II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był późny wieczór, kiedy Nathan wrócił dopiero co do domu po randce, chociaż ta nie miała romantycznego znaczenia i jej cechą charakterystyczną był wrzask lub bezsilny płacz. Brunet miał zaledwie krótkie momenty, aby pobyć ze swoim chłopakiem sam na sam, a za każdym razem, gdy robiło się między nimi nieco poważniej, wtedy dziecko niespodziewanie rozpoczynało festiwal pieśni tragicznej, bo było przekonane, że jego niejasne dla starszych potrzeby, są zagrożone. Tak naprawdę to jedynie teoria sfrustrowanego Nathana, który szybko uznał, że dziewczynka robi to specjalnie, żeby mu podziałać na nerwy. Wszak chłopak nie lubił dzieci ani one jego, ale tutaj trwała walka o uwagę Alexandra... Zresztą ten nie był lepszy, gdy próbował przekonywać ukochanego, że warto pomyśleć o tym, co czuje Austin względem wiadomo kogo. A Nathan nie chciał w ogóle o tym słuchać, chociaż sam wciąż myślał nad tą jedną sprawą tak intensywnie, że czasem zapominał, że właśnie jest z Rawsonem...

Brunet ledwo zrobił kilka kroków przez salon, a wtedy zauważył tam siedzącego Austina, który opierał się o podłokietnik, a przy tym wszystkim wzdychał i słabo opuszczał powieki niczym rasowy romantyk. Ten widok niemal od razu rozjuszył starszego, aż otworzył szerzej oczy zdumiony, a następnie zmrużył je gniewnie i czym prędzej pomaszerował do przodu. Zaraz opadł ciężko na kanapę, przez co drugi brunet wręcz drgnął zdezorientowany, spoglądając na kuzyna. To był błąd... Nathan dostrzegł na twarzy młodszego tak rumiane wypieki, jakby ten spalił się na słońcu, a do tego rytm serca chłopaka był niepokojąco głośny, a przy tym nieco szybszy.

Austin patrzył na brata szeroko otwartymi powiekami ze speszonym wzrokiem prawie jak żywa figura i nawet nie mrugał. Nathan za to lustrował przez chwilę brązowookiego, krzywiąc się ze zniesmaczenia, po czym na jego twarz wstąpiło uderzenie wściekłości:

- Co ci się stało?! - wrzasnął brunet.
- Mi...? - spytał szczerze zaskoczony, obserwując starszego z pewnym lękiem - Dlaczego pytasz...
- Podoba ci się ten rudy pajac!
- Nie! - natychmiast zaprzeczył z przerażeniem, po czym spytał zestresowany - Jaki rudy pajac?!
- Ty dobrze wiesz jaki!

Austin przez chwilę uważnie, jakby ze strachu spoglądał starszemu w ciemne oczy, które go bez problemu dominowały, a szczególnie jego słabą wolę. Nagle Martinez wyrwał się z hipnozy, odrzucając zawstydzony wzrok w drugą stronę, gdy przez jego ciało już przechodziły mocne uderzenia stresu. To oczywiste, że wiedział doskonale, o jakim rudym pajacu mówił Nathan, w końcu taki w szkole był jedyny... No może nie jedyny, ale reszta posiadaczy tak wyjątkowego koloru włosów wtapiała się w tłum, za to Noah słynął już z samej pozycji na boisku, ale nie tylko... Przez jego niezwykły urok już powoli wchodził na ścieżkę wojenną z Nathanem Lee, niedosłownie dorównując mu... Zwyczajnie w szkole nagle pojawiło się już dwóch prawdziwych "samców alfa", rzucających się na swój cel, a najczęściej na piłkę. Co prawda, rudowłosy raczej miał bronić bramek, ale piłkę też musiał umieć łapać... W rzeczywistości obydwaj czuli się bardziej niż byli faktycznie, przekonani o własnej wspaniałości, chociaż Noah może miał w tym trochę więcej pokory...

Nathan, zauważając reakcję młodszego, zapalił się jeszcze bardziej, marszcząc dziwacznie twarz, a wręcz ścisnął pięści.

- Wiesz o kim mówię! - dodał brunet stanowczo.
- No wiem! - jęknął bezsilnie, wciąż nie unosząc wzroku na starszego.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Jesteś mądry?!
- Ale co, Nathan?! - nagle spojrzał na niego.
- Jak mogłeś się zabujać w kimś, z kim konkuruję o wszystko?!
- Skąd mogłem wiedzieć, że jesteście wrogami?! Zresztą..! - podniósł ton, po czym spojrzał w dół i rzekł słabo - To nie moja wina...
- A czyja niby?!
- Nie wiem... Noah jest dla mnie miły...
- Austin, błagam! - wyśmiał go z politowaniem - Chłopie, każdy z odruchu jest miły!
- Nie każdy! - zmarszczył brwi i znów zgasł - On nie jest zwyczajnie miły...
- Jest wyjątkowo miły? - aż nie wytrzymał i szczerze uśmiechnął się, rozbawiony, oraz przybrał pobłażliwy wyraz twarzy.
- Nie o to chodzi... - syknął ze zmieszaniem - To coś ode mnie... Wiesz, gdy go widzę... Czuję coś dziwnego w środku... - wręcz przyłożył dłoń do mostka - O tutaj...
- To zgaga - stwierdził szybko i beznamiętnie.
- Nie! - zmarszczył brwi, szturchając go w ramię zaskakująco mocno jak na niego - Niby mi niedobrze, ale jednak...
- Zabraniam ci.
- Co?
- Bez znaczenia co tam sobie czujesz, masz przestać to robić względem Noah.
- Nathan!
- No co? To dla twojego własnego dobra! Ty nie wiesz, jaki to okropny chłopak...

I zaczął wymieniać Austinowi każdą możliwą wadę Noah, mając nadzieję, że powstrzyma brata przed dokonywaniem tak idiotycznych wyborów miłosnych. Ale niezrozumiany młodszy tylko burzył się coraz bardziej, aż nie wytrzymał i wrzasnął na piłkarza, po czym uciekł do swojego pokoju, który mu wygospodarowano na czas jego pobytu w domu Lee.

Przez następne parę dni Nathan nie odpuszczał i wciąż przekonywał swojego małego brata do tego, aby ulokował swoje uczucia gdzieś indziej niż w Noah, ale zawstydzony Martinez tylko czuł coraz większą frustrację i presję, przez co ciągle chodził rozemocjonowany. Naprawdę czuł się teraz niezrozumiany... On przeżywał swoją nastoletnią miłość, wręcz w niej tonął i nie mógł nawet z nikim o tym porozmawiać, a jego najbliższa rodzina, czyli Nathan, jeszcze go dobijała... Jedynie Alexander raz porozmawiał z kuzynem swojego chłopaka, dzięki czemu temu zrobiło się nieco lepiej...
***

Nathan właśnie stał oparty o szafki i patrzył przed siebie, mrużąc krzywo oczy. Wciąż nie mógł przyjąć do wiadomości, że jego młodszy brat zakochał się w Noah, w tym idiocie... Kątem oka dostrzegł, że już zbliża się do niego Alexander, co niczego nie zmieniało... Brunet był przekonany, co mu powie blondyn, szczególnie, że jego zdecydowana twarz mówiła sama za siebie.

- Ogarnij się, Nathan - westchnął Alexander, szturchając ukochanego w ramię - Nie zachowuj się jak dziecko.
- O co ci chodzi? - spojrzał na niego, jakby z wyrzutem.
- O to, że Austin się ciebie boi, idioto - zmarszczył brwi.
- Mnie?! - wrzasnął - Niby czemu?!
- Przez ciebie czuje się winny, że spodobał mu się Noah...
- I dobrze! - przybrał naburmuszony wyraz twarzy.
- Właśnie, że nie. Nie możesz mu zabraniać zakochiwać się w kimś tylko dlatego, że tego kogoś nie lubisz...
- Mogę! Ten frajer nie wejdzie do naszej rodziny, nie ma takiej mowy...
- Ty naprawdę jesteś jakiś głupi... - zaśmiał się z politowaniem, kręcąc głową, po czym trzepnął wyższego w głowę i dodał, gdy ten już złapał się za miejsce uderzenia - To, że Austinowi podoba się Noah, jeszcze nic nie znaczy ani nie znaczyłoby, gdyby się spotykali... To tylko randkowanie, a ty już myślisz o takich rzeczach...
- Przez Noah, Austin w ogóle nie kontaktuje! Ciągle się przewraca i nie myśli...
- Więc zrób coś z tym.
- Co? - spojrzał na niego podejrzliwie.
- Porozmawiaj z Noah - stwierdził beznamiętnie.
- Chyba cię pojebało?! - posłał mu oburzone spojrzenie.

Alexander jedynie wzruszył ramionami, po czym odszedł obojętnie. Nathan zmarszczył na to brwi, doskonale znając tę taktykę. Chociaż on jeszcze się nie zgodził, wiadome było, że to właśnie blondyn wygrał dyskusję, a wyższy zrobi to, co ten mu powiedział.

Śniadoskóry napastnik westchnął ciężko ze znużeniem na twarzy, po czym ruszył w poszukiwaniu jednego rudego idioty. Znalazł go stosunkowo szybko, kiedy ten akurat stał w jednym miejscu i patrzył w telefon. Nathan z głęboką niechęcią skrzywił się i podszedł pewnie do bramkarza z drużyny. Ten od razu zauważył, że ktoś do niego podszedł, ale nie śpieszyło mu się ze sprawdzeniem kto to. Jednak płynnym, opanowanym ruchem przesunął zuchwały wzrok w górę, prosto na twarz bruneta, a wtedy spytał oschle:

- Czego chcesz, frajerze?
- Uwierz, że mi też nie uśmiecha się z tobą rozmawiać - skrzywił się w sztucznym uśmiechu - Musisz coś wiedzieć.
- Co?
- Mój kuzyn się w tobie zakochał - rzekł bez przedłużania - Austin Martinez...
- Kto?! - wyśmiał go ze zdumieniem - Ja wiem, że wiele osób na mnie leci, ale nie mam pojęcia o ich istnieniu...
- Co?! - teraz to on przeżył szok zmieszany ze złością - Ciągle kręcisz się obok niego...
- Kto...? - chwilę marszczył brwi w zastanowieniu - Aaa... - oświeciło go - Ej! To ta mała niezdara! Wiem!
- Czy ty go właśnie obraziłeś, gnido? - warknął, mrużąc oczy gniewnie.
- Nie! - zaśmiał się jakoś delikatniej - On naprawdę jest niezdarny! On się we mnie zakochał? No nie wierzę! - olał chłopaka i odszedł, śmiejąc się na cały głos.

Gdy Nathan zrozumiał całą tę sytuację, natychmiast pobiegł do Alexandra, któremu szybko wytłumaczył całą tę sytuację, nie kryjąc swojego oburzenia.

- Widzisz?! Mówiłem, że Noah jest zły! - marudził z przejęciem Nathan.
- Nie jest, cicho... - odpowiedział przelotnie, zastanawiając się.
- Takie są twoje genialne pomysły, Alex!
- Musimy wymyślić coś innego...
- Co to w ogóle miało dać, że mu powiem?! - wyśmiał chłopaka.
- Zamkniesz się?! - wrzasnął, patrząc na niego z irytacją - Miało dać to, że Noah już wie...
- I co go to może obchodzić? - westchnął - Przecież Austin nie jest jedyny...
- Przekonamy się czy nie jest jedyny.
- Co? - spytał zaskoczony - Alex, coś ty wymyślił?
- Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.

Od tej rozmowy minęło parę lekcji, aż w końcu Alexander uznał, że nadszedł czas na realizację planu. Razem z Nathanem szybko znaleźli swoją pierwszą ofiarę i zaciągnęli w miejsce, skąd postanowili obserwować rozwój wydarzeń.

- Po co mnie tu zabraliście..? - spytał zdezorientowany Austin - Mam lekcje gdzie indziej...
- Nie pytaj, tylko rób, co trzeba - odpowiedział mu Alexander, obserwując korytarz zza winkla.
- Właśnie, Austin, nie dyskutuj - dodał brunet.
- O, jest! - zawołał blondyn, po czym spojrzał na kuzyna swojego chłopaka.
- Kto jest... - młodszy nic nie rozumiał, a szczególnie, gdy blondyn zaczął go jakoś ustawiać - Ej, Alex... Co ty robisz...

Tymczasem po korytarzu szedł Noah prosto do swojej klasy, ale nagle zatrzymał się, spoglądając za siebie. Aż westchnął ciężko, pojmując, że Gloria znowu go zostawiła i poszła do jakichś swoich koleżanek lub do toalety. Nie lubił, gdy wybierała kogoś innego zamiast jego, bo w końcu to on był jej bratem...

Chłopak znów ruszył przed siebie, lecz niespodziewanie poczuł, jak coś w niego uderza z taką prędkością, że wręcz o dziwo upadł na ziemię, a razem z nim średnio ciężkie ciało obce. Rudowłosy dał sobie chwilę na odzyskanie trzeźwości umysłu, a gdy to się stało, wtedy uniósł nieco głowę, aby dojrzeć na sobie drobnego bruneta, który z przerażenia aż drżał, a przy tym pachniał przyjemnie znajomo.

- Ee... Austin...? - spytał lekko zdezorientowany Noah, drapiąc się po głowie, gdy uniósł nieco ciało na łokciu.
- Ty... Znasz moje imię?! - Austin nagle odskoczył cały czerwony na twarzy.
- Cóż... - posłał mu ciepły śmiech - Dzisiaj się dowiedziałem...

Brunet patrzył niepewnie na starszego, otwierając szeroko powieki, a serce mu w tym momencie szalało, nie mówiąc już o burzy uczuć i hormonów. Zwłaszcza, że Austin właśnie był przy swoim obiekcie westchnień, obiekcie dzikiego uczucia, które w nim rosło z każdym dniem...

- Ja... Ym... Mm... Noah... - Martinez zaczął się panicznie jąkać.
- Co... - marszczył brwi w skupieniu, próbując pojąć, co mówi niższy.
- No... Cmsk... Ko..jcjdkd... Noah... - wykrzywiał czerwoną twarz ze zmartwienia.

Noah niespodziewanie ułożył usta w ciepły uśmiech, rozczulony tą małą niezdarą, którą nieudolnie próbuje wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Postanowił ukrócić jego uroczy popis, dlatego zaraz pewnie wsunął ciepłą dłoń na jeszcze cieplejszy policzek młodszego, po czym zamknął mu usta w czułym pocałunku. Austin doznał lodowatej lawiny uczuć, która natychmiast objęła go, a szczególnie jego brzuch, w którym działa się prawdziwa bitwa. A przy tym wszystkim drżał tylko mocniej i mocniej... Niespodziewanie, choć po dłużej chwili, Noah odsunął usta, a wtedy wyjaśnił:

- Musiałem. Byłeś tak zdenerwowany, że to nie miałoby końca... Wybacz.
- Czy... Ty... Właśnie... Pocałowałeś mnie... Tak po prostu...
- Tak - zaśmiał się delikatnie - Jeśli to sprawia, że jesteś taki uroczy, będę to robił częściej.
- Ale... Żeby się całować, trzeba... - poczuł nowe źródło wypieków - trzeba być ze sobą...
- W takim razie - uśmiechnął się ciepło, po czym wyszeptał mu na ucho tak, żeby tylko on usłyszał - Zabieram cię na randkę, dzisiaj. Masz czas?
- M...mam... - odpowiedział niepewnie.
- Więc załatwione - posłał mu kolejny uśmiech, spoglądając mu już w oczy - A czy Nathan puści cię ze mną? - tu spostrzegawczo spojrzał na czającą się dwójkę, wiedząc już, że to oni to zaplanowali.
- Nie obchodzi mnie, co on powie - mruknął, naburmuszony.
- No proszę - przejechał dłonią po włosach bruneta, śmiejąc się cicho - Czasem potrafisz być zadziornym kociakiem, co? Jesteś naprawdę słodki...

Austin tylko spuścił głowę, bardzo zawstydzony, nawet przed bratem i Alexandrem. W końcu wszyscy to widzieli... Jedyne, co mógł zrobić ciemnoooki to już tylko wtulić się w to rozbudowane, mocne ciało Noah.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro