17/12/02;1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeon Jungkook rodzi się pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku w jednym z Busańskich szpitali. Waży 3450 gramów i mierzy 53 centymetry. Krzyczy donośnie, jego serce bije 109 razy na minutę, napina mięśnie i energicznie reaguje na nacisk doktora na jego ciele. Ma delikatnie zaróżowioną skórę i ostatecznie zostaje mu przyznane 10 punktów w skali Apgar, a jego matka dostaje gratulacje narodzenia pięknego dziecka, prawdziwego okazu zdrowia.

***

Przy każdym z drewnianych stolików siedzi przynajmniej jedna, niekoniecznie wyróżniająca się istota ludzka. Blaty pokryte są napojami, wśród których przeważają te gorące, zważając na porę roku, w której kawa z ulubionymi dodatkami jest najlepszą rzeczą jaka może człowieka spotkać. Każdej z nich towarzyszy drobny posiłek, mający pomóc w rozpoczęciu kolejnego dnia z życia każdego z tych pojedynczych istnień, będących klientami kawiarni. Pod naporem promieni słonecznych światło załamuje się na szybach, a te wpuszczają je posłusznie do środka, oświetlając zarówno zmęczone, jak i promienne już twarze. Rozpraszają zdobące szkło maleńkie gwiazdeczki powstałe na nim po mroźnej nocy. Drobne krople spływają dół, nie zmieniając się znów w lód. Dzień jest wyjątkowo pogodny jak na początek grudnia. Każde owite jasnozieloną, grubą dzianiną siedzisko kontrastuje z brunatnym, ciężkim umeblowaniem, nadając wnętrzu klimatycznego nastroju, wpasowującego się w styl vintage. Pokryte obcojęzycznymi cytatami ściany delikatnie pachną wciąż świeżą farbą, zachęcając gości do zainteresowania się ich przesłaniem. Ich zapach przebija jednak woń parzonej kawy. Wybijająca się na tle tego wszystkiego wykonana z drewna brzozowego podłoga jest właśnie czyszczona przez najmłodszego z pracowników. 

Kim Taehyung sunie mopem po podłożu, starając się rzetelnie wykonać zadanie. Siedzi w tej robocie drugi tydzień, co jest dla niego swego rodzaju sukcesem. Mimo tego, że jest niezłym baristą, z ostatniej kawiarni wyrzucono go po dwóch dniach, gdy przez swoje roztrzepanie wylał dwa kubki kawy w ciągu godziny, w tym jeden na klienta. Dodatkowo obraził staruszkę, która nie mogła się zdecydować, czy zamówić latte czy macchiato, bo nie wiedziała, które bardziej zaszkodzi jej żołądkowi. 

Nie chodzi o to, że jest niemiły, niegrzeczny, czy cokolwiek w tym rodzaju. Po prostu zdarza mu się palnąć jakąś głupotę. Zdecydowanie częściej niż innym osobnikom gatunku ludzkiego, jeśli go do niego zaliczyć. Bo chłopak jest dziwny - nikt nie jest w stanie wytłumaczyć czemu. Po prostu jest inny i już. Nie chodzi o zdobiący czubek jego nosa pieprzyk, farbowane włosy w odcieniu miodowego blondu, czy jakąkolwiek kwestię dotyczącą jego wyglądu zewnętrznego. Nie chodzi też o jego roztargnienie, lub cokolwiek, co tworzy jego charakter. Cała jego aparycja jest czymś innym, odmiennym, możnaby uznać, że groteskowym. Buduje wokół przyjazną aurę. Każdy, kto poznaje chłopaka, od razu wie, że jego serce zrobi złoto, przynajmniej dwudziestocztero karatowe, i chyba to najbardziej go wyróżnia.

Dostrzega wyłaniającą się zza rogu menadżerkę i jako jedyny z pracowników widocznie się nie wzdryga. Posyła jej promienny uśmiech i macha dłonią, a kobieta ignoruje oba gesty. Menadżerka nie należy do ludzi łagodnych - stąpa twardo po ziemi i nie pozwala wejść sobie w drogę. Być może dlatego jest wspaniałą szefową, jak twierdzi Taehyung. Jednak za każdym razem, gdy mówi o tym w obecności kolegów z pracy ci stukają się w czoło i kręcą głowami. Taki już jest, że potrafi dostrzec dobro wszędzie, a gdy jest go mało, zawsze stara się wykrzesać ile tylko się da.

- Taehyung, przejdź na kasę jak skończysz - niski głos dobiega jego uszu. Kobieta wypowiada te słowa głośno, stanowczo, ale niekoniecznie surowo, a chłopak potakuje. Szybko obchodzi kawiarnię jeszcze dwukrotnie by upewnić się, że podłoga lśni. Odnosi użyte przyrządy do ukrytego za pokojem personelu składzika i myje ręce. Żwawo udaje się do jednej z dwóch kas, by przyjąć nawał zamówień, z którymi faktycznie jednej osobie musi być ciężko. Koleżanka, jego wspierająca współpracownica uśmiecha się łagodnie i kiwa głową w dół w geście podziękowania. 

Zawsze w okolicy ósmej rano, niezależnie od pory roku i pogody kawiarnia jest wypełniona po brzegi, co Kim uwielbia. Fascynuje go to, jak wielu różnych ludzi można tu zobaczyć - dosłownie każda grupa społeczna, wiekowa, każdy z innymi zainteresowaniami i przeszłością. Jedni stukają nerwowo o blaty ich stolików, niecierpliwie oczekując na zamówienie. Inni spokojnie zdejmują z siebie wierzchnie okrycie i kładą je na tyle krzesła lub wieszaku, następnie niespiesznie siadają i przeglądają przedstawiające ofertę kawiarni ulotki. Kim obserwuje wszystkich i napawa się ich uczuciami, lecz nie analizuje ich dogłębnie. Wystarcza mu różnorodność kolorująca każdy dzień jego życia.

Godziny szczytu przemijają, a pracownicy w końcu mają czas na złapanie oddechu, wyrywając się z transu obsługiwania klientów z przyklejonymi uśmiechami, co męczy ich mięśnie twarzy. Od czasu do czasu zdarza się, że muszą obsłużyć pojedynczego klienta, lub małą grupkę, dla których powstawaje coraz więcej miejsca. Wcześniejsi klienci najpewniej spieszą się do pracy, szkoły, czy jakiegokolwiek innego miejsca, w które zmierzają, po drodze zatrzymując się w tym małym, ciepłym zaułku jakim jest Kawiarnia Malibu. Może to nie wyjątkowo wyszukana lub przyciągająca nazwa, jednak widniejące w jej logo palemki, kojarzące się ze znanym wielu alkoholem oraz kalifornijskim miastem zawsze zwracają czyjąś uwagę.

Kilkanaście minut po dziewiątej do kawiarni wchodzi kolejny młody mężczyzna, nie zdejmując ciemnych, zaokrąglonych okularów. Nie zdejmuje też szalika, szczelnie owiniętego wokół szyi, ani mimo dość wysokiej temperatury panujacej w lokalu, nie rozpina czarnej kurtki z widocznym, wybijającym się wręcz odblaskowym paskiem zdobiącym jej tył. Rusza prosto do lady,  a melodyjny głos zaraz wydostaje się z jego ust, zwracając uwagę Taehyunga, który w tej chwili jest zajęty tłumaczeniem koleżance dlaczego pizza mięsna jest tysiąckrotnie lepsza od hawajskiej.

- Średnia latte z podwójnym espresso - mówi donośnie, ale niepewnie.

Taehyung natychmiast odwraca się i patrzy na mężczyznę, stojącego prosto, z głową zwróconą centralnie na twarz Taehyunga i podążającą za nim przy każdym jego kolejnym kroku. Pracownik uśmiecha się szeroko i kiwa głową, choć czuje się nieswojo.

- A może karmelowa? Mamy dziś promocję - nie spuszcza wzroku z klienta i przysuwa do niego ulotkę, lecz ten nie reaguje.

- Zostanę przy klasycznym latte - obojętny głos sprawia, że Taehyung jedynie burczy coś pod nosem i zerka w tył na dziwnie zaniepokojoną koleżankę. Ignoruje jej ekspresję i wzdycha cicho.

- Ciasto, kanapka? Proszę się rozejrzeć - wskazuje na lodówkę i kontynuuje - mamy świeży blok czekoladowy, wygląda świetnie, sam bym go...

Przerywa, gdy jego słowa ponownie nie spotykają się z żadną reakcją i natychmiast opuszcza rękę, gdy siedząca z tyłu koleżanka szepcze jego imię wymownie. Jeszcze raz zerka na mężczyznę, i zająka się nieznacznie, gdy dostrzega trzymaną przez niego biało-czerwoną laskę. Jego okulary są całkowicie czarne, lśniąca powłoka nie pozwala nikomu spojrzeć na to, co się za nimi kryje. Te kilka sekund ciszy sprawia, że Kimowi wszystko przewraca się w żołądku, przynajmniej tak czuje, bo jeszcze nic dziś nie jadł. Powoli patrzy znów na obojętną, może nieco zniecierpliwioną twarz stojącego przed nim bruneta.

- Ach... Pan jest niewidomy.

----(a/n)----

Witam, zarówno nowych czytelników jak i tych którzy przyszli tu z powodu moich innych prac. Jak obiecałam, powracam z fikiem w zupełnie innym klimacie niż poprzedni. 

Mam nadzieję, że tego nie spieprzę. 

Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro