Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pośpiechu weszłaś do salonu w rezydencji Williama. Zastałaś w nim Mary, skrajnie wyczerpaną, owiniętą kocem na dużym fotelu. pijącą przy tym herbatę w fotelu. Wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnim razem, kiedy ją widziałaś. Miała cienie pod oczami, jej twarz była prawie chorobliwie blada i wysuszona, a je j włosy plątały się. Mary nigdy wcześniej nie nosiła tak pogniecionego ubrania, jak te, które miała na sobie.

— Mary...! — zawołałaś, podbiegając do niej. Objęłaś ją, ciesząc się, że jest z powrotem. Bezpieczna. Mogłyście nie być specjalnie blisko, jednak to wciąż się o nią martwiłaś.

— [Imię]... — Mary nie wiedziała jak odpowiedzieć. Wydawała się nie mieć nawet siły by poprawnie odwzajemnić uścisk.

Odsunęłaś się od niej, a w kącikach twoich oczu pojawiły się łzy.

— Mary, tak się cieszę, że nic ci nie jest...!

Kobieta uśmiechnęła się niewyraźnie.

— Powiadomiliśmy pani rodzinę oraz pana Hearsta, tak jak pani prosiła — oznajmił Louis, dolewając herbaty do filiżanki Mary.

Dziewczyna skinęła głową i zdawało się, że chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak przerwał jej to męski głos, dochodzący z wejścia do salonu.

— Mary! Dzięki Bogu, jesteś tu!— August podbiegł do niej, chwytając za jej ramiona. Kobieta zarumieniła się, posyłając mu uśmiech, za który nie jeden mężczyzna by umarł. Może nie w jej obecnym stanie, ale każdym innym razem. August jednak chyba tego nie zauważył, bo jego uwaga całkowicie się przerzuciła, kiedy tylko cię zobaczył. — Och, [Imię]! Jak dobrze, że też jesteś bezpieczna — objął cię z widocznym przejęciem na jego twarzy. — Naprawdę się martwiłem kiedy zniknęłaś tak nagle!

Twarz Mary spochmurniała. To ona przeżywała piekło przez ostatnie dni, więc dlaczego to ty skupiłaś na sobie uwagę... ? Czy ty i August Hearst...?

Westchnęła odwracając wzrok. William to zauważył. Sprawa nie szły po jego myśli. Specjalnie powiedział Mary, że znaleźli ją dzięki panu Hearstowi, a Augustowi, że Mary została odnaleziona dzięki jego zeznaniom...

William nigdy nie planował być swatką, ale skoro wiedział, że Mary była zauroczona w Auguście, postanowił ją wykorzystać. Jednak chłopak nie zdawał się być zainteresowany. Jego uwaga skupiona była na tobie, co Williamowi wewnętrznie irytowało.

— Spokojnie, Auguście... Byłam bezpieczna u boku profesora, jak widać — uśmiechnęłaś się przekonująco. August spojrzał niemrawym wzrokiem na Williama po czym przytaknął. Znów zwrócił swoją uwagę, ku Mary.

— Co się właściwie z tobą działo Mary...? — zapytał August. — Nagle przyszedł do mnie dziwny anonim...

— Panno, [Imię]... — usłyszałaś przy swoim uchu głos Louisa. — Myślę, że powinna Pani wyjść na chwilę. To są ważne informacje w śledztwie, lepiej, aby osoby postronne o nich nie wiedziały...

— O-oczywiście! — skłoniłaś się lekko w stronę Mary, po czym opuściłaś pomieszczenie.

O czymkolwiek było to spotkanie, nigdy się tego nie dowiedziałaś.

Wraz z ciepłą herbatą czekałaś w pokoju obok, aby zaoferować ją, gdy spotkanie się skończyło.

Mary przyjęła ją z wdzięcznością, ale też pewnego rodzaju niechęcią, chociaż kilka ciepłych łyków naparu zdecydowanie rozgrzały jej osłabiony organizm.

August Hearst, również wziął od ciebie filiżankę herbaty. Poza lekką bladością na twarzy, wydawał się całkowicie w porządku i, mimo, że herbata była nieco gorzkawa, powiedział, że cudownie ją zaparzyłaś.

Louis odmówił z wdzięcznością.

Z kolejnej rozmowy, dowiedziałaś się, że Mary Hale nie chce wracać do rodzinnego domu; będzie miała tydzień wolny od zajęć i ma obowiązek przebywania w swoim pokoju.

Gdy spytałaś się czy to oznacza, że wracasz do akademika, William pokręcił głową.

— Panna Hale potrzebuje spokoju — odpowiedział, a ty powoli doszłaś do wniosku, że jesteś dosyć mało energiczną osobą, żeby przeszkadzać komuś takiemu jak Mary. William uśmiechnął się. — Niestety, ale potrafi pani bardzo rozpraszać.

August nie wydawał się przejąć odpowiedzią Williama. Nachylił się tylko w twoją stronę, pod niewypowiedzianym pretekstem, byś potrafiła go lepiej usłyszeć.

— Panno [Nazwisko] — zaczął August Hearst, gdy filiżanki były już w połowie opróżnione, a etykietowy czas angielskiej herbatki minął. — Czy zrobiłaby mi pani zaszczyt i zechciałaby towarzyszyć mi jutro w drodze powrotnej do akademia.

Uśmiechnęłaś się do niego, prawie przytakując i-

...I William odpowiedział za ciebie. — Niestety, ale, panie Hearst, muszę pana prosić o pana obecność piętnaście minut przed rozpoczęciem zajęć. Nasze lekcje muszą dalej trwać, a przez ostatni tydzień nazbieraliśmy trochę zaległości, hm?

— Profesorze Moriarty — głos Augusta Hearsta wypełniła stanowczość, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszałaś. Spojrzałaś na niego zaskoczona, a szczyt tego zdziwienia odnalazł się w chwili, gdy delikatnie przysunął się do ciebie, tak, że rękawy jego garnituru lekko muskały fałdy twojej sukienki.

Zamarłaś w miejscu, wiedząc, że w którąkolwiek stronę się przesuniesz, znajdziesz się zbyt blisko Augusta lub Williama.

Wstrzymałaś oddech, jakby jego nieregularny rytm zdradzał twoje zdenerwowanie.

— Profesorze Moriarty — powtórzył ponownie August, czując, że jego słowa nie docierają do Williama. — Naprawdę nie chcę brzmieć nieuprzejmie, ale czy nie powinien pan, jako osoba nadzorująca, zająć się bezpiecznym powrotem panny Mary Hale do akademika?

William uśmiechnął się, chociaż poczułaś jak powietrze wokół niego zamarzało.

August odwzajemniał ukulturowane spojrzenie, ale jego całe ciało wydawało się być wyjątkowo napięte.

Wstał szybko i, nieco wymuszając na tobie przestrzeganie etykiety wymaganej od ludzi wyższego stopnia niż zwykłego mieszczeństwa, wyciągnął rękę, którą musiałaś przyjąć.

Twoja ręka znalazła się pod ramieniem Augusta i z dygnięciem, opuściliście towarzystwo.

Nie byłaś pewna, jak teraz wrócisz do domu, do Williama.

— Nie ma pani pojęcia jak głębokie uczucie pani we mnie wywołuje.

Tak brzmiały słowa Augusta, kiedy stwierdził, że oddaliliście się już na odpowiednią odległość. Jego oczy błyszały gdy to mówił, pąsowy rumieniec okolał jego policzki i sam pan Hearst wydawał się postacią prosto z książki.

Mogłabyś nawet przypasować fabułę do waszego spotkania—nowy student i nieśmiała uczennica zostają przydzieleni razem na wspólne zajęcia; charyzmatyczny chłopak szybko zakochuje się w tej klasycznej szarej myszce, a ta powoli otwiera się tylko dla niego... Ile razy przeczytałaś coś w podobnym motywie?

Nie żebyś chciała sobie schlebiać - bycie protagonistką tak klasycznego romansu jest przecież komplementem, prawda? - ale tak trudno jest nie podstawić Augusta za tego dżentelmeńskiego ekstrawertyka, który jednym mrugnięciem oka zdobywa dziewczęce serca.

A fakt, że znajdował się teraz przed tobą i jąka się nad słowami, które ma wypowiedzieć, sprawiły, że zamarłaś.

— Auguście, ja-

Naprawdę nie wiesz jak formuje się słowa.

— Ja, naprawdę... Niestety, ale...

Przeczytałaś tyle romansów; w tych na pewno był jakiś dialog odrzucający.

Jak to brzmiało?

— Jestem... Jestem naprawdę zaszczycona, p-panie Hearst, ale...

Gula w gardle utrudniała ci wypowiedzenie słów.

August zdecydowanie wiedział, co chciałaś powiedzieć; jego uścisk na twojej ręce zacieśnił się mimowolnie, a mała fala paniki zalała twoje ciało. Jeszcze cię nie bolał, ale byłaś pewna, że bez żadnej pomocy, nie będziesz w stanie wyrwać się z tego objęcia.

— Panno [Nazwisko].

Wasze głowy szybko odwróciły się w stronę głosu, którego właścicielem okazał się Louis. Ukłonił się w kamerdynerskiej manierze i przykładając rękę do piersi, mówił dalej.

— Brat William kazał poinformować, że powóz już na panią czeka.

August wystąpił.

— Przykro mi, ale ustaliliśmy, że panna [Nazwisko] wraca ze mną.

Louis zmrużył oczy na niego.

— Plany się zmieniły. Kazano mi przyprowadzić pannę [Nazwisko] z powrotem.

Czułaś na swojej skórze niechęć, z jaką August wypuścił cię z uścisku. Iskierki żalu błyszczały w jego oczach, a kąciki ust drgały niekontrolowanie. Ogromny żal oblał twoje serce, gdy uświadomiłaś sobie, że nie udało ci się odrzucić go bez zranienia go.

...Z drugiej strony, czy to było możliwe?

Wzrok Augusta nie opuścił cię, dopóki nie wsiadłaś do karety. Wtedy dopiero otrząsnął się i gwałtownym krokiem odszedł. Czułaś, że wasze kolejne spotkanie nie będzie bardzo przyjemne.

— Czy chciała pani zaakceptować jego propozycję?

Odwróciłaś się do Williama, który siedział na przeciwko ciebie i przypatrywał się twojej reakcji. Zacisnęłaś ręce na materiale swojej sukienki i wciągnęłaś powietrze.

Może, gdyby Mary nie lubiła tak bardzo Augusta i gdyby William James Moriarty nie był twoim nauczycielem, może wtedy...

Potrząsnęłaś głową.

— Proszę zatem nie czuć żalu — powiedział spokojnym głosem i uśmiechnął się pocieszająco. — Dopilnuję, żeby została między państwem tylko przyjaźń.

...

...

...?

August Hearst nie ma pojęcia jak znalazł się w tej sytuacji.

Dziesięć minut temu przyszedł na spotkanie z profesorem Moriarty, który poprzedniego dnia mówił mu, że będzie musiał porozmawiać z nim na temat jego zaległości.

W żadnym razem nie oczekiwał "lekcji pokory" jaką zaserwował mu William.

Naprawdę ciężko zobaczyć co się dzieje na zewnątrz, gdy jest się zamkniętym w szafie. Tylko szpara między skrzydłami drzwi pozwalała mu zerknąć na to co się działo w środku sali. Miał widok na tablicę, na same centrum auli i ławki, w tym swojej, w której jeszcze kilka dni temu siedział, gdy miał wykłady.

Czuł jak grube wstążki ocierały mu się o nadgarstki i kostki; jedna z nich służy jako knebel na jego usta. Nie mógł nic powiedzieć, ani się ruszyć, ale wiedział, że gdyby wydał zbyt głośny dźwięk, profesor Moriarty, który jest w pełni świadomy jego obecności, wyrzuciłby go ze szkoły.

Nie musiał nawet ostrzegać go osobiście — niewypowiedziany zakaz wisiał w powietrzu gdy tylko William zamykał szafę.

— Williamie?

O nie.

August naprawdę nie chciał słyszeć twojego głosu. Jego sercu nie udało się jeszcze zrehabilitować. On sam nie był pewien czy cały rok by wystarczył.

Z drugiej strony, tak bardzo chciał żebyś teraz do tej szafy podeszła. August był przekonany, że powodem, przez który znajdował się w tej sytuacji, była twoja relacja z profesorem Moriartym. Poczuł ukłucie nienawiści do profesora, ale galanteria z jaką William cię obchodził, sprawiała, że nie potrafił uznać go za gorszego od siebie.

— [Imię] — od kiedy głos pana Moriarty brzmi tak ciepło? August zastanawiał się w myślach. — Naprawdę przykro mi wołać cię o tak wczesnej godzinie, ale... oboje jesteśmy świadomi, że ty również potrzebujesz powtórki materiału do egzaminu.

— Oczywiście — przytaknęłaś i ruszyłaś w stronę krzesła. William lekko złapał twoją dłoń i poprowadził ciebie do siebie.

— Dzisiaj będzie lekcja specjalna — odpowiedział z rozbawieniem na twoje zdezorientowanie i pytanie w oczach. — Mam dla pani już przygotowane pytania. Zaczynając od początku...

Chwyciłaś kawałek kredy w palce i stanęłaś przed tablicą. William wraz z plikiem notatek chodził za twoimi plecami, wolno zataczając kółka.

— Proszę mi rozpisać wzór na twierdzenie cosinusa i obliczyć go dla trójkąta narysowanego obok.

Od razu wzięłaś się do pracy.

Wzór? Pamiętałaś już go po tym, jak nie zdałaś wejściówki sprzed pół roku. Od tej pory nawiedzał cię nawet w snach.

A obliczenie go? Z tym było już gorzej.

Na rysunku Williama znajdował się nieregularny trójkąt z trzema podpisanymi długościami boków i jego wysokościami.

...Do twierdzenia cosinusów potrzebowałaś cosinusa, kąta.

...

...

...

Jak się obliczało kąty?

— Williamie... Uch... Myślę, że mam ogromne braki — westchnęłaś, opuszczając kredę i odstępując od tablicy. William rzucił spojrzenie na tablicę i następnie na ciebie. — Czy mogłabym prosić o wskazówkę...?

Uśmiech rozprostował jego wargi.

— Ależ oczywiście — odpowiedział, podchodząc do ciebie. — Proszę tylko podać mi kredę...

Wyciągnęłaś rękę do niego, z której wyjął kredę, ale również którą przyciągnął do siebie. Jego palce splotły się z twoimi, a twoja twarz znalazła się tuż pod jego. Schylił się, ustami muskając twój obojczyk i pasywnie wdychając twoje perfumy.

Słodkie. Czyżby to była róża?

Nadgryzł twoją skórę a ty pisnęłaś cicho z zaskoczenia. Powoli zaczęłaś się przywyczajać do jego dotyku, ale w chwili gdy zaczęłaś go łaknąć podniosł głowę tak, że znalazła się tuż przed tobą.

Ale wyczekiwanego pocałunku nie było.

— To będzie opłata za podpowiedź — rzucił ci czarujący uśmiech. Więc teraz wymagał czegoś w zamian za pomoc? Czy to był cel tej powtórki?

— W... Williamie! — powiedziałaś, czując jak twoje ciało się przegrzewa. To miała być lekcja! Powtórzenie! A ty miałaś zamiar wyjść z niej z honorem i klasą, nawet jeśli musiałaś skłamać czy całe to wydarzenie podobało ci się czy nie. — T-to nadal jest miejsce... miejsce publiczne!

Nie pozwolił ci się jednak odsunąć.

— Proszę się nie martwić. To nie tak, że ktoś nas widzi.

Zarumieniłaś się jeszcze bardziej, a William rzucił przelotne spojrzenie w stronę szafy.

— A jeżeli patrzy to niech się przygląda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro