Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Harry'ego

Harry nie mógł ustać w miejscu, kiedy czekał aż lekarz oczyści rany Louisa i założy szwy. Zadzwonił do Zayna, więc miał jakieś tam domysły co było powodem, ale był zszokowany wybuchem szatyna. Tak czy inaczej, musiał zająć się Louisem, więc zabrał go do najbliższego szpitala.

Chodził wokół drzwi aż te w końcu się otworzyły. Zauważył Louisa, a zaraz za nim lekarza i pielęgniarkę. Od razu do nich podszedł z wystraszonym spojrzeniem.

- Będzie z nim dobrze. - Lekarz odwrócił się do Harry'ego. - Po prostu musi uważać na swoją dłoń i wrócić za tydzień na zdjęcie szwów.

- Dziękuję. Upewnię się, że będzie uważał. - Lekarz zostawił ich samych. Harry spojrzał na Louisa, który wydawał się unikać jego wzroku. Patrzył na ludzi siedzących w poczekalni, jakby byli bardzo interesujący.

- Lou? - Harry położył dłoń na ramieniu Louisa, aby zwrócić na siebie jego uwagę i pokazać, że nie ma wyboru i musi na niego spojrzeć.

- Nie chcę tutaj o tym rozmawiać - powiedział, w końcu patrząc Harry'emu w oczy. Jego oczy były czerwone i zmęczone. Jego twarz była bledsza niż zazwyczaj, chociaż już zdążył się nieco opalić w Los Angeles. - Proszę, zabierz mnie do domu.

- Oczywiście. - Widzicie, Harry nie potrafił mu odmówić albo sprawić żeby mówił, kiedy było jasne, że nie miał na to ochoty. Prawda została powiedziana, Harry był teraz zbyt zmęczony, kiedy adrenalina opadła.

Poszli do samochodu Harry'ego w ciszy. Harry otworzył drzwi przed Louisem i kiedy wszedł do środka, brunet pomógł mu zapiąć pas, gdyż miał problem z zrobieniem tego jedną dłonią. Żaden z nich nie odzywał się w samochodzie. Ciszę przerywała jedynie delikatna muzyka wydostająca się z głośników. Przez całą podróż Louis patrzył przez okno, upewniając się, że unika kontaktu wzrokowego i pytań.

W połowie drogi, Harry przypomniał sobie, że Louis prosił go, aby zabrał go do domu. To coś co Louis powiedział przypadkiem czy naprawdę uważał posiadłość Harry'ego za dom? Brunet westchnął, ponieważ pozwolił sobie mieć nadzieję, że coś to znaczyło.

Kiedy Harry zaparkował przed domem, Louis był pierwszy do wyjścia. Harry oparł swoje czoło o kierownicę i wziął kilka uspokajających wdechów. Chciał pomóc Louisowi, ale nie miał pojęcia jak. Zdecydował się poczekać aż szatyn poprosi o to czego potrzebuje. Jeśli jest jedna rzecz, w której Harry jest dobry, to w byciu cierpliwym. Wyszedł i podążył za Louisem. Otworzył drzwi i wpuścił starszego do środka.

- Przepraszam za dzisiaj - wyszeptał Louis, kiedy ściągali swoje buty. Louis był blady, a jego oczy były opuchnięte i bez życia. - Położę się na chwilę.

- Pewnie.

Kiedy Louis poszedł na górę, Harry wszedł do kuchni i przygotował dwie herbaty. To mogło uspokoić Louisa, aby spokojnie zasnął. Albo Harry miał taką nadzieję.

Harry wszedł po schodach z dwoma kubkami w swoich dłoniach. Podszedł do pierwszych drzwi po lewej i łokciem nacisnął klamkę. Otworzył powoli drzwi, aby nie wywołać hałasu, gdyby okazało się, że Louis już śpi.

- Zrobiłem dla ciebie herbatę - powiedział Harry, kiedy zauważył, że Louis jeszcze nie śpi. Wpatrywał się w rozbite szkło leżące na podłodze razem z kropelkami krwi. - Cholera, zapomniałem o szkle. Pozwól mi to posprzątać - powiedział Harry, kiedy odłożył obydwa kubki na stół. Chwycił miotłę i szufelkę ze schowka w korytarzu i pochylił się, by wszystko sprzątnąć.

- Przepraszam za lustro - wymamrotał Louis.

- Nie martw się tym. To tylko lustro. - Wyczyścił podłogę za pomocą ręcznika, aby nie było na niej żadnych śladów krwi. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Zapytał Harry, kiedy odwrócił się, aby spojrzeć na Louisa.

- Możesz na chwilę zostać - zapytał z zawahaniem. - Po prostu... nie chcę być sam.

Harry się tego nie spodziewał. Ale zrobiłby wszystko o co Louis by go poprosił. Nawet gdyby to oznaczało, że zostanie ponownie zraniony. Szczęście Louisa miało teraz znaczenie. - Pewnie. - Wziął swój kubek i podszedł do drugiej strony łóżka. Usiadł, opierając się o zagłówek, zostawiając dużo przestrzeni między nimi.

- Jestem taki głupi, Harry - powiedział Louis, kiedy odwrócił się na łóżku, aby być twarzą do bruneta. Świeże łzy spływały po jego policzkach.

- Nie mów tak. - Jeśli jest jedna rzecz, której Harry nienawidził to obwiniający się Louis. Może nie był perfekcyjny, ale dla Harry'ego z pewnością był daleki od głupiego. Może popełnił błąd lub kilka błędów, ale to jest ludzka rzecz.

- Ale taka jest prawda - zajęczał Louis. - Rozpierdoliłem każdy związek, w którym byłem.

Harry westchnął. Stąpali po cienkim lodzie. Harry nie mógł udawać, że Louis nie złamał jego serce, kiedy z nim zerwał, ale brunet uważał, że słowo 'rozpierdolić' było trochę za mocne. Rzecz w tym, że Louis się poddawał zamiast walczyć o to w co wierzył.

- Nie powinieneś się tak łatwo poddawać, wiesz? Musisz go odzyskać. Walcz o niego. - Harry uśmiechnął się smutno. - Nie wiem co się stało, ale wiem, że cię kocha. I wiem, że ty też go kochasz. Widziałem jak na siebie patrzycie.

Louis spojrzał mu prosto w oczy. Harry był przekonany, że jego zielone oczy zdradzały ból, który czuł w tym momencie. - Jesteś za dobry na ten świat, H. Wciąż próbujesz być moim najlepszym przyjacielem i dawać mi rady na temat mojego związku, kiedy jeszcze nie wyleczyłeś się z naszego. Dlaczego cały czas ranię ludzi, na których najbardziej mi zależy? - Zakopał swoją głowę w poduszce, kiedy jego płacz stał się intensywniejszy.

- Hej, hej, chodź tutaj - powiedział Harry, kiedy przybliżył się do niego i złapał Louisa, aby położył swoją głowę na klatce piersiowej bruneta. Harry objął go ramionami. - To nie tak, że robisz to specjalnie. Po prostu popełniłeś kilka błędów. W końcu, jesteśmy tylko ludźmi. Tak robimy, ale najpierw musisz się czegoś nauczyć, aby móc to poprawić. - Po krótkiej pauzie dodał. - Spróbuj się przespać i jutro zdecydujesz co chcesz zrobić, dobrze?

- Tak - odpowiedział delikatnie Louis.

Siedzieli w ciszy przerywanej jedynie przez sporadyczne pociąganie nosem. Harry jedną dłonią masował głowę Louisa, a drugą go obejmował. Kochał uczucie mniejszego ciała Louisa przyciśniętego do jego, ale również tego nienawidził, ponieważ wiedział, że to było jedynie tymczasowe i nigdy nie będzie w stanie czuć tego ponownie.

- Sweet creature. Had another talk about where it's going wrong - zaczął cicho śpiewać, kiedy Louis wyraźnie się uspokoił. Jego oczy były zamknięte oraz oddychał w powolnym, rytmicznym tempie.

Kiedy Harry skończył śpiewać, upewnił się, że Louis śpi, nim delikatnie się z niego rozplatał i poszedł do swojego własnego łóżka. Harry nie powinien spać w tym samym łóżku z Louisem, jeśli ten chciał odzyskać Chada z powrotem.

Gdy brunet położył się w swoim łóżku od razu zasnął. Ten dzień był pełen wrażeń, które sprawiły, że Harry przywitał sen jak starego przyjaciela.

~*~

Następnego dnia Harry obudził się wcześniej niż zwykle. Obawiał się spotkania, nie mógł spać również przez tą sprawę z Louisem. Wyszedł z łóżka i poszedł wziąć długi prysznic. Promienie słońca raziły jego zmęczony oczy, kiedy się rozbierał.

Kiedy w końcu wszedł pod prysznic, włączył wodę i poczuł krople na swojej skórze. Pierwsze kilka minut Harry stał tam z zamkniętymi oczami, myśląc o spotkaniu z Robem, ma nadzieję, że to ostatni raz. Nie chciał w ogóle z nim rozmawiać. Po prostu chciał mieć to za sobą.

Rzecz, która uderzyła w Harry'ego najmocniej to to, że się już nawet tym nie przejmował. Jasne, miał złamane serce, ponieważ jego mąż go zdradził, ale poczuł pewnego rodzaju... ulgę? Harry nie mógł nazwać tego uczucia, ale nie czuł się dłużej jakby był uwięziony. I dzięki temu zdarzenia odzyskał czwórkę swoich najlepszych przyjaciół.

Podczas tych lat, które spędził w Los Angeles miał wielu przyjaciół, z którymi imprezował. Nie był pewien czy tak zwani przyjaciele lubili go przez to kim był czy lubili go za charakter. Wtedy nie miał nic przeciwko. Miał złamane serce po rozstaniu z Louisem i uciekał od każdego.

Ale teraz, kiedy ma chłopaków z powrotem, zdał sobie sprawę z tego, że tęsknił za byciem po prostu Harrym wokół nich. Nie oczekiwali od niego niczego. Nie udawali przy nim kogoś kim nie są, więc brunet również nie musiał tego robić. I to uczucie było wspaniałe.

Harry musiał przyznać, że lubił mieć z powrotem Louisa. Szatyn był naprawdę zabawną i szczerą osobą, wokół której zawsze chciało się przebywać. Harry po prostu miał nadzieję, że zdarzenia poprzedniego dnia, nie zmienią tego wszystkiego między nimi.

Po osuszeniu się i owinięciu swoich włosów w ręcznik, poszedł na dół do kuchni. Zdecydował się zrobić śniadanie dla siebie i Louisa, aby się czymś zająć.

Położył na ladzie składniki na naleśniki. Zmiksował wszystko w misce, a potem dodał jajka, mleko i masło. Potem położył patelnię na kuchence i podgrzał na średni ogień.

Kiedy smażył naleśniki, usłyszał zbliżającego się Louisa. Odwrócił swoją głowę w stronę przodu i zobaczył wchodzącego chłopaka. Louis miał czerwone oczy, jego włosy były w większym nieładzie niż zazwyczaj i marszczył swoją twarz.

- Hej - przywitał się ostrożnie Harry. - Jak się czujesz? Jak twoja dłoń?

Louis spojrzał na niego, jakby jego stan nie był odpowiedni, aby mu odpowiedzieć. Westchnął i usiadł przy stole. - Szczerze? - Powiedział Louis. - Jak gówno? - Położył głowę na dłoniach i jęknął. - Moja dłoń mnie zabija, tak samo jak moja głową. I przepraszam, że wciągnąłem cię w ten bałagan.

Harry zakręcił ogień, wziął dwa talerze z naleśnikami i podszedł do stołu. Odłożył je i położył dłoń na ramieniu Louisa.

- Hej, spójrz na mnie - powiedział delikatnie. Louis spojrzał w górę i ich wzrok się spotkał. Jego niebieskie oczy zgubiły swój blask. Były puste. Smutne. - Nie musisz za to przepraszać. Cieszę się, że mogłem pomóc i że nie byłeś sam.

- Wciąż czuję się z tym jak gówno. - Louis wzruszył ramionami. - Po prostu nie wiem co robić.

- Najpierw musisz coś zjeść - powiedział Harry, kiedy wstał i usiadł przed Louisem. - A potem jeśli chcesz możemy przebukować twój lot, więc polecisz do Anglii najszybszym możliwym.

- Ale co z twoim spotkaniem? - Zapytał sceptycznie Louis, kiedy wziął widelec i zaczął jeść. - Nie mogę polecieć teraz.

- Mogę zadzwonić do jakiegoś innego prawnika - zaoferował Harry. - Założę się, że to nie będzie problemem.

- To się nie stanie, Harry - powiedział stanowczo Louis. - Zarezerwuję lot po spotkaniu. Kilka godzin nie zrobi różnicy.

Harry był rozdarty. Nie chciał, aby Louis wyjeżdżał. Nie chciał, by Louis wracał do Chada. Chciał tego co miał kiedyś z Louisem. A Chad był jedyną osobą stojącą im na drodze. Musiał sobie jednak przypomnieć, że nie mógł być niesprawiedliwy. Tu nie chodziło o niego. Był dobrym przyjacielem.

- Jesteś pewny? - Harry przełknął gryz i spojrzał na swój talerz. Chciałby wykorzystać swoją okazję, ale to byłoby złe. Louis był wrażliwy i nie tak postępują przyjaciele. A Harry nie mógł go ponownie stracić.

- Tak, najpierw musimy cię wydostać z twojego związku, a potem będę walczył o swój. - Chociaż słowa Louisa wydawały się być stanowcze, obydwoje wiedzieli, że były dalekie od prawdy. Nie przywoływali tego tematu. Zjedli resztę naleśników w ciszy, każdy z nich zagubiony w swoich myślach.

~*~

Po posiłku, poszli do swoich sypialni, aby się ubrać. Harry założył czarne spodnie i wzorzystą koszulę. Jak zawsze zostawił kilka niezapiętych guzików. Chciał wyglądać dobrze. Aby pokazać Robertowi, że w żaden sposób nie wpłynął na Harry'ego.

Brunet wziął swój portfel i telefon oraz poszedł na dół. Założył buty i kurtkę, nim pojawił się Louis. Miał na sobie swój garnitur, w którym Harry widział go w pracy i musiał przyznać, że dobrze w nim wyglądał. Chociaż oczy Louisa były nieco czerwone. Wydawał się być skupiony i zdeterminowany.

Harry wrócił do rzeczywistości, kiedy Louis zapytał. - Gotowy? - Harry czuł gorąco na swoich policzkach i przeklął to, że tak łatwo został rozproszony. Brew Louisa delikatnie się uniosła, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy dostrzegł jak brunet mu się przyglądał.

- Tak, chodźmy. - Harry wziął kluczyki do swojego samochodu i wyszedł z domu. Nie potrzebował żadnego rozproszenia, szczególnie jeśli za godzinę miał się spotkać z Robertem. Musiał być skupiony, więc nie powie czegoś czego mógłby potem żałować.

Kiedy wsiedli do samochodu, Harry włączył silnik i wjechał na pełne ulice Los Angeles. Delikatny dźwięk wychodzący z głośników był jedynym, który zagłuszał ciszę, ale żaden z nich nie miał nic przeciwko.

Harry był coraz bardziej zdenerwowany z każdą mijającą minutą. Myślał o swoim mężu, niedługo już byłym. Na początku było dobrze. Albo tak Harry myślał. Patrząc wstecz, nie mógł określić momentu, w którym jego małżeństwo zaczęło się rozpadać. Czy aż tak ignorował to co się działo wokół niego? Harry westchnął i próbował oczyścić swoją głowę ze wszystkich myśli.

Po dwudziestu minutach jazdy Harry zaparkował swój samochód na podziemnym parkingu pod budynkiem sądu. Obydwoje udali się do wind.

- Po prostu pamiętaj, że jestem tutaj z tobą, dobra? - Powiedział delikatnie Louis. - Nie musisz nawet z nim rozmawiać ani nic. Spróbuję się tym zająć tak szybko jak to możliwe. - Harry skinął głową w rozumieniu. Słowa Llouisa były uspokajające. Albo to jego głos? Lub może fakt, że był obok Harry'ego. Prawdopodobnie wszystkie. Louis zawsze sprawiał, że Harry był silny. Nawet po tych wszystkich latach. Czy to było takie złe?

Kiedy dzwonek zaczął dzwonić, ogłaszając że dojechali na odpowiedni piętro, wyszli z windy i poszli wzdłuż korytarza, aby udać się do odpowiedniej sali. Było tu wiele ludzi, ale żaden z nich nie wydawał się rozpoznawać Harry'ego. Szczerze mówiąc nie potrzebował zamieszania. Chciał to załatwić jak najszybciej.

Prawda była taka, że ciężko było utrzymać wszystko w tajemnicy. Jego fanom udało się dowiedzieć wiele rzeczy, którymi raczej wolałby nie dzielić się ze światem. Czasami zastanawiał się czy pracowali w FBI albo czymś takim. Kochał swoich fanów, ale czasami potrzebował przerwy od tego zgiełku.

Kiedy stanęli przed odpowiednimi drzwiami, Louis otworzył je i wskazał, aby Harry wszedł pierwszy. - Za tobą. - Louis posłał mu uśmiech, nim przywarł poważny wyraz twarzy.

Sala była średniej wielkości. Na środku znajdował się wielki stół dla 10 osób. Było tam duże okno z widokiem na ulice Los Angeles. W środku już była trójka ludzi.

Na szczycie stołu siedział starszy mężczyzna, który musiał być mediatorem. Miał przed sobą akta sprawy. Po jego prawej, twarzą do drzwi siedzieli Robert ze swoim prawnikiem. Kiedy Harry wszedł do środku oczy Roberta automatycznie znalazły jego. Harry zatrzymał się kilka kroków od stołu, kiedy nagle nie mógł się poruszyć.

Wspomnienie przyłapania Roberta z jakimś innym kolesiem wróciła do jego umysłu. Harry czuł jak wypełnia go złość i smutek aż poczuł komfortową dłoń na swoich plecach. Spojrzał na Louisa, który delikatnie naciskał na jego plecy, aby go przybliżyć do stołu.

Kiedy usiedli Harry nie patrzył na Roberta i odwrócił swoją uwagę na mediatora. - Dzień dobry, panowie. Celem tego spotkania jest podział majątku między pana Stylesa i pana Davisa, powiązany z sprawą rozwodową numer 19273. Zgadza się? - Zaczął starszy mężczyzna.

Adwokaci potwierdzili to i mediator kontynuował. - Czy którykolwiek z panów ma warunki albo komentarze, które chciałby zgłosić na tym etapie mediacji?

Louis odmówił, ale w tym samym czasie Robert powiedział. - Chciałbym porozmawiać z moim mężem na osobności. - Głowa bruneta wystrzeliła w kierunku Roberta. - Proszę, Harry. Możemy porozmawiać? - Spojrzał na Harry'ego z biedną imitacją szczenięcych oczu, ale Harry nie dał się nabrać. Co więcej, Harry czuł się chory, że w ogóle śmiał o to prosić.

- Absolutnie nie - powiedział stanowczo Louis. - Mój klient nie chce tego robić. - Harry wiedział, że to była jedyna szansa Roberta, aby porozmawiali. To dlatego chciał mediatora. W innym razie Harry'ego by tu w ogóle nie było.

- No dalej, Harry. - Robert nie chciał się tak łatwo poznać. Zwykł dostawać to czego chce. Zawsze. Zawsze po jego myśli. Harry zawsze zgadzał się na wszystko, ale tym razem tego nie zrobi. Nie chciał słuchać większej ilości jego kłamstw.

- Nie - powiedział Harry i odwrócił się w stronę mężczyzny.

- Na litość boską, Harry, chcę tylko porozmawiać! - Wybuchł Robert, a Harry się wzdrygnął.

- Panie Davis, proszę się uspokoić albo będziemy kontynuować bez pana - powiedział stanowczo mężczyzna. Kiedy Robert przeprosił, mężczyzna kontynuował. - Przejdźmy dalej w takim razie.

Harry nie wypowiedział ani słowa przez resztę spotkania. Ustalili, że Harry nie chce żadnej wspólnej posiadłości. Robert był wściekły na to, że Harry nie chciał rozmawiać, więc próbował zyskać z rozwodu więcej, ale Louis był nieugięty, a Harry niezmiernie się cieszył z faktu, że szatyn był tu z nim.

Kiedy przeszli przez całą papierkową robotę, mediator zabrał wszystkie swoje rzeczy i wyszedł z sali, wygłaszając swoje przemówienie. Wstali, a Harry poczuł ulgę ogarniającą jego ciało. W końcu był wolny.

- Wszystko w porządku? - Harry spojrzał na Louisa, który wyglądał na zatroskanego. Harry jedynie skinął głową, a potem odwrócili się w stronę drzwi.

- Harry, czekaj! - Harry zamarł w miejscu i zatrzymał się plecami do Roberta. - Po prostu chciałem porozmawiać. Nie możesz dać mi chociaż tego?

- Zostaw go w spokoju. On nie chce z tobą rozmawiać. - Harry mógł usłyszeć złość w głosie Louisa. Harry zamknął oczy i czekał na wybuch.

- Nie rozmawiam z tobą, karle - prychnął Robert. - Ostatnim razem jak sprawdzałem Harry umiał mówić. Albo potrzebuje swojego pieska, żeby walczył za niego?

- Zamknij się, Rob - warknął Harry, gdy się odwrócił. Widział w tym momencie jedynie czerwień. Robert mógł mówić co chce o nim samym, ale nie pozwoli źle mówić o swoich przyjaciołach. - Nigdy się nie nauczyłeś, kiedy się zamknąć, prawda?

- Po prostu chciałem porozmawiać. Przeprosić. Walczyć o nas, ale widzę, że już mnie zastąpiłeś. - Robert zaczął krzyczeć. Nawet odepchnął swojego prawnika, który chciał go uspokoić. - Nie myśl, że nie widziałem waszych małych spojrzeń.

- Nie mów o rzeczach, o których nie masz pojęcia - głos Harry'ego upadł o oktawę w ostrzeżeniu. Wkurzony Harry był przerażający i nikt nie chciał mieć do czynienia z jego gniewem. - Jesteś idiotą, wiesz? To ty mnie zdradziłeś, a teraz jesteś zazdrosny? Dorośnij, kurwa!

- No dalej, Harry - powiedział Louis, kiedy dźgnął go, aby się ruszył. - Nie ma sensu. -Harry odwrócił się i pozwolił Louisowi wyprowadzić się z sali.

- Co za pieprzony kutas - wymamrotał Harry. Miał ochotę w coś uderzyć, aby pozbyć się złości krążącej w swoich żyłach.

- Ale dobra rzecz w tym, że nie będziesz musiał go więcej oglądać - westchnął Louis. - Nigdy nie myślałem, że skończysz poślubiając kogoś takiego.

Harry spojrzał prosto w oczy Louisa i powiedział. - Ja też. - W oczach bruneta widoczna była złość, ale również nuta smutku i oskarżenia. Tak szybko jak to powiedział, spuścił swój wzrok, więc nie mógł skierować swojej złości na szatyna. To ostatnia rzecz jaką chciał zrobić.

Resztę drogi pokonali w ciszy. Harry próbował wziąć kilka głębokich, uspokajających oddechów. Obok samochodu, Harry wyrwał się ze swoich przemyśleć, kiedy Louis poprosił o kluczyki do samochodu. - Co? - Zapytał zmieszany brunet.

- Daj mi swoje kluczyki - powiedział Louis, kiedy trzymał swoją dłoń. - Nie możesz jechać w takim stanie. Uwierz mi albo nie, ale nie chcę dzisiaj umierać.

- W porządku. - Harry dał Louisowi swoje kluczyki i wspiął się na siedzenie pasażera. - Nie znasz drogi - dodał, kiedy szatyn ustawił fotel i lusterka, aby było mu komfortowo. Harry zawsze się z nim drażnił na temat tego, że był mniejszy, ale teraz nie miał na to ochoty.

- Poradzę sobie - powiedział Louis, kiedy włączył silnik. Jechali w ciszy przez zapełnione ulice. Zajęło im to dwa razy więcej czasu przez korek. Kiedy Louis zaparkował na podjeździe, siedzieli chwilę w ciszy. Żaden z nich nie chciał wysiąść z samochodu. Chcieli coś powiedzieć, ale nie wiedzieli co.

- W porządku? - Powiedział delikatnie Louis. Harry spojrzał na niego i zobaczył troskę w jego niebieskich oczach. Oczach, które pojawiały się w jego snach, ale tam zawsze były pełne ognia i miłości, nie były smutne.

- Tak. - Harry zamknął swoje oczy i oparł głowę o zagłówek. - Przepraszam, że tak cię zaatakowałem. Nie powinienem pozwolić, aby tak na mnie wpłynął.

- Nie, nie przepraszaj. Całkowicie rozumiem. Miałem ochotę go uderzyć. Jest kawałkiem gówna.

- Tak - westchnął Harry. - Po prostu się cieszę, że to koniec. Dziękuję, Lou - otworzył swoje oczy i spojrzał prosto na Louisa.

- To moja praca - wzruszył ramionami.

- Nie miałem tego na myśli w taki sposób. - Harry pokręcił głową. - Chodziło mi o przyjaciela. Naprawdę potrzebował przyjaciela. Naprawdę się cieszę, że jesteśmy w stanie ponownie rozmawiać, wiesz? Naprawdę za tym tęskniłem. - Po krótkiej pauzie dodał ciszej. - Tęskniłem za tobą.

- Też za tobą tęskniłem, Haz. - Louis posłał mu zapewniający uśmiech i położył swoją dłoń na tej Harry'ego. Była o wiele mniejsza, ale perfekcyjnie razem pasowały. Jak puzzle. Harry mógł zobaczyć zarys tatuażu, który nie był zakryty przez rękaw. Pamiętał czas, kiedy poszli zrobić ten tatuaż w LA. Harry również tego dnia zrobił sobie tatuaż. Zawsze robili sobie tatuaże razem. To było ich rzeczą.

- Powinniśmy wejść do środka - powiedział Harry, wskazując na godzinę na radiu. - O której masz lot?

- Za trzy godziny - wyszli z samochodu i poszli w kierunku frontowych drzwi.

- Cholera, nie będę w stanie cię tam podwieźć. Mam spotkanie z swoimi menadżerami. Zadzwonię po swojego kierowcę żeby cię tam zawiózł - powiedział Harry, kiedy otworzył drzwi i wpuścił Louisa do środka.

- Nie musisz. Zadzwonię po taksówkę.

- Nie, nalegam. Muszę wyjść za pół godziny, więc wezmę szybki prysznic i się przebiorę.

Pół godziny później obydwoje siedzieli w korytarzu Harry'ego. Louis opierał się o ścianę, patrząc jak brunet przygotowywuje się do wyjścia. Kiedy brunet wziął wszystkie swoje rzeczy, spojrzał na Louisa i podał mu klucz.

- Harold, pytasz mnie czy z tobą zamieszkam? - Zapytał Louis z udawanym szokiem, ale Harry mógł usłyszeć nutkę śmiechu w jego głosie.

- Nie bardzo - pokręcił głową. - To mój dodatkowy klucz. Po prostu kiedyś mi go oddasz. Albo dasz kierowcy.

- A ja tu myślałem, że dajesz mi swój dom. - Louis westchnął dramatycznie. - Szczerze mówiąc byłoby miło skoro jestem teraz bezdomny. Nie masz jakiegoś domu w Londynie? - Chociaż Louis żartował, Harry wiedział, że to był jego sposób radzenia sobie z tą sytuacją. Ukrywania za żartami.

- Przestań. Wszystko będzie dobrze, tak? - Powiedział Harry, kiedy go przytulił. - Walcz o niego. I daj mi znać, dobra? Wracam jutro wieczorem.

- Tak - potwierdził Louis, a Harry wyszedł z domu, zostawiając Louisa samego. Chciał wrócić z szatynem. Dobrze spędzili czas lecąc do LA. A jutro Harry będzie sam ze swoimi myślami. To nie było dobre. Z tą myślą, Harry wszedł do swojego samochodu i pojechał do budynku swojego managementu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro