6 blase

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Czułem się tak bardzo zmarnowany bo wczorajszym melanżu, że najchętniej zostałbym w domu pod kołdrą, oglądając kolejny odcinek tego żałosnego serialu o koniu z depresją, bo w tym stanie zdawał się być niesamowicie sensowny.

Ale przecież Azalea musiała jak zwykle coś wymyślić, a ja nie chciałem przepuścić okazji do wieczornego seksu, więc po prostu się zgodziłem.

Lubiłem ją bajerować, była to dla mnie świetna zabawa, przez co aż tak nie żałowałem tej decyzji na wyjście z nią.

Miałem jeszcze mnóstwo czasu (pomińmy fakt, że wstałem o czternastej),bo mieliśmy spotkać się dopiero koło dziewiętnastej.

Przez ten czas zdążyłem więc niemal zejść na gastro, poparzyć się dwa razy obrzydliwą kawą i wkurwić się na Mike'a (zadzwonił chyba z dwa razy bo Violet zablokowała go na Messengerze, a on przecież tak bardzo ma na to wyjebane), także samo popołudnie minęło po prostu, kurwa, wspaniale.

Już koło osiemnastej pisałem z Benem o jego wkurzającej siostrze, która jak zwykle słuchała jakiegoś tam żałosnego zespołu ze średnio utalentowanymi chłopakami.

Całe szczęście, że Ben nie trzymał raczej z Mikiem, bo ten debil nie wpadł jeszcze na to, by poprosić jego o pomoc z Violet. Byłbym wtedy atakowany tym nieszczęśliwym pseudo-romansem  z każdej strony, a to byłaby już przesada.

Wyszedłem z domu za dziesięć dziewiętnasta i ruszyłem do pobliskiego parku, bo tam zawsze sie spotykaliśmy.

Usiadłem na ławce, a zapatrzony w chat z Benem nawet nie zauważyłem zbliżającej się  Azalei.

I to w dodatku nie samej Azalei.

— O mój boże, Blase! — krzyknęła, po czym usiadła na mnie. — Wyglądasz tak cholernie gorąco!

— Ty tez, skarbie — odpowiedziałem jej, ale nawet nie zerknąłem na nią, gdyż mój wzrok wlepiony był w drugą dziewczynę. — Cześć, Rose.

— Rosie — poprawiła mnie, ale zignorowałem to. — Hej, Blase.

— Wzięłam ze sobą Rosie, bo chciałam pokazać jej Tencaster — wyjaśniła,  wstając ze mnie. — Nie masz chyba nic przeciwko, kochanie?

- Wręcz cieszę się, że mam zaszczyt cię oprowadzić po tym wspaniałym mieście.

Zabrzmiało to chyba cynicznie, bo Rosie pokiwała tylko głową.

Wstałem z ławki i ruszyłem na prawo, aby dojść do małego jeziorka, nad którym często przesiadywałem wraz z Benem.

Azalea opowiadała wszystko Rosie, a ja tylko obserwowałem jak wyraźnie kręci biodrami gdy chodzi. Chyba nawet tego nie zauważyła.

Nie doszliśmy nawet do miejsca docelowego, a Azalei zadzwonił telefon. Odbiegła od nas i odebrała,a rozmawiając wyglądała na bardzo przejętą

— Kurwa mać! — wrzasnęła, kiedy oderwała telefon od twarzy. — Jebany kutas!

— O co chodzi? — spytałem, a dziewczyna pocałowała mnie w policzek i po chwili przytuliła Rosie.

— Muszę pomóc Chloe z jej — zakaszlała — chłopakiem, to bardzo pilne.

— Mhm.

— Dacie sobie radę sami?

— Skarbie, znasz mnie. Damy sobie radę — i będzie nawet lepiej.

— Uh, no jasne — Azalea uśmiechnęła się i jeszcze raz pocałowała mnie,ale tym razem w usta. — Do zobaczenia Blase, pa Rosie.

Popatrzyłem z triumfem na Rosie, ciesząc się, że uda mi się ją złowić tak szybko.

Bez słowa ruszyłem w dalszą drogę, a ona ciągnęła się gdzieś za mną.

W końcu byliśmy na miejscu i zajęliśmy miejsce przy lewym brzegu jeziora, a prawym uchem usłyszałem ciche wow Rosie.

— Długo jesteście razem, prawda?

Spojrzałem na nią, ukrywając rozbawienie.

— Nie wiem, w sumie nawet formalnie nie jesteśmy w związku — powiedziałem niedbale. — Ale jeżeli chodzi o to, od ilu nie całuje innych na jej oczach, to myślę, że stuknie nam pięć miesięcy.

— Mam rozumieć, że nigdy jej nie spytałeś o związek?

— Dokładnie tak.

Rosie przysunęła się bliżej.

— Wiesz, Rosie, jesteś bardzo ładna, naprawdę.

Uniosła lewą brew i spojrzała na mnie, jakby zaskoczona moim stwierdzeniem.

— Twoja "nieformalna dziewczyna" sobie poszła, a ty już mnie podrywasz?

Spojrzałem na nią zdezorientowany, bo naprawdę mnie tym zdenerwowała. Jeżeli myślała, że nie znam tych gierek, to się myliła.

— Niegrzeczny Blase'ik. — Jak ona właśnie mnie nazwała?

— Słucham?

— Blase'ik. — Przysunęła się jeszcze bliżej mnie. — Arzaylea tak na ciebie mówi.

— Nie musisz jej naśladować — oblizałem usta — możesz być od niej lepsza.

Rosie przełknęła ślinę.

— Może jestem od niej lepsza?

— Nie wydaje mi się.

Zaśmiała się niesamowicie odważnym głosem.

— Niby dlaczego?

— Musisz mi to udowodnić. — Spojrzałem na nią wyzywająco.

— W jaki sposób?

— Pocałuj mnie — nie zastanowiłem się nawet nad tym, co mówię.

Ponownie się zaśmiała, głośniej i bardziej irytująco.

— Nie.

Zerknąłem na nią pytająco.

— Dlatego, że...?

— Dlatego, że nie chcę.

Tym razem ja się zaśmiałem, ale mimowolnie.

— Doskonale wiem, że chcesz. Widzę to.

Zapadła między nami grobowa cisza. Rosie spoglądają co chwilę na moje usta.

— A Arz...

— Nie dowie się — przerwałem jej. — To tylko niewinny pocałunek.

Zawahała się,ale w końcu przybliżyła swoje usta do moich.

Poczułem posmak truskawkowego błyszczyku gdzieś na końcu języka. Zatopiłem dłoń w jej włosach, pogłębiając i wydłużając pocałunek.

Sam nie wiem, czy całowało mi się lepiej ją czy Azaleę, aczkolwiek to było niezłe.

Bardzo niezłe.

Odsunęliśmy się od siebie, tylko dlatego, że poczułem wibracje w tylnej kieszeni jeansów.

Wielki napis Lil Mike wyświetlił się na ekranie wokół kilku serduszek.

Ja pierdolę.

— Chwila, to tylko mój przyjaciel, niestety.

Wstałem z pomostu i odszedłem kawałek.

— Blase?

Jego głos brzmiał inaczej niż zwykle, był chyba niesamowicie szczęśliwy.

— Czego chcesz, Mike?

— Odpisała mi hej wyjąkał, a ja parsknąłem pod nosem. — Czy to znaczy, że mnie lubi?

— To znaczy, że ci odpisała — przewróciłem oczami — bo jest miła.

— Czekaj, pisze coś — powiedział, a ja chciałem już się rozłączyć, ale wtedy zaczął czytać treść wiadomości. — Mike, mógłbyś się ode mnie — tu przerwał, z ekscytacji zmienił ton na smutek — w końcu odwalić?

Zatuszowałem śmiech kaszlem.

— Tak mi przykro, stary — skłamałem. — Nie odpisuj jej już, daj jej spokój na razie, napisz za tydzień.

— Tydzień?

— Tak, a teraz obejrzyj sobie coś i jutro możemy gdzieś wybić, poczujesz się lepiej.

Byłem dla niego zbyt dobry.

— Dzięki, Blase — mruknął i rozłączył się, a ja odetchnąłem z ulgą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro