3. Gender switch (2/2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*09.08 godzina 9:00, Yokohama*
*pov. Atsushi*

Wszedłem razem z Kyoką do biura i zajołem swoje miejsce. Szczerze to troche się cieszę że jeszcze nie wróciłem do normalnej postaci. Tak jest nawet zabawniej. Mam nadzieję że Akutagawa też pozostał w tej postaci bo wyglądał uroczo zwłaszcza kiedy się rumienił. Nie żeby normalnie też nie wyglądałby uroczo usmiechając się lub rumieniąc ale jednak nie widziałem go uśmiechającego się gdy był całkowicie sobą więc nie mam tak naprawdę do czego porównać tego co widziałem wczoraj. Potrząsnołem głową by wrócić na ziemię zanim się zbytnio rozmarzę. Zaczołem wypełniać jakieś papiery i nie zauważyłem upływu czasu bo gdy zostałem wybudzony z transu mineło około 20 minut odkąd przyszedłem. A wybudziło mnie wejście Yosano która zdecydowanie nie była w chumorze
- co się stało? - zapytałem niepewnie patrząc jak rusza w stronę swojego gabinetu
- nie znalazłam wczoraj Kajiiego a na dodatek nadal jestem mężczyzną... - mrukneła poczym zamkneła drzwi do swojej samotni. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Kunikida
- jak poszła wczorajsza misja? Znaleźliście Kajiiego? - wzmianka o wariacie z mafi wywołała wściekłą panią doktor z jej gabinetu
- nie... Nie było go... W ogule Atsushi, znaleźliście te dziewczyny? - Obydwoje patrzyli na mnie z wyczekiwaniem a ja przez chwilę zastanawiałem się co mam powiedzieć
- yyyy... Tak... Swoją drogą okazało się że to z Kajiim to tylko przynęta która miała na celu wywabienie nas z kryjówki...
- czyli te dwie były jednak z mafi? - zapytała Yosano lekko zdziwiona a jednocześnie wnerwiona bo prawdopodobnie spędziła dość dóżo czasu szukając bombowego koleszki
- tak... Okazało się że mafia podejrzewała Dazaia o jakiś żart i dlatego zaciągneły nas do zaułka by wydobyć od nas informacje ale jak się okazało że to nie Dazai to poszły szukać dalej sprawców... Nie wiem dokładnie ale chodziło o cos ważnego dla mafi więc nic nam nie zrobiły bo ważniejsze było dla nich zadanie czy coś takiego... - odpowiedziałem wracając do papierów. No bo przecież nie powiem im że ta dwójka to najgroźniejsi mafiozi i na dodatek z jedym z nich byłem na randce. Miałem nadzieję że to im wystarczy i na moje szczęście tak było. Wszyscy wrócili do swoich zajęć ale tą śliczną ciszę musiał przerwac Dazai robiąc wejście smoka i pierwsze co zrobił to co? Wyjawił moją świetnie strzeżoną tajemnicę!
- Atsushi!~ I jak randka z Akutagawą?!~ - uśmmiechnoł się a ja tylko oblałem się rumieńcem i zaczołem rozumieć dlaczego niektórzy w mafi chcą go zabić.
- Randka z Akutagawą?! - krzykneła Yosano a Kunikida opluł się kawą
- eeeeee....
- przez dwie godziny gadał o tym jak było cudownie - powiedziała Kyoka nawet na nas nie patrząc. Aż żałuję że musiałem się wygadać
- Kyoka! - jęknołem jeszcze bardziej czerwony
- no wiesz co? Jej powiedziałeś a mi nie? - nim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć moja współlokatorka znowu zabrała głos
- nie miał jak. Po tym jak ochłonoł zaczoł z nim pisać a po godzinie sms'owania zaczeli ze sobą gadać do późna w nocy
- KYOKA! - naprawdę tak ciężko o prywatność w tych czasach?! Gdy już odzyskałem zdolność mówienia postanowiłem się bronić i zakończyć jakoś ten temat - z tego co wiem to co robię po pracy to moja sprawa...
- ugh... To prawda... - mruknoł Kunikida po czym postanowił zapomnieć o całym zajściu. Tak samo postąpiła reszta oprócz Dazaia który jęczał jak to mu się nudzi bo nie wzioł swojej kochanej książki i nie ma co robić a ja jestem wredny bo nie chcę zdradzić szczegółów randki. I tak zleciała nam godzina po której zadzwonił mój telefon który odebrałem nie patrząc na wyświetlacz
- halo?
- hej Atsushi jesteś w pracy? - przełknołem slinę słysząc głos należący aktualnie do czarnowłosego mafiozy
- t-tak... A po co ci ta informacja?
- bo zaraz do ciebie wpadnę
- C-CO?! - ale nim zdążyłem się dowiedzieć czegos więcej on się rozłączył a po chwili drzwi otworzyły się z hukiem
- Co jest? - Kunikida gwałtownie wstał i popatrzył na gościa który teraz stał na środku pomieszczenia i rozglądał się - Kim jesteś i czego tu chcesz? - zapytał ale doskonale kojarzył dziewczynę z wczoraj a dzięki moim wyjaśnieniom wiedział że pracuje dla mafi. Szarooka przez chwile się zastanawiała nad czymś po czym popatrzyła na mnie
- Akutagawa Ryuunosuke - odpowiedział spoglądając na Kunikidę znudzonym wzrokiem. Ja nie mogę z tym człowiekiem. Nie ma to jak wpaść do siedziby wrogiej organizacji i doskonale wiedząc że oni na ciebie polują przedstawić się swoim imieniem i nazwiskiem - ale to mało teraz istotne... - rozejżał się ponownie po pomieszczeniu - jest Dazai?
- ja? - głowa maniaka samobójstw wyłoniła się zza ściany sąsiedniego pomieszczenia - myślałem że wpadłeś odwiedzić swojego chłopaka... - wypalił od razu a my oblaliśmy się rumieńcem. Pierwszy zdolność mówienia odzyskał czarnowłosy
- akurat tym razem nie... Mamy poważny problem
- ugh... Ale dlaczego ja mam rozwiązywać problemy mafi? Przecież odszedłem od was więc czego ode mnie oczeku-
- porwali Chuuyę - aż wstrzymałem oddech obserwując jak twarz dazaia z jego typowej miny zmienia się najpierw na zaskoczoną ale po upewnieniu się że Akutagawa nie żartuje spoważniał do tego stopnia że było to aż przerażające. Efekt dopełniało to że dalej był kobietą.
- jesteś pewien? - Akutagawa tylko kiwnoł głową. Pomimo tego że Dazai trzymał ręce w kieszeniach płaszcza mógłbym przysiąc że zacisnoł je w pięści - choć na dach, ty Atsushi też - i z tymi słowami wyszedł z pomieszczenia a my po chwili ruszyliśmy za nim. Gdy doszliśmy na miejsce zobaczyliśmy że Dazai stoi na brzegu dachu i patrzy w dół - wiecie jak to się stało? - Akutagawa spóścił głowę
- nie... Ale znalazłem ślady walki i jego nóż w porcie. Niedaleko była kamera ale musieli mieć zaklłucacze. Coraz częściej zdarzają się tam porwania... Podejrzewamy że powstał jakiś nowy gang który przy okazji porywa i sprzedaje ludzi - na te słowa brunet aż zgrzytnoł zębami
- macie jakiś ślad mogący nas do nas doprowadzić? - zapytał starając się ukryć w głosie złość
- oddałem do analizy póbki krwi... Powinny niedługo przyjść wyniki
- świetnie. Więc wybieramy się na wycieczkę do portówki - Dazai ruszył w kieruknu drzwi prowadzących do środka - weźmiemy jeszcze Kyokę... Ktoś musi pocieszyć Kouyou - kiwneliśmy głowami i gdy ja ruszyłem po niebieskowłosą oni już wyszli na zewnątrz. Gdy do nich dołączyliśmy ruszyliśmy do jednego z tajnych przejść o których znowu tylko ja nie wiedziałem... Tak to jest zadawać się z byłymi mafiozami i jednym obecnym. Same sekrety! Gdy Dazai szedł przodem w pewnym odstępie od nas a Kyoka postanowiła dać nam jak to skwitowała "zakochanym ptaszkom" troche przestrzeni zaczeła się troche niezręczna cisza. Widziałem że Akutagawa jest spięty. I w sumie kto by nie był jak porywają kogoś kto jest troche jak twój starszy brat? Troche się wczoraj o sobie dowiedzieliśmy i Ryuu przyznał że Nakahara jest dla niego i Gin jak starszy brat a oni dla niego jak młodsze rodzeństwo. Złapałem go za rękę delikatnie i pogłaskałem kciukiem wierzch dłoni
- znajdziemy go, nie martw się - uśmiechnołem się lekko by dodać mu otuchy. Pokiwał mi głową i uśmiechnoł się lekko i scisnoł moją dłoń. Przez chwile gadaliśmy o mniej istotnych sprawach puki Dazai nie oznajmił że dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do windy i chwilę jechaliśmy w ciszy.
- Akutagawa, mieszkanie Chuuyi jest tam gdzie było zanim odszedłem? - zapytał szatyn na co dostał kiwnięcie głową - dobrze... Kyoka ty idź do Kouyou a wy idzcie po te wyniki krwi. Spotkamy się pod gabinetem Moriego - wszyscy kiwneliśmy głową poczym wyszliśmy z windy

*pov. Dazai*

Jestem wściekły. Ten kto porwał mojego uroczego Chuuyę gorzko tego porzałuje! Proszę tylko niech Chibi będzie cały. Z tymi myślami doszedłem do apartamentu rudzielca. Po chwili grzebania przy zamku wszedłem do środka i udałem się do pokoju ryżego. To co zobaczyłem nie różniło się zbytnio od tego co pamiętałem jednak jedna rzecz rzuciła mi się w oczy. Zzdjęcie stojące na szawce którego wcześniej tam nie było. Zdjęcie które zrobiliśmy sobie pare tygodni przed moim odejściem po udanej misji. Obydwoje wyszliśmy z niej troche potórbowani ale jednak wyszliśmy i obyło się bez użycia korupcji. Serce mnie zabolało gdy zobaczyłem ten wspaniały uśmiech którego obawiałem się że mogę więcej nie zobaczyć. Po policzku spłyneła pojedyńcza łza którą szybko otarłem. Szybko znalazłem coś do pisania i naskrobałem krótki list który połozyłem przed zdjęciem i wyszedłem z mieszkania ruszając w stronę gabinetu byłego szefa. Zastałem tam już naszą uroczą parkę
- macie te wyniki?
- mamy też miejsce gdzie ostatnio widziano naszego podejżanego - podali mi dokumenty do przejżenia. Po chwili przegladania papierów ze wściekłością wszedłem bez pukania do gabinetu gdzie siedział Mori w swojej żeńskiej wersji. Normalnie bym się roześmiał ale teraz nie jest mi do smiechu.
- Dazai jak dobrze że jesteś. Akutagawa wprowadził cie w szczegóły sprawy zgadza się?
- mamy iść tam sami czy pójdą z nami jaszczurki? - spytałem od razu nie mając ochoty tracić czasu
- masz pełen dostęp do naszych sił. W końcu chodzi tu o życie mojego najlepszego egzekutora - powiedział podając mi srebrną wyrocznie
- doskonale - mruknołem chcąj już udać się do zbrojowni
- A i Dazai - przerwał puki na niego nie spojrzałem - mógłbyś dla mnie zniszczyć tą organizację?
- i tak miałem taki zamiar - mruknołem wychodząc. Po krótkiej drodze do zbrojowni przez którą ludzie się na nas dziwnie gapili ale widząc z nami Akutagawę nie zamierzali atakować dotarliśmy do naszego celu gdzie zastaliśmy już jaszczurki. To było troche dziwne widząc ich wszystkich w tym stanie. Ale przynajmniej teraz ci co błędnie myslą że Gin jest chłopakiem po części mają rację. Podszedłem do skrzyni w której znajdywała się broń po czym wyciągnołem drugi pistolet i magazynki. Zignorowałem dziwne spojżenia żołnierzy i po zaopatrzeniu się w to co potrzebne podszedłem do stołu na środku pomieszczenia
- mam plan który powiedzie się tylko wtedy jeśli będziecie się go ściśle trzymać - zaczołem lecz przerwał mi jakiś randomowy rzołnież który raczej musiał tu zawędrować w ciągu tych 4 lat co mnie nie było
- dlaczego mamy się słuchać kogoś kto nawet nie jest w mafi? - zapytał. Oj nie wiesz chłopcza z jakimi siłami nieczystymi zaczynasz. Wszyscy dowódcy jaszczurek oraz Akutagawa spojżeli na niego z czymś w rodzaju współczucia? Zmieszanego z dużą miarką krytyki dla jego niewyobrażalnej głupoty. Westchnołem i przybrałem jeden z moich fałszywych uśmiechów zarezerwowanych dla moich wrogów
- podejdź tu - nakazałem a on to niepewnie zrobił. Jak tylko znalazł się w zasięgu wyciągnołem pistolet i wycelowałem w niego patrząc pustym wzrokiem na jego teraz zdziwiono-przerażoną twarz - słuchaj no. Wolałbym tego nie robić bo chciałbym żeby jaknajwięcej z was poszło ale jesli jeszcze raz w jakikolwiek sposób zakwestionujesz to co teraz powiem to odstrzelę ci ten pusty łeb, potem pójdę po ciebie do piekła zwracając ci tym samym życie i zakończę twoją egzystęcje ponownie w niewyobrażalnych katuszach zrozumiano? - uśmiechnołem się kolejny raz na co on jeszcze bardziej przerażony pokiwał szybko głową - świetnie. Do której grupy należy? - spojżałem po twarzach dowódców po których wywnioskowałem że jest on częścią oddziału Gin - jeszcze lepiej. Gin skarbie zajmiesz się tym gamoniem gdy wrócimy z misji? - co jak co ale Gin ma to coś jak Akutagawa, to chyba genetyczne, że nietoleruje niesubordynacji i kara za niesubordynację u nich jest gorsza niż kara śmierci. Gdy ten delikwent odszedł na swoje miejsce wznowiłem wywód tym razem najpierw kładąc wyrocznię na stole - Dla tych co mnie jeszcze nie poznają nazywam się Dazai Osamu i byłem najmłodszym hersztem w histori mafi więc każdy kto się nie posłucha oberwie i nie żartuję. Czy to jasne? - na sali rozbrzmiało jednogłosne "Tak" ze strony rzołnieży. Co jak co ale reszta towarzystwa wie kim jestem i do czego jestem zdolny. No może poza atsushim i Kyoką która razem z Kouyou przyszły niedawno. Zaczołem omawiać plan. Wszyscy obecni w pomieszczeniu mieli ze mną iść do kryjówki wroga nie licząc dwóch właścicielek demonów które miały się zająć szukaniem typa od zmiany płci i odkrycia sposobu na cofnięcie tego. Gdy plan został całkowicie omówiony a wszyscy wiedzieli co mają robić rozeszliśmy się szykować i gdy zaczynało się ściemniać ruszyliśmy w stronę bazy wroga.

*godzina 11*
*pov. Chuuya*

Obudziłem się z tępym bólem głowy z tyłu oraz z bolącą szyją. No bo czego się spodziewasz jak zostajesz przywiązany do krzesła i jesteś nieprzytomny w tej pozycji. Która była godzina? Rozejżałem się po pomieszczeniu którego nie znam. Zero okien, zegara lub czegoś co by mi dało odpowiedź na moje pytanie. Postanowiłem więc spróbować sobie przypomnieć jak się tu znalazłem

*retrospekcja*

Wyszedłem z alejki i wmieszałem się w tłum. Chodziłem tak przez długi czas bez celu. Potem poszedłem do jakiegoś sklepu żeby zabić czas i kto wie może coś kupić. Niestety po bezsęsownym łarzeniu nic nie znalazłem. Gdy było już koło 15 poszedłem coś zjeść a potem ruszyłem w kierunku budynku mafi by zdać raport i pójść się położyć i przemyśleć całą sytuację. Zachaczyłem jeszcze o miejsce gdzie często spotykalismy się z Dazaiem głównie dlatego że ten idiota znowu próbował popełnić samobójstwo. Usiadłem sobie na murku i zaczołem przypominać sobie te wspaniałe chwile spędzone z makrelą. Pochłonięty swoimi myślami nie zauważyłem że ktos do mnie podchodzi
- hej mała zgubiłaś się? Nie wiesz że o tej porze jest tu niebezpiecznie? Jak chcesz to możemy cie odprowadzić - powiedział jakiś facet zbliżając się do mnie razem z kumplami. Spojżałem na nich z odrazą i wstałem
- nie trzeba, dam sobie radę - już chciałem odejść gdy ten nagle złapał mnie za rękę. Oj zrobi się nieciekawie...
- nalegam - uśmiechnoł się w sposób przez który chciało mi się żygać. Ciekawe czy gdyby wiedział kim jestem też by tak nalegał
- Puszczaj. Mnie. Już. - syknołem sięgając drugą ręką po mój nóż
- bo co? - chyba wydawało mu się że skoro już mnie złapał to wygrał bo jego pseudo miła postawa się zmieniła
- bo to - szybko przejechałem mu nożem po nadgarstku a następnie gdy mnie puścił kopnołem ho w brzuch z taką siłą że odleciał do tyłu ze dwa metry. Gdybym użył mocy napewno odleciał by dalej ale przecież nie chcę ich uzywać bo po co. Z nimi sobie napewno poradzę i bez nich.
- ty suko! Brać ! - krzyknoł ten typek trzymając się za krwawiący nadgarstek. Szczerze to mogłem naciąć głębiej. Nie miałem zbytnio czasu na zasmucanie się z tego powodu bo rzucił się na mnie jego kumpel. Uchyliłem się od jego ciosu i kopnołem go z podskoku w głowę. Jezu jak ja się cieszę że nie zgodziłem się na jedną z wielu sukienek które mi proponowały. Następny który mnie zaatakował oberwał najpierw w nos a potem nożem między rzebra. Cóż chyba nie obejdzie się bez ofiar. Będąc zajętym kolejnym przeciwnikiem kątem oka zauważyłem że ten którego dźgnołem od tak sobie wstał jakby nie oberwał właśnie nożem. Że kurwa co?! Dobra nie, koniec z NIE korzystaniem z mocy! Korzystając z chwili w której przeciwnicy zadawali mi ciosy sznórowałem im buty lub rozbrajałem ich i inne takie drobiazgi by nie zauważyli. Niby mieli przewagę ale napewno im się nie dam! Walczyłem z nimi a oni jakby nigdy nic leczyli swoje rany. Jakim cudem pytam się?! Walka troche trwała gdy nagle jeden z nich użył zdolności. Po tym zapadła ciemność.

*teraźniejszość*

Ugh... Niedość że zostałem związany to jeszcze poturbowany! Zastanawiałem się nad tym gdzie mogę być ale to co mnie otaczało w cale mi nie mówiło gdzie mogę się znajdować. Nagle usłyszałem stukanie butów a potem otworzyły się drzwi.
- widzę że się obudziłaś moja droga - odezwał się jakiś facet - słyszałem co zrobiłaś moim chłopcom. Jestem pod wrażeniem. Proponuję ci układ. Dołączysz do mojego gangu. Jeśli jednak odmówisz potraktuję cie jak inne ładne buźki - złapał mój podbródek i zmusił do patrzenia na niego - decyzja należy do ciebie
- w życu! Poza tym spóźniłeś się dobre pare lat z tą propozycją
- no nic... Może po kilku dniach niewoli połączonych z tym co cie będzie czekać jak się nie zgodzisz sprawi że zmienisz zdanie... A jak nie to będzie to przygotowanie dla ciebie - mruknoł z uśmiechem i ruszył w stronę wyjścia - wiecie co macie robić - powiedział do swoich pachołków po czym wyszedł. Wszyscy stali z głupkowatymi uśmieszkami i patrzyli to na siebie to na mnie. Nie powiem nie podoba mi sięta sytuacja dlatego zaczołem szarpać się z linami. Oczywiście tylko na pokaz. Lata spędzone z Dazaiem to była świetna szkoła aktorska. Zrobiłem przerażoną minę i zaczołem się szarpać mocniej gdy ten któremu pociołem nadgarstek zaczoł się do mnie zbliżać
- dostaniesz za swoje - powiedział po czym zaczoł rozpinac moje spodnie. I w tym momencie stała się rzecz której napewno się nie spodziewał ponieważ był pewien że moje ręce i nogi są związane. Mianowicie złapałem go za gardło i bez trudu podniosłem tak że zaczoł się dusić
- ta zabawa przestała mi się już podobać - mruknołem ściskając jego szyję jeszcze bardziej. Jego towarzysze zrobili oczywiście to czego się spodziewałem. Mianowicie wyjeli broń i zaczeli tępo strzelać do mnie. Naprawde te gangi schodzą na psy. Wokół mnie pojawiła się czerwona poświata a kule zatrzymały się na mojej bluzie. A oni wystrzelali już swoje magazynki. Idioci. Machnołem wolną ręką i strzeliłem pociskami wcześniej skierowanymi do mnie w kluczowe miejsca organizmu. Serce, płuca, mózg. W sumie mógłbym wykonać egzekucję czemu by nie. Puściłem tego co go dusiłem a on zaczoł gwałtownie łapać oddech i odsunoł się jak najdalej ode mnie
- K...Kim ty jesteś?! - naprawde oni są tacy niedoinformowani czy tępi że po urzyciu mojej mocy dalej nie domyśla się kim jestem
- och... Nikim ważnym... Zwykłym egzekutorem mafi portowej a co? - powiedziałem jakby od niechcenia. A jego wyraz twarzy to było cudo normalnie - ugh... Nie macie tu jakiejś cegły lub czegoś? - zapytałem się rozglądając się po celi - no trudno... - oparłem się o ścianę i uaktywniłem ponownie zdolność wyrywając jej fragment taki by nikt nie zauważył po czym złapałem go za kołnierz i rzuciłem na podłogę. On próbował ode mnie uciec ale nie dałem mu i następnie dało się słyszeć tylko głośne chrupnięcie i jęki bólu spowodowanego rozwaleniem szczęki. Sięgnołem po jego pistolet i patrzyłem na niego delektując się jego cierpieniem celując w niego i widząc w jego oczach prośbę  zakończył jego cierpienie. Potem strzeliłem - raz by wydłużyć jego cierpienia, drugi by dalej wydłużać jego cierpienie i trzeci ostateczny - odbierający życie. I w chwili gdy egzekucja dobiegła końca do celi wbili zaalarmowani ludzie. No nie powiem słabo u nich z czujnością. Popatrzyłem na nich znudzony gdy podnieśli swoje broniei strzelili
- naprawde naiwni... - mruknołem i wystrzeliłem ich pociski w ich stronę. Potem przeszedłem sobie po ich trupach w stronę wyjścia. Szedłem sobie korytarzem gdzie nie było nikogo. Albo to byli wszyscy ochroniaże albo naprawde u nich ciężko z ludźmi
- nie sądziłem że jesteś aż tak dobra by załatwić tylku moich ludzi... A może raczej powinienem powiedzieć dobry? Nie sądziłem że jeden z egzekutorów mafi jest tak niski - zaśmiał się pod nosem
- Kogo niby nazywasz niskim?!
- tego kto niski jest... Zabiłeś moich najlepszych ludzi w mniej niż 20 minut... Nie sądzisz że jesteś mi winien jakieś odszkodowanie?
- jeśli przez odszkodowanie masz na myśli bilet w jedną stronę do trumny to masz rację - warknołem patrząc na niego wrogo
- oj oj... Uważaj bo się przestraszę - mruknoł a jego oczy zaświeciły się czerwonym blaskiem. Poczułem że nie mogę się ruszyć. Widziałem wszystko i byłem świadomy tego co się dzieję ale straciłem panowanie nad własnym ciałem. A ten typek teraz tylko do mnie podszedłi złapał ponownie złapał mój podbródek i popatrzył się na mnie a jego twarz zdobił uśmiech zwycięzcy - jesteś teraz mój i nic z tym nie możesz zrobić

*czas nalotu na bazę*
*pov. Dazai*

Jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany na misji. Wszyscy byli jużna stanowiskach. Oddziały jaszczurek oraz oddział Akutagawy pod wodzą Higuchi obstawiała wszystkie wyjścia z budynku a ja z Akutagawą i Atsushim szykowaliśmy się do wejścia do środka
- wchodzicie powoli za kilka minut jasne? Obstawcie wszystkie wyjścia i wyprowadźcie więźniów tak by byli bezpieczni. My poszukamy szefa organizacji - to powiedziawszy wszedłem do środka budynku a za mną moi dwaj uczniowie o czym świadczyły odgłosy ich butów. Co wydało mi się dziwne po drodze nie spotkaliśmy żadnego strażnika. Wogule nikogo tam nie było co wydało mi się nazbyt dziwne. Po paru minutach bezsęsownego rozglądania się po pomieszczeniach dotarliśmy do drzwi za którymi znaleźliśmy jakiegoś typka w garniaku siedzącego za biurkiem z bezczelnym usmiechem
- czym sobie zasłużyłem wtargnięciem takich piękności do mojego gabinetu? - zastanowiłem się czy on napewno wie z kim ma doczynienia
- szukamy koleżanki. Ktoś widział ja z twoimi ludźmi ostatnio - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem
- niestety... Nie wiem o kim mówicie... Nie kontroluję swoich ludzi
- to warto zacząć - warknołem na co on tylko się usmiechnoł
- mówisz? Wiesz... Może jednak mam pojęcie o kim mówisz... Wczoraj wysłałem swoich ludzi by złapali jakąś nową panienkę by rozkręcić jeszcze bardziej mój biznes... Ale nie sądziłem że złapią egzekutora portówki... Mówisz żebym zaczoł kontrolować swoich ludzi? Jak chcesz moja droga - pstryknoł palcami a z cienia wyłoniła się osoba której nie spodziewałem się nigdy zobaczyć w takiej sytuacji. Chuuya stał obok niego i patrzył się na nas beznamiętnym wzrokiem. Pustym. Tak bardzo nie pasującym do niego. Jednak to co najbardziej przykuło moją uwagę to kolor jego oczu. Fioletowe. Szczerze to te też są ładne ale zdecydowanie wolę jego prawdziwe oczy. Te niebieskie w których się zakochałem. - Chuuya pokażesz naszym gościom wyjście? - ryży ruszył się z miejsca ale chwilę potem nie wytrzymałem więc strzeliłem do tego dupka co ma czelność rozkazywać mojemu Chuuyi. Niestety pocisk nie trafił go tylko został zablokowany przez aktualnie fioletowookiego - aj aj aj...no i zrobi się nie fajnie... Nie chcecie po dobroci to będzie siłą - pocisk odleciał w moją stronę ale gdy już myślałem że zostanę nim trafiony on przeleciał koło mojej twarzy i tylko lekko drasnoł mój policzek. I zauważyłem że nie spodobało się to czerwonookiemu bo jego oczy zaświeciły tak samo jak te niskiego mafiozy. Czyli Chuuya walczy z nim. Przynajmniej wiem że dalej tam jest. Ale mój triumf nie trwał długo bo zostałem zaatakowany i rzucony brutalnie o ścianę. Po chwili w wir walki włączyli się Atsyshi i Akutagawa. Odkaszlnołem odrobiną krwi i postanowiłem wykorzystać tę chwilę na skontaktowanie się z resztą
- Higuchi znaleźliście więźniów?!
- tak. Wyprowadziliśmy ich
- uciekajcie jak najdalej od budynku!
- przyjełam! - wstałem i chwilę potem prawie oberwałem Atsushim który przeleciał przez ścianę robiąc w niej dziurę
- słuchaj Chuuya nie musisz tego robić! Walcz z nim! - krzyknołem poczym tym razem oberwałem Akutagawą i wylecieliśmy na zewnątrz budynku. Czyli to tak czuły się nasze ofiary? Popatrzyłem na idące w naszą stronę postacie
- wykończ ich - powiedział z uśmiechem czerwonooki jednak wtedy zobaczyłem że oczy ryżego zmieniły się na niebieskie. Potem znowu na fioletowe i tak kilka razy. Usłyszałem też krzyk bólu z ust ryżego który rozrywał mi serce
- Chuuya walcz z nim! - postanowiłem wstać i kupić troche czasu chłopcom na pozbieranie się bo trzeba przyznać że mocno oberwali - nie my jesteśmy twoimi wrogami!
- ugh jesteś denerwujący... Po jakiego walczysz skoro przegrasz - warknoł ten skórwiel po czym chyba nasilił użycie swojej mocy bo oczy  przestały się zmieniać i pozostały fioletowe - użyj korupcji - rozkazał

*pov. Chuuya*

Po co mu to? Po co mu to że ich zabiję? Patrzyłem na Dazaia nie mogąc nic zrobił gdyż sama walka z nim kosztowała mnie mnóstwo energi.
- Zrób to! - Nie nie nie!
- Posłańcy mrocznej hańby... - nie tylko nie to! Nie, proszę nie!
-Nie! - Dazai ponownie zbliżał się w moją stronę
- ... Nie bódźcie mnie ponownie... - zaczołem tracić świadomość i teraz wszystko było zamglone. Przez moje ciało przeszła fala energi spowodowanej uwolnieniem boga destrukcji. Proszę Dazai tylko nie umieraj...

*pov. Dazai*

Nie nie nie nie! Do moich uszu dobiegł śmiech. Ten cholerny śmiech którego nienawidzę. Zawsze gdy go słyszę obawiam się o to czy zdążę na czas by ocalić jedyną osobę na której mi zależy
- nie masz pojęcia co zrobiłeś! - krzyknołem do czerwonokiego zbira który odpowiedział mi śmiechem
- jak to niby nie wiem... Teraz nie macie przeciwko niemu żadnych szans! - zaśmiał się a ja w duchu podziękowałem sobie że nie ostępnialiśmy tych informacji na prawo i lewo
- teraz ty nie masz nad nim kontroli a on nie wie kto jest jego wrogiem lub przyjacielem. Istnieje teraz tylko po to bu niszczyć! - i jak na zawołanie koło mojego wroga wylądował grawiton i odrzucił go gdzieś w dal. A ja ruszyłem w kierunku Atsushiego który razem z Akutagawą unikał spadających grawitonów
- uciekajcie jak najdalej z tąd - krzyknołem przekrzykując wybuch - Atsushi sprowadź Yosano tutaj... Ja spróbuję go powstrzymać
- jesteś pewien że ci się uda? - krzyknoł Atsushi będący teraz dość daleko ode mnie bo uciekł od wybuchy
- przekonamy się. Idźcie z tąd już! - oni kiwneli tylko głowami i pobiegli jak najdalej. Gdy Chuuya odpuścił sobie rzucanie w nich spojżał na mnie i wycelował grawiton. Zdołałem odskoczyć jednak siła wybuchu odrzuciła mnie troche dalej. Ryży postanowił zejść na ziemię i podszedł do mnie chichocząc i tworząc kolejny grawiton który jednak rzucił gdzieś indziej zaczynając destrukcję otoczenia. Popatrzyłem na niego z przerażeniem. Jeszcze chwila zwlekania i mogę go stracić! Kurwa Dazai weź się w garść! Podniosłem się ledwo i zaczołem podchodzić do niego kulejąc. Zazwyczaj kończę ze złamaną ręką ale wtedy gdy naprawde potrzebuję się śpieszyć to kurwa nogę myszę złamać! W momęcie gdy największy grawiton miał zostać opuszczony na ziemię dotarłem do niego i złapałem go za rękę. Otoczyła nas delikatna poświata mojej mocy a zaraz po jej zniknięciu w moje ramiona poleciał półprzytomny niebieskooki. Uklęknołem z nim w ramionach i mimowolnie zaczołem płakać
- Da... Zai... - mruknoł rudowłosy patrząc na mnie i lekko się uśmiechnoł - U...dało ci... się... - sam się uśmiechnołem i otarłem łzy
- odpocznij trochę... Tylko mi nie odchodź dobrze? - przytuliłem go a on lekko odwzajemnił. Potem się lekko odsunołem i położyłem rudzielca na kolanach jako że był już nieprzytomny. Teraz miałem okazję przyjżeć się jak dokładnie wygląda jako dziewczyna i nielicząc tej teraz wszechobecnej na jego twarzy krwi to naprawdę wyglądał mega uroczo. Odgarnołem jego włosy z czoła i lekko się usmiechnołem. Zdążyłem go ocalić przed nim samym pomimo tego że sytuacja wyglądała tragicznie.

*pov. Atsushi*

Biegliśmy razem z Akutagawą i Yosano w stronę gdzie niedawno toczyła się walka. Zaskakując szybko się tu dostała ale teraz to mało istotne. Gdy dotarliśmy do naszego celu zobaczylismy Dazaia klęczącego a na jego kolanach leżał Chuuya. Na początku myślałem że się nie udało ale gdy zobaczyłen lekki usmiech na twarzy Dazaia oraz lekkie ruchy klatki piersiowej ryżego odrzuciłem tą negatywną myśl. Yosano podeszła do nich i uzyła swoich mocy by wyleczyć mafiozę a w tym czasie ja pomogłem memu mentorowi wstać. Akutagawa wzioł nieprzytomnego ryżego na ręce w stylu panny młodej przez co zrobiłem się lekko zazdrosny ale odgoniłem te myśli. Z resztą Akutagawa wygadał się że Chuuya zakochał się w Dazaiu tylko się do tego nie przyznaje. Wróciliśmy więc do budynku mafi a jaszczurki i Yosano zajeli się osobami porwanymi

*time skip*
*pov. Chuuya*

Obudziłem się i pierwsze co usłyszałem to wnerwiające pikanie aparatury medycznej. Zadziwiający był fakt że poza potwornym zmęczeniem nie czułem żadnych skutków ubocznych użycia korupcji. Następną zadziwiającą rzeczą było to że na krześle obok łóżka spał Dazai trzymający moją rękę. Trzecią rzeczą było to że znowu był w swoim normalnym wcieleniu a po krótkiej chwili jakiej mój mózg potrzebował odkryłem że ja też. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie obudzić szatyna ale nim zdołałem podjąć decyzję on sam się obudził i usmiechnoł do mnie. Ja tylko przetarłem oczy i popatrzyłem na niego również się usmiechając
- nie pamiętam kiedy ostatnio obudziłem się po uzyciu korupcji i ty byłeś obok... Miłe uczucie... - powiedziałem i odwróciłem wzrok lekko speszony tym co właśnie powiedziałem. Chwilę potym zostałem zamknięty w uscisku i poczyłem na ramieniu coś mokrego. A były prawdopodobnie łzy sądząc po tym że usłyszałem ciągnięcie nosem
- nie rób tak więcej dobrze? - szepnoł szatyn gdy już unormował choć trochę głos - następnym razem poprostu nie odchodź od nas... - szczerze to ucieszyłem się że Dazaiowi jednak na mnie zależy
- dobrze... A zmieniając temat to ile spałem?
- prawie cały dzień... Jak się okazało zmieniliśmy się bez odnalezienia posiadacza tej zdolności... Ale muszę go znaleźć i zmusić by zmienił ci ponownie w dziewczynę
- Hę? A to niby dlaczego?! - na moją reakcję się uśmiechnoł i przybliżył swoją twarz do mojej
- bo wyglądałeś mega uroczo - mruknoł po czym krótko mnie pocałował na co ja stałem się czerwony na co on tylko się zaśmiał i odsunoł i sięgnoł po kule chyba z zamiarem wyjścia
- idziesz już? - zapytałem nie ukrywając smutku w głosie. No bo po co i tak by się dopatrzył tego więc nie ma co udawać. On tylko wstał i odwrócił sie do mnie
- wiesz chciałem ci dać trochę spokoju... - złapałem go za rękę tak by nie mógł odejść
- nie będę spokojny jeśli ze mną nie zostaniesz - powiedziałem spuszając wzrok. Uslyszałem jak szatyn wzdycha a po chwili jak się usmiecha. Naprawdę to usłyszałem!
- to przesuń się troche bo to krzesło nie jest najwygodniejsze... - z chęcią zrobiłem co mi kazał i gdy tylko położył się na łóżku ja się w niego wtuliłem i teraz to ja zaczołem płakać
- bałem się że ci coś zrobię... Pomimo tego że starałem się z nim walczyć byłem za słaby by z nim wygrać - wyszeptałem starając się jak najbardziej ukryć wtulony w brązowookiego. W odpowiedzi odszymałem jedynie delikatne głaskanie po głowie połączone z zabawą moimi włosami
- najważniejsze że tobie nic nie jest... - przytulił mnie i pocałował w czoło - gdyby tobie coś się stało nie przeżył bym tego... - i tak sobie leżeliśmy w ciszy której chyba nikt nie chciał przerywać. W końcu gdy zaczołem ponownie przysypiać Dazai postanowił przerwać tą wspaniałą ciszę - hej Chibi?
- hmm? - mruknołem dalej mając zamknięte oczy
- czy gdyby ta sytuacja się nie wydarzyła a ty byś nie uciekł z tej alejki, to gdybym zapytał się czy chcesz ze mną gdzieś pójść... To poszedłbyś ze mną? - spojżałem na niego przez chwilę przetwarzając to co powiedział
- w sęsie pytasz się czy poszedłbym wtedy z tobą na randkę? - zapytałem a rumieniec na jego twarzy odpowiedział mi na moje pytanie
- N-Nie musiała by to być r-randka jeśli byś nie chci- przerwałem mu całując go w policzek. Co jak co ale to było dziwne bo Dazai nigdy się nie jąka. Czyli chyba naprawde mu zależy
- poszedł bym...
- N-Naprawdę? - pokiwałem głową a on się lekko usmiechnoł - a gdy w końcu wyleczę nogę - tu pokazał na swój gips - to będziesz chciał ze mną pójść? - zrobił szczenięce oczy patrzące na mnie z nadzieją. Ja się tylko do niego przytuliłem by ukryć to że jestem czerwony
- zadajesz głupie pytania... - mruknołem a po chwili ciszy dodałem cieche "Tak" po czym zaczołem znowu zasypiać czując się bezpiecznie w jego ramionach

*************************
4952 słów...
Jakby to zliczyć z poprzednią częścią to by wyszło powyżej 9000 więc dobrze że to na dwie części podzieliłam. Swoją drogą to po 3500 strasznie mi watt zaczoł ścinać. Wiem że zepsułam końcówkę (możliwe że całość) i za to przepraszam

Jeszcze taka notka co do porywaczy.
Ten ich szef to było powiedziane jaką ma moc
Ten na którym Chuuya przeprowadził egzekucję to ma moc dzięki której wytworzył wstrząs przez który Chuu stracił przytomność
A jakiś inny z tej ekipy miał moc uzdrawiania ran ale tylko osób z którymi wcześniej podał nawet odrobinę swojej krwi

I to tyle dziękuję za czytanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro