V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy dwójka wróciła do szkoły, było już po dzwonku, a więc na korytarzu pusto. Taki stan rzeczy sprawiał, że Martinez panikował w środku, ale rudowłosy szybko go pocieszył dotykiem w ramię.

- Spokojnie, maluchu - zaczął ciepło, namyślając się już w międzyczasie.
- Spóźniłem się! - jęknął w przerażeniu - Pani mnie zabije! Jestem skończony!
- Nie, spoko - przyznał pewnie wyższy chłopak - Nic się nie stało, Austin. Po prostu zaufaj mi. Dobrze, słoneczko? - posłał mu życzliwy uśmiech.
- Ym... Dobrze... - niepewnie pokiwał głową.

Noah szybko przytulił swojego milusińskiego do własnej piersi, obejmując jego potylicę dłonią, po czym złapał go czule za rękę i pociągnął do przodu. W międzyczasie Austin zdradził, gdzie tak w ogóle ma lekcje, aby rudowłosy wiedział, gdzie iść.

Zaraz doszli do odpowiednich drzwi, a tuż przed tym starszy ostrzegł pół szeptem:

- Powiemy pani, że miałeś wypadek na schodach...
- Co? - spytał szeptem, zaskoczony - Nie miałem wypadku przecież...
- Wiem, skarbie, ale... - na szybko myślał jak odpowiednio wyjaśnić naiwnemu, a co ważniejsze, niewinnemu i szczeremu chłopakowi. Przecież nie powiedziałby po prostu, że fałszywe zeznanie jest dobre w pewnych okolicznościach - Czasem trzeba troszkę nagiąć rzeczywistość...
- Chcesz kłamać... - spojrzał na niego z pogardą, ale taką w jego stylu.
- Niee! Nie o to chodzi!
- Nie jestem taki głupi jak myślisz...
- Austin, w ogóle nie uważam, że jesteś głupi... Właściwie jesteś naprawdę mądry, a przy tym uczciwy... Po prostu, no... - skołował się - Nie chcę, żebyś przeze mnie źle wypadł w oczach nauczyciela. Wiem, że ci zależy na dobrej reputacji...
- Nie chcę kłamać... - rzekł cicho, spoglądając w dół.
- Ja skłamię... - westchnął ciężko - Ty tylko się zgadzaj. Ten jeden raz. Dobra? - nagle spojrzał mu głęboko w oczy.

Austin pokiwał głową, na co Noah uśmiechnął się z zadowoleniem. Zaraz po tym pewnie zapukał w drzwi, po czym popchnął od siebie, wzbudzając tym ciekawość klasy, tym samym przerywając lekcję. Kobieta za biurkiem nie kryła złości, spoglądając na nieproszonego gościa, spod którego ramienia właśnie wyłonił się Austin Martinez we własnej osobie. Brunetka spojrzała na niskiego chłopaka ze zdziwieniem i oburzeniem jednocześnie, co strasznie stresowało bruneta. Dlatego też Noah szybko zwrócił na siebie uwagę:

- Przepraszam, że przeszkadzam w lekcji, ale przyprowadziłem ucznia na lekcje...
- A on nie ma swoich nóg, żeby przyjść sam i na czas? - spytała ze zwątpieniem, siadając władczo ze skrzyżowanymi rękoma na torsie.
- Bardzo pani zabawna... - przyznał rudowłosy ze sztucznym uśmiechem, zgrywając się. W środku chciał wyrzucić głupią babę przez okno za obrażanie jego przyszłego chłopaka, którym Austin miał się stać - Nie mógł przyjść na czas, ponieważ niechcący go potrąciłem na schodach... - gdy to mówił, kobieta marszczyła coraz bardziej brwi - Oczywiście zrobiłem to niechcący, ale od razu pobiegłem mu z pomocą. Upadek był tak mocny, że na początku w ogóle nie kontaktował, a potem potrzebował napić się wody i chwili na dojście do siebie...
- Ech... - westchnęła, rozluźniając mięśnie - Czekam na dzień, w którym ta niezdara nie będzie miała jakiegoś wypadku...

Noah, słysząc to, automatycznie zacisnął pięść, którą na wszelki wypadek schował za plecy, a przy tym zadrgała mu dolna powieka, gdy on skrzywił się nieznacznie. To, jak kobieta mówiła o Austinie, wyraźnie go irytowało, a chęć mordu rosła w nim z każdą chwilą. Jednak zaraz musiał się uspokoić, aby móc iść na własne lekcje. Dlatego też szybko się pożegnał i pod nosem jeszcze dodał coś pod adresem kobiety, ale na jej pytanie o to, on odpowiedział, że tylko mamrocze sobie. Potem już wyszedł z klasy. Sam Noah do swojej sali trafił niewiele później, robiąc wielkie wejście. Każdy natychmiast zwrócił uwagę na rudowłosego, który zdecydowanie przeszedł przez całą klasę swoim modelowym krokiem w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Ale dochodząc do końca, w oczy rzuciło mu się jedynie jedno wolne krzesło tuż obok Nathana, który zresztą umiejscowił tam plecak. Widząc zainteresowanego jakimś miejscem, szybko poprawił plecak, żeby wyglądał tak, jakby jeszcze więcej miejsca zajmował. Johnson zmarszczył brwi, przelatując oczami po całej klasie, po czym spytał po prostu, zwracając się do nauczycielki:

- Co to ma być? Gdzie są jakieś wolne miejsca?
- Znowu nam zabrali ławki i krzesła z klasy na jakieś przedstawienie czy coś... - westchnęła nauczycielka - Usiądź, proszę, obok Nathana. Zdaje się, że jedyny ma pół ławki wolnej.
- Że co?! - wrzasnęli obydwaj.
- Jakiś problem, chłopcy? - kobieta obejrzała jednego i drugiego na szybko.
- To miejsce Alexa - warknął niezadowolony brunet - Nikt nie może tu siedzieć poza nim.
- A ja nie będę siedzieć z... - wskazał palcem na bruneta - z nim! Błagam, to idiota... - zajęczał z pogardą, rozkładając ręce.
- Chyba ty! - wrzasnął śniadoskóry - Spierdalaj na drzewo, ruda małpo!
- Zazdrościsz, że mam większą sprawność niż ty, chodząca furio, co? - spojrzał na niego i wskazał brodą, posyłając mu zadziorny uśmiech pełen pogardy i zniewagi.
- Ty większą sprawność niż ja? - wyśmiał go ze zdumieniem, patrząc na niego z politowaniem - Może w twoich snach...
- Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje w moich snach, marny piłkarzyku - pokręcił głową, nie zmienieniając swojego perfidnego wyrazu twarzy. Specjalnie prowokował bruneta, sugerując mu oczywistą rzecz, a Nathan idealnie to łapał.
- Tylko spróbuj o tym śnić, śmieciu! - warknął z zaciśniętymi zębami, napinając mięśnie wraz z pięściami.
- Skąd wiesz, że już tego nie zrobiłem albo... - spojrzał w górę z wymownym uśmiechem.
- Nawet kurwa tak nie żartuj, szmato! - pokręcił głową, cały buzując od emocji.
- Z tobą żartować? - wyśmiał go - Nigdy...
- Dobrze się bawicie, chłopcy? - nagle dwójka usłyszała najważniejszy głos w tej szkole, na co bruneta przeszły dreszcze i otworzył szerzej oczy, za to Noah jedynie zmarszczył brwi, krzyżując ręce na torsie tyłem do kolegi z drużyny. Dyrektor za to spojrzała na śniadoskórego - Jak nie ma jednego, to się kłócisz z drugim?
- Prowokuje mnie! - zawołał oburzony Nathan, wskazując na Noah.
- Ja?! - natychmiast odwrócił się, wskazując na siebie palcem i odpowiadając takim samym tonem - Ciekawe, kurwa, kiedy...
- Słownictwo, Noah! - kobieta spojrzała srogo na rudowłosego.
- No ta... Przepraszam... - rzekł od niechcenia, przewracając oczami.
- Nathan, przerabiałeś to już...
- Co ja poradzę, że to głupi debil?! - brunet szedł dalej w swoją tezę.
- Za karę macie ze sobą spędzić cały dzień w szkole.
- No co?! - znów wrzasnęli razem.
- To jakiś żart?! - skrzywił się Noah - I tak muszę się z nim użerać przez cały trening, i jeszcze mam z nim siedzieć na każdej lekcji? Pani jaja sobie robi!
- No widzi pani?! Niech pani go wyrzuci ze szkoły! - wtrącił Nathan.
- Ciebie, dzbanie!
- Cisza! - zawołała dyrektor, a wtedy dwójka zamilkła z grymasami na twarzach - Na każdej lekcji macie ze sobą siedzieć i współpracować, inaczej będziecie mieć ocenę naganną z zachowania. Mam dość takich sytuacji w tej szkole...

Kobieta spojrzała na dwójkę znacząco, a wtedy Nathan od niechcenia zabrał plecak z krzesła, za to Noah opadł tak mocno na miejsce, że ledwo go nie złamał, robiąc przy tym huk.

- Może trochę delikatniej, idioto? - rzekł ozięble Lee, wsuwając twarz w ramiona złożone na ławce.
- Nie wiedziałem, że taki wrażliwy jesteś... - stwierdził złośliwie - To dlatego nie umiesz porządnie przyjąć piłki, a każdy twój strzał obraniam...
- Chciałbyś, żeby tak było - prychnął ze śmiechu - Zdobyłem bardzo dużo twoich bramek, panie bramkarzyku.
- Chyba, gdy celowałeś poza treningami, do pustej bramki, sztuczna gwiazdo strzelców.
- Na treningach też rzadko kiedy bywasz tam, gdzie powinieneś akurat być... Może pozycje ci się pomyliły...
- Dla ciebie najlepsza to ławka rezerwowa.
- A twoja to...

Nathan nie dokończył, gdy dwójka usłyszała mocne uderzenie ręką o ławkę. Obydwaj spojrzeli wtedy na dyrektorkę, zupełnie nie rozumiejąc jej złości, jakby oni robili coś złego, a oni tylko rozmawiali... Gdy kobieta zdobywa uwagę jednego i drugiego, dodała ze sztucznym uśmiechem:

- Jeśli nie będziecie ze sobą spędzać czasu, nauczyciele mi o tym powiedzą. Nie macie innego wyjścia jak tylko się dogadać.

Gdy to powiedziała, zaraz wyszła z klasy, a wtedy nauczycielka już kontynuowała lekcję. Za to Noah i Nathan nie byli zbytnio pocieszeni swoim aktualnym położeniem. Wszak rudowłosy chciał mieć ławkę tylko dla siebie, za to Nathan potrzebował swojego chłopaka.

- Jebana szmata... - prychnął rudowłosy.
- Co? - spytał brunet, spoglądając na drugiego krzywo, bo nie rozumiał.
- Szmata, o ta - wskazał brodą na nauczycielkę - Nakablowała na nas, jakbyśmy zrobili coś złego...
- No właśnie! - o dziwo przyznał rację drugiemu - My tylko gadamy, a one robią z tego chuj wie co...
- No dokładnie! - zawołał.

Wydawało się, że dwójka doszła do pewnego porozumienia, czując się niezrozumianymi przez kadrę pedagogiczną. Ale nic z tych rzeczy... Noah i Nathan wciąż rzucali sobie gniewne spojrzenia, od czasu do czasu zaczepiając się. To któryś uderzył o krzesło drugiego, to niechcący go szturchnął, a przy tym ciągle ścigali się na to, który szybciej podniesie rękę i odpowie na zadane pytanie. Trwał przedmiot, w którym obydwaj radzili sobie świetnie.

Gdy zadzwonił dzwonek, zaraz po reszcie rozbieganych nastolatków, Noah był pierwszym, który zebrał wszystko i zdecydowanie podszedł do drzwi, ale zanim zdążył wyjść, usłyszał:

- Gdzie się wybierasz, chłopcze? - spytała nauczycielka.
- Na przerwę? - odpowiedział opryskliwie, spoglądając na kobietę z arogancją.
- Bez Nathana?
- A na chuj mi ten zjeb?
- Słownictwo.
- W chuju je mam - warknął, marszcząc brwi - Wszyscy mnie denerwujecie od rana i jeszcze mam być z nim? - wskazał na bruneta - Nie ma takiej opcji...
- Ja też nie mam zamiaru spędzać z nim czasu! - Nathan zmarszczył brwi, po czym podszedł do dwójki i oparł się o ławkę, prychając pod nosem - Nie z tym idiotą...
- Ile wy macie lat? - westchnęła brunetka.
- Wystarczająco, żeby nie dawać mi jakichś kar - stwierdził wzgardliwie, krzyżując ręce na torsie - Co pani, moja matka?
- Twoja matka chyba nie zadbała odpowiednio o twoje wychowanie, jeśli teraz nie potrafisz zachować kultury słownej - rzekła bez żadnego namysłu.
- Że co?! - wyśmiał ją, burząc się - Mojej matce nie dorasta pani do pięt!

Brunet, słysząc to, aż nieznacznie uniósł kąciki ust w złośliwy sposób. A więc słabym punktem Noah była matka... Więc prowokowanie go teraz stało się dziecinnie proste, ale Nathan zapomniał, czyim jeszcze słabym punktem była kobieta, która dała życie własnemu synowi...

W końcu po długiej dyskusji między rudowłosym a niekompetentną nauczycielką, Nathan w którymś momencie westchnął i niewiele myśląc złapał chłopaka za ramię, po czym pociągnął za sobą na korytarz, uznając:

- Dobra, zostaw... Co się będziesz kłócił z idiotką...
- Spierdalaj! - gwałtownie wyrwał się, marszcząc brwi - Jeszcze się czymś od ciebie zarażę!
- Nie można się zarazić czymś, co się już samemu ma... - stwierdził z niewinnym uśmiechem.
- Głupotą wciąż mogę się zarazić.
- Chyba od matki...
- Coś ty powiedział, gnoju?! - warknął nagle.
- Słyszałeś.
- Chyba się przesłyszałem... - przyznał w krzywym uśmiechu.
- Nie. Akurat słuch masz dobry.

Rudowłosy zmarszczył brwi jeszcze bardziej w gniewie, po czym wrzasnął agresywnie na chłopaka, szturchnął go i poszedł w długą. Wtedy Nathan zareagował głębokim śmiechem, który było słychać wszędzie, a przy tym odetchnął z ulgą, że pozbył się Noah. Nagle w oczy rzuciła mu się akurat przechodzącą dyrektor, której srogi wzrok przeszywał bruneta na wylot, aż wzdrygnął się, otwierając szerzej oczy. Nie potrafił tego zrozumieć albo zapomniał, ale akurat ta kobieta przerażała go i skutecznie dominowała nad nim, przez co chłopak zaraz w pośpiechu pobiegł do uciekającego mu "wspólnika". A Noah, zauważając obok siebie tego idiotę, aż zmarszczył brwi w zdziwieniu, nie kryjąc swojej dalszej pogardy względem śniadoskórego. Nie chciał go, więc po prostu go mocno od siebie odepchnął i znów poszedł dalej. Ale Nathan nie odpuszczał i też podążał w tym samym kierunku, co rudowłosy.

Po jakimś czasie zorientował się, że w gruncie rzeczy Johnson idzie prosto pod klasę, gdzie Austin ma mieć lekcje, co go szczerze zdenerwowało. Z oburzeniem rzekł:

- Zostaw go, zjebie.
- Bo co mi zrobisz? - spytał zuchwale, nie spoglądając nawet na drugiego.
- Lepiej nie pytaj - odpowiedział, układając usta w krzywy uśmiech.
- Możesz co najwyżej mi possać, śmieciu.
- Nie obrzydzaj mnie... - spojrzał na niego ze wstrętem - Porzygam się zaraz...
- Cóż, Alexander nie narzekał - przyznał dumnie.
- Słuchaj, ty ruda szmato! - wkurzył się, ale zaraz przybrał złośliwy wyraz twarzy i z cynicznym uśmiechem dodał - Łoniaki też masz rude?
- Spytaj swojego ukochanego chłopaka - posłał mu uśmiech, który swoją pozorną delikatnością i ukrytym zepsuciem potrafił doprowadzić do szału - Kuzyna też możesz zapytać...
- Co?!
- Myślisz, że dlaczego się spóźniłem? - westchnął beztrosko.
- Nawet tak nie gadaj, kurwa!
- Jesteś zły? - spytał niewinnie - On był zadowolony...
- Nie! - wrzasnął - Nie był!
- Nie?

Noah zatrzymał się, aby chwilę popatrzeć na rozwścieczoną twarz swojego rywala, po czym prychnął i wybuchnął głośnym śmiechem. I tak wpadł w głupawkę, a za każdym razem, gdy spoglądał znów na chłopaka, śmiał się jeszcze więcej. Aż musiał się oprzeć o ścianę i dotknął brzucha, który zaczął go boleć właśnie ze śmiechu.

- Jesteś nienormalny?! - wrzasnął Nathan, czując się ogłupiany i zdezorientowany.
- Dobra, spokój... - rudowłosy mówił ledwo co przez śmiech - Nic nie było. Co ty... On nie jest na to gotowy. To jeszcze dzieciuch...
- Czemu mnie wkręcasz?!
- Nie mogłem się powstrzymać... Tak łatwo cię sprowokować, że aż żal nie skorzystać...
- Teraz to na pewno będziemy spędzać ze sobą każdy dzień - stwierdził stanowczo.
- Co? - zmarszczył brwi.
- Muszę cię pilnować, co robisz przy Austinie...
- Żartujesz? - wyśmiał go - Nie będę się z nim spotykał przy tobie.
- Wstydzisz się? - posłał mu prowokujący uśmiech.
- Mi to tam lata, ale Austin będzie zawstydzony. Zwłaszcza, że i tak go już ciągle kontrolujesz...
- On wie, że to dla jego dobra. I tak mi powie o wszystkim, co ze sobą robicie.
- Chyba, że mu powiem, żeby to była nasza tajemnica... - przyznał z lekkim uśmieszkiem.
- Co?! Nie waż się nawet tak nim manipulować!
- To zostaw nas w spokoju, debilu! - wrzasnął, po czym nagle uciekł.

Nathan zmarszczył brwi, nie mogąc zrozumieć zachowania rudowłosego. Ale zaraz pojął, co ten idiota chce zrobić, dlatego jeszcze bardziej się rozzłościł i pobiegł prosto za nim.

Tymczasem uśmiechnięty Noah już się rozpędził, spoglądając czasem za siebie, czy brunet go nie goni, ale zaraz pobiegł pod klasę Austina, gdzie ten zresztą stał. Gdy zobaczył rudowłosego, spojrzał na niego pytająco, ale ten złapał go za nadgarstek i tylko rzekł zadyszany:

- Chodź ze mną.

Po czym dwójka wbiegła do klasy, a następnie rudowłosy czym prędzej zamknął drzwi, a w tym czasie pociągnął młodszego do siebie za potylicę i pocałował krótko w czoło.

- Noah... Co się dzieje..? - spytał niepewnie, zdezorientowany Austin.
- Nic, nic, skarbie... - odpowiedział ciepło, ale wciąż na wydechu - To tylko na chwilę, nie denerwuj się...

Za chwilę przez drzwi obydwaj usłyszeli wrzask o treści: ,,Otwieraj te drzwi, padalcu!". Wtedy Noah złapał mocno za klamkę, nie mogąc się powstrzymać od mimowolnego uśmiechu. Zresztą zaraz poczuł, że ktoś zaczął się dobijać, a przynajmniej próbował złamać blokadę na klamce. To tak niesamowicie bawiło rudowłosego, że ledwo powstrzymywał śmiech...

- Żartów ci się zachciało, zjebie?! - znów wrzasnął Nathan - Otwieraj to!
- No, próbuj, próbuj! - zawołał Johnson przez drzwi, po czym zwrócił się cicho do Austina - Skarbie, widzisz te klucze na biurku?
- Mhm...
- Podasz mi?
- Noah, ale... Po co? - spytał słabo, mimo wszystko biorąc narzędzie zbrodni w dłoń, po czym oddał starszemu.
- Za chwilę... - z trudem zaczął zamykać drzwi, marszcząc brwi i przygryzając wargę.

Gdy skończył, zostawił klucze w drzwiach i podszedł do najbliżej ławki, gdzie usiadł, po czym wyciągnął ręce do młodszego, zapraszając go ruchem dłoni. Austin wciąż nie rozumiał całego zamieszania, ale lubił Noah, a przy tym uściski z nim, wszak od chłopaka biło poczucie ciepła i bezpieczeństwa, dlatego znów posłusznie zbliżył się, wtulając twarz w tors chłopaka.

- Dlaczego..? - znów spytał brunet.
- Twój braciszek chce nam zabronić się spotykać... - stwierdził z naciąganym smutkiem.
- Jak to? - zareagował zmartwieniem, wtulając się mocniej w chłopaka - Ale ja cię... - nagle skończył.
- Mnie co? - uśmiechnął się delikatnie.
- Lubię... - przyznał zawstydzony.
- Tylko lubisz?
- Noah!
- Myślałem, że... - zagrał biednego chłopca, patrząc gdzieś w bok - Myślałem, że może jestem dla ciebie kimś więcej niż tylko "lubię"...
- Jesteś! - zawołał przejęty, spoglądając na starszego - Jesteś dla mnie ważny... Nie chcę, żeby Nathan nam zabronił się widzieć...
- Ja też tego nie chcę, mój śliczny... - spojrzał mu w te jego rozkoszne oczy, przesuwając dłoń na jego policzek, a wtedy wyszeptał tuż przed ustami młodszego - Podobasz mi się, Austin... Bardzo...
- Noah... - gwałtownie przesunął speszony wzrok na ciepłe wargi starszego.

Rudowłosy poczuł, że serce mu skacze w niemal wulgarny sposób, było tak rozpędzone, nie mówiąc o tych wszystkich uderzeniach ciepła zmieszanego z zimnem, szczególnie, gdy myślał o śniadoskórym lub był przy nim. Teraz, mając go na wyciągnięcie warg, wręcz drżał od tej świadomości, a myśli w głowie wariowały, nie mógł dojść do żadnego sensownego wniosku, tak bardzo się gubił... Wreszcie, czując ciepły oddech chłopaka, nie mógł się powstrzymać i po prostu wpił się w jego wargi, ulegając żarliwemu pragnieniu.

Zaskoczony Austin natychmiast opuścił powieki, dając się porwać w ten jakże czuły pocałunek. Sam jedynie przesunął dłonie przez plecy starszego, potem boku, aż doszedł do jego torsu, po którym jeździł już delikatnie, a jednak narwanie. Był głodny Noah i z każdą chwilą przekonywał się o tym coraz bardziej. Szczególnie, gdy sam zainteresowany prowadził swoje ciężkie, ciepłe dłonie coraz to po kolejnych częściach młodszego. Zaczął od policzka, ale przesuwał się coraz niżej, żeby potem w ogóle przejść za jego głowę, a potem z powrotem na ramię i tak cały czas, za to druga ręka niezmiennie prowadziła ruch gdzieś po boku bruneta.

Tymczasem w tle wściekły Nathan próbował się dobić, mocno szarpiąc za klamkę, a przy tym darł się na cały korytarz. Sam już dyszał ciężko, nie mogąc odpuścić takiej zniewagi ze strony rudowłosego, który tak zakpił z jego nerwów i troski o młodszego brata. Austin niby słyszał, ale jakoś nie miał ochoty zwracać na to uwagi w tym momencie, gdy spędzał czas z chłopakiem, którego uczucia wchłaniał niczym gąbka, samemu w nich tonąc. W obliczu miłości lojalność do rodziny schodziła na dalszy tor, przynajmniej teraz...

Nagle, po dłuższej chwili rozległ się ciężko dźwięk upadającego przedmiotu. Zaraz po tym drzwi uchyliły się, z nich wyjrzał oszołomiony Nathan na skraju wytrzymałości psychicznej, a w ręce trzymał klamkę, którą najwidoczniej urwał. Gdy dostrzegł swojego kuzyna w objęciach Johnsona, tak małego i uroczego, aż spojrzał na dumnego i zadowolonego z siebie Noah, co go tylko zbliżyło do trumny psychicznej.

- Zostaw go! - wrzasnął brunet, podchodząc do dwójki.
- Nie - stwierdził sucho rudowłosy.
- Jak to nie?!
- Normalnie.
- Austin cię nie lubi!
- Właśnie, że lubi. Wypchaj się i daj nam spokój.
- Austin!

Nagle do sali weszła dyrektor, a Nathan poznał to po charakterystycznym kroku, przez co aż otworzył szerzej oczy, zresztą kobieta wrzasnęła:

- Co to ma być?! Kto zniszczył zamek w drzwiach?!
- O, pani dyrektor! - Nathan zwrócił się do niej z uroczym uśmiechem, chowając klamkę za siebie - Piękna dziś pogoda, prawda?
- Co wyście zrobili?! - zwróciła uwagę na dziwne zachowanie chłopaka - Nathan!
- Tak?
- Ja nawet nie chcę słyszeć, że trzymasz to, co myślę... - westchnęła ciężko.
- Właśnie to trzyma - odezwał się Noah niewinnie - I to on zepsuł zamek, proszę pani...
- Dlaczego, Nathan?!
- Bo..! Proszę pani, on się znęca nade mną! - jęknął bezsilnie.
- Ty się znęcasz nade mną! - wrzasnął rudowłosy z oburzeniem - Nie dajesz mi nawet chwili prywatności z moim przyszłym chłopakiem!
- Przepraszam bardzo, z kim?!
- Przyszłym chłopakiem! Głuchy jesteś?!
- Nie ma takiej opcji! Nie zgadzam się!
- Nie, ja już nie mam siły... - westchnęła, po czym krzyknęła zdecydowanie - Wy dwaj, Noah i Nathan, do mojego gabinetu! Teraz! A ty, Austin, idź do psychologa, już czeka na ciebie...
- Po co do psychologa?! - wrzasnęli razem brunet i rudowłosy.
- Z Austinem wszystko w porządku - stwierdził oburzony Noah, zerkając na Nathana i szturchając go - Tylko brata ma nienormalnego...
- Sam jesteś nienormalny!
- To nie jest wasza sprawa, chłopcy. Austin ma rozmowę z psychologiem z jego własnych powodów i jeśli będzie chciał, potem wam opowie. Teraz zapraszam was do mojego gabinetu.

Dwójka niezadowolonych uczniów na początku nie chciała współpracować, tylko patrzyli się w odwrotne kierunki z grymasami na twarzach. Lecz w końcu się zgodzili. Ale wcześniej Noah jeszcze przytulił mocno Austina i dał mu buzi w czoło, po czym poszedł, szarpany przez zazdrosnego Lee.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro