♣ Lumiere x Reader - Książę nienawidzący balów ♣

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla: Kasumi_Nara ❤

Okazało się, że Lumiere pisze się Lemiel... Zostaję przy starej wersji, ale jak coś to o tym wiem haha

A więc zaczynami trzydniowy minimaraton z okazji rocznicy (pozdrawiam osóbki obserwujące mój profil, które o nim przeczytały) od Lumiere'a i przy okazji zapraszam na jutrzejszy one-shot Asta x Reader "Poważne uczucie". Co do tego one-shota, to (mam nadzieję) wyszedł całkiem uroczo. Trudno dokładnie odwzorować charakter księcia, ponieważ za długo w anime nie ugościł. Pomimo to chyba mi się udało.

Bale na zamku Królewskim.

Nie rozumiałaś, jak można było je nieironicznie lubić. Od przekroczenia wrót wymagano od Ciebie, żebyś zachowywała się zgodnie z wcześniej ustalonymi zasadami. Wiedziałaś, że każdy może ocenić Twoją rodzinę, jeżeli odezwiesz się w niekulturalny sposób lub nieodpowiednio zachowasz. Wszelkie odstępstwa od normy nie były tolerowane, dlatego przywykłaś do żeliwnych torów, wyznaczonych Ci z góry. Dzięki temu Książę Lumiere był dla Ciebie wspaniałą przyszłością. Co prawda zachowywał należytą kulturę, ale pozostawał przy tym sobą. Podziwiałaś go na długo przed tym, jak stałaś się kandydatką na jego narzeczoną. Od dziecka uwielbiałaś szacunek, jaki okazywał każdemu człowiekowi bez względu na status czy popełnione błędy. To właśnie z tego powodu całkowicie poddałaś się rodzinie, znającej idealny scenariusz, żeby Król wybrał Cię ostatecznie na przyszłą żonę swojego syna. Pragnęłaś poślubić tego mężczyznę, wierząc, że odmieni ten smutny, biało-czarny świat utartych schematów.

Wkrótce tak się miało stać, lecz wasze relacje zbytnio się nie zmieniły. Silvamilliona wiecznie pochłaniały wynalazki i nauka, przez co rzadko zjawiał się na balach, a gdy przyjeżdżałaś na obiady do zamku, często bywał zajęty. Martwiłaś się tym zachowaniem. Nie chciałaś zmuszać niebieskookiego do relacji, w jakiej nie zamierzał tkwić. Bałaś się, że może czuć względem Ciebie niechęć, bo przypominasz mu o kajdanach narzucanych odgórnie przez społeczeństwo. Właśnie przez to nie wiedziałaś, jak powinnaś nawiązać z nim porozumienie. Nie powiedziałby Ci o ewentualnej odrazie wprost, ponieważ był na to za dobrym człowiekiem i z pewnością nie zamierzał Cię skrzywdzić. Prawdopodobnie nawet nie wiedział, jak bardzo popierasz wszystko, co robi. Nawet jeżeli byś to powiedziała, Twoje słowa nie brzmiały wystarczająco szczerze na tle roli, którą odgrywałaś.

Pomimo wszystko postanowiłaś coś zdziałać. Gdy już przychodził na bale, trzymałaś się blisko, lecz jednocześnie z tyłu. Nie zamierzałaś pod żadnym pozorem przytłoczyć księcia swoją obecnością, czy zajmować zbyt wiele czasu, więc często przyłapywałaś się na tym, że stałaś nieopodal, posyłając co jakiś czas uśmiech w kierunku mężczyzny, kiedy z kimś rozmawiał. Może ludzie nie mówili tego wprost, ale szlachcice pokroju Twojego ojca zachowywali się przy nim normalnie, aby później powiedzieć za plecami, jak jego pomysły o poprawie życia pospólstwa są śmieszne, a on sam beznadziejny. Książę nie należał do głupich osób, dlatego doskonale zdawał sobie z tego sprawę, zachowując się wbrew temu, jak gdyby nigdy nic. 

Pewnego razu stałaś w bogato przyozdobionej sali w cieniu grubej, marmurowej kolumny z wykończeniami w stylu romańskim. Tańczące pary wypełniały pomieszczenie, postępując zgodnie z wyznaczonymi krokami, które wpajano im od najmłodszych lat. Zaproszona orkiestra również trzymała się ściśle wyznaczonych nut, nie pozwalając sobie ani na odrobinę indywidualizmu. Przyglądałaś się blondynowi, prowadzącemu ożywioną dyskusję z wąsatym brunetem w średnim wieku, trzymającym w dłoni kieliszek wina. Czekałaś, aż skończą, żeby przypadkiem im nie przeszkodzić. Niestety zwlekałaś zbyt długo, przez co to on zauważył Cię pierwszą. Pokłonił się swojemu rozmówcy, żeby następnie ruszyć w Twoim kierunku. 

- [Imię]-san, dlaczego stoisz w kącie? - Uśmiechnął się życzliwie, sięgając po Twoją dłoń, jaką wyciągnęłaś w jego kierunku. Spuściłaś z lekka wzrok, śledząc wzrokiem moment, w którym złożył na niej subtelny pocałunek.

- Chciałam się z paniczem przywitać, więc czekałam na swoją kolej. - Wyjaśniłaś spokojnym tonem głosu, również unosząc kąciki ust do góry. Czułaś się onieśmielona obecnością narzeczonego, a gdy nawiązał z Tobą kontakt wzrokowy, prostując się, Twoje zawstydzenie uderzyło z podwojoną siłą.

- Cieszę się, że Cię tu widzę. - Wypowiedział bez żadnych oporów, mrużąc swoje błękitne oczy o czystym spojrzeniu, niesplamionym żadnym fałszem.

- Rzadko mamy się okazję widzieć, więc chciałam spytać, czy nie moglibyśmy może zatańczyć? - Spytałaś ciszej, niż zamierzałaś, na co po chwili zastanowienia się roześmiał.

- Wiesz, co? To ja powinienem pytać o takie rzeczy. - Zwrócił uwagę z rozbawieniem, wywołując rumieniec na Twoich policzkach. Jakby nie patrzeć spełniłaś swój zamiar, bo książę ponownie chwycił Twoją dłoń, prowadząc was na parkiet.

Nigdy nie tańczył jak pozostali, ale nie dlatego że nie potrafił. On po prostu nie lubił powielać wszystkich możliwych scenariuszy, więc robił to, na co miał ochotę. Często nie wiedziałaś, jak stawiać kroki, żeby przypadkiem na niego nie wpaść. Nawet podczas zwykłego walca potrafił obracać Cię w energiczne sposoby, łapiąc w razie czego. Pomimo zakłopotania uważałaś ten element za jedyny plusy nudnych spotkań.

Kiedy ponownie przyleciałaś do zamku królewskiego, postanowiłaś ostatecznie wziąć sprawy w swoje ręce. Nie miałaś zezwolenia, żeby to zrobić, ale zakradłaś się do komnat, gdzie Lumiere pracował nad wynalazkami. Idąc dłużącym się korytarzem, spotkałaś osobę, do jakiej miałaś mieszane uczucia. Co prawda nie znałaś Secre, a nawet nigdy ze sobą nie rozmawiałyście. Wzbudzała w Tobie delikatną niechęć, ponieważ spędzała z księciem dużo czasu. Będąc w Twoim towarzystwie, często wlepiała w Ciebie swoje czerwone oczy o tajemniczym wyrazie, jakby czuła dokładnie to samo, co Ty.

- Co tu panienka robi? - Jej chłodny wzrok zdawał się zaglądać w Twoją duszę. Postanowiłaś się uśmiechnąć w obawie przed zbyciem, odwracając od niej wzrok.

- Tak sobie myślałam... Może mogłabym pomóc? Chciałabym się dowiedzieć, nad czym pracujecie. - Zaczęłaś huśtać się niepewnie, unosząc i opuszczając pięty. Czarnowłosa milczała przez chwilę, po czym obróciła się w kierunku miejsca, z którego przyszła.

- Myślę, że książę nie będzie miał nic przeciwko. - Wypowiedziała dość obojętnie, ale nie mogłaś jej za to winić.

Korytarz prowadził do biura pełnego regałów z książkami, globusów i układów planetarnych, wiszących na suficie. Rozglądałaś się po zakurzonym krajobrazie, dostrzegając w końcu zamyślonego Lumiere'a siedzącego za biurkiem nad otwartym notesem. Bałaś się, w jaki sposób może zareagować na Twoją obecność, lecz niepotrzebnie. Widząc Cię, uśmiechnął się szeroko, niemalże od razu wstając, żeby Cię powitać.

- Miło Cię widzieć, nie sądziłem, że będziesz zainteresowana takimi rzeczami, więc nie zawracałem Ci głowy.

- Wręcz przeciwnie. Chciałabym jakoś pomóc. - Oświadczyłaś z determinacją, podchodząc bliżej blatu, na którym leżało wiele notatek, przykuwających Twoją uwagę.

- Masz dużo mocy magicznej, więc nie widzę problemu. - Ucieszonym Twoim zaangażowaniem Silvamillion, złączył ze sobą dłonie.

Na początku wyjaśniał, czym są artefakty i w jaki sposób będziesz mogła wesprzeć ich pracę. Przelewanie many do przedmiotów okazało się być wymagającą czynnością, ale nie widziałaś w tym większego problemu. Nawet cieszyła Cię możliwość zużycia większej ilości many. Po południu pokazał Ci magiczne przedmioty, zrobione przez niego oraz Secre, o których miał wiele do powiedzenia. Nie wszystko dokładnie rozumiałaś, często rozpraszając się przez obecność mężczyzny, czy przyjemny dźwięk jego głosu. Wszystkie zmartwienia, jakie do tej pory przeżywałaś, okazały się niepotrzebne. Książę okazywał względem Ciebie troskę, dbając o to, żebyś nie wyczerpała za dużo swojej energii magicznej i zwracając uwagę na Twoje samopoczucie. Czułaś się przy nim coraz pewniej, zwracając podczas rozmów w całkowicie nieoficjalny sposób, jak przed okresem dojrzewania, gdy jeszcze nie myślałaś, że kiedyś się w nim romantycznie zakochasz.

Czarnowłosa asystentka mężczyzny nie wchodziła wam w drogę. Nie wyobrażałaś sobie nawet, w jaki sposób musi się czuć. To ona opiekowała się księciem i nad nim czuwała. Cieszyłaś się z tego, że zaakceptował Twoją pomoc, ale nie chciałaś sprawiać bólu komuś, kto był przy nim codziennie. W pewnym momencie zostałyście razem w gabinecie, gdy Lumiere musiał zgłosić się do ojca. Nic nie mówiłyście, trwając z poważnymi minami w ciszy. 

- Przepraszam, że musisz na to patrzeć. - Wypowiedziałaś z pochyloną głową, wyrażając względem niej smutek. Ponownie musiała chwilę pomyśleć nad odpowiedzią, patrząc chłodnym wzrokiem w kąt pokoju.

- To nie tak, jak panienka myśli. - Westchnęła po chwili, co sprawiło Ci jeszcze większy ból. Musiała być naprawdę dobrą osobą, skoro znosiła to z takim dystansem. Przypomniałaś sobie wszystkie okropne słowa rodziny względem światopoglądu następcy tronu, zastanawiając się, co Ty tak właściwie tu robisz. Przecież nigdy go w pełni nie zrozumiesz.

- To nie ma znaczenia, bo i tak nie jestem wystarczająca. - Ponownie przerwałaś ciszę, powstrzymując łzy powolnie zbierające się pod Twoimi powiekami.

- Słucham? - Spojrzała na Ciebie ze zdziwieniem, jakby sądziła całkowicie inaczej. Musiałaś przyznać, że pierwszy raz w życiu zobaczyłaś na jej twarzy tyle ekspresji. 

- Doceniam wszystko, co robi i podziwiam za to, jaki jest dobry dla nas wszystkich. Nie chciałabym, żeby był z kimś, kogo nie kocha, dlatego tak myślę. - Wyjaśniłaś pokornie, sugerując tym, że akceptujesz, jeżeli chciałby spędzić życie właśnie z nią. Secre jedynie pokiwała głową, ponownie odwracając wzrok.

- Książę nienawidzi tych oficjalnych balów, gdzie większość ludzi nie potrafi  zrozumieć jego idei. - Wypowiedziała po chwili z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

- Wiem, co mówią. - Zgodziłaś się z dziewczyną, doskonale rozumiejąc sytuację.

- Kiedyś spytałam, chociaż może nie powinnam, czemu w takim razie na nie chodzi. Odpowiedział, że ktoś na niego czeka i jest to ważna osoba, jakiej nie chce zawieść. - Powiedziała całkiem wesoło, co wywarło na Tobie niemały szok. Zaczęłaś z niedowierzaniem zastanawiać się nad odpowiednią interpretacją tych słów.

- Dziękuję. - Posłałaś dziewczynie uprzejmy uśmiech, na który pokiwała głową.

Za czasów dzieciństwa Lumiere zawsze pilnował, żebyś nic sobie nie zrobiła. Rodzina królewska często spotykała się ze szlachcicami, mającymi pod skrzydłami młode dziewczęta, które w przyszłości mogłyby kandydować na żonę następcy tronu. Ty byłaś jeszcze nieułożona i niesamowicie niesforna. Często uciekałaś przed oburzonymi rodzicami, robiąc sobie krzywdę przez swoją nieuwagę, dlatego blondyn postanowił robić za Twojego ochroniarza. Wiedział, że  ta dziewczyna mówiąca szczerze o tym, co myśli, była tą prawdziwą Tobą, niepodlegającą jeszcze żadnej idei. Miał niewiele więcej lat, ale zauroczył się w otwartości na świat, jaką posiadałaś, nie doświadczając jeszcze zranienia. 

Tego wieczoru wspomniał ten okres z uśmiechem, widząc przez cały dzień twarz, którą starałaś się ukrywać przez nacisk społeczeństwa. Siedziałaś koło niego na krześle, powoli przysypiając, aż w końcu oparłaś głowę o ramię mężczyzny.

- Mogłabym tu dziś zostać? - Wymamrotałaś zaspanym tonem głosu, ocierając policzek o gładki materiał koszuli księcia.

- Twój ojciec nie będzie z tego powodu zły? - Spytał wesoło, rozwiązując równania fizyki matematycznej, za jakie niedawno się wziął. Nic z nich nie rozumiałaś, dlatego jedynie cieszyłaś się jego obecnością.

- Nie wiem, ale to poświęcenie, jakie jestem w stanie podjąć. - Uniosłaś kąciki ust do góry, nieznacznie drżąc. Zimne ciarki krążyły Ci po plecach, ponieważ pierwszy raz w życiu zużyłaś tyle many. 

- Trochę się trzęsiesz, może powinienem przynieść koc? - Niebieskooki zinterpretował to inaczej, przykładając dłoń do Twojego czoła.

- Nie trzeba. - Chwyciłaś za nią, ściągając ją na drewniany blat. Lumiere jedynie przytaknął, ponownie wracając do działań, podczas kiedy Ty patrzyłaś na wasze splecione ze sobą palce. - Źle mi z tym że mogę tu być jedynie przez szczęście. Moja starsza siostra była na mnie zła, kiedy to ja zostałam wybrana na Twoją narzeczoną. Pewnie wiele osób poczuło to samo co ona. - Odważyłaś się na takie wyznanie pierwszy raz w życiu. 

- To nie do końca prawda. - Zaśmiał się pod nosem, obejmując Cię ramieniem. - To ja powiedziałem ojcu, że wybieram Ciebie i nie chodziło mi o ilość many. Zakochałem się w Tobie już dawno temu. - Wyjaśnił czułym tonem głosy, pozwalając, abyś położyła głowę na jego torsie. Te słowa zrobiły na Tobie wielkie wrażenie, ale byłaś zbyt wyczerpana, żeby zareagować w odpowiedni sposób.

- Przecież nie wiedziałeś, jakie są moje zamiary względem Ciebie. Mogłam się niczym od nich nie różnić. - Skomentowałaś szeptem, walcząc z zamykającymi się powiekami.

- Widziałem to w Twoich oczach. Możesz albo dobrze udawać, albo faktycznie czuć to samo co ja. - Odłożył pióro, ponownie zmieniając waszą pozycję. Tym razem chwycił Cię za ramiona, odwracając się w Twoim kierunku, żebyście mogli spojrzeć sobie w oczy. - Kocham Cię. - Wypowiedział, jak najbardziej szczerze, łącząc ze sobą wasze czoła.

- To najpiękniejszy sen, jaki miałam... - Wydukałaś półprzytomnie, obwicie się przy tym rumieniąc. 

Postanowiłaś pochylić głowę jeszcze bardziej, przez co Twoje usta same wpadły na jego dolną wargę, którą lekko zassałaś. Przez chwilę zamarł, ponieważ nie spodziewał się po Tobie tak odważnego gestu. Zaczął oddawać Ci pocałunek z zaczerwienioną twarzą, zwalniając dłonie, przez co całkowicie wpadłaś mu w ramiona, przerywając akt. 

- Powinniśmy iść spać, [Imię]. - Wyszeptał cicho, przejeżdżając dłonią po Twoim policzku. 

Na nieszczęście blondyna całkowicie usnęłaś, więc musiał zanieść Cię o własnych siłach do komnaty, pokonując naprawdę wiele pięter. Pomimo wszystko był zadowolony i nie mógł doczekać się poranka, kiedy obudzisz się, leżąc koło niego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro