20 blase
Poprawiłem włosy stojąc przy starym rowerze Mike'a.
Nie chciałem tu być.
Wolałem już teraz siedzieć u Bena, no ale ten debil przecież musiał umówić się wcześniej z Nisem i Mattem, bo niby Matt tak bardzo nalegał na to spotkanie.
Na szczęście jeszcze tylko godzina męczenia się z wysłuchiwaniem jego pierdolenia i Ben, znany też jako mój książę na pierdolonym białym koniu ( lub rowerze ), przyjedzie i uratuje mnie od tych męczarni.
Potem, całą ekipą idziemy na imprezę, zaprawę przed wycieczką. Już wiem, że będzie nieźle.
Wszedłem do jego domu, witając się z nim i z uśmiechem zauważając pizzę.
Wziąłem kawałek i rozgościłem się, gdy Mike zaczął konwersację.
— Idziemy dziś na imprezę jeszcze z Benem i resztą, prawda?
— Tak.
Wziął większy kawałek i usiadł koło mnie.
— I Scarlett?
Zakaszlałem, zaskoczony jego pytaniem.
— Nie?
Skąd, do chuja, wiedział o Scarlett?
— Nie musisz mnie oszukiwać stary. Nie powiem o tym twojej lasce.
Przeżułem powoli kawałek pizzy i popatrzyłem na niego pytająco.
— Ben mówił mi, że między wami coś jest.
— Ben z tobą nie rozmawia.
Zastygł w miejscu i zaśmiał się nerwowo.
— Nie dałeś się nabrać.
Wziąłem ostatni gryz pizzy.
— No nie.
Włączył pilotem wieżę stereofoniczną, a ja przewróciłem oczyma słysząc pierwszą nutę goosebumps.
— Po prostu widziałem, jak szła do Bena, a ty byłeś z nim umówiony, więc połączyłem fakty.
— Nie wiedziałem, że czasem potrafisz myśleć.
— Czasami się udaje.
Zaśmiałem się pod nosem i sięgnąłem po kolejny kawałek pizzy.
— Nie rozpędzaj się, to moja pizza.
Spojrzałem na niego, jeszcze chętniej biorąc spory trójkąt.
— Było mnie tu nie zapraszać.
— Chciałem pogadać, poważnie.
Pokiwałem na to głową.
— O Violet?
— Nie — odpowiedział niemal od razu, a ja uniosłem zaskoczony brwi. — O tobie, Blase.
Wziąłem kęs i spojrzałem na niego pytająco.
— Słucham?
— Chodzi mi o ciebie i Rosie, Blase. Pierwszy raz widziałem, abyście się pokłócili, a stało się to magicznie po spotkaniu ze Scarlett. Jesteś poligamistą, czaję, ale kurwa, przecież kochałeś się w Rosie na zabój.
Jakoś bezwiednie uśmiechnąłem się słysząc ostatnie zdanie, sam nie wiem czemu. Przecież to była prawda.
— Jeszcze nie dawno wyzywałeś Scarlett,a teraz między wami dość nieźle iskrzy, bo przecież widziałem, jak ją w szkole obczaiłeś, kiedy schyliła się do szafki.
Kiwnąłem głową, przypominając sobie tamtą sytuację, a konkretniej jej dżinsy.
— Nawet Arzaylea już rozsiała plotkę, że ze sobą kręcicie...
— Kurwa, co?
Przerwałem mu w końcu, zaskoczony tym wtrąceniem Azalei.
— Nie słyszałeś? Przechodziłem przed klasą od historii, gdy Arzaylea zaczęła coś pierdolić do Rosie o tym, że widziała podobno jak przytulasz Scarlett, ale chyba nie uwierzyła.
Połączyłem szybko fakty już rozumiejąc, dlaczego Rose się tak zdenerwowała na moją relację ze Scarlett.
— A, no i sam słyszałem, jak Chloe i Stephanie gadają o was i wyzywają cię od najgorszych. Oczywiście cię obroniłem, ale laski wierzą w to, w co wierzą.
— Dzięki, że mi o tym mówisz — mruknąłem.
— Mam nadzieję, że nie odjebiesz niczego dziwnego na imprezie, sam obiecuję cię przypilnować.
Uśmiechnąłem się, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja automatycznie powiedziałem:
— To pewnie Ben.
Mike wstał powoli z kanapy, a ja poganiałem go w myślach. Czyli została godzina do imprezy.
— A gdzie moja księżniczka? — rozpoznałem głos Bena, przez co uśmiechnąłem się i poszedłem z ostatnim kawałkiem pizzy do drzwi.
— Jestem.
Ben zagwizdał pod nosem,jak chyba nigdy. Miał dobry humor.
— Kto by pomyślał, że księżniczka może mieć przekrwione oczy i zdarte kostki.
Wziąłem do ręki dżinsową kurtkę i podałem skórzaną Mike'owi.
— No i kto pozwolił księżniczce zjeść pizzę nie dzieląc się z księciem.
Zaśmiałem się i ubrałem kurtkę.
— Spóźniłeś się, księciu.
Wyszliśmy z domu razem z Mikiem i przywitaliśmy się z Mattem i resztą, tylko ja i Nise obdarzyliśmy się chwilą ciszy.
Chyba naprawdę mnie nie lubił. Może przegadam to z Benem.
W piątkę wpakowaliśmy się do auta Matta, usiadłem więc w tyle razem z Benem i Nisem, a Mike poszedł do przodu.
Całą drogę siedziałem troszkę poirytowany, bo Ben ciągle gadał tylko z Nisem, szturchając mnie co chwilę łokciem.
To było dla mnie cholernie dziwne, no bo Ben zawsze był kojarzony tylko ze mną.
Lubił mało osób i gadał tylko ze mną i Lukiem, ale on był z innej szkoły. Doskonale wiem, że jeszcze z tydzień temu nie zamieniłby z Nisem ani słowa i trułby mi o choćby tych pierdolonych kaktusach.
Może byłem zazdrosny w dziwny sposób o Bena, pewnie dlatego, że nie byłem przyzwyczajony do tego, by mnie olewał. Ale pewnie minie mu to, szybko.
Wysiedliśmy na miejscu, a ja od razu zacząłem szukać wzrokiem Rose.
Zapytałem pod nosem Bena, czy gdzieś ją widzi. Najpierw nie zareagował, ale po chwili szturchnął mnie łokciem i powiedział:
— Popatrz lepiej tam.
Odwróciłem się w prawo, gdzie zobaczyłem coś dziwnego.
Stała tam Rose z Jamesem.
Podszedłem tam dość szybko, aby nie wyglądało to dziwnie. Przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem gdzieś w okolicę szyi, co ją chyba zaskoczyło.
— Hej, James — mruknąłem do niego, a on uśmiechnął się i kiwnął głową. - Nie wiedziałem, że się znacie.
— Blase, daj spokój. — Oddaliła się trochę ode mnie, co trochę uraziło moją godność. - Potrzebowałam pomocy w chemii, a James już to miał.
— Przecież nic nie mówię.
Przewróciła oczyma i rzuciła do Jamesa krótkie zgadamy się po wycieczce, gdy ten odszedł od nas.
— O co ci chodzi, Blase?
— O nic, cieszę się, że zaprzyjaźniłaś się z moimi kolegami.
— Wyglądasz na zazdrosnego.
Zaśmiałem się w duszy.
— Nie chcę, by ktoś z nich kiedykolwiek zranił taki skarb jakim jesteś ty.
Tu także się zaśmiałem, chyba nawet bardziej.
— Stęskniłam się za tobą, wiesz?
Pocałowała mnie po tych słowach, w końcu. Całowaliśmy się tak chwilę, a potem razem weszliśmy na imprezę.
Było tu strasznie dużo osób, niemal każdy, kto jechał na wycieczkę, ale nigdzie nie znalazłem Scarlett. Razem z Rose usiedliśmy w tej pseudo loży dla vipów, tylko ona co jakiś tam czas szła do Violet.
Już po kilku godzinach, gdy się rozruszałem, wyciągnąłem Rose w miejsce centralne imprezy, zaraz przy wieży. Gdy zaczęła się ta piosenka, której często słuchał Ben, zaczęło mnie trochę ponosić.
Przeniosłem dłonie na jej biodra i przybliżyłem się mocno, całując ją w usta i szyję. Oparłem się o ścianę i wciąż całowałem ją zachłannie, gdy moje ręce zeszły jeszcze niżej. Dziewczyna chyba trochę się odsunęła, ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi.
— Może pójdziemy na piętro? — zaproponowałem, ciągle błądząc ustami gdzieś przy jej uchu. W głowie miałem ostatnią imprezę u Chloe, wtedy z Azaleą.
— Blase, co ty robisz? — Odsunęła się ode mnie gwałtownie, mocno dysząc. — Nie jesteś trzeźwy.
— Jestem. — Przysunąłem się znów do niej, aby po raz kolejny ją pocałować, ale ta odepchnęła mnie.
— Daj... mi spokój.
Szarpnęła Violet za ramię i zniknęła gdzieś przy łazience.
Co to miało znaczyć?
Wkurwiony wyszedłem na balkon, wiedząc, że spotkam tam Bena.
— Dasz jednego? — zapytałem automatycznie, a Ben ostrożnie podał mi papierosa. — I podpal.
Chłopak odpalił mi szluga. Od razu mocno się zaciągnąłem.
— Chodzi o Rosie?
Kiwnąłem tylko głową, a on westchnął pod nosem.
— Co mam, kurwa, zrobić, aby przestała traktować mnie jak jakieś jebane powietrze i zrobiła coś więcej ze mną?
Strzepał fajkę o balustradę i zastanowił się chwilę, po czym powiedział:
— Może sprawisz, żeby była zazdrosna?
— Mam ją zdradzić? Pojebało cię?
— Hej, nie tak ostro. — Włożył znów papieros między zęby. — Nie musisz przecież od razu lizać się z Arz, prawda?
— Z każdą laską będzie tak samo. Ja... nie chcę jej zranić, wiesz?
— Myślałem, że jesteś poligamistą.
Wziąłem bucha raz jeszcze, na chwilę milknąć.
— Jestem, ale jakoś ją polubiłem.
I Ben nie odzywał się kilka sekund, po czym wypalił:
— Pocałuj mnie.
Niemal zakrztusiłem się dymem.
— Co?
— Jestem chłopakiem, a ty jesteś hetero. — Rzucił fajką na trawnik. — Nie pomyśli, że mógłbyś ze mną w ogóle być i nawet nie będzie zazdrosna, ale zwróci na ciebie uwagę. Taki jest twój cel, no nie?
— Plotka o moim gejostwie mogłaby zepsuć mi reputację.
— Nie martw się, z trzy imprezy temu Mike przelizał się z Mattem i nikt już tego nie pamięta. Nawet kilka dziewczyn zaczęło do nich wypisywać, bo to było dla nich takie gorące.
Przypomniałem sobie te sytuację z ukrytym uśmiechem gdzieś w środku. Miał rację.
Przydeptałem peta, przytakując mu.
— W sumie... to masz rację, stary.
— Więc chodźmy do środka.
Gdy tylko tam wszedłem, wszyscy patrzyli się na mnie z jakimś obrzydzeniem i zaskoczeniem. Tylko Mike pomachał mi lekko, nie spuszczając wzroku z Violet.
Bez pytania wziąłem od niego kieliszek jakiegoś bliżej nieznanego mi alkoholu i od razu przycisnąłem swoje usta do warg Bena.
Słyszałem tylko krzyki i piski głównie dziewczyn, ale głos Matta i Mike'a był równie głośny. Całkiem długi pocałunek z Benem przerwało mi szarpnięcie za rękaw.
Oddaliłem się od niego, a on stał jak wryty, zaskoczony chyba całą tą sytuacją.
— Blase, co ty dziś odpieprzasz? — spytała Rose, gdy wywlokła mnie już do przedpokoju.
— Co ty odpieprzasz, Rose? Przez cały dzień mnie olewasz, bo spotkałem się przypadkowo z twoją najlepszą przyjaciółką? Nawet mi już nie ufasz.
Lekko cmoknęła mnie w usta, co mnie zaskoczyło.
— Nie chciałam, byś to tak odebrał, po prostu... boję się, że to wszystko się skończy. Że cię stracę, Blase.
Spojrzałem na nią, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałem.
Ben znowu miał rację, znów dał mi dobrą radę.
— Przecież doskonale wiesz, że jestem tylko twój, tak?
Rose przytuliła się do mnie mocno, a ja odwzajemniłem ten uścisk, jakoś dziwnie się czując.
Sam nie wiem, czy byłem szczęśliwy, że dopiąłem swego, czy z powodu Rose. Może wmówiłem to sobie, ale ona zaczęła mnie nudzić.
— Kocham cię, Blase.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro