41 scarlett

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od: Anastasia
Czekamy z mikiem u mnie

Wygasiłam telefon i weszłam do parku, wyciągając od razu fajki.

Zatrzymałam się na chwilę by odpalić papierosa, kiedy usłyszałam szybkie kroki za mną.

- Hej, Scarlett.

- Emm, Violet?

Uśmiechnęła się do mnie i spojrzała na fajki.

- Palisz?

- Od jakichś trzech lat, ale gratuluję spostrzegawczości.

Pokiwała głową i spojrzałam na jej wyświetlacz na telefonie. Miała Mike'a na tapecie, na dziewięćdziesiąt procent zdjęcie, które dodał ostatnio na Instagram. I tak, było ładne.

- Znam cię ledwo kilka miesięcy.

- Racja.

Zaciągnęłam się w końcu, a Violet się zawahała i zapytała w końcu:

- Dasz papierosa?

Uśmiechnęłam się. Ona nie paliła.

- Jasne.

Wzięła ode mnie fajkę, a ja usiadłam na ławce.

Pewnie zabiłaby się gdyby wiedziała, że Ana siedzi sama z Mikiem. Z tego co pamiętam, była o niego cholernie zazdrosna, jeszcze na wycieczce.

Swoją drogą, Ana i Mike byli tak dziwnym połączeniem. W życiu związku by nie zbudowali, ale są świetnymi przyjaciółmi, nieźle się dogadują. Prawie jak ja z Benem jeszcze z miesiąc temu.

Jak na razie niestety, jesteśmy co najwyżej na hej. Chociaż i z tym jest kłopot.

Ale, na szczęście, został mi Mike. Czyż nie?

- Idziesz do Blase'a?

Zaśmiałam się. Idę do twojego ukochanego, pomyślałam, ale już nie wypowiedziałam tego na głos.

- Skąd w ogóle taki pomysł?

- No wiesz, jesteście dość blisko.

- Byliśmy, możliwe. Ale to było raczej dawno.

Wpatrywałam się w swoje buty. Te słowa bolały. Za bardzo.

- Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że on taki jest, wiesz?

Uniosłam głowę i odrzuciłam wszystkie rozmyślania, kiedy ona zaciągnęła się skrzywiona papierosem. To nie była jej bajka, zdecydowanie.

- To znaczy jaki?

Pokręciłam głową i spuściłam wzrok.

- Znam go od naprawdę dawna, no już z parę ładnych lat. Spodziewałam się wielu rzeczy z jego strony, ale nie tego, że się zakocha. To wydawało mi się takie nie w jego stylu.

Zaciągnęłam się już prawie ostatnim buchem, zauważając, że Violet nie jest jeszcze nawet w połowie fajki.

- W kim on się niby zakochał?

Przydeptałam peta i popatrzyłam na nią, a ona z poważną miną jeszcze raz wypuściła dym. Chyba się nawet nie zaciągnęła.

Kiedyś pewnie paliła, bo kiedyś przecież zadawała się z ekipą, a przynajmniej tak opowiedział mi to Mike. Ale to było naprawdę dawno.

- No, w tobie.

Nawiązałam z nią kontakt wzrokowy, i mimo jej nie zmieniającej się powagi na twarzy, wybuchnęłam śmiechem. Może odebrała go za nerwowy.

- W bajki też wierzysz, Violet?

Wstałam z ławki,a Violet szybko próbowała wypalić szluga do końca.

- Naprawdę tego nie widzisz? Scarlett, tego nawet nie można nazwać zwykłym podobaniem się, ten człowiek stracił głowę.

Spojrzałam na ekran telefonu. Powinnam już iść.

Uśmiechnęłam się do niej, bo w sumie trochę bawiła mnie jej opinia na ten temat.

Nie miała racji, kompletnie nie.

- Fajnie, że tak myślisz, ale znam Blase'a, możliwe,  że już nawet lepiej niż Ben, i naprawdę nie masz racji. Nie wątpię w to, że kiedyś się w kimś zakocha, ale tą osobą nie jestem ja. I nigdy nie będę to ja.

- Kiedyś się jeszcze ze mną zgodzisz.

- Nie powiedziałabym. A teraz muszę spadać, więc do zobaczenia w szkole.

Właśnie to mnie najbardziej irytowało w Violet.

Mogła kochać się w Mike'u, mogła być łatwowierna i ufna, mogła przyjaźnić się z Rosie i Arzayleą, ale nic nie było gorszego od tego ciągłego pierdolenia o mnie i Blasie. Serio.

Między nami nic nie było, a przynajmniej nie z jego strony. Jak to powiedziała kiedyś Rosie, kiedy Blase ma kogoś na oku, to robi coś w tym kierunku. A on mnie obecnie tylko olewa, no a kiedyś, nawet jak byliśmy blisko, wciąż wracał do Rosie. I chyba to jest wystarczający dowód obalający całą tę teorię Violet.

Byliśmy zbyt podobni do siebie pod tym względem, by mogło coś z tego wyjść. I to raczej nie miało w planach się zmieniać.

- Jak on mnie, kurwa, wkurwia - usłyszałam głos Any, stojąc jeszcze przed drzwiami.

Poszukałam kluczy w wewnętrznej kieszeni płaszcza, gdy usłyszałam jeszcze głos Mike'a:

- Ale ja to załatwię - usłyszałam, jak odblokowuje telefon - napiszę do niego, pogadam. Znam go. Nie dam mu tego spierdolić, bo po raz pierwszy jebnęło w niego czymś takim.

Ostrożnie przekręciłam kluczem w drzwiach. Pewnie gadali o Benie.

- Jak on to spierdoli, to przecież...

- Hej.

Popatrzyli na mnie, automatycznie przerywając konwersację, ale zamiast się przywitać, Mike wybuchnął:

- Wiesz, że Benowi się ktoś podoba?

Spojrzałam intuicyjnie na Anę i uśmiechnęłam się, szybko wracając wzrokiem do Mike'a.

- Niemożliwe.

Doskonale wiedziałam, kto mu się podoba. Mimo, że nie mówił tego otwarcie.

Ben był po uszy zakochany w Anie. Zarówno ja, jak i Blase, zauważyliśmy to niemal od razu, kiedy tylko zaczął jej unikać. Był tak przewidywalny.

- Bo słuchaj, gadałem z Blasem...

- Gadałeś z Blasem?

Rzuciłam torbą na łóżko.

- Musiałem sobie coś z nim wyjaśnić i chyba trochę go ogarnąłem bo on... tęskni, Scarlett.

Zaśmiałam się identycznie, jak podczas rozmowy z Violet.

- Nawet mnie nie rozśmieszaj. Najpierw Violet, a teraz...

- Violet?

Mike zmarszczył brwi. No tak, odwieczna drama trwa nadal.

- Złapała mnie w parku, wzięła fajkę i zaczęła pierdolić, że ja i Blase to tak wielka miłość, że ja pierdolę.

- No i miała rację - Ana uśmiechnęła się do mnie - rzadko jej się to zdarza.

- Ostatnio miewa jakieś mądre myśli.

Spojrzałyśmy obie w szoku na Mike'a.

W ciągu jakichś dwóch dni dwa razy przyznał jej rację? To ostatnio zdarzyło mu się pewnie z dwa lata temu.

Mike szybko uniknął jednak tematu, odpalając kolejny odcinek Riverdale, z którego raczej się śmialiśmy, niż nawet próbowaliśmy go oglądać, bo tak beznadziejnego serialu na Netfliksie nie było od dawna.

Pomimo tego, że raczej dużo gadaliśmy, Mike co chwilę wygaszał i włączał telefon, jakby ktoś mu nie odpisywał. No i nie chciał się pochwalić, z kim. Rozstaliśmy się dopiero późnym wieczorem.

Większość drogi do domu zawsze szłam z Mikiem - mieszkaliśmy stosunkowo blisko siebie.

Tak więc niemal całą drogę gadaliśmy o jakichś kompletnych pierdołach, ale on wciąż siedział w telefonie, czego nie robił już od jakiegoś miesiąca, przynajmniej nie w moim towarzystwie.

Mieliśmy już się rozstawać, kiedy jeszcze zapytał:

- Spotkamy się jutro o szesnastej w parku?

Nie zastanowiłam się na odpowiedzią.

- Bardzo chętnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro