Sudden first kiss

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aizawa Shōta / Eraser Head

(W tym rozdziale reader razem z Aizawą uczą się jeszcze w U.A.)

Czy istniało coś gorszego od poniedziałkowego testu z historii?

Owszem.

Dwa poniedziałkowe testy: z historii i matematyki.

Nikogo więc nie zdziwił powszechny brak energii w klasie. Praktycznie każdy siedział smętnie pochylony nad własnymi notatkami, starając się spić ochłapy wiedzy, które jakimś cudem mogły ocalić ich skórę. Kiedy jednak nastąpił czas sądu, czy chcieli, czy nie, musieli wszystko odłożyć. Z jawnym ociąganiem chowali pomoce do toreb i plecaków. Niektórzy z na tyle jawnym, że nauczyciel siłą wyrywał im kartki z dłoni.

— Skupcie się i nie ściągajcie — powiedział, rozdając w pierwszych ławkach egzemplarze testów, aby uczniowie podali je dalej. — Jeśli kogoś przyłapie, nie będzie szansy na poprawę — dodał, a kilka osób wyraźnie przełknęło ślinę.

Kiedy arkusz dotarł do przedostatniej ławki, gdzie siedziała reader świat przed jej oczami zawirował. Trzymając test przednią stroną do dołu, czuła, jak jej serce w towarzystwie żołądka, wędrują w stronę gardła.

— Zaczynajcie. — Głos nauczyciela odbił się echem w głowie nastolatki, a jej drżąca dłoń automatycznie przekręciła zestaw. Przeczytała pierwsze pytanie.

Następnie ponownie.

I ponownie.

I finalnie miała ochotę się rozpłakać. Nie wiedziała nic. Wszystko, co dotychczas się uczyła, zapomniała lub nawet nie miała tego w notatkach. Czuła jednak w duchu, że być może to jedyne felerne pytanie i dalej będzie z górki, dlatego zaczęła przeglądać następne.

Jednakże im dalej w las, tym było jeszcze gorzej.

Jedynym słowem, jakie doskonale określało stan jej głowy, była pustka. Nie pamiętała zupełnie nic. I choć uczyła się bardzo długo, teraz przez narastający z każdą chwilą stres, nie potrafiła sobie nic przypomnieć. Żadnej daty, ani jednego cesarza, bitwy, czegokolwiek.

Nie mogła się opamiętać, kiedy jej ciałem wstrząsnął bezgłośny szloch, a do oczu nabiegły łzy. Miała zostać bohaterką ratującą ludzi, nie potrafiąc przypomnieć sobie cholernej daty bitwy pod Okehazamą.

— Pierwsze: 1560. — Kiedy reader usłyszała cichy głosik, przez moment pozbawiona została dopływu tlenu. Nie wiedziała, czy jej mózg stworzył drugą osobowość, która zamierzała teraz jej podpowiadać, czy może sami bogowie się do niej pofatygowali, ale nie miała innego wyjścia niż zapisać właśnie ten rok. — Drugie: bitwa pod Sekigaharą.

Szczęśliwi czasu nie liczą, dlatego nim się obejrzała, był finisz. Napisała wszystko. Nawet pod koniec, kiedy tylko stres z niej zszedł i minęła obawa o zdanie, przypomniała sobie resztę. Czuła się, jak najszczęśliwsza osoba na świecie, a wszystko za sprawą jej wybawcy, który siedział tuż za nią. Kiedy oddała arkusz, obróciła się lekko do tyłu, spoglądając na obojętną twarz bruneta.

— Nawet nie wiesz, jak ci dziękuje Aizawa-kun — szepnęła, na co chłopak kiwnął jedynie głową, nie zmieniając na moment mimiki. Reader w tym czasie miała ochotę go wyściskać, albo zbudować świątynie na jego cześć, gdzie modły składaliby wszyscy studenci martwiący się o zaliczenie. Postanowiła jednak wykorzystać chwilę po lekcjach, żeby podziękować mu z należytym szacunkiem, jaki po tej akcji na pewno mu się należał. — Poczekasz chwilę w klasie Aizawa-kun? — spytała, widząc, jak każdy się pakuje.

— Tak — odpowiedział beznamiętnie, unikając ciosu Yamady, który chciał go nazbyt mocno poklepać po ramieniu.

— Poczekamy na ciebie w szatni — powiedział blondyn z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Następnie mrugnął jednym okiem do reader i zniknął za drzwiami wyprowadzony przez Shirakumo.

— Chciałam ci podziękować. Uratowałeś mi skórę. — Shōta oparł się w tym czasie o ławkę za sobą, mając już swój plecak na ramionach.

— Nie ma sprawy — mruknął, pocierając zaczerwienione oczy. — Zwykła przysługa czy coś — dodał, ziewając.

— Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć — odpowiedziała nastolatka, kiwając się na piętach. — M-mogę ci upiec ciasteczka, albo napisać ten referat z japońskiego.

— Nie musisz.

— A-ale ja naprawdę chcę. — Omal nie tupnęła nogą w przypływie frustracji. Przybliżyła się o krok, chwytając bruneta za poły od marynarki. Zdziwiony zerknął na jej twarz, robiąc krok do tyłu, przez co ławka za jego plecami gwałtownie się odsunęła, sprawiając, że dwójka poleciała na podłogę. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk chrupnięcia, a także trzasku, kiedy pojedynczy stolik runął na ziemię tuż obok ich głów. Reader z impetem wpadła w ramiona Shōty, uderzając przy tym czołem w jego brodę. — O matko! — zawyła, podnosząc gwałtownie głowę, żeby zobaczyć twarz chłopaka. Na jej nieszczęście, a także samego Aizawy, przez nieuwagę tylko mu dołożyła, ponownie obijając jego szczękę swoją czaszką. Brunet opadł na drewnianą podłogę, a biedna nastolatka, łapiąc się za głowę, patrzyła na niego z jawnym przestrachem w oczach. — Zabiłam go! — jęknęła, wlepiając swoje ślepia w zamknięte powieki Aizawy.

— Niestety nie — mruknął jedynie, na co reader wręcz podskoczyła. Wtedy też uświadomiła sobie, że praktycznie na nim leży. Naraz zalała ją fala gorąca, która wyraźnie odbiła się na jej policzkach.

— Tak strasznie cię przepraszam Aizawa-kun, jestem dzisiaj chodzącym nieszczęściem — powiedziała, szarpiąc za własne włosy, jakby to w jakikolwiek sposób miało jej pomóc. Brunet powoli się podniósł, opierając ciężar na łokciach. Westchnął ociężale, po czym spojrzał na nią zza kurtyny czarnych włosów, które opadły mu na twarz. Dziewczyna odruchowo odgarnęła mu przeszkadzające pasma, zaczesując je za ucho. Kiedy zrozumiała, co zrobiła i miała zacząć ponownie panikować, przerwał jej Shōta.

— Jest okej — mruknął speszony, spoglądając w jej załzawione oczy. — Nie becz — dodał, na co nastolatka głośno chlipnęła.

— Mam dosyć tego dnia — powiedziała cicho, ocierając powieki.

— Ja też, dlatego wyjdźmy już z tej szkoły, zanim ktoś nas jeszcze tu zamknie. — W odpowiedzi reader jedynie pokiwała głową i po raz ostatni siąkając nosem, próbowała się podnieść. Pech chciał, że kiedy ona próbowała podeprzeć się z przodu na rękach, to Aizawa chciał zrobić to samo. Skończyło się na przypadkowym spotkaniu pośrodku, zakończonym bolesnym pocałunkiem. — Chyba wybiłaś mi zęba.


Amajiki Tamaki

Tradycją już było, że gdy tylko w towarzystwie Wielkiej Trójki pojawiała się reader, Amajiki wyłączał umiejętność posługiwania się aparatem mowy. I chociaż na ogół mało co się odzywał, to jednak przy nastolatce wydawać by się mogło, że ten problem eskaluje na większy, nikomu jeszcze nieznany, poziom.

Liczne próby reader w znalezieniu jakiegokolwiek języka z nieśmiałym ciemnowłosym, kończyły się fiaskiem już na wstępie. Kiedy to chłopak wyćwiczonym ruchem obracał się na pięcie i dociskał czoło do jakiejkolwiek powierzchni. Nie miało znaczenia do czego, chociaż zdecydowanie najbardziej upodobał sobie ściany.

Nastolatka nie była głupią osóbką. Ba! Uchodziła za prawdziwego kujona, jeśli chodzi o oceny. Wiedziała także, że aby dotrzeć do Amajikiego, należy go schwytać, kiedy będzie sam.

Reader uważała, że nic tak nie działa na miłą pogawędkę, jak skuteczne podparcie do muru.

Dlatego jeszcze tego samego dnia, w którym obmyśliła genialny plan zainicjowania rozmowy z rówieśnikiem, postanowiła go wdrożyć.

Punkt 1: Śledzenie.

Nie trudno było znaleźć chłopaka. Prawie cały czas pałętał się przy Tōgacie, który był dla niego niczym płaszcz ochronny. Przy nim Amajiki nie musiał lękać się rozmawiania z kimkolwiek. Wesoły blondyn posiadał umiejętność zarówno mówienia za ich dwójkę, jak i prowadzenia „ożywionej konwersacji" z Tamakim, choć według reader, był to raczej wysokorozwinięty monolog.

Ku prawdziwej zgrozie, dziewczyna zauważyła pewną zależność. Jeśli nie było przy Amajikim Tōgaty, to zastępowała go Hadō. Tak więc:

Próba 1: zakończyła się licznymi spóźnieniami na lekcje.

Punkt 2: Stwórz okazję do rozmowy.

Reader dobrze znała przysłowie: nie przyszła góra do Mahometa, Mahomet przyszedł do góry. Dlatego następnego dnia postanowiła działać. Kiedy tylko zobaczyła Amajikiego w towarzystwie Mirio, natychmiast do nich podeszła.

— Hejka! — powiedziała, spoglądając kątem oka na spiętego ciemnowłosego.

Reader-chan! — zawołał Tōgata, pochylając się nad sylwetką dziewczyny. — Co tam u ciebie?

— Szukałam cię właśnie, Keisuki mówił, że podobno All Might chce cię widzieć — odpowiedziała, kłamiąc jak z nut i wkopując w to własnego, postronnego kolegę.

— Och?! Naprawdę?! Dzięki za informację reader. — Zwinął ogromne dłonie w pięści, a następnie spojrzał na trzęsącego się ze stresu przyjaciela. — Widzimy się potem Tamaki! — zawołał, a następnie odszedł dziarskim krokiem, kołysząc się lekko na boki. Zostali sami (pomijając grono uczniów na korytarzu). Ciemnowłosy trząsł się jak galareta, nie wiedząc co zrobić, za to reader cieszyła się (w duchu oczywiście), niczym rodowita hiena. Nie podejrzewała nawet, jak silne emocje buzują we wnętrzu nastolatka.

Milczeć? To byłoby niezręczne.

Odejść? To znowu byłoby niemiłe.

Zostać? Ale, o czym rozmawiać?

Pożegnać się i odejść? Wydaje się najlepszym rozwiązaniem.

— Jak ci poszła kartkówka z matmy? — spytała nieoczekiwanie dziewczyna, na co Amajiki spanikował. Jak teraz mógł się pożegnać? To by ją uraziło.

— C-chyba... — zaczął cicho, a reader przez chwilę myślała, że to wydłużone „ch", to oznaka dławienia się, a nie rozpoczętego słowa. — Dobrze  — dokończył, wędrując rozbieganym wzrokiem po całym korytarzu.

— Naprawdę? — Nachyliła się ku niemu, trzymając dłonie z tyłu pleców. Tamaki w tym momencie poczerwieniał, a drżąca warga nadawała mu wyrazu, jakby zaraz miał się rozpłakać. — Mi chyba średnio, dlatego może mógłbyś mi z nią pomóc? — spytała, jednak chłopak nie zdążył nawet uformować odpowiedzi w swojej głowie, a co dopiero się wysłowić. Powodem była sylwetka dziewczyny, która niekontrolowanie zbliżyła się do niego. Czego nieoczekiwanym skutkiem, było zetknięcie ich ust w pocałunku. Natychmiast jednak został on przerwany, a reader przypominająca dojrzałą kiść pomidorów zdzieliła nieznajomego chłopaka po głowie. Który jak się okazało, przypadkiem na nią wpadł.

Tym razem to ona spanikowała. Z mocno bijącym sercem spojrzała na Amajikiego i z przerażeniem stwierdziła, że biedak chyba zemdlał.

Punkt 2: zakończony nieoczekiwanym potknięciem, eksportowaniem Amajikiego do Recovery Girl i podbitym okiem nieznajomego.


Bakugō Katsuki

Reader na ogół należała do tej części osób, starających się trzymać emocje, a tym bardziej nerwy na wodzy. Jedynie dwie rzeczy na tym świecie potrafiły naprawdę wytrącić ją z równowagi i doprowadzić do szewskiej pasji.

Pierwszą z nich była planimetria.

A drugą Bakugō Katsuki.

W obu przypadkach nikt się nastolatce nie dziwił, a nawet, dzięki temu z niektórymi nawiązywała nutkę porozumienia. Dlatego plan nauki znienawidzonego działu geometrii pod wodzą wybuchowego blondyna od początku skazany był na soczystą porażkę.

— Jeżeli istnieje podobieństwo o skali k>0, przekształcające figurę m na figurę n, to figury m nazywamy podobnymi w skali k. Czego tu nie rozumiesz?! — warknął chłopak, mocno uderzając w książkę, otwartą na konkretnych przykładach. Reader zamrugała parę razy, zastanawiając się, czy to Bakugō mówił w innym języku, czy może ona sama na moment straciła umiejętność posługiwania się japońskim.

— No, nie wiem?! — odwarknęła, czując, jak pulsująca na jej czole żyłka, w przeciwieństwie do jej matematycznej wiedzy, ulega powiększeniu. — Może wszystkiego?! To, że nauczyłeś się zasranej formułki z książki, nie robi z ciebie nauczyciela! — dodała, zastanawiając się, czy najpierw uśmiercić podręcznik, chłopaka, czy może siebie.

— Idiotko! Nie da się prościej tego powiedzieć! — krzyknął, waląc dłonią w pomięte już kartki. — Spójrz na pierwszy jebany trójkąt i porównaj go do drugiego! — Z trzaskiem wskazał kolorowy rysunek w podręczniku, który niczym nie przypominał jej własnego kulfona w zeszycie.

— Porównuje przecież! — Nie wytrzymała już. Mogła poprosić kogoś innego o pomoc, a nie tego choleryka z gliceryną zamiast krwi.

— Więc zobacz, że stosunek obwodów figur m, podobnych w skali k, jest równy k! — Reader wytrzeszczyła oczy. Była przekonana, że magiczny język, którym mówił blondyn, zaraz przywoła jakiegoś potężnego demona. Ale jeśli jakimś cudem nie, to jego krzyki z pewnością przywołają jeszcze potężniejszego wychowawcę.

— Ale dlaczego muszą być zawsze m i n?! — spytała, a rozpacz w jej głosie mieszała się z zagubieniem.

— Kurwa! — krzyknął, łapiąc się za włosy, omal ich nie wyrywając. Chciał być najlepszy we wszystkim, jednak nie spodziewał się, że nauczycielstwo będzie aż tak ciężkie. Gorzej już chyba być nie mogło. A nie... Mógł starać się nauczyć Denkiego albo Kirishimę. To jedyna myśl, która teraz podnosiła go na duchu.

— Mogłam poprosić o pomoc Yaoyorozu-chan albo Todorokiego — burknęła, a zaraz potem podskoczyła na miejscu, kiedy nad ręką Bakugō uformował się spory wybuch.

— Coś powiedziała?! — warknął, nachylając się nad reader na tyle blisko, że ta mogła poczuć zapach jego pasty do zębów. — Jak śmiesz mówić, że tamten mieszaniec jest lepszy?! — Furia w jego czerwonych oczach odbijała się w mózgu nastolatki, szukając możliwości ucieczki z tak patowej sytuacji. Bakugō pałał do Todorokiego takim samym uczuciem jak reader do planimetrii: czystą niechęcią, zmierzającą ku jawnej nienawiści.

— Umm... W-wiesz — zaczęła, mocno się jąkając. Zaraz później wybuchła nerwowym chichotem, jednak Katsuki ani drgnął. Szczerze mówiąc, siedząc na krześle od ściany i mając ręce blondyna po obu stronach ciała, czuła się jak w potrzasku. Bakugō jedną dłonią wystukiwał rytm na blacie biurka, robiąc pokaz kończących się pokładów cierpliwości, a drugą trzymał na ścianie za głową reader. — Wspomniałam też o Yaoyorozu — powiedziała cicho, nadal nerwowo chichocząc. Nic nie mogła poradzić, że w chwilach najgorszego zdenerwowania chciało jej się śmiać. Wzrokiem szukała jakiegoś punktu zaczepienia, byleby nie widzieć wściekłej pary żarzących się tęczówek, skierowanych prosto na nią. Utkwiła wzrok w punkt na jego brodzie, a przez jej głowę przeszedł równie abstrakcyjny pomysł, jak ten, aby właśnie Bakugō poprosić o pomoc z matematyką.

Nie przemyślała tego. Jednak na usprawiedliwienie miała fakt, że podczas tego czynu była niepoczytalna. W stanie kompletnego odmóżdżenia po spotkaniu z planimetrią.

Gwałtownie nachyliła się i mocno zamykając oczy, przycisnęła swoje wargi do odpowiedniczek blondyna. Pocałowała go. Nie trwało to jednak długo. Wystarczyło, że Katsuki w geście szoku opuścił ramiona, uwalniając reader z pułapki. Wtedy też wymsknęła się, biegnąc pędem ku wyjściu z pokoju.

— Heh — zaśmiała się, otwierając drzwi, po czym zerknęła na ciągle zdezorientowanego Bakugō. Na jej głos odwrócił ku niej głowę. — D-dzięki za próbę nauczenia mnie. M-może uda mi się ściągnąć od Kirishimy — dodała, a następnie z hukiem zamknęła drzwi. Bojąc się, że chłopak za nią wyjdzie, sprintem udała się do części przeznaczonej dla dziewczyn w akademiku. Kiedy stanęła zdyszana przed wejściem od własnego pokoju, natychmiast oparła czoło o drzwi.

Gorzej być nie może — jęknęła w myślach, cały czas czując w nozdrzach zapach gliceryny. Wtedy też przypomniała sobie o najgłupszej rzeczy, jaką można było wtedy palnąć.

Ściąganie od Kirishimy NA MATEMATYCE.

To samo w sobie było bardziej abstrakcyjną rzeczą do zrobienia niż gdyby przeszła się po centrum Tokio nago.

Z hukiem uderzyła czołem o drewnianą strukturę, a następnie powtórzyła ruch, błagając, żeby to był tylko sen. W ferworze wybijania sobie głupich pomysłów na następny raz nie zauważyła Aizawy, który z wyraźnym niepokojem przyglądał się jej poczynaniom z drugiego końca korytarza. Wolał jednak nie ingerować w iście młodzieńczy akt samodyscypliny, dlatego popijając kawę z kubka, ruszył ku swojemu pokojowi.

Wychowawca klasy 1-A wyznawał zasadę: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.


Chisaki Kai / Overhaul

Papiery posegregowane.

Rachunki opłacone.

Vivat wolności!

Uśmiech nie schodził nawet na minutę z twarzy reader. Miała nawet plan, jak zagospodarować wolne popołudnie i jutrzejszy ranek. Myślała najpierw nad piekielnie długą i gorącą kąpielą w towarzystwie wina i jeszcze gorętszego romansu. Później jakiś film, a może pokusi się nawet na serial?! A nad ranem cudowne śniadanie bogów, które sobie zamówi.

W końcu w wolnym czasie nie mogła się przepracowywać. Musiała siły zostawić dla yakuzy i ich (dosłownie) śmiertelnie ważnych spraw.

Reader przyjdź do biura — odezwał się nagle Overhaul zza uchylonych drzwi, na co kobieta stanęła w półkroku. Uśmiech zszedł jej z twarzy, a plecy się zgarbiły. Od upragnionej wolności dzieliły ją zaledwie schody, które były jakieś trzysta metrów przed nią. Przez myśl jej nawet przeszło, żeby udać głuchą i pędem ruszyć na parking. Wątpiła jednak, żeby z tak genialnego pomysłu wyszła cało. Dlatego po chwili z cierpieniem wypisanym na twarzy, obróciła się na pięcie, przy tym omal nie łamiąc obcasa od wysokich szpilek. Mężczyzna dawno wrócił do siebie, stąd, zamiast go od razu spytać, o co chodzi, będzie musiała się wlec do środka. Oznaczało to tylko jedno: nadgodziny.

Powinnam się domagać podwyżki — pomyślała, głośno tupiąc. Następnie równie mocno zastukała w drzwi.

— Wejdź — powiedział szatyn, na co reader niechętnie wpełzła do wnętrza, stając przed biurkiem, przy którym siedział. Gdyby nie fakt, że był jej szefem i najniebezpieczniejszym mężczyzną, jakiego zna, już dawno wylegiwałaby się w nowo kupionej wannie. — Wiem, że miałaś mieć wolne popołudnie, jednak wystąpiły pewne komplikacje — dodał, a reader drgnęła jedna powieka.

No tak, jebane komplikacje! — pomyślała. — To prawdziwe odzwierciedlenie charakteru tej organizacji. Pierdolić „Shie Hassaikai", od dzisiaj nazywamy się „Komplikacje". Zamiast Ośmiu Pocisków, mamy osiem cholernych nadgodzin.

— Zajrzysz w końcu do tego, czy nadal będziesz stała i się gapiła? — Dopiero głos szefa przywrócił reader z pieleszy własnych myśli.

— Och, tak. Przepraszam — mruknęła, podchodząc bliżej blatu i zerkając na dokument. Dłuższy czas czytała jego treść, dlatego dopiero po chwili  zorientowała się, że przy pochylaniu widać jej piersi. Naraz spaliła buraka i wyprostowała się, zgarniając z blatu kartkę, żeby zasłonić twarz.

Jebana sukienka. — Nie potrafiła powstrzymać się od wyładowania w myślach. Cieszyła się jedynie, że żaden z tak pięknych epitetów nie opuszcza jej ust.

Zerknęła kątem oka na Overhaula, który jak gdyby nigdy nic czekał na jej opinię. Co musiała przyznać, trochę ją ubodło. Jak mógł nie zauważyć jej kształtów?!

— Widziałam coś podobnego w fakturach z zeszłego roku — powiedziała, kiedy wreszcie przestała mordować wzrokiem obojętnego na wszystko szatyna.

— Mogłabyś ją teraz znaleźć? — spytał, a ręce reader opadły po obu stronach jej ciała.

TERAZ?! — Głos mężczyzny odbił się jej w myślach, szukając drogi do mózgu. Zupełnie nie rejestrowała znaczenia tego jednego, krótkiego wyrazu.

— Teraz — powtórzyła otępiale, nie dowierzając. Następnie przeniosła wzrok na szefa, który najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy z ogromu faktur z ubiegłego roku.

— Jak to zrobisz, będziesz mogła wziąć jutro cały dzień wolnego — dodał, a kalkulator w głowie kobiety rozpoczął wzmożoną pracę. Po kilku chwilach stwierdziła, że się jej to opłaca. Nawet bardzo.

— Zero telefonów? — spytała, zakładając przed sobą ramiona.

— Zero — odpowiedział, upewniając reader, że będzie mogła pozwolić sobie na prawdziwy urlop. Co prawda jednodniowy, ale jednak urlop.

— Postaram się ją znaleźć jak najszybciej — powiedziała, a nowa energia wstąpiła w jej ciało. Z hukiem wyszła, gnając do własnego biura na złamanie karku.

W pośpiechu ledwo udało jej się wycelować kluczem w zamek, jednak na szczęście otworzyła drzwi za pierwszym razem. Odrzucając torebkę na czysty blat biurka, rzuciła się do potężnego regału, pokrywającego praktycznie całą ścianę. Kiedy zamaszystym ruchem otworzyła go na oścież, omal nie jęknęła. Półki uginały się od segregatorów i teczek posegregowanych rocznikami oraz działami.

URLOP — pomyślała, chwytając za jeden z opasłych segregatorów. Następnie podeszła do biurka, gdzie zaczęła wertować strony.

Prawie zachłysnęła się powietrzem, kiedy odnalazła poszukiwaną fakturę. Drżącymi dłońmi wysunęła ją z folii, nie wierząc we własne szczęście. Pierwszy raz w życiu miała ochotę rozpłakać się z radości na widok paragonu. W odruchu bezwarunkowym uniosła kartkę do ust i ją pocałowała.

— O, dzięki wam bogowie! — zawołała, po czym zamarła. Zamrugała kilka razy, spoglądając na stronę  w geście niedowierzania. — Idiotka — jęknęła, patrząc na wyraźnie odbity ślad czerwonych ust na papierze. Co miała teraz zrobić?!

Z hukiem oparła się o blat, trzymając stronę wciąż w jednej dłoni. Zerkała na nią z jawną zgrozą. Jak mogła być tak bezmyślna?

— Cholerna idiotka! — zawołała, opadając czołem na biurko. Nie zważała na pieczenie, ani na czerwony ślad, który przez to powstał na jej skórze. — Dlaczego to sobie zrobiłam?! — jęknęła, uderzając pięścią w otwarty segregator.

Reader? — Głos Overhaula zmroził ją, sprawiając, że całe ciało napięło się jak struna. Bała się odwrócić w jego stronę, a jeszcze bardziej przerażała ją myśl, że zobaczy ten świstek z idealną odbitką jej warg.

— Tak? — spytała, prostując się, jednak, nie odwracając.

— Słychać cię na korytarzu — powiedział, dając kobiecie do wiadomości, że jej wywnętrzanie się było słyszalne dla połowy yakuzy.

— Umm... — Nie wiedziała, co z siebie wydusić, żeby zabrzmiało sensownie, a tym bardziej wiarygodnie. — Zdecydowanie powinniśmy poprawić izolację akustyczną w biurach — wypaliła, a kiedy usłyszała skrzypienie drewnianej podłogi, wiedziała, że mężczyzna do niej podszedł. Jednym ruchem skierowała kartkę z odbiciem ku dołowi, dociskając ją ręką, a sama odwróciła się na pięcie. Nie spodziewała się jednak, że Chisaki będzie tak blisko. Omal nie stykali się czubkami butów, kiedy ten mierzył reader uważnym spojrzeniem złotych oczu.

— Znalazłaś ją? — spytał, patrząc na pustą folię w segregatorze. Reader przeszedł dreszcz. Był zbyt inteligentny i spostrzegawczy, żeby mogła się wyłgać z tej sytuacji. A fakt, że zamiast maski w kształcie dzioba miał na twarzy jedynie materiałową, tego nie polepszał. Kobieta jeszcze nigdy w życiu nie widziała go bez ochrony na ustach i nosie, przez co ciężko było jej się skupić. Ciekawość zmieszana ze strachem buzowała jej w żyłach.

— Jeszcze nie — skłamała, delikatnie się uśmiechając. Zerknęła na jego twarz i po wyrazie samych oczu już wiedziała. Nie wierzył jej.

— Jesteś pewna? — Dobrze znała ten ton. Dawał jej szansę na poprawienie się. Ze stresu zerkała co sekunda na jego dłonie, sprawdzając, czy jego rękawiczki są na miejscu. Omal nie zachłysnęła się powietrzem kiedy ruszył palcem.

— Emm... — Nie miała pojęcia co robić. Palce przytrzymujące kartkę, zaczynały się już lepić, a cała sylwetka nieznacznie drgać. Bała się. Zarówno ośmieszenia, jak i wylania, choć opcja, że jej własny szef uśmierci ją za szminkę na kartce, także wchodziła w grę.

Szatyn nie zamierzał dłużej czekać na odpowiedź, nachylił się nad sylwetką kobiety, sięgając po papier pod dłonią reader. Jak można było przypuszczać, dziewczyna spanikowała, nie uchyliła się. Wręcz przeciwnie, NACHYLIŁA SIĘ. Nawet nie wiedziała kiedy jej usta dotknęły jego maski, a on sam otworzył szerzej oczy. Natychmiast od niej odskoczył, a ta zgarniając kartkę wraz z torebką, pognała do drzwi.

— Przypomniało mi się, że zabierałam odpowiedni segregator do domu! — zawołała, stawiając rozchybotane kroki. — Prześlę ci skan mailem, na razie! — Zostawiła klucze w zamku, razem z otwartym biurem i zaskoczonym Overhaulem. Sama zaś biegiem rzuciła się do schodów. Musiała wyglądać na przerażoną, bo schodzący po stopniach Nemoto postanowił ją zaczepić.

— Co się stało? — spytał i ku niezadowoleniu reader, użył swojego Quirk.

— Umazałam fakturę szminką i pocałowałam szefa — odpowiedziała wbrew własnej woli, gromiąc zamaskowanego mężczyznę spojrzeniem.

— I żyjesz?


Īda Ten'ya

Reader-san! Masz natychmiast wziąć to zadanie na poważnie! — zawołał ciemnowłosy, stojąc dobre kilkanaście metrów od nastolatki. Znajdował się w wejściu do prowizorycznego sklepu, w którym ona sama miała odgrywać rolę sprzedawczyni. Ten'ya miał być tym razem przestępcą, biorącym ją na zakładniczkę, którego powinien pokonać Denki.

Aizawa dał znak do rozpoczęcia.

Reader weszła za ladę z niewielkim fartuchem założonym na kostium.

Īda wparował do środka...

I niestety biedna dziewczyna nie wytrzymała.

Niebotycznie głośny rechot rozniósł się po sztucznym mieście, wytrącając z roli Kaminariego i wprawiając nauczyciela w posępny nastrój. Czwarty raz powtarzają to zadanie z tą trójką. Za każdym z nich Ten'ya grał tak dobrze, że nastolatka nie wytrzymywała, a blondyn jej tylko wtórował. Sam widział poczynania „złoczyńcy" z pewnej odległości, jednak śmiech dziewczyny był na tyle charakterystyczny i zabawny w swojej barwie, że nie potrafił wytrzymać dłużej niż kilka sekund.

Reader-san!

— P-przepraszam Īda-kun — zaczęła pomiędzy salwami śmiechu. — A-ale nie mogę stać spokojnie, k-kiedy robisz taką minę! — Wyprężona dłoń, niczym tasak śmignęła jej przy twarzy.

Reader-san w tym zadaniu należy dać z siebie wszystko — odpowiedział. — Na jego podstawie zostaną nam wystawione oceny z tego przedmiotu.

— Postaram się — powiedziała, chichocząc, po czym zasalutowała nastolatkowi, który na powrót wyszedł z budynku. Odkaszlnęła kilka razy, chcąc się uspokoić. Może, jak nie będzie patrzeć na jego twarz, to będzie lepiej?

— Nie ruszać się to napad! — zawołał Ten'ya, na co reader ze zduszonym śmiechem spojrzała na swoje stopy. Z trudem powstrzymywała śmiech, który cisnął się jej na usta z każdym przedłużającym się momentem. — Mam tu niebotycznie groźną broń, której nie zawaham się użyć! — dodał, a dziewczyna przyłożyła dłoń do ust, hamując się całą dostępną jej siłą woli. — Reader-san, no powiedz coś — szepnął w jej kierunku zwyczajnym głosem.

— O nie! — pisnęła, parskając śmiechem przez przypadek. — Proszę, nie rób mi krzywdy parszywy przestępco — dodała wysokim tonem głosu, po czym na powrót zatkała usta dłonią.

Musisz dać radę reader — pomyślała, obserwując, jak ciemnowłosy wygląda przez szyby, a następnie podchodzi do blatu, za którym stała. Chodził, kołysząc się na boki.

— Nie waż się dzwonić na policję kobieto! — zawołał, wyciągając przed siebie dłoń, żeby zaraz zacisnąć nią w pięść tuż przed jej twarzą. — Bo może się to dla ciebie źle skończyć! Oddawaj wszystkie pieniądze, jakie masz! — Powolnym ruchem, udała, że wyciąga banknoty i układa je tuż przy kasie. Znała zamiłowanie Ten'yi do szczegółów, dlatego miała nadzieję, że doceni jej usilne starania. Bycie w grupie z chłopakiem, w którym musieli grać jakieś role, było dla niej nie lada wyzwaniem. Już dawno z rozbawienia rozbolał ją brzuch, co teraz przerodziło się w kompletne nieczucie go. Zaczęła się obawiać, czy aby przypadkiem nie uszkodziła ze śmiechu własnych mięśni. — Co tak mało!? — warknął, nachylając się nad blatem, żeby spojrzeć nastolatce prosto w „przerażone" oczy. Nie wytrzymywała, po policzkach zaczęły spływać jej łzy, a krótkie, tłumione parsknięcia wydobywały się spod jej palców.

— D-dopiero otworzyłam sklep panie przestępco — powiedziała na jednym wdechu, od razu zatykając usta.

— Jest szesnasta — odpowiedział z wyraźną podejrzliwością w głosie. Ach, zapomniała, że u Īdy wszystko ma się zgadzać.

— B-bo panie przestępco, wczoraj byłam na imprezie i trochę przeholowałam — parsknęła, chcąc zobaczyć reakcję nastolatka. Na moment zbiło go to z tropu, ale udawał dalej.

— To niezwykle nieodpowiedzialne! — zawołał. — Przez twoje nielegalne spożywanie alkoholu nie jestem w stanie ograbić cię z większej ilości pieniędzy! — Reader prawie zawyła, dodając do ust drugą dłoń. Spodobało się jej jednak poddawanie Ten'yi wyzwaniom, zmuszającym go do poruszenia umysłem w niekonwencjonalny sposób. Dlatego postanowiła podjąć kompletnie zaskakujący go temat.

— Ach, wybacz panie przestępco — powiedziała, cicho chichocząc. — Gdybym wiedziała, że taki przystojny złoczyńca postanowi okraść sklep, w którym pracuję, przychodziłabym nawet wcześniej — dodała, obserwując zaskoczenie chłopaka. Mimowolnie się zarumienił, poprawiając okulary. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Tym bardziej, kiedy reader nachyliła się nad blatem, prawie stykając się z nim nosem. — Oddałabym panu przestępcy wszystko, co teraz mam — szepnęła. — W kieszeniach i na sobie. — Nastolatka mogła przysiąc, że za moment Ten'ya zemdleje. Sparaliżowany nachylał się nadal, nie potrafiąc powiedzieć ani słowa.

— Stać! — wrzasnął Denki, wskakując do sklepu, przez wywarzone przez niego drzwi. Pęd powietrza sprawił, że Īda się zachwiał i na krótki moment, usta jego oraz reader się zetknęły. Chłopak zareagował błyskawicznie, odsuwając się i odwracając w stronę zadowolonego Kaminariego. Wyciągnął przed siebie dłoń, wołając:

— Ponętny... Znaczy, pomylony Bohaterze! — zawołał, czerwieniąc się jeszcze bardziej, zastawiając swoimi plecami mocno skrępowaną reader, która oprócz brzucha, nie czuła także nóg. — Zaraz cię...

— Emm... Chyba sklepikarka nam kopnęła w kalendarz — mruknął Denki.


Kaminari Denki

Randka.

To jedno, krótkie słowo huczało w głowie reader z mocą śmiechu samego All Mighta. Słyszała je wszędzie i na każdym kroku, doprowadzając się na skraj załamania nerwowego. Zaczynała nawet podejrzewać u siebie pierwsze objawy schizofrenii, wątpiła jednak w to, żeby głosy w jej głowie podszeptywały jej jedynie jeden i ten sam wyraz.

Jak do tego doszło?

Sama nie potrafiła na to odpowiedzieć. Kaminari ją zapytał. Ona odpowiedziała i już. Nic prostszego.

Biedaczka jednak nie przewidziała, że zaledwie dzień przed przełomowym wydarzeniem, jakim miała być pierwsza randka w życiu, złapie ją tak potworny stres. Zżerał ją od środka, sprawiając, że nastolatka wyłączyła logiczne funkcje w mózgu, zastępując je bezpodstawnym zdenerwowaniem, który z każdą godziną tylko eskalował do niewyobrażalnych rozmiarów. Nie mogła tego przełożyć na inny termin, przez wzgląd, że zazwyczaj mieszkali na dwóch przeciwnych krańcach Japonii. I dlatego ten jeden, jedyny dzień miał być wyjątkowy. Czuła się, jak tuż przed egzaminem do Shiketsu i prawie tak samo się zachowywała. Nawet nie spała przez całą noc poprzedzającą spotkanie!

— Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo — odezwał się nagle głos za jej plecami, sprawiając, że o mało nie podskoczyła w miejscu.

— Nie — odpowiedziała, odwracając się w stronę Denkiego, który z uśmiechem na ustach lustrował ją wzrokiem. — Przyszłam nieco za wcześnie — dodała dziwnym, piskliwym tonem.

— Ładnie wyglądasz. — Uśmiech, który rozciągnął się na jego ustach przyprawił reader o nieco szybsze bicie serca.

— D-dzięki — mruknęła, unikając jego wzroku. Matko, jak ona była speszona w tym momencie.

— To, co? Idziemy do kina? — Nastolatka jedynie pokiwała głową z lekkim uśmiechem, starając się trochę ogarnąć. Nie chciała wyjść na kompletną niedojdę, którą aktualnie była. Nigdy wcześniej nie miała kłopotu z rozmową z chłopakami. Co prawda, było to tylko na stopie koleżeńskiej, a teraźniejsza randka z pewnością na niej się nie znajdowała. W rzeczywistości majaczyła ona na niepoznanym jeszcze przez reader poziomie, w którym chłopak z dziewczyną robią coś więcej oprócz rozmawiania.

— Wybrałeś może film? — spytała, walcząc z własną nieśmiałością.

— Myślałem nad tym nowym horrorem — powiedział z chytrym uśmieszkiem, którego reader w tamtym momencie jeszcze nie widziała.

— Och, czytałam o nim. Podobno ma niebotycznie dużo jump scare'ów — odpowiedziała z entuzjazmem, pozbywając się w końcu uporczywego zawstydzenia. Wreszcie znaleźli temat, przy którym powłoka skrępowania odeszła w niepamięć.

Miejsca znajdowały się pośrodku pustego rzędu, w idealnej odległości od ekranu. Oprócz ich dwójki wewnątrz sali było jeszcze kilkanaście osób, które zamilkły, jak tylko pojawiło się logo producentów, zwiastujące koniec reklam.

— Jakbyś się bała, to daj znać — szepnął Kaminari, nachylając się lekko w stronę nastolatki.

— Um... Pewnie — odpowiedziała cichym głosem, kierując wzrok na pobłażliwy uśmiech chłopaka, który ani trochę nie zwiastował tego, co za chwilę miało nadejść...

Nie musieli długo czekać na pierwszą straszną scenę, przy której oboje się jedynie wzdrygnęli. Jednak, jak mówi powiedzenie: im dalej w las, tym było tylko gorzej. Ku zdziwieniu Denkiego, reader dzielnie wszystko znosiła, nie odrywając wzroku od filmu nawet na moment. Kilka razy przeszedł ją jedynie dreszcz i zaledwie raz podskoczyła. No i to by było na tyle. Skrzętnie przemyślany plan blondyna, poszedł do wcześniej wspomnianego lasu i już nie wrócił. Reader w niczym nie była podobna do piskliwych nastolatek z filmów romantycznych, w których chłopak w roli bohatera obejmował je, żeby dodać otuchy. Za to Kaminari jak najbardziej je przypominał.

Zaczęło się dosyć niewinnie od niby przypadkowego odwracania wzroku od nadchodzących jump scare'ów. Nie mógł jednak na stałe przyjąć takiej formy obronnej, bo nastolatka zaczynała się wszystkiego domyślać. Zauważała zarówno jego zdenerwowanie, jak i strach, który skrupulatnie starał się ukrywać. Niewielki uśmiech cisnął się na jej usta, kiedy Denki podskoczył z przytłumionym krzykiem, a potworna postać na ekranie odbiła się od jego mocno rozwartych w przerażeniu oczach. Szybko jednak odwrócił wzrok, czując ciepłe palce owijające się wokół jego dłoni.

— Jakbyś się bał, to daj znać — szepnęła, rumieniąc się, kiedy chłopak splótł ich dłonie razem. Zaraz później poczuła lekkie szarpnięcie, które sprawiło, że na niego spojrzała. Głos ugrzązł jej w gardle, kiedy poczuła ciepły oddech chłopaka na swojej twarzy. Był niebotycznie blisko, zmniejszając tę niewielką przepaść na każdym kroku. Reader nie zamierzała się odsunąć i tak finalnie doszło do ich pierwszego pocałunku, który dziewczyna zapamięta do końca życia.

— Nie określiliśmy jednego umownego znaku — powiedział, ciągle się nie odsuwając, przez co jego oddech łaskotał jej usta przy każdym słowie. — Więc ustalmy się, że to był on.


Kirishima Eijirō

Chodzenie bez celu po akademiku w środku nocy stało się dla reader niejako sportem wyczynowym. Wszystko za sprawą czujnego wychowawcy, który wbrew powszechnemu przekonaniu, że kładzie się jako pierwszy, patrolował korytarze. Nastolatka nie była w stanie pojąć niezgodności w zachowaniu Aizawy, który zazwyczaj urządzał sobie matrony drzemek w trakcie dnia. A nawet na lekcjach! Za to, kiedy powinien się już położyć, on sprawdzał, czy żadna osoba (zwłaszcza reader) nie snuje się po nocy. Już nie raz, a nawet nie dwa, przyłapał nastolatkę na szwendaniu się. Wtedy też umysł dziewczyny pracował na najwyższych obrotach i koniec końców, za każdym razem udawała, że lunatykuje.

Nie udawało jej się wykrzesać z siebie nic lepszego.

Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nauczyciel jej uwierzył. Mogło to mieć związek z jego bacznym obserwowaniem nastolatki, jeszcze zanim postanawiał ją przyłapać. Bądź z jej niezwykle słabym udawaniem, które dorównywało grze aktorskiej Denkiego przy ściąganiu na sprawdzianie.

Co robiła o tej porze na korytarzach?

No właśnie, nic.

Nie mogła spać, zwłaszcza przed dniem egzaminów lub jakiś ważnych wydarzeń. Na tydzień przed Festiwalem Sportowym U.A. spała zaledwie po trzy godziny dziennie. Nie miała najmniejszego pojęcia, dlaczego tak było, ale siedząc samej w pokoju bez większych rozrywek, nudziło jej się. Dlatego szukała rozrywki, której niekiedy dostarczał jej Mineta, poprzez usilne próby do włamania się na żeńską stronę.

Zatrzymała się, kiedy usłyszała delikatny szelest. Włosy zjeżyły się jej na karku, a palce u stóp wcisnęła mocniej w puchowe kapcie, będąc gotowa do biegu o własne życie. Mocniej zacisnęła palce na opakowaniu słodyczy.

Wyczuwała zagrożenie.

A konkretniej: wychowawcę.

Po tylu dniach wspólnego mieszkania pod jednym dachem była już na tyle wyczulona, że rozpoznawała, kto idzie, po samym dźwięku stawiania kroków. W tym przypadku nie było inaczej, jednak na jej nieszczęście znajdowała się po męskiej stronie akademika. Nie mogła w mgnieniu oka wrócić do pokoju ani też wejść do jakiejś z dziewczyn, żeby uratować własny tyłek. Czuła się jak zwierzyna na polowaniu.

Cholera, cholera, cholera! — wołała w myślach, kręcąc się w miejscu, będąc w potrzasku. Jak na złość piętra od czwartego po piąte, miały tylko jedno wejście i wyjście, którym zmierzał nauczyciel. Spotkanie z nim było ostatnim, czego chciała. W ostatniej chwili jednak dostrzegła niewielki snop światła, wydostający się spod jedynych drzwi na korytarzu. — Kirishima!

Najciszej jak mogła podeszła do drzwi, skrobiąc w nie. Każdy ruch, jaki wykonała, wydawał się jej być niezwykle głośny. Nerwowo patrzyła w stronę schodów.

Reader? — Ledwie usłyszała głos czerwonowłosego, wepchnęła go do środka, zamykając pospiesznie drzwi. Jeden palec ułożyła na ustach, dając znak, żeby chłopak, przez chwilę się nie odzywał, jednocześnie przykładając ucho do drewnianej powierzchni. Eijirō cofnął się w głąb własnego pokoju, siadając z rozbawionym wyrazem twarzy na łóżku. Sam najwidoczniej szykował się do spania, bo tak jak nastolatka, był przebrany w piżamę.

— Życie mi uratowałeś — szepnęła, kiedy usłyszała, jak kroki wychowawcy się oddalają.

— Co robisz o tej godzinie na tym piętrze?— spytał cicho, opierając się wygodniej na łokciach.

— Zwiedzam — powiedziała, podchodząc bliżej, żeby usiąść obok chłopaka. — A tak na serio, to bawię się z Aizawą-sensei w berka — dodała z uśmiechem.

— Powinnaś pójść do Recovery Girl po jakieś leki na sen — stwierdził, popychając nogą worek treningowy, który zaczął się kołysać. — Może one by ci jakoś pomogły.

— Może pójdę jutro, jeśli dożyję rana — mruknęła, uśmiechając się do Kirishimy. — Chcesz jednego? — spytała, pokazując na paczkę napoczętych pocky, które konsumowała w trakcie jej krótkiej wycieczki.

— Oo! Przecież to limitowana edycja! — zawołał nieco zbyt głośno, sięgając po paluszek w polewie.

— Kiri? Czy obok przypadkiem nie mieszka Bakugō? — Mina chłopaka z zadowolonej przeszła w zmartwioną. Zostawiając pocky w ustach podszedł do ściany, odgradzającej go od Katsukiego i chwilę nasłuchiwał.

— Na szczęście śpi — mruknął, wyciągając słodkość z ust, żeby obdarować nastolatkę uspokajającym uśmiechem.

— Och, właśnie — zaczęła, poprawiając krótkie spodnie od piżamy. — Przepraszam, że ci przeszkodziłam w położeniu się spać — mruknęła, nieco speszona. — Obiecuję, że zaraz pójdę do siebie — dodała, na co Kirishima machnął ręką.

— To byłoby niemęskie, gdybym cię tak teraz zostawił na pastwę Aizawy-sensei — powiedział, na powrót siadając obok reader. — Możesz tu być, ile chcesz — wzruszył ramionami.

— Jestem twoją dłużniczką. Jakbyś też kiedyś potrzebował nagle wlecieć do mojego pokoju, to bez obaw — odpowiedziała, cicho się śmiejąc. Zerknęła na opakowanie łakoci, w którym został ostatni paluszek. — Weź. — Przystawiła mu paczkę pod rękę, którą on zabrał i umieścił na swoim kolanie.

— To byłoby niemęskie — odpowiedział, poprawiając oklapłe włosy, do których na początku dziewczyna nie mogła się przyzwyczaić. Dopiero po jakimś czasie, spotykania się na śniadaniach i kolacji w stanie kompletnego nieładu, przekonała się do jego zwykłego wyglądu na tyle, że nie wyobrażała sobie widzieć Kirishimę w akademiku w innej fryzurze niż ta.

— No właśnie — powiedziała. — Z mojej strony, to też byłoby niemęskie — przyznała, grzechocząc paluszkiem. — Grałeś kiedyś w the Pocky Game? — palnęła nagle, rumieniąc się nieznacznie.

Co ci przyszło do tego pustego łba?! — warknęła na siebie w myślach.

— Raz, może dwa — mruknął, speszony, a na jego policzkach, tak samo, jak u dziewczyny wykwitł róż. Jeszcze miała szansę się wycofać, ale idąc za kodeksem chłopaka. Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć i B.

— Gramy?

Eijirō z cichym pomrukiem, mającym oznaczać przytaknięcie, odwrócił się w stronę dziewczyny, splatając nogi. Reader podążyła za nim, umiejscawiając się tak samo. Nie mogła powstrzymać drżenia rąk, kiedy wyciągała paluszka.

— Pękasz? — spytała z nerwowym uśmiechem, który odwzajemnił Kirishima.

— Nie mógłbym na siebie spojrzeć, gdyby tak było — stwierdził, kręcąc głową.

Trzęsła się jak galareta, kiedy wsadziła do ust sam koniuszek pocky. Nie zamierzała przegrać, ale kiedy rudowłosy chwycił za drugi kraniec, miała ochotę się wycofać. Nigdy wcześniej nie grała w tę grę z żadnym chłopakiem. Zawsze pokonywała koleżanki, które nie wytrzymywały, a ona wychodziła z kilkoma opakowaniami, jako nagroda. Tym razem było inaczej pod każdym względem. Paliła raka na sam widok oczu nastolatka, które zerkały na nią co chwila.

Gra się rozpoczęła.

Z nerwów cały czas wycierała dłonie o kolana. Zawziętość jednak wzięła górę i nie wycofała się praktycznie do samego końca. Zatrzymali się, kiedy paluszek był wielkości zaledwie dwóch centymetrów, a oni stykali się bokami nosów. Obojgu było niebotycznie gorąco, a senność poszła w zapomnienie. Wahali się, wiedząc, co może zaraz nastąpić i żadne z nich nie miało pojęcia, czy jest na to gotowe. Jednakże w tym samym momencie podjęli taką samą decyzję, która zakończyła się pocałunkiem. Odsunęli się od siebie po chwili, a ich twarze zlewały się z kolorem włosów Kirishimy.

Kiedy reader wstała bez słowa, przez twarz chłopaka przeszedł cień zdenerwowania.

— Będę już szła — mruknęła, spoglądając na główki żółwi przy swoich kapciach. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym na nowo spojrzała na twarz rudowłosego. Tym razem jej usta przecinał uśmiech. — Musimy kiedyś to powtórzyć, bo jest remis — powiedziała na odchodne, otwierając drzwi. Eijirō dosłownie zabrakło języka w gębie i jedyne co zdołał wydusić to „mhm". Jego twarz wyrażała wszystko, a to, co usłyszała, będąc na końcu korytarza tym bardziej.

— Tak! — Przytłumiony krzyk dotarł nawet do niej, a zaraz potem następny.

— Stul pysk gównianowłosy!

Reader z burakiem na twarzy przemknęła przez kolejne piętro bez szwanku. Mimowolnie jednak uśmiech cisnął się jej na usta, kiedy przypomniała sobie każdą sekundę ich spotkania. Nie miała pojęcia, dlaczego tak reaguje na chłopaka, ale obawiała się to przyznać przed samą sobą. Wszystkie jej rozważania rozmyły się, kiedy z głośnym hukiem przydzwoniła o parkiet. Przyjemne myśli o pocałunku z Kirishimą zastąpił strach, a drzwi od jej pokoju w zastraszającym tempie się oddalały. Wierzgała i starała się jakoś zatrzymać, uczepiając desek, ale to na nic.

Taśma nauczyciela była nierozerwalna, a sama reader poczuła się jak ryba walcząca z wędkarzem.

Czekał ją stryczek lub wypatroszenie.

Przynajmniej ostatnie chwile spędziła w najlepszy możliwy sposób.


Midoriya Izuku

Reader nie była w stanie zliczyć, ile razy w ciągu tego roku zawitała do pokoju pielęgniarki lub sali szpitalnej. Nie wiązało się to jednak z jej zamiłowaniem do medycyny. Na widok krwi prawie mdlała, przez co już nieraz potrzebowała asekuracji przy samym staniu. Obowiązek uczestniczenia w kursach z pierwszej pomocy był dla niej drogą przez mękę i jedynie chwile nieświadomości, kiedy leżała gdzieś na poboczu ocucana przez wychowawcę, były dla niej błogosławieństwem. Jednakże mimo wyraźnego obrzydzenia do posoki, nadal chodziła do świetnie jej znanego gabinetu Recovery Girl.

A wszystko za sprawą wiecznie połamanego Izuku.

Nie wiedziała, czy to pech, czy może osteoporoza przypuszczała atak na kości chłopaka w tak młodym wieku. Jednak koniec końców był u pielęgniarki na kozetce przynajmniej trzy razy w tygodniu. Stało się to już niejako tradycją. Do tego stopnia, że reader niekiedy przez przypadek mówiła do pielęgniarki „babciu".

— I co dzisiaj mamy? Łokciową, promieniową, czy paliczki? — spytała nastolatka, zaglądając za zasłonkę na obandażowanego zielonowłosego, który leżał wyczerpany na łóżku.

— Zabawne reader-chan — mruknął, jednak widząc szeroki uśmiech dziewczyny, delikatnie odwzajemnił gest, rumieniąc się nieznacznie.

— Kości śródręcza i łokciowa — odezwała się staruszka za plecami nastolatki.

— Jak tak dalej pójdzie, będziesz miał najgrubszą teczkę w całej szkole — powiedziała reader, siadając na krzesełku przy łóżku. — A twoim imieniem nazwą aparat rentgenowski — parsknęła, poprawiając spódnicę od mundurka. — Rozchmurz się Midoriya-kun — dodała, widząc dosyć posępny nastrój przyjaciela.

— To nie ty leżysz połamana — mruknął i nie minęło kilka sekund, kiedy dotarło do niego, co powiedział. Zerwał się do siadu w błyskawiczny sposób, zaskakując samą dziewczynę na stołku, która omal nie poleciała do tyłu. — Przepraszam reader-chan, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało – wyjaśnił tak szybko, że nastolatka ledwo co go zrozumiała. Wyraźnie jednak zobaczyła gest, kiedy pochylał się przed nią.

— Daj spokój, Midoriya-kun — odpowiedziała ze śmiechem, machając dłonią, uspokajając tym chłopaka. — Zdaję sobie sprawę, że musi ci być niebywale ciężko co chwilę tu koczować — dodała, kładąc dłoń na jego zagipsowanej odpowiedniczce. Mimo że nawet nie poczuł jej dotyku, na ten gest zarumienił się. — Dlatego mam dla ciebie niespodziankę! — zawołała, energicznie chwytając za swój plecak. Chwilę w nim grzebała, aż z satysfakcją wypisaną na twarzy, machnęła chłopakowi przed oczami kilkoma papierkami.

— Co to?

— Cztery bilety na pokaz techniczny w przyszłym tygodniu — oznajmiła, układając wejściówki na pościeli przed Izuku, który przez opatrunki nie był w stanie kiwnąć choćby palcem. Twarz mu pojaśniała, kiedy zobaczył zdjęcia Bohaterów i zaplanowany pokaz z ich udziałem.

— Będzie nawet All Might! — zawołał podekscytowany, wpatrując się w dobrze mu znaną twarz mentora.

— Nie tylko! Bohaterowie będą testować najnowsze urządzenia, które mają podbić ich umiejętności! — Spojrzała na twarz Midoriyi, który był równie zachwycony co ona. Jednak w momencie, w którym oboje uświadomili sobie, że się w siebie wpatrują, odwrócili wzrok speszeni. — Emm... Zaraz zaczynają się zajęcia, dlatego może już pójdę — mruknęła nastolatka po chwili.

— O-odprowadzę cię do drzwi — powiedział, szamocząc się z pościelą.

— Nie trzeba! — zawołała, wyciągając przed siebie dłonie, żeby zaprotestować. Nijak się jej jednak udało, gdyż Izuku chwiejnie stał na nogach. — Powinieneś odpoczywać — stwierdziła, patrząc na trzęsące się nogi chłopaka. — Recovery Girl, jak cię zobaczy, to mnie chyba zabije... a później ciebie.

— To nic takiego reader-chan — powiedział, chwiejąc się coraz bardziej. Jego mina na moment zmieniła się na zaniepokojoną, kiedy przechylił się gwałtownie do przodu. Na szczęście w porę złapała go nastolatka, starając się go podtrzymać za nieobandażowane partie na klatce piersiowej. W chwili, kiedy podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć zamarła. Usta obojga musnęły się w lekkim pocałunku, zanim Midoriya bezwładnie oparł się o jej sylwetkę. Dziewczyna na moment wstrzymała powietrze, czerwieniąc się jak nigdy dotąd. Następnie z trudem położyła chłopaka na łóżku, układając jego poranione ręce wzdłuż jego ciała. Na koniec poprawiła pojedyncze kosmyki, które opadły mu na twarz, po czym się wyprostowała, a jej wargi przeciął lekki uśmiech.

Nie sądziłam, że moje pocałunki zwalają z nóg – pomyślała, wychodząc z pomieszczenia.


Shigaraki Tomura

Jest w formie — przemknęło jej przez myśl.

Od dłuższego czasu reader obserwowała siedzącego przy barze Shigarakiego, który w szaleńczym tempie pozbywał się naskórka z szyi.

Milczał.

Reader nie miała pojęcia, dlaczego chłopak jest tak rozsierdzony, jednak w jego przypadku powodów mogło być setki.

All Might ponownie skopał komuś dupę.

Szklanka stoi krzywo.

Przez Quirk znowu rozłożył gamepada.

Tak czy siak, siedział z maską na twarzy, nie ruszając się o milimetr. Dziewczyna w tym czasie siedziała na kanapie przy ścianie, zezując na Kurogiriego, który za nic nie chciał dolać jej alkoholu do szklanki. Nie rozmawiali. Jedynie gestykulowali, żeby nie rozwścieczyć Tomury. Kiedy jednak mężczyzna ponownie pokręcił głową, reader nie wytrzymała. Podeszła do baru i z trzaskiem odstawiła pustą szklankę. Zachwiała się lekko, uświadamiając sobie, jak mocno nią trzepnęło po tych kilku drinkach.

— Będę się zbierać — powiedziała powoli, ruszając ku drzwiom.

— Poczekaj reader — odezwał się nagle Shigaraki, przez co po plecach kobiety przebiegł nieprzyjemny dreszcz.

— Tak? — spytała, przystając i odwracając się. Kiedy zobaczyła, jak Kurogiri znika we własnym portalu, przełknęła ślinę.

— Usiądź — odpowiedział, nadal nie ruszając się z miejsca. Dopiero gdy dziewczyna przysiadła na drugim krańcu baru, drgnął. — Bliżej — dodał z wyraźną dezaprobatą w głosie. Widząc, jak reader przymierza się do spoczęcia zaledwie o jeden stołek bliżej, kopnął nogą w ten tuż obok siebie. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, w którym miejscu ma usiąść. Według niej jednak było ono stanowczo zbyt blisko niego. Odległość sześciu krzeseł w pełni ją zadowalała i zapewniała złudne poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli samo to wyrażenie było istnym zaprzeczeniem przebywania z Tomurą w jednym pomieszczeniu.

Niechętnie oklapła tuż obok niego, na samym brzegu, aby niczym go nie dotykać. To nie tak, że się bała, ale z pewnością nie chciała przez przypadek stracić garderoby, a tym bardziej życia. Zerknęła kątem oka, jak odejmuje dłoń od szyi, układając ją na swoim udzie.

Patrzeć komuś na ręce dla reader nabrało nowego, śmiertelnie ważnego znaczenia.

— Coś się stało? — spytała, cały czas wędrując spojrzeniem z jednej dłoni chłopaka na drugą. Niestety przez alkohol krążący w jej żyłach, czuła jak od tego zaczyna się jej kręcić w głowie. Jeszcze chwila i zacznie mieć istny helikopter w ogniu.

— Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego nadal jesteś w Lidze — powiedział, a kobieta nie wiedziała, czy chodzi mu o jej pożal się Boże umiejętności walki. Czy może o motyw ciągłego tkwienia w tej dziurze wraz z niestabilnym nastolatkiem i jego lojalnym pachołkiem – Kurogirim?

— Zapewne, dlatego że mnie jeszcze nie wyrzuciliście — odpowiedziała, wzruszając ramionami. Zdecydowanie powinna w tym momencie zwracać uwagę na dobór słownictwa, ale przekleństwem reader była magiczna umiejętność, która aktywowała się jedynie po alkoholu. Wystarczyło kilka wysokoprocentowych szotów, aby bariera między mózgiem a językiem zanikła. Paplała wszystko, co jej ślina przyniosła, nie bacząc na (zazwyczaj) przykre konsekwencje.

— Chodzi mi o powód — dodał, zdejmując przy dziewczynie po raz pierwszy maskę. Reader wytrzeszczyła oczy, przyglądając się każdej bliźnie i zmarszczce. Choć podejrzewała, że od nadmiaru alkoholu nic nie zapamięta. Miała ochotę zrobić mu zdjęcie, żeby kiedy wytrzeźwieje, mieć dowód na to, że cała sytuacja nie była jedynie snem.

— Um... — Zapatrzyła się na jego twarz, co widocznie mu się nie spodobało. Czerwone oczy biły groźnym blaskiem, który zarówno przerażał, jak i przyciągał dziewczynę. — Chce lepszego świata — powiedziała w końcu, nadal bez skrępowania gapiąc się na jego twarz. — Bez fałszywych Bohaterów. — Chciała brzmieć poważnie, jednak zostało to zniweczone przez czknięcie, które zapoczątkowało czkawkę. — Muszę się napić — wymamrotała, czkając. Następnie próbowała zejść ze stołka, jednak finalnie zaczepiła o metalowy pręt przytrzymujący nogi siedziska, przez co musiała się podeprzeć. Idealnym wspornikiem okazał się być Shigaraki, który z wyraźnym szokiem przypatrywał się obu dłoniom reader, które ta umiejscowiła na jego udach. — O cholera — mruknęła, spoglądając delikatnie w górę, żeby zobaczyć jego zdziwioną minę. Chwilę mu się przypatrywała, aż w końcu pod wpływem chwili cmoknęła go krótko w popękane usta, natychmiast się wycofując. Pech chciał (a może jednak alkohol), że przez swój stan poruszała się, jak słoń w składzie porcelany. Dlatego już po chwili leżała na ziemi tuż obok przewróconego siedzenia. Cudem nie zrzuciła samego Tomurę, który najwidoczniej postanowił wyłączyć funkcje społeczne, obserwując reader, jak ta pokracznie stara się wstać. Nie szło jej jednak najlepiej. Dziwnym zrządzeniem losu pokój falował, a stołek co jakiś czas oddalał się i przybliżał. Od tego wirowania robiło się jej niedobrze...


Shinsō Hitoshi

— Wytęż mózg i przypomnij sobie, gdzie go ostatnio widziałaś — mruknął Hitoshi, kopiąc butem gałązkę leżącą na chodniku.

— Nie pamiętam! — jęknęła płaczliwym tonem, a łzy mimowolnie wydostały się spod jej powiek, urządzając sobie wyścig po jej zaczerwienionych policzkach. — Jak mogłam zgubić kota?! — warknęła do siebie, szarpiąc za własne włosy.

— Też się zastanawiam — powiedział nastolatek, przez co został zgromiony wzrokiem.

— Nie pomagasz — mruknęła. Wzięła głęboki wdech, mając w planach zaraz wypuścić powietrze ustami, jednak omal nie udławiła się nim, słysząc odpowiedź Shinsō.

— No, ale nie czarujmy się. Twój kot nie jest jakoś superszybki, żeby móc w sekundę zniknąć ci z oczu — stwierdził, wsadzając ręce do kieszeni obszernej kurtki.

— Ale tak właśnie było! — warknęła, tupiąc nogą. — Może ktoś go porwał i dlatego nigdzie go nie ma!

— To nie masz się czym martwić — wzruszył ramionami, udając znudzonego, choć w rzeczywistości cała sytuacja go bawiła. — Jak ten ktoś zauważy realne koszty wyżywienia, szybko go odda.

Reader jedynie fuknęła i obracając się na pięcie, postanowiła setny raz przejść trasę, na której w magiczny sposób otyły pers postanowił wyparować.

Z chłopakiem lub bez.

— No już, uspokój się — powiedział, chwytając dziewczynę za ramię, żeby trochę zwolniła. Ta jedyne strąciła jego dłoń, idąc dalej przed siebie, na co westchnął. Mimo to jednak ruszył za nią, po chwili ją doganiając.

— Jeśli nie chcesz, to nie musisz ze mną go szukać — odezwała się oschle, żałując, że do niego zadzwoniła. Jednak co mogła w tamtym momencie zrobić? Spanikowała, a telefon do Hitoshiego wydawał się najbardziej racjonalną opcją ze wszystkich.

— Wiem — odpowiedział, mimo to jednak nadal szedł obok niej. — Chodź — powiedział nagle, chwytając reader za przedramię i ciągnąc w zupełnie odmiennym kierunku.

— Co? Gdzie?! — spytała, próbując nadążyć za nastolatkiem, który stawiał znacznie większe kroki niż ona.

— Tutaj — oznajmił, wskazując palcem na świecące logo sklepu. — Zaraz zacznie się ściemniać i tyle będzie z naszych poszukiwań. — Weszli do środka, kierując się na jeden konkretny dział. Dziewczyna nie potrafiła ukryć uśmiechu ulgi, jaki pojawił się na jej twarzy, kiedy Shinsō postanowił z nią zostać.

— Jesteś pewien, że to zadziała? — spytała po wyjściu ze sklepu.

— Zawsze warto spróbować — wzruszył ramionami, przystając na środku chodnika, w miejscu, w którym prawdopodobnie reader straciła persa z oczu.

— Kici, kici! — zawołała, energicznie potrząsając chrupkami, które kupiła w sklepie. Plan zakładał szybkie przywołanie sierściucha i zgarnięcie go do domu. Nic banalniejszego. No, prawie.

Żadne z nich jednak nie przewidziało ilości kotów, jaka pałętała się po tej ulicy. Nagle z zerowej ilości futrzaków, przeszli do kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu. Małe, duże, grube, chude, krótkowłose, a nawet łyse!

— Ich jest za dużo! — zawołała do chłopaka, próbując przekrzyczeć zbiorowe miauczenie, które tylko się nasilało. Czuła, jak przepychające się między sobą koty ocierają się o jej nogi, a nawet podskakują i opierają na niej swój ciężar.

— Chyba go widzę! — odkrzyknął, chwytając losowego kota spod swoich nóg, żeby go przestawić na bok. Takim sposobem krok po kroku, zbliżał się do tego jedynego opasłego persa z jarzącymi się złotymi ślepiami.

Wszystko szło całkiem płynnie. Do czasu, aż jeden z sierściuchów nie zaczepił o dno pudełka pazurami i go nie naderwał. Kilka smaczków wyleciało, wywołując istną falę nie do zatrzymania, której ofiarami była zarówno reader, jak i Hitoshi. Strzępki futra, ubrań i krwi wylatywały w powietrze, tworząc istne konfetti.

— Mogliśmy przesypać te chrupki do metalowego pojemnika — powiedział, siadając na krawężniku tuż obok nastolatki trzymającej kota. Oboje wyglądali jak siedem nieszczęść. Nosili liczne zadrapania na twarzy i reszcie skóry, a z ich ubrań pozostały już tylko niejednolite strzępy trzymające się na ciele za sprawą dobrej woli.

— Nikt nie podejrzewał, że to tak krwiożercze bestie — mruknęła, spoglądając na chłopaka. — Dziękuję — dodała, na co Hitoshi podrapał persa siedzącego na jej kolanach za uchem.

— Polecam się na przyszłość — odpowiedział, a następnie wstał, pomagając dziewczynie zrobić to samo. — Odprowadzę cię, na wypadek, gdybyś znowu go zgubiła — mruknął, kiedy zaczęli iść w stronę mieszkania reader.

— Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — powiedziała nagle. — Jak będziesz chciał znaleźć pracę w jakiejś agencji, to możesz to sobie dodać do CV — wyjaśniła z uśmiechem. — To było bardzo bohaterskie.

— Poproszę cię chyba nawet o referencje — odparł sarkastycznie, wsadzając dłonie do kieszeni porwanej kurtki. Reszta drogi upłynęła im na spokojnej paplaninie reader, której dobry humor powrócił jak bumerang.

— Jeszcze raz strasznie ci dziękuję — powiedziała, kiedy przystanęli przed drzwiami od jej klatki. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła — dodała, a po chwili się zaczerwieniła. — Źle to zabrzmiało — mruknęła speszona.

— Czy ja wiem — wzruszył ramionami, przysuwając się bliżej dziewczyny. Reader ani drgnęła, niejako wyczekując tego, co podejrzewała, że ma nadejść. Mimowolnie wzmocniła uścisk na kocie, który miauknął cierpiętniczo.

— Och! — natychmiast poluzowała ramiona, a kot gładko wysunął się z jej rąk, opadając na cztery łapy. Nie zauważyła nawet, jak na nowo odbiega w nieznaną nikomu stronę, gdyż twarz Hitoshiego była oddalona od jej o zaledwie kilka cali. Dziewczyna była w pełni pochłonięta zaistniałą sytuacją, chłonąc każdy moment.

Nie spodziewała się jednak, że Shinsō ją pocałuje. Była to ostatnia rzecz, o którą by kiedykolwiek posądzała chłopaka, a jednak tak się zadziało. Jego usta poruszyły się w jednym rytmie z jej własnymi i nic nie mogło się równać z uczuciem, jakie właśnie doświadczała nastolatka. To było coś wykraczającego poza jej granice rozumowania w tym momencie. Chciała popłynąć i się temu poddać, jednak...

— Kot! — zawołała tuż po oderwaniu się od ust Hitoshiego. Rozejrzała się w panice, szukając persa, ale nigdzie go nie było. — Nie wymigasz się od szukania go.

— Nigdy nawet nie zamierzałem.


Takami Keigo / Hawks

Reader igrała z losem od momentu wtargnięcia do klubu nocnego. Lubiła czuć dreszcz adrenaliny wymieszany z ciekawością, jaka towarzyszyła jej przy eksplorowaniu zakazanych rejonów. Tym razem jednak sytuacja delikatnie rzecz mówiąc, wymknęła się jej spod kontroli.

Tak, „delikatnie" to dobre określenie.

Zaczęło się dosyć niewinnie. Kobieta mogłaby się wręcz pokusić o stwierdzenie: banalnie. Z łatwością przemknęła w szeregi złoczyńców, którzy od jakiegoś czasu pałętali się po ulicach, sprzedając nieznaną substancję. Następnie dosyć szybko zdobyła próbki sproszkowanego preparatu, a nawet „zakolegowała się" z kilkoma jegomościami. Wszystko szło, jak z płatka. Do czasu...

Podejrzenia zaczęły w niej buzować zaledwie jeden dzień temu. Coraz dziwniejsi ludzie pojawiali się w siedzibie zgrai, w tym także ci, których widziała na listach gończych dotyczących handlu ludźmi i... sutenerstwa. Nie podobało jej się ani trochę, kiedy obrzucali ją zainteresowanymi spojrzeniami. Zbywała ich również, w momencie próby zainicjowania przez nich rozmowy. Nie mogła jednak narazić operacji na niepowodzenie. Była Bohaterką do cholery! Dlatego te kilka płotek mogło ją jedynie w pięty pocałować.

Myślała tak do czasu usłyszenia propozycji (a raczej wymuszenia) szefa całej bandy. Niby nic wielkiego. Ot, wieczorne wyjście do klubu.

Pełnych prostytutek.

Narkotyków.

I ludzi zdolnych wsypać jej wszystko i wszędzie.

Przeczuwała, że nie może się to skończyć dobrze. Co gorsza, datę wyjścia wszyscy poznali w tym samym momencie. A mianowicie: w drodze do klubu.

— Coś taka markotna Bohatereczko — parsknął największy osiłek z całej grupy, z którym o dziwo rozmawiało jej się całkiem normalnie. Co prawda wygórowanym partnerem do konwersacji nie był, a ich tematy schodziły jedynie na pokonanych przeciwników i ich liczbę. Ale wciąż reader uważała go za najnormalniejszego. O ile w tym przypadku dało się użyć tego słowa i nie wypaść na niespełna rozumu.

— Czyżbyś pierwszy raz była w takim miejscu? — zaskrzeczał zamaskowany mężczyzna tuż obok jej ucha.

— Wiesz — zaczęła, wręcz warcząc. — Kobiety mnie jakoś nie pociągają. — Oparła się wygodniej o bordową kanapę, starając się opanować drżenie nóg. Z nerwów często zdarzało jej się tupać nogą, co eliminowało ją od razu z roli podwójnego agenta.

— Ke ke ke — zaśmiał się głośno, uchylając rant rzeźbionej maski, żeby wychylić szklankę whisky. — Są tu też chłopcy — dokończył, a cała zgraja zawtórowała mu rechotem. Zachowywali się jak dzikie zwierzęta wypuszczone z klatki przez właściciela. A ten akurat milczał.

Siedział naprzeciw reader, przyglądając jej się dziwnym, zamyślony wzrokiem. Był inteligentny i sprytniejszy niż na początku sądziła. Od jakiegoś czasu podejrzewał kogoś ze wspólników o zdradę bądź szpiegostwo. Czego skutkiem, było znalezienie się w tym miejscu, bez jakichkolwiek telefonów. Kobieta wiedziała, że coś to musi oznaczać. Prawdopodobnie w tym miejscu będzie chciał rozwiać wszelkie wątpliwości. I to ją niebotycznie martwiło. Nie miała jak dać znać komuś z Bohaterów o miejscu swojego pobytu ani o zagrożeniu, dlatego była zdana tylko i wyłącznie na siebie.

— Dlatego mamy dla ciebie prezent — powiedział herszt, po raz pierwszy zabierając głos. Reader zamrugała parokrotnie, obserwując, jak mężczyzna unosi dłoń, przywołując tym samym roznegliżowaną dziewczynę. — Ona cię zaprowadzi — dodał, klepiąc pracownicę klubu po odsłoniętym pośladku.

— Co to ma znaczyć? — spytała poważnym tonem, nie ruszając się na krok. Zamiast tego założyła przed siebie ramiona i uniosła podbródek.

— Za dobre sprawowanie masz nagrodę — wyjaśnił szef.

— Jaką?

— Zobaczysz sama w pokoju. — Zapadła między nimi cisza, która prędko została zagłuszona przez ostrą muzykę. Reader po raz pierwszy od początku tej misji się bała. — No dalej, rusz się. Nikt inny nie może odebrać za ciebie niespodzianki.

— A to dlaczego? — spytała dosyć opryskliwie, wstając i wolnymi ruchami podchodząc do dziewczyny.

— Nikt poza tobą nie gustuje w mężczyznach — dokończył, a na jego twarz wpełzł cwany uśmiech.

— Oho! Przeczuwam kiłę, HIV albo opryszczkę — burknęła, na co jej „wspólnicy" wybuchli gromkim śmiechem.

— Nie zrobiłbym ci tego reader — powiedział lider, jedynie unosząc kąciki wąskich ust.

— Już to widzę — mruknęła do siebie, dając się poprowadzić kobiecie. Było jej niedobrze na myśl, że miałaby odbyć stosunek z jakimś przypadkowym mężczyzną o wątpliwym statusie zdrowotnym.

— Zapraszam — odezwała się młodziutka dziewczyna, wskazując na drzwi z przypiętym do nich złotym numerkiem. Kobieta zawahała się. Miała ochotę poprosić ją o komórkę, jednak wątpiła, że ta zdołałaby ukryć ją w skrawkach materiału przypominającego bikini. Chwiejnym ruchem złapała z klamkę, po czym z cichym zgrzytem pociągnęła za nią. Nie miała zupełnego pomysłu, jak wyjść tak patowej sytuacji.

Wewnątrz panował półmrok i jedynym światłem, które choć trochę rozjaśniało niewielki pokój była lampka, którą zastawiał mężczyzna. Nie widziała jego twarzy, jednak samo spojrzenie na jego cień wystarczyło, żeby reader nabrała ochoty do ucieczki.

— Czołem — powiedział, a kobietę zmroziło. W kilku dużych susach podeszła do uśmiechniętego osobnika, który poprawiał na sobie bokserki. Miał na sobie tylko je...

— Co ty tu robisz, Hawks? — spytała głośnym szeptem, wpatrując się w wyluzowanego blondyna. Widok jego odsłoniętego ciała wprawił ją w mocne zakłopotanie. Szybko jednak bohaterska profesja doszła do głosu.

— Ratuje ci tyłek — odpowiedział, pstrykając kobietę w czoło.

— Powiem ci, że na ratunek to nie wygląda — parsknęła, mierząc go wzrokiem, a kiedy przez nieuwagę zjechała za nisko, szybko odwróciła spojrzenie na ścianę obok. Takami widząc to, jedynie prychnął, unosząc w górę brwi.

— A na co ci to wygląda? — spytał zaczepnym tonem, który reader tak dobrze znała. Droczył się z nią, odkąd kiedyś nawiązali współpracę.

— Na ekshibicjonizm — odparła, patrząc mu prosto w oczy, które lśniły w półmroku barwą ciemnego złota.

— Żeby tak było, musiałbym zdjąć wszystko, dewiantko. — Powinni zająć się wydostaniem z klubu albo wymyślić jakieś rozwiązanie, jednak w tym momencie ich gierki słowne weszły na inny level. Reader nie potrafiła się odpędzić od zalewających jej myśli fantazji, a także możliwych zakończeń tego wieczoru. Przeszkodził jej jednak mały zgrzyt, który dopiero po chwili rozpoznała, jako łapanie za klamkę. Oczy rozszerzyły jej się gwałtownie, wiedząc, że przestępcy doskonale znają sylwetkę Hawksa, jako Bohatera z czołówki kraju.

Jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy blondyn położył się na plecach, ukrywając niejako swoje skrzydła w pościeli. Czerwone piórka idealnie wtapiały się w tego samego koloru poszewkę, a półmrok tylko wzmacniał ten efekt.

— Chodź tu — powiedział szeptem, mocno pociągając reader na siebie, aby ta usiadła na nim w rozkroku. — Udawaj, jakbyś była pod wpływem, bo chłopak, który powinien tu być, miał ci coś podać. — Kobieta nie zdążyła o nic więcej zapytać, bo w chwili otworzenia drzwi, tonęła już w namiętnym pocałunku. Czuła wędrujące po swoim ciele dłonie Hawksa, który z premedytacją zaczepiał o kraniec bluzki, unosząc ją coraz bardziej. Reader musiała przyznać, że był znakomitym aktorem. O ile było to udawane...

Powoli oderwała się od ust mężczyzny, odchylając się od nich na jedynie kilkanaście centymetrów. Podparła się na ręce, częściowo zakrywając nią twarz Bohatera, a następnie z wrogim spojrzeniem spojrzała na szefa, stojącego w progu.

— Czego?

— Przyszedłem sprawdzić, jak ci się podoba prezent — powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Jak widzisz udany, a teraz spierdalaj.


Todoroki Enji / Endeavor

W skali 1:1000 reader nienawidziła papierkowej roboty, tak gdzieś na 998. Uważała, że nie po to tyle lat spędziła na uczeniu się i odbywaniu praktyk, żeby teraz wypełniać drobne druczki. Przecież była Pro Hero do cholery! Zresztą w narzekaniu na pieprzone papierzyska, nie była osamotniona. Jednakże tego wieczoru było inaczej. Siedziała sama w praktycznie pustym biurze, a stos kartek niebezpiecznie kołysał się na krawędzi blatu. Igrała z losem, stawiając je właśnie w tym miejscu, jednak to był jedyny przejaw adrenaliny, na który mogła sobie obecnie pozwolić.

Większość rozległego pomieszczenia pogrążona była w ciemności i jedynie jej stanowisko jaśniało niczym latarnia dla zagubionych statków. W tym przypadku raczej dla pań sprzątających, które szukały jej, żeby zostawić klucz do biura, w którym koczowała. Młoda kobieta miała wyraźnie dość, a nic nie zwiastowało skończenia pracy przed jej kolejnym rozpoczęciem o dziesiątej rano. Jakim cudem wpakowała się w takie bagno?!

A, no tak... Na bieżąco nie oddawała raportów z patroli zarówno swoich, jak i osób, które je jej powierzyły.

— Kiedy w końcu wbije sobie to do pustego łba? — jęknęła sama do siebie, wyklinając swoją mistrzowską zdolność do prokrastynacji. — Endeavor mnie zabije — dodała, opadając czołem na stos papierów na biurku.

— Prędzej wyleje z pracy — odezwał się głos, przez który kobieta gwałtownie się podniosła. Wszystkie jej mięśnie napięły się, a oczy wytrzeszczyły w przestrachu. Na dodatek pęd powietrza i impet, z jakim wstała, sprawił, że chyboczący się stos upadł, a kartki rozsypały się po podłodze, pokrywając praktycznie połowę biura.

— Endeavor-san! Co pan tu robi o tej godzinie? — spytała, patrząc na sylwetkę mężczyzny, która skryta była w mroku.

— Pracuję — odpowiedział poważnym tonem, wchodząc w głąb, tym samym pokazując się kobiecie. Był w swoich cywilnych ciuchach, co oznaczało, że podobnie, jak ona, siedział w biurze. Westchnął głośno, widząc wszechobecny bałagan, którego sprawcą była rozdygotana reader. Jej sylwetka wręcz tonęła za meblem, a światło padające z małej lampki na biurku, podkreślało zarówno podpuchnięte oczy, jak i formujące się worki pod nimi.

— Aha — odpowiedziała, na wpół ziewając, w końcu przenosząc wzrok na podłogę. Omal nie spadła z krzesła, widząc, że raport sprzed dwóch miesięcy leży obok tego z wczoraj. Wszystko się wymieszało, tworząc jeszcze gorszy obraz niż na początku.

— Może nauczysz się wreszcie prekrastynacji — powiedział, podchodząc na tyle blisko, że omal nie stykał się z kantem jej stanowiska.

— Mam to opanowane do perfekcji — mruknęła ponuro, kucając, żeby zacząć zbierać strony. Mamrotała jeszcze przez chwilę niechlubne frazesy pod nosem, dopóki nie poczuła uderzenia w głowę. Mężczyzna zdzielił ją zebranymi kartkami, które jak się okazało, zaczął zgarniać z podłogi razem z reader.

— Powiedziałem PREkrastynacji, nie PROkrastynacji — wyjaśnił, głośno podkreślając początki obu wyrazów. Kobieta złapała się za czubek głowy, nie dowierzając, że jej własny szef to zrobił. Najwyraźniej sam się tym nie przejął, zwinnie zbierając dokumenty.

— To się nazywa mobbing — stwierdziła z udawaną powagą, patrząc na Todorokiego, jak ten zamiera, a później zwraca ku niej wzrok. Miał poważny wyraz twarzy, przez który reader nie mogła wytrzymać. Parsknęła głośnym śmiechem, zakrywając wolną ręką usta, żeby przypadkiem dodatkowo go nie opluć. Podejrzewała, że jej ślina nie przekonałaby go do niezwalniania jej z pracy. Nie trwało długo, aż ponownie została zdzielona przez głowę powiększającym się stosem papieru.

— Nie żartuj z tak poważnych spraw — powiedział spokojnie, choć kobieta zauważyła na jego twarzy ledwo zauważalny uśmiech.

— Nic mi nie może już zaszkodzić — mruknęła z wyraźnym cierpieniem wypisanym na twarzy. — Te raporty są sprzed pół roku! — jęknęła, zamaszyście chwytając za jedyną pozostałą kartkę, po którą sięgnął także Endeavor. Ich dłonie zatrzymały się na dwóch różnych krańcach, sprawiając, że reader wodziła wzrokiem od ręki mężczyzny po jego twarz, która skierowana była w jej stronę. Przyglądał się jej, zrzucając w tej chwili codzienną maskę surowości, jaką obdarzał każdego. Teraz był po prostu... spokojny.

— Masz nauczkę na przyszłość — odparł, zgarniając ostatnią stronę i układając na swoją (o wiele większą) stertę. Wstał, po czym ulokował wszystko w bezpiecznym miejscu na środku biurka kobiety. Kiedy zauważył, że ta nadal się nie podniosła, wyciągnął do niej dłoń. Reader dopiero po chwili ją ujęła, podciągając się na niej i stając w pionie.

— Na przyszłość? — spytała nieco zaczepnym tonem, lokując kartki na blacie. — Czyli jednak zostaje w pracy — mruknęła z uśmiechem, odwracając się do mężczyzny twarzą, jednocześnie opierając się o mebel. Szczerze mówiąc, nie wiedziała, co jej strzeliło do głowy, zwracając się do własnego szefa w taki sposób. Przecież to był jawny flirt, za który mogła srogo oberwać! Nie była pewna, czy może był to nagły przypływ odwagi, czy głupoty, ale stało się... Zaskoczyła samego Bohatera nr 2.

I być może przekreśliła swoje szanse na przyszły awans.

Którego i tak by nie dostała, za zwlekanie z oddaniem raportów...

— Istnieje taka szansa — odpowiedział, na co wnętrzności reader zrobiły fikołka. Jej ciało ogarnęła ekscytacja, która w połączeniu z niewyspaniem się, tworzyła dziwną mieszankę. Kobieta czuła się, jak w bardzo realistycznym śnie. W końcu jej szef się z nią droczył. Rozpoznała to zarówno po tonie jego głosu, który był aż nadto sugestywny, jak i postawie.

— A od czego to zależy? — spytała, odchylając głowę do góry, kiedy zrobił jeden krok w jej stronę, przez co praktycznie stykali się ciałami.

Jeśli to sen, to nie budźcie mnie — pomyślała, szczypiąc się w ramię dla pewności. Jednak mężczyzna nawet nie zwrócił na to uwagi, przypatrując się jej twarzy. Dzieliło ich dobre kilkanaście lat. Na dodatek Todoroki miał rodzinę, przy której młodziutka reader, która zaledwie kilka lat temu skończyła U.A., wyglądała blado.

A jednak nadal prowadził grę, w którą kobieta brnęła.

— Od systematyczności w pracy i niespóźniania się — powiedział, a reader mimowolnie zadrżała.

— Gdybym nie mieszkała tak daleko od agencji, z pewnością nie miałoby to miejsca — wyjaśniła, wręcz tonąc w jego oczach, które przyciągały ją od początku jej pracy tutaj.

— Nie ma sytuacji bez wyjścia — mruknął, jeszcze zanim zatonął w jej ustach. Reader od razu oddała pocałunek, który był niezwykle gwałtowny, jak i energiczny. Nogi same odmawiały jej posłuszeństwa, jednak kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, od razu zareagowała.

Jednym ruchem powaliła mężczyznę na ziemię, samej się chowając i dociskając jedną dłoń do jego ust. Nie wiedziała, w którym momencie był bardziej zdziwiony, kiedy go przewróciła, czy może, kiedy usłyszał głos sprzątaczki.

Reader-san, jest jeszcze pani? — zawołała kobieta.

— Tak, tak — odpowiedziała Bohaterka, wstając z Endeavora i wychodząc naprzeciw pracownicy. — Dziękuję — dodała, odbierając pęk kluczy.

— Jest pani chora?

— Nie dlaczego? — Zmarszczyła brwi.

— Wydaje się pani strasznie rozpalona.

— Ach! — Nerwowo zachichotała, machając dłonią. — To przez audiobook, którego słuchałam — mruknęła, nachylając się do kobiety. — Ten, o którym jest teraz tak głośno — wyjaśniła cichym głosem. Sprzątaczka nabrała głośno powietrza, kiwając głową w porozumieniu.

— Na którym pani jest momencie? — spytała nieoczekiwanie, zbijając u reader pewność siebie.

— Na tym... w biurze — odpowiedziała, modląc się, żeby trafiła w fabułę romansu, który ostatnio był mocno nagłaśniany przez media.

— Och, tak! — zawołała kobieta. — Chyba każdemu się kiedyś marzył mały numerek z szefem — powiedziała, chichocząc cicho, jednocześnie sprawiając, że Bohaterka zdębiała.

Zaczerwieniła się bardziej, kiedy do jej uszu dobiegło głuche parsknięcie spod jej biurka.


Todoroki Shōto

Spokój, jaki gościł na twarzy chłopaka, był dla reader czymś, czym życie było dla szekspirowskiego Romea.

Nieosiągalne, nieprzeznaczone, ale jednocześnie niezwykle upragnione.

Nie potrafiła się nie denerwować, zwłaszcza kiedy miała mieć sparing akurat z nim. Todoroki nie dość, że był zabójczo przystojny, przez co reader szybko traciła przy nim pewność siebie, to jeszcze cholernie silny. I jak dostanie lania od takiego ciacha, było dla dziewczyny do zniesienia, to niezaliczony egzamin praktyczny już nie do końca. Musiała go zdać, czy tego chciała, czy też nie. Nie miała jednak bladego pojęcia, jak tego dokonać. Chłopak był chodzącym materiałem na czołowego Bohatera i co gorsza, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

— Wszystko dobrze reader-chan? — spytał, wytrącając nastolatkę z gorliwych rozmyślań.

— Próbuję wymyślić, jak skopać tyłek chodzącemu bożkowi piękna, nie tracąc u niego szansy na randkę — burknęła, a nastolatek zamyślił się na moment. Powaga na jego twarzy przyprawiała nastolatkę coraz mocniejsze zaciskanie zębów.

— Lepiej skup się na walce ze mną, reader-chan — odpowiedział spokojnie. — Nie zamierzam traktować cię łagodnie, przez wzgląd na naszych rodziców — dodał, a dziewczyna jedynie załamała ręce. No, tak. Bożek piękna być może i był morderczo silny i przystojny, ale wyłapywanie aluzji nadal pozostawało poza jego zasięgiem.

— Wiem, wiem — powiedziała, machając od niechcenia ręką. — Dam z siebie wszystko. — Schowała twarz w dłonie, czekając, aż nauczyciel ich wywoła. Intuicja podpowiadała reader, że po tej walce zarówno jej tyłek, jak i ego mocno ucierpią. Kiedy usłyszała głos Aizawy, automatycznie wstała z ławki, prostując się. — Todoroki-kun.

— Tak? — Przystanął przy drzwiach, prowadzących na korytarz.

— Jeśli wygram, pójdziemy na kawę? — spytała, niejako rzucając wyzwanie chłopakowi.

— A jeśli przegrasz?

— To pewnie skończę u pielęgniarki.

— Więc postaraj się wygrać, bo kawa z automatu nie jest zbyt dobra — powiedział z neutralnym wyrazem twarzy, znikając za drzwiami. Szczęka dziewczyny mimowolnie opadła, a mózg powoli zaczął przetwarzać zaistniałą sytuację.

Czy to miało oznaczać, że czy wygra, czy nie, to i tak pójdą na kawę?

Czy może sama skończy z tą kawą u pielęgniarki, leżąc samotnie i bolejąc nad uszkodzoną dumą?

Jest w ogóle jakiś automat u Recovery Girl?!

Reader, czy raczysz zaszczycić nas swoją niepunktualną osobą, czy potrzebujesz motywacji? — Znudzony głos wychowawcy krył w sobie nienamacalną groźbę, przez którą nastolatka wzdrygnęła się. Ostatni raz poprawiła kostium, z którym zdążyła się zżyć, po czym wyprostowana wyszła z pomieszczenia, idąc korytarzem w kierunku paszczy dwukolorowego lwa.

Zabójczo przystojnego dwukolorowego lwa — poprawiła w myślach.

Z impetem kopnęła krzesło, które z ogromną siłą poszybowało w stronę szafek, żeby się od nich odbić, zostawiając wyraźne wgniecenie.

Przegrała.

Niby była na to przygotowana, jednak jej ego wyraźnie nie potrafiło się z tym pogodzić. Shōto skopał jej tyłek z taką łatwością, jakby odbierał dziecku lizaka. Co prawda minęła dłuższa chwila, zanim to zrobił, jednak koniec końców, gdy to nastąpiło, wszystko zadziało się w ciągu kilku chwil. Użył lodu i już po chwili z walecznej Bohaterki reader stała się mrożonką, którą równie dobrze Todoroki mógł wrzucić do zamrażalnika, żeby zapomnieć o jej istnieniu na kolejne kilka lat.

Czuła się dokładnie jak taka zapomniana mrożonka, będąca długo po terminie.

Reader-chan? — Głos Todorokiego działał na nastolatkę jak płachta na rozwścieczonego byka. Nie chciała się na nim wyżywać, ale jego obecność tylko podsycała rosnący w niej gniew. Była zła na siebie, nie na niego i nie potrafiła się z tym pogodzić. W kilku susach zmniejszyła między nimi dystans, praktycznie stykając się z nim ciałem. — Co... — Jedną dłonią chwyciła go za kołnierz kombinezonu, przyciągając do gwałtownego pocałunku. Mógł ją odepchnąć albo odsunąć, jednak nie zrobił tego. Stał w miejscu, nawet kiedy nastolatka się cofnęła. — Chciałem cię tylko spytać, czy idziemy na kawę — powiedział poważnie, patrząc zaskoczony na zarumienioną twarz nastolatki.

— Jak najbardziej.


Todoroki Tōya / Dabi

Bacznie obserwowała mężczyznę, który poddawał się emocjonującemu zajęciu, jakim było ignorowanie jej. Reader nie rozumiała, co ciekawego mogło być w siedzeniu i gapieniu się na pieprzony stół bilardowy od co najmniej dziesięciu minut. A może raczej...

Co ciekawszego było w tym kawałku drewna od niej.

— Nie wiedziałam, że lubisz deski — palnęła, skutecznie zwracając uwagę mężczyzny. Spojrzał na nią nieco znudzonym wzrokiem, żeby zaraz powrócić do patrzenia się na stół. Doprowadziło to kobietę do szewskiej pasji. Nudziło jej się potwornie i na dodatek nie mogła się ruszyć z miejsca, bo Shigaraki tego zabronił. Tak więc nie miała nic lepszego do roboty, niż siedzenie w piwnicy, szukając tym samym partnera do gry w warcaby.

Udało jej się już ograć Spinnera, Twice'a, Togę i Magne. Do Tomury wolała się nie zbliżać (zwłaszcza, widząc, jak dobrze sobie radzi w pozbywaniu martwego naskórka z szyi... tego zdrowego zresztą też). A Kurogiri zbył ją, wchodząc do jednego ze swoich portali, żeby załatwić coś dla Shigarakiego. Reader podejrzewała, że starał się okiełznać podły nastrój jasnowłosego, który jak nic, zaraz coś rozwali.

— Rusz dupę — powiedziała stanowczo, stając w końcu tuż przed Dabim, tym samym zastawiając mu urokliwy obraz stołu bilardowego. — Jedna partyjka i tyle.

— Nie, odwal się — mruknął, rozsiadając się wygodniej na starej kanapie.

— No, co ci szkodzi?! — zawołała, wyrzucając ramiona na boki. Irytacja rosła w niej z każdą chwilą, zwłaszcza kiedy osobnik przed nią, zdawał się przysypiać.

— Nie i koniec — odpowiedział.

— Dlaczego niby?! — jęknęła głośno, omal nie tupiąc nogą. Zerknęła kątem oka na Tomurę, który warknął coś pod nosem, obrzucając ich nieprzychylnym wzrokiem.

— Bo się zarażę od ciebie głupotą — wyjaśnił od niechcenia, zarzucając ramiona na poduszki sofy. Jedna powieka kobiety drgnęła spazmatycznie.

— Zamknijcie się — warknął głośno Shigaraki, przez co po plecach reader przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Członkowie Ligi zerknęli na nią przelotnie, zapewne obstawiając, czy dożyje końca tego dnia ze wszystkimi kończynami i życiem włącznie.

— Pieprzony buc — szepnęła w stronę Dabiego, kopiąc go na odchodne „przypadkiem" w kostkę. Zamierzała znaleźć sobie lepsze zajęcie, jednak nie było jej to dane. Czarnowłosy również „przez pomyłkę" podstawił jej nogę, przez co runęła jak długa, strącając tacę z brudnymi szklankami na stoliku obok, tym samym, robiąc huk wszechczasów.

Reader nie mogła obwiniać Tomury, że ten zaledwie kilka sekund później znajdował się nad jej szyją, zaciskając powoli każdy palec z osobna. Cała wina leżała po stronie cholernego Dabiego i jego zbyt długich nóg, które kobieta mu skróci, jeśli tylko przeżyje. Wsadzi mu także cały stół bilardowy i deski w miejsce, w którym miał wspólną grę w warcaby.

— Ile razy mam powtarzać — syknął Shigaraki zza maski, nachylając się coraz bardziej nad reader, dociskając jej sylwetkę do zimnej podłogi. Przestępczyni odruchowo złapała go za nadgarstki, próbując odciągnąć, jednak na nic to się zdało. Jego chwyt był żelazny.

Od utraty przytomności uratował ją Kurogiri, który znikąd pojawił się tuż obok ich dwójki. Kobieta natychmiast odzyskała dostęp do tlenu, a także swobodnego poruszania się.

Reader, Dabi, wynoście się — powiedział Tomura, siadając przed barem, żeby rozpakować, jakiś prezent od szefa.

— Ale na zewnątrz roi się od Bohaterów — wtrącił się Spinner. — Jakąś godzinę temu była co najmniej dwudziestka, szukająca naszej kryjówki — dodał, jednak zaraz umilkł, widząc reakcję jasnowłosego.

Reader z jawnym ociąganiem się stanęła na nogach, ruszając za zgarbionym czarnowłosym. Miała zamiar się z nim policzyć, tu i teraz. Przed nią rozciągał się szereg możliwości, od oddania go w ręce policji, po wymierzenie zadośćuczynienia na własną rękę.

— Taki z ciebie miłośnik stolarki? — warknęła, zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe od baru, które zaraz później szczeknęły, kiedy Kurogiri przekręcił klucz i przesunął zasuwę. — Pieprzony wizjoner meblarstwa — dodała pod nosem, kopiąc kamień.

— Odezwał się bachor, który najwidoczniej nie zamierza dorosnąć — prychnął, chowając ręce do kieszeni płaszcza, po czym zaczął iść.

— Ach! Zapomniałabym, że gapienie się na stół jest oznaką dorosłości! — powiedziała sarkastycznie, ruszając w ślad, za mężczyzną.

— Na cholerę za mną leziesz? — spytał, po czym gwałtownie przystanął, żeby zaraz skryć się za jednym z metalowych kontenerów. Kobieta zrobiła to samo, wyglądając jedynie, żeby sprawdzić, czy patrol Pro Hero poszedł dalej.

— Tak się składa bucu, że mieszkam w tamtą stronę i uwierz mi, mnie także jest niemiło, doświadczać twojego towarzystwa — prychnęła, a następnie wyszła zza pojemnika, idąc wąską uliczką pomiędzy dwoma wielkimi budynkami.

— Kiedyś się ciebie pozbędę — stwierdził, wzdychając.

— Albo ja ciebie — mruknęła, rozglądając się. — Kto pierwszy ten lepszy w takim razie — dodała, wyglądając zza rogu na jedną z głównych ulic. Natychmiast jednak cofnęła się, popychając ręką Dabiego. — Idą tu — powiedziała.

— Na cholerę się wychylałaś? — warknął, robiąc kilka kroków do tyłu. — As wywiadu od siedmiu boleści. — Kobieta drgnęła, powstrzymując się przed sprzedaniem mu sierpowego.

— Co teraz zrobimy? Jest ich za dużo — powiedziała.

— Trzeba będzie ich zabić — stwierdził, znudzonym tonem.

— Domyślą się, że mamy tutaj kryjówkę — odpowiedziała reader. Przeszła kilka kroków, nerwowo skubiąc wargę. Nie miała pomysłu na wyjście z tak patowej sytuacji. Była prawie pewna, że nie wyjdą tego bez szwanku. Jeśli nie Bohaterowie ich dopadną, to zrobi to Tomura, w przypadku zdradzenia przez nich lokalizacji baru. — Kurwa — szepnęła, słysząc zbliżające się kroki. Dabi stał w niewielkiej odległości, szykując się do użycia Quirk. W tym samym momencie reader wpadła na jedyny sensowny (jej zdaniem) pomysł.

Jednym ruchem szarpnęła za poły płaszcza bruneta, pociągając go w swoją stronę. Sama natomiast oparła się plecami o brudną ścianę budynku, układając jedną dłoń na policzku Dabiego, zasłaniając tym samym jego blizny.

— Wsadź mi rękę pod kurtkę — warknęła cicho, patrząc w oczy złoczyńcy, które wyrażały zarówno złość, jak i niezrozumienie.

— Co ty... — Reader impetem przycisnęła swoje usta do jego, zmuszając go do przybliżenia się.

— Coś tu słyszałem — odezwał się głos niedaleko nich. — Oo! Lepiej wracajmy — dodał, zwracając się prawdopodobnie do swojego kompana.

— Hah! Młodość rządzi się swoimi prawami — powiedział, drugi z Pro Hero.

Całowali się jeszcze chwilę, dla pewności, że obaj Bohaterowie odeszli na bezpieczną odległość. Reader po krótkim czasie brakowało tchu. Nie spodziewała się, że Dabi weźmie jej pomysł na poważnie i się tak wczuje. Bezczelnie błądził swoimi dłońmi po jej ciele, wiedząc, że w takiej sytuacji kobieta nie może nic zrobić. Zabierał jej każdy oddech, przyprawiając ja o lekką zadyszkę i zdecydowanie szybsze bicie serca. Przestępczyni nie wiedziała, czy zaczął używać swojej umiejętności, czy też nie, ale robiło się jej potwornie gorąco. Jego ciało ją wręcz parzyło.

Odepchnęła go, kiedy uzyskała pewność, że mają czysty teren. Bezwiednie wzięła kilka głębszych oddechów, co przywołało na twarz bruneta szyderczy uśmieszek.

— Czuć, że się dawno nie całowałaś — powiedział, kpiąco, sprawiając, że reader zaczerwieniła się jeszcze bardziej niż obecnie. — Jeszcze chwila i byś mnie pożarła.

— Przynajmniej bym cię nie podpaliła — odpowiedziała, marszcząc nos w złości, zaraz potem się uśmiechnęła. Jednak w tym geście nie było krzty uprzejmości. — Ktoś tu się podniecił i o mało nie zapalił konara — parsknęła, unikając zwinnie niebieskiego płomienia.

Teraz na bank nie wymigają się przed Bohaterami...


Tōgata Mirio / Lemilion

Reader bez przeszkód mogła określić Mirio, jako „żywe srebro". Nastolatek pomimo dorosłego wyglądu i niezwykle poważnej profesji, jaką było bohaterstwo, zachowywał się niekiedy, jak prawdziwe dziecko. Nie wiązało się to jednak z poziomem inteligencji, bo tą z pewnością miał na wysokim poziomie, a z infantylnością, do której aż nazbyt był skory. Posiadał także niestrudzone pokłady energii, które niekiedy przerażały młodziutką dziewczynę. Ona po szkole, a także zajęciach dodatkowych i pracy, była wręcz padnięta i nieraz słaniała się na nogach. Często nie miała siły, żeby się jeszcze spotkać z blondynem, jednak nie potrafiła sobie tego odmówić. Chłopak w magiczny sposób poprawiał jej humor, nawet wtedy, gdy za cholerę nie mogła rozszyfrować meritum jego żartów.

— Wydajesz się zmęczona, reader-chan — powiedział, siorbiąc shake'a naprzeciw niej.

— Ach, nie — odpowiedziała nieco zakłopotana, zdając sobie sprawę, że zupełnie go nie słuchała. Siedzieli od kilkunastu minut w fast foodzie i tylko minuty dzieliły ich do rozejścia się w swoje strony. To był jedyny moment w całym dniu, kiedy mogli się spotkać.

— Pytałem cię dwa razy o to samo i nie odpowiedziałaś — wyjaśnił z ciepłym uśmiechem.

— Um... Przepraszam, mógłbyś powtórzyć? — Zastukała paznokciami o plastikowe opakowanie, patrząc na chłopaka, którego wręcz nosiło w miejscu.

— Dobra — powiedział, uderzając lekko o blat stolika, nie tracąc na entuzjazmie. — Stoisz sama na pustkowiu. Przed tobą stoi lew, a za tobą jaguar. W strzelbie masz tylko jeden nabój, co robisz? — Reader zamrugała parę razy, a na jej usta mimowolnie wpełzł uśmiech. Nie wiedziała, jakim cudem Tōgata sprawiał, że czuła się zrelaksowana po całym dniu ciężkiej pracy fizycznej i umysłowej.

— Hmm. No nie wiem, zabijam siebie? — Przez twarz chłopaka przemknęła masa nieodgadnionych emocji, co zakończyło się suchym parsknięciem z jego strony.

— Niee — powiedział, przedłużając ostatnią literę.

— No, to nie mam pojęcia. Co mogę zrobić? — spytała z uśmiechem.

— Zabijasz lwa i wsiadasz do jaguara — wyjaśnił, pstrykając palcami, a nastolatce chwilę zajęło pojmanie dowcipu. W końcu jednak zachichotała ku uciesze Mirio. — Odprowadzić cię do domu? — spytał, wstając razem z nastolatką i kierując się do wyjścia.

— Nie kłopocz się, to przecież niedaleko — odpowiedziała, wiedząc, że blondyn i tak z nią pójdzie. Zawsze tak robił, odkąd zaczęli umawiać się na krótkie pogawędki po szkole. Niestety dziewczyna chodziła do liceum posiadającego kierunek stricte aktorski, przez co ich spotkania nie były częste. Oboje jednak wykazywali się sporą wytrwałością, regularnie widując się wieczorami. Kiedy reader nagle parsknęła cichym śmiechem, chłopak z uśmiechem zwrócił ku niej głowę.

— O co chodzi? — spytał.

— Po prostu, zawsze mnie pytasz o odprowadzenie, a ja za każdym razem mówię to samo — powiedziała, poprawiając włosy. — A i tak na koniec lądujemy pod drzwiami mojego bloku — dodała.

— To już tradycja — stwierdził. — Zresztą, jestem ci winny, opiekę, bo to ja cię wyciągam na miasto.

— Czyli, gdybym to ja cię gdzieś zaprosiła, wtedy zobowiązana byłabym do odprowadzenia cię? — spytała zaczepnie, trącając chłopaka lekko łokciem w bok.

— Przy tobie czułbym się znacznie bezpieczniej — przyznał. — Wiedziałbym, że bez szwanku dotrę do domu, mając tak silnego ochroniarza — dodał sarkastycznie.

— Muszę przyznać, że są chwile, kiedy boję się samej siebie. Niekiedy, jak przeglądam się w lusterku i widzę te pistolety... — Uniosła rękę, napinając biceps, którego obwód mógł dorównywać zaledwie nadgarstkowi Mirio. — Aż dreszcz mnie przechodzi. — Salwa śmiechu, jaka rozbrzmiała na chodniku, przyciągała gapiów. Praktycznie do końca ich krótkiego spaceru pod blok, w którym mieszkała reader przerzucali się żartami, niekiedy ociekającymi ironią. Wtedy też chłopak znikł jej z oczu.

Zdezorientowana dziewczyna rozejrzała się po spokojnej okolicy, po której spacerowali jedynie mieszkańcy z psami. Wyglądało to tak, jakby blondyn zapadł się pod ziemię.

— Tōgata-kun? — Poczuła niepokój. Odwróciła wzrok na zaledwie kilka chwil, szukając telefonu, żeby na koniec spotkania pokazać jeszcze chłopakowi swój strój, który włoży na przedstawienie w tę sobotę. Przeszła kilka kroków wstecz, wodząc wzrokiem po chodniku i drzewach obsadzonych tuż przy nich. Kiedy kątem oka dostrzegła ruch, szybko odwróciła swoją głowę w stronę pnia, przy którym stała. Nie przewidziała, że napotka Mirio, którego twarz wyłaniała się z kory. W dodatku na tym samym poziomie co jej. A już za nic nie mogła wyczuć, że znajduje się on tak blisko niej.

Na tyle blisko, że przy obracaniu musnęła jego usta swoimi. W momencie zarejestrowania tego przez jej mózg odskoczyła jak oparzona, omal nie lądując na ziemi. Uratował ją Tōgata, przytrzymując za rękę do czasu, aż nie odzyskała równowagi.

— P-przepraszam — wydukała, czerwieniąc się, jak nigdy przedtem. Nastolatek również zdawał się nieco zakłopotany, chociaż zachowywał swój typowy uśmiech na ustach.

— Podobno szybkie poznanie obcego języka istotnie zależy od techniki pocałunku — palnął ze sztucznym śmiechem, czego biedna reader nie zdołała znieść, mdlejąc.

Mirio za żadne skarby nie potrafił wytłumaczyć rodzicom nastolatki powodu jej opłakanego stanu. Sobie zresztą także. Czy naprawdę jego żart był tak słaby?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro