18 blase
Środowe wieczory od niemal zawsze był moimi ulubionymi.
Zazwyczaj wydarzały się w nie przełomowe rzeczy, takie jak powiedzmy pierwsze zerwanie się ze szkoły czy inne tam pierwsze szlugi.
I w środę nawet poznałem Bena.
Pamiętam to jak wczoraj, bo mieliśmy wtedy jakoś po dwanaście lat. Chodziliśmy do innych klas i na pewno się kojarzyliśmy, ale oprócz tego, że leciały na nas te same dziewczynki, nic więcej nas nie łączyło.
Jakoś tak wyszło, że w szkole kilka kilometrów stąd urządzili oficjalne targi na temat zasad Newtona, czy czegoś takiego. Od ósmej do piętnastej mieliśmy łazić tylko po hali i wysłuchiwać tego naukowego pierdolenia.
Z racji, że od zawsze byłem niemal taki sam, znudziłem się już po godzinie. Desperacko szukałem wzrokiem kogoś, kto też chciał się stąd urwać, no i wtedy zagadał do mnie Ben.
Mruknął coś w stylu chyba ty też nie chcesz tu być, a ja mu tylko przytaknąłem.
I w ten oto sposób spędziłem z nim jakieś pięć godzin w kompletnie obcym mieście.
Pamiętam, że poszliśmy wtedy nad wielka rzekę, przez którą ledwo przeskoczyłem, a potem jedliśmy na spółkę lody czekoladowe. Nikt się nie skapnął, że nas nie było.
Tego dnia poznałem też Luke'a, dobrego przyjaciela Bena.
Luke chodził do szkoły z Mattem i Jamesem, a po za tym był jedyną osobą oprócz mnie, która spędzała czasem czas z Benem sam na sam.
Mieszkał jednak trochę dalej od nas, przez co trudniej było o codzienne spotkania czy jakieś tam imprezy, ale jakoś dawaliśmy radę.
Zadzwoniłem do drzwi, a Ben otworzył mi niemal od razu.
Przytulił mnie i wpuścił do środka, sam idąc do kuchni, pod pretekstem przygotowania jakichś tam frytek.
Rzuciłem bluzą gdzieś koło łóżka a moja czapka wylądowała koło najmniejszego kaktusa. Położyłem się i odpaliłem Netflix (chciałem obejrzeć konia z depresją), gdy usłyszałem dzwonek.
Pewnie Ben zamówił pizzę, pomyślałem.
Nie odpaliłem nawet czołówki, kiedy usłyszałem damski głos z dołu.
O cholera, Scarlett.
Wyszedłem nagle z pokoju i zastopowałem odcinek.
— Ktoś przyszedł, Ben?
Zerknąłem ze schodów w dół i niemal nie przekląłem na cały głos.
— Co on tu robi, Ben?
Ben spojrzał po nas z niby zagubionym uśmiechem.
— Blase przyszedł obejrzeć swój pojebany serial, bo mu się telewizor zjebał — wyjaśnił z uśmiechem. — Ale nie przejmuj się nim, jest raczej niegroźny.
— Co do kurwy? — Zjechałem po poręczy i stanąłem naprzeciw Scarlett. — Ten wieczorek miał być wolny, Ben.
— No bo jest wolny, dwie osoby to nie tłok.
Przygryzłem zdenerwowany wargę.
— Nie wiem czy wiesz, ale ja z Blasem za bardzo za sobą nie przepadamy, więc może lepiej pójdę...
— Nie — złapał jej rękę, zatrzymując ją. — Wiem, że między wami nie jest najlepiej, tylko nie wiem, dlaczego.
— Bo ona mnie, kurwa, wkurwia.
Ben stanął między nami, uspakajając Scarlett.
Spojrzał na mnie wzrokiem gniewnego Bena.
— Niby dlaczego? Jest bardzo przyjazna.
Przyjazna.
Prychnąłem, poprawiając włosy.
— Chcę, byście się pogodzili.
Scarlett przewróciła oczami, a ja zaśmiałem się dość głośno.
— Ciebie serio pojebało.
— Możemy pogadać chwilkę, na osobności, Blase?
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Ben od razu podszedł do mnie, a Scarlett usiadła w kuchni.
— Słuchaj, Blase — szykował się długi monolog - wiem, że lubisz uległych ci ludzi, ale nie musisz być aż tak chamski dla kogoś innego, tym bardziej, że serio ją lubię. — Zrobił na chwilę przerwę. — A ty doskonale wiesz, że lubię mało osób, bardzo mało.
— Widocznie masz chujowy gust do ludzi.
— Lubię również ciebie.
Popatrzyłem na niego, troszkę się uspakajając.
— Daj jej te jedną szansę, chociaż dzisiaj — powiedział, a ja już uśmiechnąłem się lekceważąco. — Poświęć się dla mnie choć raz, jak nie wyjdzie to dam ci spokój.
Potarłem ręką oko i westchnąłem.
— Niech ci będzie, ale stawiasz mi za to piwo.
— Umowa stoi.
Obdarował mnie szczerym uśmiechem i podszedł do Scarlett, a ja poczekałem na razie w salonie.
Widziałem kątem oka, jak on powoli coś jej tłumaczy, na co nie reagowała w zbyt miły sposób.
W końcu jednak zaczęli iść w moją stronę.
— A więc, Blase — Ben powoli zaczął konwersację. — To Scarlett.
Podała mi rękę, a ja zbadałem ją niepewnie wzrokiem, ale ostrzegawcze spojrzenie Bena przekonało mnie do wyciągnięcia ręki.
— Blase — mruknąłem, a ona wymuszenie się uśmiechnęła.
Ben z uśmiechem popatrzył na nas z boku,a po chwili przerażony krzyknął:
— O cholera, moje frytki!
Pobiegł szybko w stronę do kuchni, a my zaśmialiśmy się lekko.
Staliśmy potem chwilę w ciszy, ale on nie wracał.
— Um, od zawsze tu jesteś?
Zerknąłem na nią zdziwiony.
— W Tencaster? Odkąd pamiętam.
— Rosie mi o tym wspominała — poprawiła włosy. — Chyba każdy cię tu zna.
— Możliwe.
Odetchnąłem i poczułem dziwną potrzebę utrzymania tej marnej konwersacji.
— A ty jesteś z...
— Francji. Wersal dokładniej.
Udałem, że wiem co to jest Wersal.
— Wow, więc czemu w ogóle przyleciałaś? — To chyba zabrzmiało niemiło.
— Przeprowadzam się z mamą, a wybrałam to miejsce ze względu na Rosie. Wiesz, chciałam choć trochę zadbać o te i tak ledwo żywą relację.
— Jasne, pewnie po prostu chciałaś poznać takiego przystojniaka jak ja.
Zaśmiała się, a ja zacząłem czuć się luźno przy niej. Nie spodziewałem się tego, naprawdę.
— Wmawiaj to sobie.
— Jak w ogóle poznałaś się z Rose?
Odkaszlnęła i uśmiechnęła się lekko.
— Szkolna wycieczka do Francji. Nasze szkoły nawiązały ze sobą jakąś tam współpracę, no i spędziłyśmy razem ponad tydzień w jednym pokoju.
Ben podszedł do nas z miską pełną frytek i poprowadził nas na górę. W drodze podjadłem mu kilka z nich, ale miały jakiś dziwny smak.
— Co ty do nich dodałeś?
— Są z dyni, jełopie.
Zmarszczyłem brwi i poszedłem dalej. Jebane przepisy Bena.
Scarlett weszła pierwsza, no bo przecież panie przodem.
— O. Mój. Boże.
Scarlett zaskoczona patrzyła na ekran telewizora, na którym leciał zatrzymany odcinek mojego ulubionego serialu.
— Nie mówiłeś, że oglądasz BoJacka, Ben.
Ben wybuchnął śmiechem, a ja sam też uśmiechnąłem się w duchu.
— To serial tego debila, mnie w to nie mieszaj.
Spojrzała na niego podejrzliwie, a potem oparła mi rękę na ramieniu.
— Może nie jesteś aż tak zły jak myślałam, Blase.
Poczułem dziwną dumę z samego siebie w środku, i też jakieś specyficzne szczęście, bo to chyba pierwsza osoba po Matcie, która ogląda ten pojebany serial.
Obejrzeliśmy chyba z trzy odcinki, a Ben tylko komentował znudzony wydarzenia i patrzył na nas z rozczuleniem we wzroku, jak zwykle.
Rozmawiało mi się z nią świetnie, czego kompletnie się nie spodziewałem. Czułem, jakbym odkrył bratnią duszę, drugą zaraz po Benie.
Nawet nie wiem kiedy skończył się ostatni odcinek, a telefon zabrzęczał mi sygnałem wiadomości.
Lil Mike:
Kurwa
o chuj chodzi
Arzaylea napisała
chce się ze mną spotkać
wiesz coś o tym?
Ben zajrzał mi w telefon i zaśmiał się.
— Niech lepiej ucieka, jak najszybciej.
— Przynajmniej któraś go zechciała — zażartowałem, a Ben przytaknął mi.
— Co jest? — spytała Scarlett, a ja po prostu pokazałem jej ekran telefonu.
Scarlett parsknęła.
— To ten od Violet, prawda?
Uśmiechnąłem się na wieść o tym, że już nawet Scarlett o tym wie.
— Tak, to on.
— O ja pierdolę. — Zsunęła się z łóżka. — Arz zdążyła mi już zamarudzić, że ciebie ma już w dupie, bo to on jest o wiele przystojniejszy i mądrzejszy, no i że była ślepa wybierając ciebie, gdy mogła mieć go już wcześniej.
Ben ryknął, a ja wybuchnąłem zbyt głośnym śmiechem.
— Życzę im powodzenia — powiedział Ben, na co przytaknąłem.
— A ja współczuję, tylko nie wiem komu bardziej.
Rzuciłem telefon w kąt łóżka i zerknąłem pytająco na Scarlett.
— Mike'owi, czy może Violet, bo to do niej tak wzdycha Mike.
Mój przyjaciel westchnął, no ale trudno nie było się z nią nie zgodzić. Oboje mają nieźle przesrane, jeżeli Azalea serio nie da sobie spokoju.
Pogadaliśmy chwilę o tym, wyszliśmy na balkon,a potem Scarlett musiała się już zbierać, ale chciała jeszcze zapalić.
Zapalić.
— Nie wiedziałem, że palisz.
Zaśmiała się razem z Benem, a ja niewtajemniczony wziąłem nerwowo bucha.
— Poznałem ją na szlugu.
— I byłeś bardzo niemiły.
— Byłem głupi.
Szturchnęła go łokciem, a ja cieszyłem się widząc mojego wiecznie niezadowolonego kumpla tak szczęśliwego przy jakiejś tam lasce.
Zgasiłem szluga o podłogę i zbiegłem na dół, czekając tam już na Scarlett.
Wzięła w rękę swój plecak i zeszła po schodach. Podałem jej kurtkę.
— Dziękuję.
Kiwnąłem głową.
— Nie ma za co.
Ben przyszedł i pożegnał się z nią jakoś normalnie, a potem jeszcze przytuliła się do niego.
— Do jutra, Scarlett - powiedziałem.
— Au revoir!
Podeszła i mocno przytuliła się do mnie, a ja dopiero po chwili odwzajemniłem uścisk. Nie byłem na to gotowy.
Poczułem lekki zapach jej perfum i delikatną nutę dymu. Odetchnąłem głośno,a ona odsunęła się ode mnie.
Zarzuciła na plecy ramię plecaka i spojrzała mi w oczy.
Zauważyłem, że miała ładne usta i mocno zielone oczy. I może wcześniej o tym nie wiedziałem, ale kolorowe włosy u dziewczyn mi się podobały, w cholerę bardzo.
Uśmiechnąłem się bezwiednie, może w duchu lekko się karcąc za te pozytywne myśli o niej. Chyba zaczynałem ją naprawdę lubić, chociaż nie powinienem, a to dopiero początek.
Wyszła i trzasnęła drzwiami.
— Chyba polubiłeś ją bardziej, niż myślałem, Blase.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro