś cudem byłoby ich stać, zostawiliby mnie na pastwę losu i litujących się przechodni na ulicy.

- Oh.

- ...No i tak... Najbardziej nienawidziłem ojca. I jego brata. Stary mnie bił a wujek nazywał swoją dziwką. Ile masz lat?

Podałam mu wiek.

- No to ten, byłem jakoś tak w twoim, trochę młodszy. Nie, nie jebał mnie w dupę, spokojnie. Ten down stał nad moim łóżkiem, a raczej miejscem na podłodze gdzie spałem i trzepał chuja. Spuszczał się na ściany.

- O jezu.

- Słuchaj dalej. Ciotka, niewyżyta szmaciura ssała mi kutasa. Wykorzystała to, że nikomu nic nie mówię ze strachu. A zresztą, gdybym komuś powiedział to mieliby gdzieś. To były inne czasy, Maju. Bicie dzieci było na porządku dziennym. Patola była tak rozpowszechniona, że japierdolę. A ja właśnie w patoli się wychowałem - Oparł się na krześle - Ale uwaga, na początku. Potrafiłem mówić niewiele, nie chodziłem do szkoły, nie umiałem pisać ani czytać. I wtedy zainteresował się mną dozorca. Fredo. Młody, trzydziestoletni może, wysoki, żonaty. Nikt nie zauważył, że zniknąłem. Chyba, że ciotka nie miała co ssać, ale znając życie zabrała się za mojego ojca. Jeśli tak mogę tego chuja nazwać. Ano i miałem siostrę, ale zmarła. Zapalenie płuc. Spała na podłodze tak samo jak ja, oddawałem jej koc i poduszkę ale gówno to dało. Ile lat ma Julliet?

- Dziewięć.

- To wyobraź sobie, że twoja siostra umiera. Dalej... Fredo zapisał mnie do szkoły, pozwolił mieszkać u siebie. Jego żona, on a nawet teściowa pokochali mnie jak własne. Wychowali, nauczyli kultury, liczyć, pisać i czytać. Bo wiesz, w takim wieku by mnie do pierwszej klasy nie przyjęli, więc po roku nauki w domu wysłali do rówieśników. I do dziś nie wiem, dlaczego oni dali mi tyle dobrego, obcemu bachorowi z patoli. Później gdy skończyłem dwadzieścia lat urodziła się córka Fredo. I zabrakło im pieniędzy. Po pięciu latach pracy w sklepach, fast food'ach czy nawet hotelach zacząłem pracować w firmie. Oddawałem im każdy grosz, nie chcieli ale im wciskałem. Poznałem twojego ojca na jakimś wyjeździe służbowym. Dorabiał w tej firmie, studiował medycynę. Ciężko mu było, nie powiem. Zaprzyjaźniliśmy się. Później poznaliśmy jeszcze Dylan'a i resztę. Założyliśmy zespół, nie śmiej się, wiem, że to zabawne. Stare grzyby a zespoły zakładać. Ale nasze drogi się rozeszły kiedy George założył swoją klinikę, ja własną firmę a reszte chuj strzelił, bujają się gdzieś na Florydzie. Proponowałem twojemu ojcu pracę w mojej firmie a nawet współdziałalność, ale postawił na swoje. To już nie moja sprawa. Fakt, na początku jadłem makaron z dżemem i chleb z cukrem, ale do dzisiaj się rozwija, a ja mam własny dom, stać mnie na wszystko.

- A jak to się stało, że Fredo pracuje u ciebie?

- Sam chciał - Wzruszył ramionami - Ale jestem głodny. Kurwa, idziemy na kebsa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro