18/02/13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taehyunga zaczynają martwić filozoficzne myśli, które Jungkook coraz częściej wypowiada na głos. Z początku zdają mu się okropnie urocze i za każdym razem chichocze, gdy brunet mówi coś w deseń "Twój głos to jedyne co mam w tym świecie", czy "Słowa z twoich ust brzmią tak pięknie, nie chcę przestawać ich słyszeć". Uważa to za nieśmiałe, miłosne wyznania, na miarę człowieka tak tonącego w sztuce jak Jungkook.

Sprawy zaczynają wyglądać nieco inaczej, gdy coraz częściej, oczy Jungkooka zachodzą łzami zaraz po wypowiedzeniu tego typu słów. Gdy chowa twarz w zagłębieniu szyi Taehyunga, być może nieświadomy, że on i tak słyszy jego szlochanie. Kiedy Jungkook milknie, gdy kochają się na łóżku w sypialni Jungkooka, blacie w kuchni Taehyunga, pralce w łazience któregokolwiek z nich, czy jakimkolwiek prywatnym miejscu, w którym mają na to ochotę. Bo od swojego pierwszego razu, Jungkook zdecydowanie lubi seks - często sam inicjuje nieśmiałą grę wstępną, mruczy słodko wprost do ucha lub ust Taehyunga i pławi się w silnych objęciach. Z początku, starszy nawet nie zauważa, jak cichy staje się w końcu Jungkook. Powstrzymuje drobne jęki, nawet gdy całe jego ciało drży pod wpływem kojącego dotyku i chwilowej euforii obu ciał. A gdy Taehyung już to widzi, nic nie mówi.

Jest trochę rozczarowany sobą, myśli, że nie jest wystarczająco dobry w tych sprawach, więc to na pewno przez niego Jungkook traci entuzjazm. Smutnieje jeszcze bardziej, gdy brunet po raz pierwszy odmawia mu spotkania, potem kolejny raz, i kolejny, aż nawet nie otwiera mu drzwi, gdy Taehyung postanawia zaskoczyć go mlecznymi czekoladkami i butelką delikatnego wina, takiego, jakie Jungkook lubi.

W desperacji puka do drzwi jeszcze przez kilka minut, zmartwiony pisze kilka sms-ów, po chwili uświadamiając sobie, jaką głupotę robi, próbując skontaktować się tak ze swoim niewidomym chłopakiem. Za trzecim razem Jungkook odbiera, mówiąc, że nie ma go w domu i długo nie będzie. Zdesperowany blondyn kopie w drzwi, rzuca pod nosem parę bluzg, co jest do niego niepodobne i wraca oblodzonymi, smutnymi ulicami do domu. Do końca dnia nie daje sobie spokoju i żałuje, że pozwolił sobie na taki wybuch złości.

***

Wchodzi do budynku i widzi setki twarzy. Od razu ma wrażenie, że wszyscy go obserwują. Ich ślepia zagłębiają się w zakamarkach jego duszy.

Na pewno już wiedzą, że jest gejem.

Widzą, że jest gejem.

Już go nienawidzą.

Już go wyśmiewają.

Już planują jak go udupić.

Już chcą mu wpierdolić.

A Taehyung już wprowadza się w stan nieznośnego niepokoju, który telepie całym jego ciałem.

Gdy w ciągu tygodnia wszyscy nawiązują nowe przyjaźnie w nowym otoczeniu, Taehyung potrafi tylko płakać w drodze do domu.

Nienawidzi siebie.

Pierdolony pedał.

***

Taehyung parzy kolejną kawę tego tragicznego i przepełnionego obrzydliwą rutyną dnia. Przeklina i narzeka na swoją pracę jak nigdy, gdy w zadumie wysypuje całą torbę ziaren kawy na brudną od uprzednio wylanego espresso podłogi.

W sumie ma już w głębokim poważaniu swoją szefową. Niech przyjdzie, niech go skarci, pobije i wyleje z pracy. Taehyunga to nie ruszy.

Klientów tego wieczora nie wita ten sam szeroki uśmiech co za każdej zmiany Taehyunga. Nie ma tego entuzjazmu i satysfakcji bijących od niego na kilometr. Zamiast tego gościom cześć mówią żałosne trzy centymetrowe odrosty na spuszczonej w dół głowie, ekspresja godna nieboszczyka na pogrzebie i irytująco powolne ruchy młodego chłopaka, który powinien tryskać wigorem.

Kiedy w końcu po serii zadanych mu ciosów i lat mierzenia się ze znikomą pewnością sieibie znalazł kogoś, kogo szczerze kocha i adoruje, facet zostawia go bez słowa.

Taehyung daje mu siebie, a ten odpłaca się zatrzaśniętymi drzwiami i ciszą. Tą ciszą, do której nienawiścią zaraził się od Jungkooka.

Chyba wolałby, żeby nazwał go jebanym pedałem i napluł w twarz, by miał jakikolwiek obraz sytuacji, by znów upewnił się w tym kim jest, by cała aparycja budowana przez lata została zniszczona przez słowo Jungkooka jak domek z kart przez podmuch wiatru nie krzywdzący nawet dmuchawca.

- Taehyung, muszę z tobą pomówić.

Słyszy po odebraniu telefonu od nieznanego numeru. Po chwili orientuje się, że to nikt inny niż jego współpracownica, z którą dziś mija się na zmianie.

Normalnie może by z nią po prostu pogadał, ale w tym momencie nie potrzebuje na głowie jeszcze tej głupiej blondyny. Pewnie ma sprawę typu "zamieńmy się jutro zmianą bo mam do zrobienia to i tamto". A Taehyunga ni to parzy ni to ziębi.

- Ale to nie rozmowa na telefon. Przyjdę piętnaście minut wcześniej i pogadamy.

Do obojętności dołącza nić niepokoju.
Przez kolejne dwie godziny i siedemnaście minut Taehyung niczym robot podaje klientom przygotowane napoje i przekąski. Wszystko tego dnia jest jakieś... wyblakłe.

Piętnaście minut przed końcem zmiany podaje ostatniemu klientowi smutną małą czarną i idzie do stolika od czterdziestu dwóch sekund okupowanego przez blondynkę w bordowym fartuchu, takim samym jak jego tylko rozmiar mniejszym.

- Tylko... Nie bądź na mnie zły... - to pierwsze, co słyszy Taehyung z ust niewysokiej blondynki. Wciąż jest przekonany, że chodzi jej tylko o jakąś drobną głupotę.

-Twój chłopak. Jeon Jungkook, prawda...?

- Tak - Taehyung marszczy brwi. Nie przypomina sobie by wspomniał o jego nazwisku - Co w związku z tym?

Dziewczyna waha się widząc groźną ekspresję Taehyunga.

- Mówiłeś, że ma matkę w więzieniu.

- Tak - Taehyung powtarza, nie dodając nic więcej. Czeka tylko aż dziewczyna przejdzie do sedna, nie podoba mu się w jakim kierunku to idzie.

- Taehyung. Jego matka zginęła w grudniu dwa tysiące pierwszego roku.

Jego serce spada jak kamień z wysokości tysięcy metrów. Prosto na jego uczucia, przygniata je i wywołuje falę dreszczy w całym ciele. Przez chwilę nic nie mówi. Analizuje. Wspomina historię, w której mały Jungkook traci zmysły, a jego matce zostaje wytoczony długi proces, zakończony wieloletnim wyrokiem. Historię w której ojciec ginie w wypadku i Jungkook więcej nie wspomina o jego osobie. Ach, no tak. Wszystko jasne. Taehyung chichocze nerwowo, niespokojnie uderzając palcami o blat stolika.

- Nie, nie - tłumaczy, zerkając na dziewczynę z niepodobną do niego nonszalancją - to jego ojciec. Jego ojciec wtedy zginął. Ostatnio odwiedzał mamę, to...

Zastyga. Pod nos zostaje mu podsunięty artykuł z lokalnej gazety z dwa tysiace szóstego roku. "Pięć lat od tragedii - pamiętamy".
Taehyung szybko przemyka wzrokiem przez artykuł na dwie szare strony formatu A4. Nie bardzo obchodzi go w tej chwili skąd dziewczyna to ma. Szczerze, ma to w głębokim poważaniu. "Jazda pod wpływem alkoholu nie będzie dłużej tematem tabu.", brzmi jedna z wypowiedzi. "Była dobrą kobietą, nie spodziewaliśmy się tego", mówi inna. "Wciąż szkoda dziecka, chłopiec nic nie zawinił".

Wersy o śmierci młodej kobiety i nieodwracalnym kalectwie dziecka zostają wyryte w pamięci Taehyunga i chyba wkrótce zmienią się w blizny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro