Epizod 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po chwili ciszy podnoszę wzrok, moje oczy napotykają zielone tęczówki, dokładnie takie same jak miał Alan...

_______________________

Przełykam głośniej ślinę, lustruję twarz mężczyzny wzrokiem i dochodzę do wniosku, że to jednak nie mój były przyjaciel. Wzdycham niezadowolona, chłopak stojący przede mną jest łudząco podobny do Alana.

-Słucham? – powtarzam pytanie i nadal patrzę w oczy mężczyzny.

Chłopak lustruje mnie wzrokiem i uśmiecha się, marszczę brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.

-Wiesz gdzie mieszka Joanna Janczak? – pyta z uśmiechem, moja nadzieja zgasła.

Wzdycham i zakładam kosmyk niesfornych włosów za ucho.

-Tak, dwa piętra do góry, mieszkanie obok okna – zmuszam się do uśmiechu, mężczyzna dziękuje mi za pomoc, a ja zamykam za nim drzwi.

Krzywię się i opieram głowę o wejście, Dzidzia podchodzi i opiera się przednimi łapkami o moje kolana. Zerkam kątem oka na nią i siadam na podłodze, głaszczę pieska.

Nie wiem czy to dobrze, ale miałam głupią nadzieję, że to Alan. Oczy tego chłopaka były identyczne jak jego, to jakieś drugie wcielenie czy coś w tym stylu? Wątpię.

Głaszczę Dzidzię, lecz słysząc dzwonek mojego telefonu jestem zmuszona wstać i odebrać. Niezbyt chętnie prostuję nogi, idę do miejsca, z którego dobiega dźwięk, biorę komórkę i naciskam zieloną słuchawkę. Nie zdążyłam nawet spojrzeć na to, kto do mnie dzwoni.

-Cześć Inez – słyszę zadowolony głos mojej przyjaciółki, będzie grubo.

-Czego nie masz i co ci przywieźć? – pytam, opierając się plecami o ścianę.

-Nie o to chodzi – mówi z westchnięciem. – Widziałam Alana, rozumiesz to? - podnoszę brwi ze zdziwienia.

-Jak to, widziałaś? – przecieram twarz dłonią, a może miałam rację? To jednak był on?

-Znaczy nie jestem pewna czy to on, ale był mega podobny – mówi podekscytowana.

-Masz jakieś zwidy – przewracam oczami.

-Nie mam! Naprawdę go widziałam i nie wmówisz mi, że to nie on – w jej głosie słychać przekonanie.

-Przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś pewna. Zastanów się – jestem już delikatnie poddenerwowana, przecież to niemożliwe. Widziałam go martwego!

-Jestem pewna, to on. Dzisiaj wieczorem się spotkamy i go znajdziemy – mówi podekscytowana. – Będę u ciebie o dziewiętnastej i masz być wystrojona!

-Ale Daga* daj spok..-dziewczyna nie daje mi dokończyć i od razu się rozłącza. – Spokój – wzdycham i odkładam telefon.

Zerkam na zegarek, który wskazuje godzinę trzynastą. Wzdycham niezadowolona i idę do kuchni, biorę miskę maltańczyka i nakładam jakieś jedzenie, dolewam również wody.

-Dzidzia, śniadanko! – mówię troszkę głośniej i wyciągam z lodówki potrzebne składniki na mój posiłek.

Maltańczyk podchodzi do misek i zaczyna jeść, ja natomiast muszę jeszcze poczekać. Robię sobie kakao w kuchence mikrofalowej, lecz zanim jednak ono będzie gotowe, wstawiam grzanki i smażę jajecznicę. Po dziesięciu minutach moje śniadanie jest przyrządzone, w dłonie biorę kubek z piciem oraz talerz z jedzeniem. Siadam w salonie na kanapie, włączam telewizor na wiadomościach i zajadam się daniem.

***

Odkładam puste naczynia do zmywarki i nastawiam ją, idę do sypialni i wybieram komplet ciuchów na teraz, są to czarne dresy oraz niebieska, za duża bluzka, która z przodu ma nieistotne obrazki. Idąc do łazienki, zerkam na telewizor, a później na zegarek – godzina czternasta.

W wiadomościach nie mówili nic ciekawego, pogoda będzie taka sama jak wczoraj i dzisiaj – rano chłodno, a od południa do końca dnia plus dwadzieścia stopni.

Zamykam drzwi od łazienki i rzucam ubrania na pralkę, która aktualnie jest wyłączona, przemywam twarz zimną wodą i myję zęby. Robię również kilka mało interesujących rzeczy i wychodzę z łazienki, piżamę składam i wkładam pod poduszkę. Łóżko natomiast ścielę, otwieram okno w pokoju i rozglądam się po nim. Przychodzi do mnie Dzidzia, która w mordce trzyma szelki.

-Spacerek? – śmieję się uroczo i kucam przy szczeniaczku, zakładam zabezpieczenie i wstaję.

Idę do wyjścia, a Dzidzia z merdającym ogonkiem podąża za mną, wyciągam smycz z komody i przypinam do szelek. Wracam jeszcze szybko po telefon i małą torebkę, w której już czeka na mnie portfel oraz chusteczki. Do wcześniej wymienionych przedmiotów dołącza komórka, zakładam czarne Nike air max 270. Już po chwili zbiegam ze schodów klatki schodowej, a za mną na smyczy pędzi Dzidzia, która uwielbia schodzić ze stopni. Na jednym z pięter zatrzymuję się, przelatuję tablicę ogłoszeń wzrokiem. Kiedy nie widzę nic ciekawego, ruszam w ponowną podróż przez mój blok, lecz tym razem prowadzi maltańczyk, który już nie może doczekać się wyjścia na spacer. Po kilku sekundach jesteśmy już przed blokiem, zaciągam się powietrzem i przez chwilkę zastanawiam się, gdzie pójść.

Mogłabym wejść do parku dla psów, ale ostatnio Dzidzia się zbytnio przestraszyła, więc to jednak odpada. Waham się chwilkę między pójściem po prostu przez miasto, a wybraniem się na plażę, ostatecznie wybieram to drugie.

Bez zastanowienia kieruję się na wcześniej wymienione miejsce, Dzidzia idzie praktycznie obok mojej nogi, psinka boi się odejść troszkę dalej, ale gdy będziemy już na piasku – zacznie szaleć i ciągnąć mnie do wody.

Z uśmiechem na ustach idę przez miasto, maltańczyk obwąchuje praktycznie wszystko co się da, lecz cały czas dotrzymuje mi tempa. Idąc, rozglądam się w poszukiwaniu czegoś ciekawego, co zwróciłoby moją uwagę, ale koniec końców niczego nie znajduję.

***

Z oddali widzę już prowizoryczną barierkę z drewna, obok której są schody z tego samego materiału, a całe wejście prowadzi na plażę. Podchodzę tam pewnym krokiem, a Dzidzia idzie dziesięć centymetrów za mną, siadam na ławce i ściągam buty, które po chwili przywiązuje za sznurówki do torebki. Zerkam na szczeniaczka, którego ogonek lata na wszystkie strony świata, a powód tego jest oczywisty – idziemy na plażę. Uśmiecham się mimowolnie i wstaję, schodzimy powoli po schodkach, po chwili pod nogami czuję miękki, ciepły piasek. Zatapiam na sekundę nogi w małych kuleczkach i rozkoszuję się chwilą.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak długo nie było mnie na plaży. Lecz jest tego powód – zawsze chodziłam tu z Alanem.

Rozglądam się i zauważam kilka osób, przechadzających się po okolicy. Dzidzia już szaleje w piasku, delikatnie w nim kopie, a kiedy wiatr zawieje i garstka ziarenek leci w górę, szczeniak próbuje złapać je w zęby. Z niechęcią ruszam się z miejsca i kieruję w stronę morza, które dzisiaj wyjątkowo wygląda na w miarę przejrzyste. Kiedy jestem już na tyle blisko, że na wyciągnięcie ręki mogę dotknąć wody, ale jednak ona sama nie może mnie tknąć, siadam i rozkładam się delikatnie. Dzidzia kładzie się prawie obok, lecz bliżej morza, które co jakiś czas muska nosek zwierzaka.

Wpatruję się przez kilka minut w wodę, która przybywa i odchodzi, lecz zawsze wraca. Uśmiecham się mimowolnie, odrywam wzrok od fal i rozglądam się troszkę. Zauważam przeuroczą parę nastolatków, trzymających się za ręce i rozmawiających ze sobą z uśmiechami. Przerzucam wzrok na kolejną osobę, która okazuje się być kobietą, ćwiczącą na plaży – przyjemne z pożytecznym. Za dziewczyną zauważam chłopaka, całego na czarno i z okularami tego samego koloru, jest zwrócony do mnie. Przełykam głośniej ślinę i odwracam speszona głowę w stronę morza, wbijam wzrok w fale i więcej się nie odwracam.

***

Kiedy zerkam na telefon i zauważam godzinę piętnastą trzydzieści, wstaję i otrzepuję się z piasku. Dzidzia zadowolona wraca z morza, jest cała mokra i wygląda jak mop. Przydałoby się w końcu pójść do psiego fryzjera. Śmieje się cicho i zakładam jej smycz, czasami puszczam ją wolno, ponieważ jest niegroźna i wiem, że nie ucieknie. Zarzucam torebkę na ramie i idę w stronę schodów, kątem oka zauważam tego samego mężczyznę co wcześniej, ale nie chcę odwracać się do niego. On natomiast wbija wzrok we mnie, a kiedy znikam z pola jego widzenia, przekręca głowę w moją stronę, przez co peszę się bardziej i przyspieszam kroku. Siadam na ławce u szczytu schodów i zakładam buty, które wcześniej przywiązałam do paska od torebki, Dzidzia w tym czasie otrzepuje się z wody i kręci się. Już po chwili jestem w drodze do swojego bloku. Przez całą drogę rozglądam się po okolicy lub patrzę na mojego pieska. Będąc już przy sklepie, który jest niedaleko mojego miejsca zamieszkania, słyszę za sobą pisk opon. Automatycznie się odwracam i zauważam to samo auto, które spowodowało wypadek, zerkam również na tablicę rejestracyjną aby się upewnić – to na pewno ten samochód. Przełykam głośniej ślinę, a kiedy pojazd przejeżdża obok, dostrzegam tego samego mężczyznę, który wpatrywał się we mnie na plaży, szybko odwracam wzrok na Dzidzię. Przyspieszam kroku jeszcze bardziej, już po pięciu minutach jestem pod swoim blokiem. Dostaję się do klatki i wbiegam z maltańczykiem po schodach. Wchodząc do domu od razu zamykam za nami drzwi i opieram się o wejście plecami.

Ten chłopak mnie śledzi? Przecież niemożliwe, że to wszystko jest niedorzecznym zbiegiem okoliczności albo może? Sama nie wiem, myśli mi się plączą.

Zerkam na Dzidzię, merdającą ogonkiem i patrzącą na mnie dużymi, brązowymi oczami. Kucam przy niej i odpinam szelki oraz smycz, odkładam je do szafki, sama ściągam buty. Idę szybko do kuchni i nakładam Dzidzi jedzenia oraz nalewam świeżej wody. Kieruję się do swojej sypialni, wybieram jakieś ciuchy na wieczór z przyjaciółką i siadam na łóżku, zaczynam przeglądać coś na telefonie.

***

Oglądam kolejny filmik z serii Najgorsze wpadki. Widząc wiadomość od Dagmary, zatrzymuję filmik i automatycznie zerkam na godzinę – osiemnasta. Wyłączam szybko telefon i odkładam go na łóżko, wstaję i biorę ciuchy, które wcześniej uszykowałam. Idę od razu do łazienki, przebieram się i maluję. Na koniec rozczesuję grzebieniem włosy i poprawiam je kilka razy dłońmi. Wychodzę z łazienki i wracam do sypialni, przeglądam się w wielkim lustrze, które wbudowane jest w szafę. Czarna, dość krótka sukienka do połowy uda z wycięciem na boku długimi rękawami i dużym dekoltem, do tego sztuczne rzęsy, ciemne kreski i bordowa pomadka  – nie tak źle jak myślałam. Patrzę na swoje nagie stopy i podchodzę do szafy, wyciągam kremowe stópki i je zakładam, po chwili zabieram spod komody czarne, sięgające trochę ponad kostkę buty z grubym obcasem. Nagle słyszę głośny klakson, odwracam się do okna z myślą, że w aucie siedzi Dagmara. Zaglądam przez szybę i zauważam samochód, który mnie śledził oraz potrącił rowerzystkę, mrużę oczy i dostrzegam, że w środku siedzi mężczyzna, który przypatrywał mi się na plaży i rano zapukał do moich drzwi. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że mam stalkera, który patrzy wprost w moje okno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro