'trust'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— I mój przygłupi brat — prychnął Syriusz. — Musiał się mądrować za każdym razem, gdy wracaliśmy do domu, jak się cieszę, że mieszkam z tobą, Rogaczu, bo twój poziom inteligencji nie jest wysoki. 

— Odbieram to jako komplement i obrazę — burknął Potter.

A Frank od paru lat nasłuchiwał się okropnych rzeczy o młodszym bracie Syriusza, takich, że nie chciał go za żadne skarby spotkać. Wygórowane ego, ziemne spojrzenie, brak empatii, brak poczucia humoru, niechęć do żartów czy brak dystansu, tych ludzi Longbottom nie chciał spotykać. W opowieściach Blacka wynikało, że ten młodszy posiada wszystkie wyżej wymienione. 

&—&

Dostał kosza.

Pieprzonego kosza.

Frank zacisnął swoje usta i wyszedł z Pokoju Wspólnego Gryffindoru, ponieważ nie mógł dalej patrzeć na ten kominek, który jedynie podjudzał go, aby ze wszystkimi się pokłócić. Alice niestety odrzuciła go. Myślał, że te uśmiechy, spojrzenia coś znaczą, jak widać, ona spoglądała na kogoś innego.

Nie nienawidził jej. Fortescue była doprawdy cudną dziewczyną, aniołem w ciele pięknej kobiety. Może na nią nie zasługiwał?

Przecież każdy zasługuje na miłość, eh...

Nie podobał się jej i tyle. Na tym lepiej, aby zakończyć myśl.

Nim się obejrzał znalazł się na korytarzu, którego nie kojarzy.

— Naprawdę... — wyszeptał bezsilnie.

Rozpoczął drogę powrotną, aczkolwiek zapomniał, gdzie i kiedy skręcał, ponieważ był zatopiony we własnych myślach.

Narzekał na swoje życie, na samego siebie, na to, że nie ma do niczego szczęścia. Teraz jedynie brakowało mu...

— Droga do domu jest po przeciwnej stronie, Gryfonie — zatrzymał go Ślizgon.

W tym momencie brakowało mu osoby, o której miał same negatywne myśli, pomimo że nigdy nie napotkał jej na swojej drodze. Regulusa Blacka.

— Miałbym ci uwierzyć, Ślizgonie? — spytał Longbottom podejrzliwie.

— Zakładam, że nawet nie wiesz, gdzie jesteś. Mało kto tutaj się panoszy, prócz samych Ślizgonów, jak ominiesz mnie, to może trafisz na innych... gorszych.

— Gorszych? — szatyn uniósł brew. — Wysokie mniemanie o sobie.

— Nie chodzi mi o to — prychnął Regulus. — Bardziej agresywni, którzy na pewno nie wskażą ci drogi do domu, a do grobu.

— Dlaczego miałbym ci zaufać?

— Nie masz powodu, na tym polega zaufanie, wiesz? 

— Nie brzmi zachęcająco — odparł Frank. — Jaką mam pewność, że to ty nie wskażesz mi drogi do grobu?

Regulus uniósł jeden kącik swoich ust, kręcąc delikatnie głową.

— Nie masz.

Czarnowłosy wyciągnął w jego stronę dłoń.

I Gryfon ją chwycił, ponieważ na tym polega zaufanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro