XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tuż po ostatniej lekcji, gdy zadzwonił dzwonek drażniący w uszy, Alexander niewiele myśląc wstał, a na twarzy miał wyraźny grymas, który nie wróżył raczej nic przyjemnego... On wręcz marszczył brwi z gniewem, który chował za opanowaniem, choć z trudem... Szczególnie, że ciągle obok siebie miał bezczelnego zdrajcę, a na dodatek własnego chłopaka... Blondyn jeszcze nie pogodził się z myślą, że jest z Nathanem, a ten już postanowił odstawiać takie akcje... Nic go nie tłumaczyło, a fakt, że ten zawsze był z dziewczynami, tylko nakręcał poddenerwowanie Rawsona...

Westchnął ciężko, zdecydowanie pakując rzeczy do plecaka, ale kątem oka dostrzegł bruneta z miną biednego pieska... Ten właśnie robił tak obrzydliwie maślane oczy, jakby oczekiwał, że tym przekona do siebie niższego, ale Alex nie był naiwny... Choć gdzieś tam na sekundę serce zabiło mu szybciej, a on poczuł słabość, to zaraz skrzywił się z powrotem i wycedził przez zęby:

- Brzydzę się tobą.

Gdy to rzekł, przecisnął się między krzesłem Lee a ławką z tyłu, trzymając plecak na ramieniu, a tym samym skierował krok prosto w kierunku drzwi. Nathanowi zajęło chwilę zrozumienie tego, ale, gdy faktycznie pojął, sam natychmiast, po omacku wszystko schował i pobiegł prosto za blondynem.
***

Dwójka szła już jakiś czas, a dokładnie wściekły Alexander stawiał naprawdę ciężkie kroki, trzymając ręce w kieszeniach spodni, za to Nathan niepewnie kroczył niewiele dalej, prawie obok niższego. Nie miał odwagi iść ramię w ramię z chłopakiem, nie teraz, wszak w tym momencie czuł wyjątkowy respekt do zielonookiego, a do tego może nieco się go... Bał. W końcu Rawson nie miał oporów przed bójką czy wyrażeniem niezadowolenia, a w złym humorze wychodziła z niego prawdziwa maszyna do zabijania, zwłaszcza, że na pewno nie panował nad emocjami, a może i miał nieznaczne problemy z agresją...

Nagle brunet zaczął łagodnie, nad wyraz delikatnie:

- Skarbie...
- Czego, śmieciu? - warknął - Nienawidzę cię...
- Wiem, ale... - spojrzał w bok, drapiąc się w kark - Tak sobie myślę...
- Ty myślisz? - spytał cynicznie - Nie ma opcji...
- Nie bądź wredny... - zaśmiał się, mimo wszystko dalej pod wpływem lęku - Gdzie idziesz?
- Daleko od ciebie. Nie chcę mi się patrzeć na twoją dziwkarską mordę teraz.
- No przestań, Alex... - jęknął bezsilnie - Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham...
- Może wcale mnie nie kochasz...
- Poważnie, Alex? - spytał ze zdumieniem.
- Niby mnie kochasz, ale to nie przeszkodziło ci w całowaniu siostry Noah! - wrzasnął, rozkręcając się - Wkurzyło mnie to! Cholernie! Jestem wściekły! Dlaczego ktoś jeszcze miał prawo cię dotykać?! Jesteś tylko mój, kurwa!

Nathan przez chwilę obserwował jak blondyn traci nad sobą panowanie, bo był tak owładniętymi negatywnymi emocjami, że dostawał jakiegoś ataku furii. Dwójka była na ulicy, gdzie zawsze mógł ktoś przechodzić, a mimo to Alexander rzucał się i wrzeszczał, nie zastanawiając się nad własną reputacją... Nie mógł, właśnie przemawiała przez niego zazdrość, a do tego żal i wściekłość... A, że miał ognisty temperament, nie mógł się powstrzymać...

Lecz w końcu wyższy wziął głęboki wdech i wydech, po czym jednym sprawnym ruchem pociągnął blondyna, wtulając go prosto w siebie, a przy tym ręce ułożył na potylicy chłopaka oraz jego drżących z emocji plecach.

- Zostaw mnie, bydlaku! - wrzasnął niższy, stłumiony przez tors drugiego, a przy tym bił go po bokach.
- Cicho bądź, bo przypał... - odpowiedział spokojnie i z cierpliwością.
- W dupie to mam... - westchnął desperacko - Zdradziłeś mnie... Czuję się teraz jak szmata...
- Przecież wiem, że zrobiłem źle... - przygryzł wargę - Wciąż żałuję...
- Jak mogłeś to zrobić? - spytał przygnębionym, słabym głosem.
- Naprawdę nie wiem co mi strzeliło do łba... - szepnął, wsuwając nos gdzieś we włosy chłopaka - Nawet nic nie poczułem, szczerze mówiąc...
- Nie kłam... Całe życie chodziłeś z laskami, nawet z Glorią... Jestem twoim pierwszym chłopakiem, a ty zdradzasz mnie... Z dziewczyną...
- To było tylko raz! - jęknął bezsilnie.
- Nieważne... - nagle oderwał się od niego, ale zaraz złapał za rękę i pociągnął za sobą - Muszę się napić...
- Ty? - spytał zdumiony - Ty nie lubisz pić...
- Muszę jakoś odreagować...
- Ze mną? - zaśmiał się.
- Jesteś już pełnoletni, mi mogą nie sprzedać...
- To słodkie - przyznał bez namysłu, układając usta w czuły uśmiech.
- Co?! - wrzasnął, a przy tym spojrzał na niego z wyrzutem, zatrzymując się.
- Cholernie słodkie.

Nagle to brunet wyrwał się niższemu, po czym go złapał za nadgarstek i pociągnął za sobą, kiedy sam ruszył zdecydowanie i pewnie. Zdezorientowany blondyn aż skrzywił się, nie rozumiejąc przebiegu tej sytuacji, lecz mimo to pozwolił się prowadzić.

Za jakiś czas Nathan w końcu się zatrzymał, gdy doszedł do jakiegoś przyzwoicie wyglądającego baru. Spoglądając na skromny front lokalu aż uśmiechnął się w zadumie, gdy Alexander patrzył na niego jak na ostatniego idiotę, choć w gruncie rzeczy to akurat on nie wiedział co się dzieje...
Brunet niewiele myśląc po prostu ruszył do środka, a ze sobą oczywiście zabrał swojego ukochanego chłopaka.

Gdy dwójka tylko weszła, doznała zaskakująco zwyczajnego, wręcz rozczarowującego wrażenia nudnej codzienności. Ludzie ze sobą rozmawiali, śmiali się, pracowali na laptopach, niektórzy spoglądali w okno, ale nie było w tym nic ekscytującego... W zasadzie Alexander czuł się dobrze, wszak było to jego naturalne środowisko, czuł tu możliwość wyciszenia się, a miał z czego... Ale w tym momencie wcale nie chciał się wyciszać... On chciał się wyżyć, zmusić uczucia do zmiany biegu, chciał przestać czuć tę okropną truciznę, jaką była zazdrość czy zwyczajny żal... Ciągle dręczył go widok Nathana całującego się z Glorią, miał go przed oczami... Okropnie cierpiał ze świadomością, że usta, których wciąż pragnął dotykać, były już dotykane przez kogoś obcego... Obcego, bo ich związek dotyczył tylko dwóch osób i nie było w nim miejsca na kogoś trzeciego, a szczególnie na dziewczynę. Blondyn aż przygryzał nerwowo wargę oraz marszczył brwi, czując w brzuchu nieprzyjemną mieszankę zgniatających uczuć... Był w nich tak głęboko, że nie zauważył nawet, gdy wyższy sprawnie zaprowadził go do stolika i zdążył już złożyć zamówienie.

Gdy Alexander powrócił do świata rzeczywistego, tylko spojrzał na uśmiechniętego do niego bruneta, a natychmiast zalała go fala złości. Teraz Nathan wyglądał tak żałośnie z tym swoim naturalnym wdziękiem, który doprowadzał zielonookiego do szału. Szczególnie wkurzało go to, że mimo, że był potwornie zły na cały świat, to wciąż... Wciąż czuł coś do tego idioty, a jego uśmiech wcale nie pozostawał obojętny Rawsonowi. W duchu Alexander żałował, że ten pocałunek w ogóle się zadział, choć wcale nie miał na to wpływu... Mimo wszystko cała ta sytuacja mocno na niego działała...

Nie wiadomo kiedy na stoliku pojawiły się dwa dania, a do tego butelka jakiegoś wina, prawdopodobnie jednego z lepszych...

- Co to ma być? - spytał Alexander, dalej marszcząc brwi.
- Jedz, bo ci wystygnie, skarbie - odpowiedział spokojnie, samemu zabierając się za swoją porcję.
- Co to ma być, Nathan? - powtórzył.
- Nie rób z siebie idioty, głuptasie - zaśmiał się - Mieliśmy dzisiaj dużo męczących lekcji, jeszcze się zdenerwowałeś... Na pewno jesteś bardzo głodny...
- Najpierw mnie doprowadzasz do tego stanu, a potem masz czelność... - mówił coraz bardziej rozjuszony, ale drugi wszedł mu w słowo.
- Zabierać cię na randkę? - uśmiechnął się pewnie, prawie bezczelnie w oczach Alexandra, w które brunet właśnie spoglądał - Tak, mam. Mam czelność zabierać na randki mojego chłopaka.
- Kto ci powiedział, że jestem twoim chłopakiem? - prychnął opryskliwie, biorąc do ręki widelec.
- Ja powiedziałem.
- Myślisz, że twoje zdanie cokolwiek znaczy? Jest warte tyle co nic...
- Ależ ty jesteś uparty... - pokręcił głową z mimowolnym uśmiechem - Możesz się na mnie pozłościć, ale później... Teraz grzecznie cię proszę, żebyś coś zjadł. Lepiej nie pić na pusty żołądek, skarbie.
- Możesz przestać mnie tak nazywać? - burknął, zaczynając jeść z grymasem na twarzy.
- Jeśli ci to przeszkadza, to jak mam do ciebie mówić?
- Po prostu zamknij mordę.

Nathan ledwo się powstrzymywał, aby nie wybuchnąć śmiechem. Wkurzony Alexander był naprawdę rozkoszny i jeszcze ciekawszy niż zazwyczaj... Chociaż Nathana gdzieś w głębi duszy od dawna już kopały wyrzuty sumienia, zmuszając go do głębokiej nienawiści do siebie za to, że mógł zranić kogoś tak cudownego jak Alex... Przecież żadna dziewczyna nigdy nie dała mu tyle satysfakcji co jego odwieczny rywal na każdym momencie ich relacji... Dziewczyny, z którymi był, nie dawały mu właściwie nic, to one go wykorzystywały, choć on je też...

Ale Alexander nie miał żadnych korzyści z bycia z kapitanem drużyny piłkarskiej, on wręcz wypierał własne uczucia, nie mogąc przyjąć do siebie tego, że mógłby kochać kogoś takiego... Tym bardziej Nathanowi było głupio, choć ukrywał to za swoim uroczym sposobem bycia, jaki drażnił najbardziej poszkodowanego...

I tak mijał czas, w którym Alexander zdążył agresywnie zjeść swój obiad, popijając to winem, a tego sobie nie żałował... Pił zachłannie tak samo jak zachłanny był jego gniew i reszta uczuć... Brunet, obserwując to sam nie wiedział co powinien zrobić... Czy pozwolić Alexandrowi dalej pić, czy może odebrać mu dostęp do alkoholu... Bądź co bądź blondyn nie był jeszcze pełnoletni i raczej miał słabą głowę, szczególnie, że wcale nie miał doświadczenia z taką dużą dawką alkoholu w tak krótkim czasie czy jakimkolwiek innym, po prostu nigdy aż tyle nie pił...

Zdezorientowany i nieco zmartwiony Lee jednak postanowił narazie nie interweniować, zajmując się swoim dokończeniem jedzenia, gdy nagle otworzył szerzej oczy oraz drgnął na widok przed sobą... Alexander bez żadnej zapowiedzi po prostu opadł z hukiem na stolik, a raczej jego czoło dotknęło śliskiej powierzchni...

- Alex... - zaczął niepewnie brunet.
- Żyję... - westchnął - Niestety... - po czym podniósł się z dziwną obojętnością na twarzy.
- "Niestety"? - spytał oburzony - Co to ma znaczyć w ogóle?
- Chciałbym umrzeć... - przyznał bezmyślnie - Wszystko mnie denerwuje, mój ojciec mnie nie rozumie, a mój chłopak robi mi takie rzeczy... Wszystko jest do dupy...
- Ej, ej, ej, Alex - zmienił ton na poważny - Dobrze się czujesz?
- Nie. Czuję się beznadziejnie...
- Dobra. Zabieram cię do domu.
- Wszystko jedno...

Nathana teraz naprawdę zmartwiło zachowanie Alexandra. Z jednej strony jasne było, że alkohol źle mu wszedł i jeszcze bardziej namieszał w uczuciach, przez co ten teraz mówi szczerzej niż naprawdę myśli i czuje... Ale kto mógł przewidzieć, że tak się stanie... Brunet chciał jedynie spełnić "prośbę" ukochanego...

Chwilę jeszcze popatrzył na blondyna, po czym poprosił o rachunek, który szybko opłacił, a następnie zabrał chłopaka z lokalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro