10 blase

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie spodziewałem się, że zerwanie z Azaleą będzie dla mnie aż takie łatwe, ale było.

Po prostu zwyczajnie ją pocałowałem, jak zawsze na powitanie, a potem wyszeptałem, że chcę z nią porozmawiać. Dziewczyna przejęła się tym trochę, ale szczerze niezbyt mnie to obeszło, bo i tak nic do niej nie czułem. Poszliśmy na dłuższy spacer, a w końcu powiedziałem jej, że nie chcę z nią teraz być.

Nabajerowałem jej, że to tylko chwilowa przerwa, że ona jest najlepsza i tak dalej, a ona zdała się to kupić, choć ryczała dość konkretnie. Wypłakała mi w ramię, że zawsze będę w jej sercu i zawsze możemy do siebie wrócić.

Byłem niemalże w stu procentach pewny, że laska zrozumiała to i będzie się łudzić, że i tak ze sobą wkrótce będziemy. Jednak Azalea uważała mnie chyba za jakiś boski dar i już po jakichś dwunastu godzinach zaczęła za mną nieźle rozpaczać.

Ledwo co przyszedłem do szkoły, a z genialnego humoru stałem się niesamowicie wkurwiony.

— Pojebało cię do reszty? — usłyszałem krzyk Mike'a, już wiedząc, co się święci. — Na chuj ty zrywałeś z Arzayleą?

— Miałem jej dość.

Mike popatrzył na mnie z góry.

— Dziewczyny, która zrobiłaby dla ciebie wszystko? To nie jest normalne.

Trzasnąłem szafką i popatrzyłem zza Mike'a, gdy poczułem się magicznie uratowany.

— Wiesz co nie jest normalne?

Spojrzał na mnie pytająco, a Violet popatrzyła się w naszą stronę, stojąc tuż za Mikiem.

— Że zgrywasz takiego cwaniaka, a od pół roku latasz za Violet i boisz się do niej normalnie zagadać, tylko próbujesz zwrócić na siebie jej uwagę.

Zarzuciłem plecak na lewe ramię, a Mike nie miał pojęcia co powiedzieć.

Violet prychnęła, a on odwrócił się i o mało nie zszedł na zawał. Odetchnął głośno, a ja patrzyłem na niego bez przerwy. Skręciła zdenerwowana do łazienki.

— To było — spróbował dokończyć zdanie, ale ostatecznie westchnął i pokręcił lekko głową. - Po prostu pierdol się, Blase.

Skłamałbym mówiąc, że nie poczułem się źle z tym, jak zareagował. On sam tak naprawdę nic nie zrobił, a ja chyba go zasmuciłem.

Otrząsnąłem się z tego i poszedłem w stronę klasy biologicznej.

Zająłem swoje miejsce, a gdy rozbrzmiał dzwonek, zobaczyłem tylko plecak, który niemal uderzył mnie w głowę.

— Obiło mi się o uszy, że wkurwiłeś Mike'a, chyba nawet poszło o Violet.

— To on mnie wkurwił — wzruszyłem ramionami i ściągnąłem czapkę z głowy - czepiał się mojego zerwania.

— Wowowo, Mike przyjebał się do czyjegokolwiek życia uczuciowego? Zapomniał się chłopak.

Ben usiadł koło mnie, a ja zaśmiałem się pod nosem, no bo miał rację.

— I właśnie to mu powiedziałem — zacząłem, poprawiając włosy — że sam powinien zając się sprawą z Violet.

— Nie lubię przyznawać ci racji, ale zrobiłeś dobrze.

Poczułem dziwną euforię wynikającą z jego poparcia. Ben zazwyczaj na mnie krzyczał i obrażał moje wybory, a teraz? Wow.

— Mam nadzieję, że w końcu zarwie do tej całej Violet, bo sam to zrobię, nie bez powodu już nawet z nim nie gadam. Ten pedał uważa, że...

Ben zaczął rozwijać swoją opinię o Mike'u, gdy do klasy weszła Azalea z Rose i Violet.

Rose przytuliła Azalea, bo ta niemal zemdlała na mój widok. Z obrzydliwie drgającymi wargami i rozmazanym tuszem moja była usiadła przede mną.

Mruknęła coś do Rose, a ja i Ben zmarszczyliśmy brwi.

Czekaliśmy na rozpoczęcie lekcji, gdy do klasy wbiegła nasza wychowawczyni i poprosiła dwóch chętnych do pomocy w bibliotece.

Jak zwykle zgłosiliśmy się razem z Benem, bo dodatkowe punkty plus zerwanie się z lekcji to zawsze dobry pomysł.

Dopiero po chwili zauważyłem, że rękę w górze trzyma także Rose.

Nauczycielka wskazała mnie i Rose, a Ben tylko zagwizdał pod nosem.

Po prostu świetnie.

Wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi, a Rose kilka razy dokładnie zbadała mnie wzrokiem, a ja nie miałem pojęcia o co jej chodziło.

Znaleźliśmy się w końcu w tej przeklętej bibliotece, sami.

— Co miało znaczyć to, co wczoraj zrobiłeś?

Zmarszczyłem brwi.

— Po prostu z nią zerwałem?

Rose uderzyła dłonią w jakimś tam podręcznik od matematyki.

— Tak nagle ci się odechciało z nią być? — zapytała, a ja odkaszlnąłem głośno, przygotowując się do monologu.

— Sprawa z Azaleą męczyła mnie od bardzo długiego czasu. Nie byliśmy nawet w normalnym związku, może i kiedyś mi się podobała — tu skłamałem — ale teraz już nie chcę marnować się w takim udawanym czymś. Powiedziałem jej, że może kiedyś do siebie wrócimy, ale to nic pewnego. Ona się na to zgodziła, więc problemu tak naprawdę nie ma.

— Zgodziła się?

— Przysięgam, gdybym nagrał tę rozmowę, odtworzyłbym ją teraz.

Rose spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja uśmiechnąłem się zakłopotany.

— Nie wierzę ci.

Przewróciłem oczami.

— Zrobiłem to dla ciebie, Rose.

Wypadły jej książki z rąk, czego nawet nie zauważyła. Schyliłem się, aby podnieść egzemplarz jakiegoś tam romansidła.

— Słucham?

— Gdy cię pocałowałem, zrozumiałem, że z nią nigdy nie będzie tak dobrze jak z tobą. — Niemal usłyszałem śmiech Bena, gdy tylko wypowiedziałem te słowa. Żałosne i okłamane. — Nie każ mi teraz tego żałować, Rose.

Odłożyła książki na regał i wpatrywała się we mnie przez kilka chwil.

— Możemy spróbować być razem, nie zawiodę cię. — Dlaczego to w ogóle powiedziałem?

Stała chwilę w ciszy, aż w końcu powiedziała pewnie:

— Zgoda.

Pewnie pomyślała, że jest wyjątkowa.

Pocałowałem ją w usta długo, a gdy rozbrzmiał dzwonek, już rozmyślałem, jak opowiem to wszystko Benowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro