valentine's day special - violet

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzwonek. Ja spadam na lekcje.

Oderwałam wzrok od Mike'a,kiedy Ginger wstał. Oglądanie Mike'a przez godzinę w niemalże grobowej ciszy było czymś, na co przecież nie mogłam narzekać.

- Ja też...

Wstałam, starając nie patrzeć się na wielkie JORDAN 42.

- Nie musisz. Mike cię zwolni.

- Mike w życiu by mnie nie zwolnił.

Ukuło mnie w serce jego imię. Ciężko się o nim rozmawiało w takiej sytuacji.

- Nie martw się. Dla mnie by tego nie zrobił? - uśmiechnęła się, wracając wzrokiem do meczu.

To było dziwne, że przecież ona przyjaźniła się z Mikiem, a ja z nim nawet nie rozmawiałam. Jednak to był on, nie zadawałam się już z nikim z jego znajomych, a teraz zaprzyjaźniłam się ze Scarlett.

Wiadomo, że trochę jej tego zazdrościłam. Jednak podobał mi się od tak długiego czasu, zerwał z Octavią jeszcze dawniej temu, a nadal potrafiliśmy się tylko kłócić. Męczyło mnie to.

Ale na tę chwilę jeszcze bardziej go nie rozumiałam. Skoro mieliśmy wspólną przyjaciółkę, to musiał mnie akceptować, przynajmniej. Jakoś nie potrafił tego okazywać.

Chociaż ja dla niego też byłam niemiła.

- Wszystko lepsze od rozszerzonej geografii - stwierdziłam, gdy przyszedł czas na przerwę.

Wszyscy chłopcy do nas podeszli. To znaczy prawie.

Oczywiście, że on jedyny poszedł do szatni.

No dobra, poszedł gdzieś tam jeszcze Micheal, ale nadal nie liczyłam go jako członka drużyny - dla mnie nadal był tam Marcy.

- Widziałaś, jak trafiłem z połowy boiska? - powiedział Blase, ale raczej nie do mnie, a do Scarlett.

Zignorowałam to, podając Nise'owi wodę, o którą poprosił skinieniem głowy. Jako jedyny w ogóle na mnie spojrzał.

Większość osób z drużyny mnie nie lubiło - oczywiście z winy Mike'a. Przez Scarlett przynajmniej miałam dobry kontakt z Blasem, i Ben mnie raczej szanował. No i Micheal, ale jego to ja nie lubiłam.

Całe szczęście, że trafiło na nich, bo Blase i Ben to moi ulubieńcy z ekipy. Z Blasem można było zawsze pogadać, a Ben był szczery i zabawny idealnie na moje poczucie humoru. Znaczy, był jeszcze Mike, ale on ogólnie był wyżej od każdego innego.

- Oczywiście, Blase - odpowiedziała, kiedy napił się wody - Szło ci świetnie.

- Mike też rozjebał - spojrzał na mnie - dawno nie miał tak dobrego meczu. Pewnie ze względu na twój doping, Violet.

Spuściłam wzrok. No tak, zadawanie się z Blasem i Benem również wiązało się z dziwnymi sugestiami o Mike'u.

- No, nie był najgorszy - stwierdziłam - ale niezbyt zwracałam na niego uwagę.

Blase chyba chciał coś powiedzieć, ale w końcu się tylko uśmiechnął.

- Idźcie do szatni, Mike tam planował naradę - powiedział głośniej, zmieniając ton głosu na bardziej taki, jaki znałam, gdy niezbyt się zadawaliśmy. Bardziej oschły, tak myślę.

- A ty? - spytał Nise. - Dziękuję - dodał ciszej, do mnie, podając mi wodę. Uśmiechnęłam się. Był tak miłą osobą.

- Ja już sobie gadałem z Mikiem i wszystko wiem, kazał mi zawołać tylko was.

Nikt mu już nie odpowiedział, tylko wszyscy po kolei ruszyli w stronę wyjścia z hali.

- Przyznaj się, że zostajesz tu tylko dlatego, żeby posiedzieć ze Scarlett - zaśmiał się Ben, na co Blase zabił go wzrokiem.

- Spadaj, Ben.

- Tylko nie róbcie niczego nieodpowiedniego na oczach biednej Violet, bo będzie miała traumę - uśmiechnął się do mnie i odszedł, a Blase usiadła na jego miejscu, zaraz przy Scarlett. Przesunął jej nogi na swoje kolana, a ja jakoś automatycznie przypomniałam sobie o Mike'u. Dlaczego tu nie podszedł? Nie spytam. Za szybko na takie pytania.

- Urocze - stwierdziłam, zajmując sobie głowę czymś innym.

- A wy z Mikiem...

- Nie gadają, Blase - powiedziała Scarlett, przerywając mu. - Niestety.

- On zawsze miał coś nie tak z głową, nie przejmuj się, Violet. Po za tym to zajebisty człowiek.

- Możliwe - wzruszyłam ramionami, zła na ten nagły temat o Mike'u. - Kiedy wy się w ogóle pogodziliście? Przecież niedawno było jeszcze to wszystko z Rosie, a to stało się tak nagle, że nawet jeszcze nie ogarnęłam.

- Jakoś ledwo z tydzień. Nienawidziłaś mnie przez długi czas, no nie?

Zaśmiała się, a potem pocałowali się na tyle długo, by zdążyć odblokować telefon i spojrzeć na tapetę. Tęskniłam za Mikiem na niej, ale jakoś nie chciałam, by ktokolwiek mógł to zobaczyć.

- Naprawdę cieszę się, że wam wyszło. Wyglądacie na szczęśliwych.

- Bo tak jest - powiedział Blase, bawiąc się jej włosami.

- Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek cię zobaczę w takim związku. Znam cię od zawsze i myślałam, że preferujesz coś w stylu Arzaylei, co najwyżej Rosie, ale czegoś tak poważnego? Nigdy w życiu.

- Widzisz, a Scarlett wciąż myśli, że jestem przewidywalny.

- Bo jesteś, a przynajmniej dla mnie.

Uśmiechnął się do niej, po czym utkwił wzrok w wejściu na halę.

- Oho, wracają.

Odwróciłam się, by zobaczyć Mike'a, idącego przodem, a za nim trójka pozostałych chłopców z drużyny.

- Muszę już spadać, więc trzymajcie kciuki.

- Oczywiście - uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował Scarlett na pożegnanie.

- Obyśmy mieli za dwadzieścia minut tamten puchar - mrugnął do mnie i pobiegł do Mike'a, na którego znów starałam się nie patrzeć.

Siedziałyśmy chwilę w ciszy, a ja uważnie śledziłam Mike'a, który przez większość czasu miał piłkę. Co jak co, ale on był naprawdę dobrym koszykarzem.

- Wygrają - stwierdziła Scarlett, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam na to, jak Mike odbiera piłkę komuś z drużyny przeciwnej. - Odkąd Mike wygrał te wybory na balu walentynkowym, jakoś niemal wszystko mu wychodzi.

Odwróciłam od niego wzrok, przypominając sobie tamten bal.

- Prawie bym zapomniała o tym balu.

- Przecież był w walentynki. A ty je akurat lubisz.

- Lubiłam. Co singielki mają wtedy niby obchodzić?

- Cóż, ja tych walentynek też nie wspominam najlepiej.

Przysłuchałam się. Nigdy nie gadałyśmy o balu.

- Dlaczego?

- Wiesz, wtedy całowałam się z Blasem ostatni raz przed tym, jak się pogodziliśmy. - Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, a ja zauważyłam, że Mike przebiegł zdecydowanie za blisko nas. - Powiedział mi wtedy o tym wszystkim z Rosie, że ona udaje kogoś innego, że tak w zasadzie to on już nie chce z nią być. Ale jakoś bał się dosłownie przyznać, że woli mnie. Był taki męczący.

- Też mam szczęście do męczących chłopców - zaśmiałam się, rzucając wzrokiem na Mike'a, który spojrzał na mnie przez ramię.

- Mike?

- Niestety. Mam go już dość.

Patrzyłyśmy się na niego przez chwilę bez słowa. Zdobył kolejne dwa punkty.

-Nie zadręczaj się tym, Violet. Jestem pewna, że już niedługo się wam ułoży. Obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro