special chaper 4 - mike

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział specjalny, z okazji urodzin Mike'a. Wszystkiego najlepszego, Jordan!


10 marca, 4:20PM

Zastanowiłem się chwilę, zanim zadzwoniłem po taksówkę.

Mimo, że odwołałem już trening, zamówiłem dwie duże pizze i umówiłem się z chłopakami, to jakoś nagle zastanowiłem się, czy na pewno tego chce.

Przez większość czasu nie gadałem zbyt o sobie - Blase zawsze to zlewał, Ben mnie nie lubił, a Nise nie miał czasu. No i został James, ale on już od czasów Octavii się jakoś ode mnie oddalił. Przykre.

Ale teraz gadam o sobie tyle do Scarlett i Anastasi, że to aż dziwne - aż zacząłem się nad wszystkim zastanawiać. To było złe.

Sięgnąłem po pożyczoną od Jacoba paczkę Lucky Strike'ów - to znaczy, w sumie to mi je kupił, ale obiecałem oddać, bo przecież wezmę tylko jednego szluga. On doskonale wiedział, że nie paliłem. Ale tym razem w paczce zostało już tylko sześć szlugów. A przecież było ich dwadzieścia dwa.

Zerknąłem na niebieski znaczek na opakowaniu. Nikt w moim otoczeniu takich nie palił, ale mi się po prostu podobały. Nie czułem w sumie różnicy w smaku między fajkami, ale może taki Blase wyczułby je po choćby zapachu? Możliwe, nie powiem.

Wcześniej paliłem nałogowo tylko z Octavią - lubiła papierosy, gardziła trawą. A ja miałem kompletnie na odwrót.

Odpaliłem w końcu fajkę, walcząc z silnym wiatrem. Beznadziejna dzisiaj ta pogoda.

Za równo czternaście minut przyjedzie moja pizza, możliwe, że nawet wcześniej, a ja nawet nie zadzwoniłem po taksę, i ledwo co odpaliłem szluga. Miesiąc temu to nawet nie pamiętałem, jak fajki smakowały.

Zawsze robiłem to okazjonalnie, jak na przykład na tamtej pierwszej imprezie ze Scarlett. Wyszedłem wtedy z Benem, ale już raczej nigdy tak nie robiłem, aż do teraz. Nie spodziewałbym się tego nigdy, serio.

Napisałem do Bena, by odebrał z Nisem pizzę, bo trochę się spóźnię. Raczej nie powinni w to wnikać, bo pewnie myślą, że nadal siedzę z Blasem. I bardzo dobrze.

Wsiadłem w końcu do taksówki, w ostatniej chwili rzucając niedopałkiem na chodnik.

Nie wiem, ile czasu trwała ta podróż, ale z jednej strony dłużyła mi się cholernie, a z drugiej minęła za szybko. Dziwne uczucie.

Od razu zauważyłem Bena, z nieodpalonym jeszcze papierosem w dłoni, a zaraz później stojącego obok Nise'a z pudełkami pizzy. Spóźniłem się ledwie z minutę.

- Hej, Mike - przywitał się Nise, a po chwili to samo powiedział Ben.

- Cześć, chłopaki - odpowiedziałem, patrząc, jak Ben odpala fajkę. Nie zastanawiałem się za długo, zanim powiedziałem: - Poczęstujesz fajką?

Ben wyciągnął w moją stronę te jego czarne fajki, a Nise zbadał to wzrokiem. On też raczej nie palił.

- Od kiedy palisz? - spytał Nise, wyrównując w rękach pudełka z pizzą.

- Czasem każdego najdzie ochota - stwierdziłem obojętnie, czego już nie skomentował. Dobry obrót sprawy.

Nawet już nie pamiętam,  o czym gadaliśmy, bo głównie skupiłem się na tej jednej konkretnej konwersacji.

- Właśnie, Mike - zaczął Nise, sięgając po już ostatki pizzy - jak tam z tą Violet? Dawno o tym nie gadaliśmy.

Uniosłem wzrok znad telefonu. Wiedziałem, że któryś z nich w końcu zacznie ten temat.

Nie wiedziałem co powiedzieć. No bo, czy coś się zmieniło?

Nadal nie rozmawialiśmy. Nie było na to szans, a gdy nad tym myślę, to żałuję wszystkiego. Ale czy chcę im o tym powiedzieć?

Nie chcę. Jasne, że nie chcę. Ale wypadałoby przynajmniej skłamać.

- No nic, przecież nie zamieniliśmy ani słowa od bodajże tego, co uratowałem dupę Blase'owi.

Chcąc uniknąć tematu, wszedłem na Mesenger czwarty raz w tym kwadransie. Scarlett już nie odpisała.

- Ale, w końcu co do niej czujesz? To ważne, Mike.

Przeglądałem nadal konwersacje, tym razem wszedłem na te z nią. Dałem jej bloka, wtedy, co ona mi. Nadal jej nie odblokowałem.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Naprawdę nie chcę, by wiedzieli. Mógł o tym wiedzieć tylko Blase. Chociaż on i tak nic nie pamiętał z tamtej imprezy.

- Mam w nią wyjebane, wiecie o tym.

- To jest po prostu jebana demagogia, Mike - odezwał się w końcu Ben.

- Dema... co?

Przewrócił oczami i spoważniał kompletnie, aż mnie to przeraziło.

- Najzwyczajniej w świecie cała nasza trójka doskonale wie, że mówisz tak tylko po to, by nam zaimponować. Że nie obchodzą cię jakieś tam dziewczyny, że nie będziesz jak Blase latać za jedną, tylko chcesz być tym, kim on był przed Scarlett. Ale to nie jesteś ty, Mike. I to nie był także Blase. On wcale nie był szczęśliwy, wiesz? Nic w tym dobrego.

Nie spodziewałem się, że Ben tak dobrze mnie przejrzał. I że kiedykolwiek powie do mnie coś takiego, prócz śmiania się z mojej nieudolnej miłości do Violet.

- Może masz rację, Ben. Ona mi się podoba, racja, ale nic więcej. Przecież nie będę się kochał w dziewczynie, która mnie nie lubi i ciągle mnie olewa, czyż nie?

- Nadal próbujesz myśleć jak Blase, Mike. Nie rób tego. To bez sensu.

Po raz kolejny zastanowiłem się nad odpowiedzią.

Chciałem myśleć jak Blase, chciałem ukryć, że tak naprawdę szaleję za Violet już jakoś od roku. Najwyraźniej nawet to mi nie wychodziło.

Dziwnie patrzyło mi się, jak on zarywa do tej Scarlett, jak oni oboje ewidentnie coś do siebie mają, kiedy ja z nią nie potrafimy nawet porozmawiać. Oni przyjaźnili się nawet, gdy Blase miał laskę, a ja z Violet? Bez obrażania się nie wytrzymamy nawet pół minuty rozmowy.

Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, a dziwnie było mi pomagać Blase'owi ze Scarlett, gdy sam byłem w kropce. Ale ja przecież nawet nie dawałem sobie pomóc.

Może to nie było tak ważne, ale chyba chcę o tym wreszcie pogadać z Blasem. Chyba on najlepiej mnie teraz zrozumie. Bo przecież oboje jesteśmy zakochani, no nie?

To znaczy, technicznie jest jeszcze Ben. Ale on o niczym i tak mi nie powie.

- Jasne. Ale lepiej zmieńmy temat.

Zaczęliśmy gadać coś tam o następnym meczu, że trzeba się przyłożyć, że trzeba nauczyć Neila wreszcie tej pieprzonej gdy zespołowej. Mam nadzieję, że nam się to uda.

Odprowadziłem ich na przystanek i sam napisałem po Jacoba, aby mnie odwiózł.

Gadaliśmy o jakichś pierdołach, aż dotarliśmy już prawie do celu. Tam moją uwagę przykuł widok za oknem.

Scarlett i Blase.

Widziałem jego szczery uśmiech, który odwzajemniłem na sam ich widok. Cieszyłem się, że przynajmniej im w końcu wyszło. Bo jeśli Ben mówił prawdę i on serio dopiero teraz jest szczęśliwy, to jestem dumny z tego, że udało mi się mu jakkolwiek pomóc. Bardzo.

Scarlett opowiadała mu coś zawzięcie, a on przeniósł wzrok na mnie, wręcz dziękując samym spojrzeniem. Wreszcie coś mi wyszło.

Jak już ich minęliśmy, a ja wysiadłem z auta, uderzyło we mnie coś, co siedziało mi w głowie już od dawna.

Że jeżeli nic nie zrobię, jeżeli będę tak stał w miejscu i postaram się o nic, to to nie będę nigdy ja z Violet. Jeśli ona odwzajemnia to, co ja czuję do niej, jak twierdzi choćby Ben czy Blase, to możemy być tak szczęśliwi jak oni teraz. Ale tylko, jeżeli sam coś zrobię.

Jestem w tej szkole już ostatni semestr, więc najwyższa pora przynajmniej spróbować. Bo przecież do końca życia będę żałować, że nic nie zrobiłem. Że zmarnowałem szansę na choćby krótki związek z kimś, kogo nie mogę wyrzucić z głowy od długich miesięcy.

Podłączyłem telefon do ładowarki, od razu odblokowując Violet. Dziś jeszcze nie napiszę, ale może za tydzień? Któż wie.

Wyszedłem z naszej konwersacji, ze szczerym uśmiechem na ustach. Pora przestać udawać kogoś, kim nie jesteś, Mike.

Miałem już wyłączyć telefon, gdy zauważyłem wiadomość od Blase'a wśród mało znaczących powiadomień ze Snapa czy Instagrama.

Young 14:

dziękuję, Mike

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro