Rozdział dziewiętnasty: Rozstania i Wyznania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jughead POV.

- Czekaj, czekaj, jeszcze raz, tylko powoli. Co to znaczy, że z nami koniec?

Moje pytanie  było bardziej retoryczne i grzecznościowe niż szczere, ponieważ planowałem to zrobić od jakiegoś czasu. Relacja z Toni nie była zdrowa. Owszem, bardzo przyjemna, ale niezdrowa. Prędzej czy później skrzywdzilibyśmy się nawzajem, między nami nie było głębokiego uczucia. Jak najbardziej, były emocje, ale przecież emocje to nie uczucia, trzeba umieć to rozgraniczyć. Nie mogę powiedzieć, że jej słowa mnie zabolały, byłem na to przygotowany. Nawet nie protestowałem, czułem, że tak właśnie może się stać. Ta sytuacja przypominała mi wizytę u dentysty, podczas której będą wiercić Ci w zębie. Wiesz, że będzie boleć, ale nie wiesz kiedy, więc siedzisz spięty cały czas, oczekując na ukłucie, które sprawi, że skrzywisz się na fotelu.  Nasz związek opierał się na seksie, smutne, ale prawdziwe, a to znaczy, że na tym fundamencie nic mocnego nie powstanie.

 Zaznaczę, sytuacja była chujowa. Właśnie zerwała ze mną moja najlepsza przyjaciółka, pierwsza dziewczyna, która zaakceptowała mnie dokładnie takiego jakim jestem, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie bolało mnie to, że się nie kochamy. Zdałem sobie sprawę z tego, że to będzie miało okropny wpływ na naszą przyjaźń, a to sprawiało, że miałem ochotę zacząć wyć. Miałem ogromne poczucie winy, robiłem sobie wyrzuty i plułem w brodę. Jak mogłem na to pozwolić? Przecież w głębi duszy miałem świadomość, że nie będę potrafił zaangażować się w to na sto procent. A skoro wiedziałem, że nie będę mógł się angażować, to dlaczego to zrobiłem? Nie wybaczę sobie, jeśli przez to ucierpi nasza przyjaźń. A jaki był powód mojego braku zaangażowania?

 Powód był jeden i miał blond włosy.

 Bóg mi świadkiem, starałem się, próbowałem dać z siebie wszystko, ale nie wychodziło. Zraniłem Toni. Świadomość tego mnie przytłaczała. Odetchnąłem głęboko, czując na sobie jej spojrzenie. Teraz, po fakcie, poczułem, jak bardzo będzie mi brakować jej ciepła obok siebie, jej cynamonowego zapachu, jej włosów, które opadały na moją twarz, podczas seksu. Prawda była jednak brutalna, miłość to nie pożądanie, miłość to nie przywiązanie. Miłość to miłość. A tutaj jej nie było.

 Zabrałem się na odwagę, by zadać pytanie, na które nie chciałem słyszeć odpowiedzi.

- Czyli - zacząłem - Co z nami?

- Mam nadzieję, że nic - Toni spojrzała mi w oczy i położyła dłoń na policzku, uśmiechając się przy tym smutno - Jesteś cudownym facetem, Jug, nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. Nie przestałam Cię lubić, możesz na mnie liczyć, coby się na tym świecie nie działo, zawsze będę za Tobą, wspierając Cię. Ale miejsce obok Ciebie nie jest dla mnie. Wiesz o czym mówię, prawda?

 Odetchnąłem z ulgą, czując jak gigantyczny kamień spada z mojego serca, prawdopodobnie zrobiłem przy tym śmieszną minę, ponieważ Toni zachichotała i przytuliła się do mojej piersi. Nie zastanawiałem się długo i przycisnąłem ją do siebie, rozkoszując się jej ciepłem i miarowym oddechem. Trochę pocieszał mnie fakt, że ona również o tym myślała, to znaczy, że nie zraniłem jej aż tak bardzo jak myślałem. No i cieszyłem się jak małe dziecko z tego, że Toni nie potraktuje mnie tak jak na to zasługuję i nie zerwie ze mną kontaktu. Chwyciłem delikatnie je twarz i zmusiłem by spojrzała mi w oczy.

- Przepraszam, Toni.

- Nie przepraszaj pokręciła głową - Nie masz za co, nie jestem zła.

- Oczywiście, że mam za co!

- Nie, nie masz - położyła mi palec na ustach - Posłuchaj Jug, ja też przepraszam. Nie szukałam związku, raczej przygody, ostatni miesiąc przetrwałam tylko dzięki Tobie, potrzebowałam kogoś na kogo mogłam liczyć, przy kim mogłam zapomnieć o całym świecie. Spełniłeś tę rolę idealnie. I za to cholernie mocno Ci dziękuję. Sam wiesz, u mnie w domu... cóż, jest nieciekawie.

 Rozumiałem co miała na myśli. Faktycznie, spędzała w mojej przyczepie większość czasu, do swojego domu rodzinnego nie wracała, o ile nie musiała. Zrobiło mi się jej szkoda, jej rodzice uzależnieni byli od narkotyków, które zniszczyły im życie. Toni od najmłodszych lat musiała pracować, byle się utrzymać, bo na pomoc rodziców nie miała co liczyć. Podobnie jak ja, musiała szybko dorosnąć. Mieliśmy ze sobą bardzo wiele wspólnego i to właśnie sprawiało, że byliśmy ze sobą tak blisko. Pamiętałem, jak przed dwoma tygodniami, Toni wróciła, cała zalana łzami z czerwonym śladem uderzenia na policzku. W krótkich słowach wyjaśniła, że to jej ojciec, wtedy poznałem całą prawdę. Musiała przytrzymać mnie wtedy za ramię, bym nie pojechał tam i nie wyjaśnił mu, jak traktuje się kobiety. Szczególnie, taką cudowną kobietę, jak Toni, która zasługiwała na wszelkie szczęście na tym świecie.

 Odwróciła wzrok i łzy błysnęły w jej oczach. Powinienem był się obrazić, poczuć wykorzystany albo coś w ten deseń, ale miałem ochotę skakać ze szczęścia. Oboje zachowaliśmy się jak dzieciaki, które z dorosłością nie mają nic wspólnego! Czy może być piękniej? Zaśmiałem się, ściągając na siebie jej spojrzenie, zdałem sobie sprawę, że ona również bała się tego jak zareaguję, ona też nie chciała kończyć naszej przyjaźni. Nie będziemy już parą, ale wciąż możemy być przyjaciółmi, którzy skoczą za sobą w ogień. Ponownie chwyciłem jej twarz i pocałowałem ją w czoło, obdarzając ją ciepłym uśmiechem.

Lepiej być dobrym przyjacielem, niż słabym chłopakiem.

 Nie rozumiała chyba niczego, z tego co się stało. Bałem się, że oboje się skrzywdzimy, a tym czasem nasze rozstanie to ulga dla wszystkich! Nawet Sweet Pea narzekał ostatnio, że zbyt wiele czasu spędzam z Toni i zaniedbuję kumpli, ale Fangs wyjaśnił mi, że najprawdopodobniej jest o mnie zazdrosny, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.

- Nie jesteś zły? - zapytała, szeroko otwierając oczy.

- Kocham Cię, Toni - wyznałem - Jesteś dla mnie jak siostra, jeśli cokolwiek się stanie, zawsze możesz tutaj przyjść. Ta przyczepa to Twój dom. Przecież wiesz, że jak będzie trzeba to dam się za Ciebie pokroić! Myślałem nad tym od dłuższego czasu, ale bałem się, że Cię zranię. Pogadamy o tym? Jak kumple? Kumple mówią sobie wszystko, prawda?

- Spałeś z siostrą, Jones. To nie świadczy o Tobie zbyt dobrze.

 Uśmiechnęła się szeroko, a ja zapisałem ten obraz w pamięci. Już zawsze chcę ją widzieć taką uśmiechniętą, mam nadzieję, że znajdzie kogoś, kto będzie na nią zasługiwał i jej nie skrzywdzi. No cóż, a jeśli skrzywdzi to ja skrzywdzę jego. Toni wzięła kubek z herbatą do ręki, usiadła po turecku i wbiła we mnie wzrok, czekając na rozwój wydarzeń. Nie dałem się wyciągnąć w pole, wiedziałem, że chce usłyszeć ode mnie to co bałem się wyznać, a czułem głęboko pod skórą.

 Była późna noc, a ja o piątej rano miałem zameldować się pod krzakami domu Betty Cooper z drabiną. Nie miałem pojęcia jak wstanę, ale nie zamierzałem iść spać. Chciałem wyjaśnić sobie wszystko z Toni tak, by nie pozostały żadne niedomówienia.

- Okej - westchnęła z rezygnacją - Zacznę. Ale nie możesz nikomu o tym powiedzieć, jasne?

- Mam przysiąc na mały paluszek?

- Nie, młotku - zaśmiała się, a po chwili na jej twarzy pojawił się duży rumieniec - Jestem biseksualna. Spotykałam się z Tobą, ale podkochiwałam się w jednej dziewczynie, myślałam, że związek z Tobą pomoże mi się określić, no wiesz, kogo wolę bardziej.

 Prawie oplułem ją herbatą, którą miałem w ustach, ale w ostatnim momencie powstrzymałem odruch. Nie miałem nic przeciwko, oczywiście, ale miałem prawo być zaskoczony. Byłem chyba jedyną osobą, której o tym powiedziała, o czym poinformowało mnie jej niespokojne spojrzenie. Podziwiałem jej odwagę, musiała nieźle zaryzykować, by wyznać taką rzecz chłopakowi, z którym właśnie zerwała. Potem jednak uśmiechnąłem się szeroko, Toni mi ufała. Może ja też powinienem wreszcie zaufać jej? Nie było lepszego momentu.

 Tylko jednak świadomość, że moja dziewczyna zerwała ze mną dla innej dziewczyny, nieco kłuła moją dumę.

- Uważasz, że jestem dziwna?

- Nie! - zawołałem szybko - Oczywiście, że nie... Jesteś odważna. Udało Ci się ustalić swoją orientację?

Pokiwała głową.

- Mam dziewczynę, kochamy się - wyrzuciła z siebie szybko -Musimy się ukrywać, jej rodzice tego nie akceptują. Chodzi z Tobą do szkoły, ale ma o Tobie złe zdanie, wybacz.

- Też mi, kurwa, nowość - parsknąłem - W tej szkole są dwie, może trzy osoby, które nie uważają mnie za dziwaka. Jak nazywa się Twoja dziewczyna?

- Cheryl Blossom.

 Jasna cholera.

 Poczułem, że robi mi się słabo i zdałem sobie sprawę jak okropnym musiałem być chłopakiem, skoro nie zauważyłem, że moja dziewczyna ma problemy z własną orientacją, a na boku spotyka się z najbogatszą dziewczyną w mieście. Swoją drogą ich relacja musiała być ciekawa. Chciałem wiedzieć o tym wszystko, zastanawiałem się jakim cudem dziewczyna z South Side zakochała się z wzajemnością w córce milionerów, która na wszystkich biedniejszych, patrzyła jak na robaki.

 Jednak, myśląc o tym na spokojnie, to przecież właśnie to było w miłości najpiękniejsze i najcudowniejsze. Nigdy nie wiesz kogo pokochasz, może jest to osoba, którą znasz od dziecka,  może osoba, którą ledwo co poznałeś, może ktoś bogaty, a może ktoś biedny. Miłość nie ma względu na osoby.

 Może nawet pokocha Cię osoba, która drwiła z Ciebie całe życie?

 Zrozumiałem to co chciał powiedzieć mi mój mózg. Toni bawiła się swoimi palcami i opowiadała mi o tym jak się poznały pewnego dnia w kinie, o tym jak Cheryl płakała jej w ramię tłumacząc, że nikt jej nie kocha, że całe życie jest sama, że zginął jej brat, który jako jedyny był jej bliski. Po pierwszym szoku stwierdziłem, że do siebie pasują. Dwa skrajne, kompletne przeciwieństwa, musiały się przyciągnąć, jak dwa różne bieguny magnesu. Oczy Toni błyszczały, gdy mi to opowiadała, cieszyła się jak małe dziecko, które dostało zabawkę. Zaangażowała się w to tak jak nigdy nie zaangażowała się w nasz związek.

 Mimo wszystko, fakt, że zostawiła mnie dla dziewczyny, w dalszym ciągu, ranił moje ego.

Już dawno minęła północ, ale Toni nigdzie się nie wybierała, a i mnie do spania spieszno nie było. Cieszyłem się, że wreszcie możemy porozmawiać tak jak przed tym nieszczęsnym związkiem. Pogadać długo, szczerze i o wszystkim, wyrzucając z siebie to wszystko, co nie mogło trafić do uszu innych osób.

 Jeśli ktoś wam kiedyś powie, że przyjaźń damsko męska nie istnieje, to walnijcie go, dobrze?

 Niektóre osoby, są wspaniałymi przyjaciółmi, ale jako para tworzą słaby duet. Kimś takim byliśmy my. Straciłem dziewczynę, ale odzyskałem przyjaciółkę, genialny deal i świetny układ.

- A teraz Ty! - wskazała na mnie palcem, gdy skończyła opowiadać o lesbijskim seksie, uświadamiając mnie przy tym, że jechała na dwa fronty - Co u Betty?

 Zaczerwieniłem się po cebulki  włosów i odwróciłem wzrok.

- Idę zapalić - oświadczyłem.

 Reakcja Toni była błyskawiczna, wyrwała mi papierosa z ręki i usiadła na mnie okrakiem, nie pozwalając mi wstać. Przekaz był jasny, nie wyjdę, póki nie odpowiem na wszystkie jej pytania.

 Wiecie, to nie tak, że nie ufałem jej. Ufałem, ale byłem skrajnym introwertykiem, zamkniętym w sobie, dzielenie się moimi sekretami nie należało do czynności, które praktykowałem regularnie. Budowałem wokół siebie mury, które miały powstrzymać nieproszonych gości, tak, by do środka dostały się tylko osoby, którym faktycznie na mnie zależy. Nauczyłem się żyć samemu, samemu radzić sobie ze swoimi problemami i z nikim ich nie dzielić. Toni uporczywie się we mnie wpatrywała,

- Co chcesz wiedzieć? - westchnąłem zrezygnowany.

- Ona wie?

- O czym ma wiedzieć? - zaśmiałem się nerwowo, bezskutecznie starając się zakryć wstyd nonszalancją.

- O tym, że jesteś w niej całkowicie zakochany.

 Te słowa były jak wyrok, coś przed czym długo się broniłem, starając się powstrzymać ten taran, który przebijał się przez wszystkie mury, które skrzętnie budowałem przez całe swoje życie. Taran, który miał na nazwisko Cooper, nie zostawiał za sobą żadnych ruin, mury padały pod nim jak chatki ze słomy na silnym wietrze. Bałem się przyznać do tego wszystkiego, bo to oznaczałoby, że musiałbym coś z tym zrobić, łatwo było więc wyprzeć to ze świadomości.

 No właśnie, nie było to łatwe.

  Betty była jak zakazany owoc, który podniecał milion razy bardziej niż każdy inny, właśnie dlatego, że nie można było go mieć. Zawsze była niedostępna, nigdy nie była dla mnie, wolałem nie robić sobie nadziei, ponieważ wtedy, gdy one ostatecznie już runą, pozostanie tylko ból, ogromny i nieprzenikniony.

 Im więcej czasu spędzaliśmy ze sobą, tym więcej chciałem go spędzać, apetyt rósł w miarę jedzenia. Stała się narkotykiem, który  szybko mną zawładnął. Szkoda, że narkotyk prowadzi do śmierci, a nie do szczęścia.

 Pojebany jestem, co?

- To chyba za dużo powiedziane, Toni... przesadzasz.

- Ostatnim razem jak się kochaliśmy - założyła ręce na piersi - Mruczałeś do mnie jej imię. Przesadzam?

 No i co ja miałem powiedzieć?

- Rany, naprawdę byłem strasznym chłopakiem - zaśmiałem się - Przepraszam. Teraz to serio mi wstyd...

- Nie przepraszaj, tylko zrób coś z tym! Wyznaj jej to! Czego się boisz? Najwyżej będzie Cię traktować tak, jak przez większość czasu...

- Może tego, że ma chłopaka? Może tego, że jest z całkowicie innego świata? Może tego, że jeszcze dwa miesiące temu się nienawidziliśmy? Spójrz prawdzie w oczy, życie nie jest jakąś bajką Andersena. Tutaj nie będzie żadnego świniopasa, który ożeni się z królewną. Wieśniak pozostanie wieśniakiem, wyrzutek wyrzutkiem, na tym polega ten świat, nie ja go wymyśliłem. Wierz mi, kiedyś myślałem, że mam u niej szanse, ale ona szybko tę nadzieję rozwiała.

- Kiedyś było kiedyś! - krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze - Jughead, jesteś cudowny, słodki i mega seksowny, ale kompletnie, ale to kurwa kompletnie, nie znasz się na dziewczynach. Jej chłopak to jeden wielki bullshit, jest z nim bo być z nim musi, taka jest prawda, nawet nie próbuj tego wypierać. Skoro wy jesteście z innych światów to co ja mam powiedzieć? Moja dziewczyna to milionerka! Powiem Ci coś o tej Twojej Betty. Nie znam jej kompletnie...

- Fajnie się zaczyna - parsknąłem.

 - Cicho, matole - trzepnęła mnie - Nie znam jej, nie wiem na jakim etapie relacji jesteście, ale jedno jest pewne. Ona coś do Ciebie czuje. Nie wiem co, ale pamiętasz ten dzień, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz u Popa? Obserwowała Cię cały czas, siedziałam obok Ciebie i nieustannie czułam na sobie jej zabójcze spojrzenie, tak zazwyczaj nie patrzą na mnie dziewczyny, dla których jesteś obojętny. Poza tym, nie była tutaj ani razu, gdy byłam tutaj ja i to raczej nie ze względu na to, że jej nie zapraszałeś. Ja nie byłam i nie jestem o nią zazdrosna, ale ona już zazdrosna jest. Tylko kompletnie nie wie jak ma Ci o tym wszystkim powiedzieć, sama jest zagubiona w swoich uczuciach. Wolisz być przyjacielem? Taka przyjaźń bardziej boli, wiesz?

- Ale...

- Żadnych "ale", Jug! Nie masz absolutnie nic do stracenia. Znam Cię na tyle, żeby stwierdzić, że nie jesteś typem osoby, która będzie obojętnie patrzeć na wszystko. Ty już się w nią wkręciłeś! Jeśli powie Ci, że nic z tego, to przynajmniej będzie mniej boleć, trochę wódki, towarzystwo Fangsa i Sweet Pea i świat wróci do normy. Ale co jeśli jest tak jak mówię i ona czuje do Ciebie to samo, co Ty do niej? Z każdym dniem tracicie czas, szczęście ucieka wam między palcami.

Miała rację, oczywiście. Nie mogłem dopisywać sobie żadnej ideoligii do swoich czynów, ja po prostu nie miałem jaj, żeby jej to powiedzieć. No, ale też nie było na to momentu. Bo kiedy miałem wyznać miłość? U doktorka playboyka narkomana? W kotłowni? Swoją drogę, chciałbym zobaczyć jej minę...

- Powiedz to - zażądała.

- A w życiu - zaprotestowałem - Idę spać.

- POWIEDZ TO!

- NIE!

- BO JA JEJ TO POWIEM!

 Zwęziłem oczy w szparki, Toni dalej siedziała na moich kolanach, nie pozwalając mi wstać, jej spojrzenie było stalowe, niewzruszone, a ja poczułem, że zaraz oszaleję. Ogarnęło mnie potworne zmęczenie, którego nie mogłem opanować. Miałem przed sobą wizję nocy na kanapie, ponieważ Toni miała zostać na noc, a w obecnej sytuacji spanie w jednym łóżku raczej odpada, a także wizję pobudki o czwartej rano, by rozpocząć operację " Święty Mikołaj". Przysięgałem Kevinowi, że jeśli ktokolwiek usłyszy tę nazwę, to własnoręcznie go zamorduję, za wymyślenie jej.

 Może Toni nie wywali mnie na kanapę? W końcu, skoro jesteśmy jak rodzeństwo, to nic dziwnego w tym, że będziemy spać w jednym łóżku, prawda?

 Powiedzcie proszę, że tak.

- Nie zrobisz tego - zaśmiałem się.

- Masz na tyle odwagi, by zaryzykować takie stwierdzenie? -uniosła brwi do góry - Betty jest całkiem ładniutka, jeśli nie Ty, to może ja...

 Nie miałem, sił, ani ochoty by się kłócić. marzyłem tylko o tym, by zasnąć. Westchnąłem, czując, że będę tego żałował.

- Kocham ją. Zadowolona?

 Toni ucałowała moje policzki, a następnie wstała i zadowolona pobiegła do mojego pokoju, zostawiając mnie samego na kanapie.

 Laski są pojebane.

  Położyłem się i momentalnie zasnąłem. I to był mój ogromny błąd.

***

To był las, ciemny, mroczny las, a w lesie była polana. Na polanie płonął ogień, którego płomienie sięgały najwyższych wierzchołków drzew. Stałem nad rzeką, moje stopy były pod wodą, ale ogień był widoczny zapewne nawet z innego stanu. Zastanawiałem się dlaczego nikt nie reaguje, nie ma syren, wozów strażackich, helikopterów, gapiów, którzy nie przegapiliby tak ogromnego pożaru. Skierowałem się na polanę, z której wykwitał kwiat płomieni. Zbliżałem się, ale nie czułem żadnego ciepła, które przecież powinno mnie razić, przy takim ogniu. W powietrzu nie latały żadne spalone trawy, nie było wiatru, który podsycałby płomienie. Było cicho. Przeraźliwie cicho, nienaturalnie cicho. Nigdzie nie było widać zwierząt, które by uciekały. Spróbowałem coś powiedzieć, ale z moich ust nie wydostał się żaden dźwięk. Poszedłem naprzód, a moim oczom ukazała się makabryczna scena.

 Na środku polany, dosłownie metr od płomieni, które pochłaniały kawałek po kawałku piękny las, stał chłopak, ubrany cały na biało. Był łysy, a na jego białym ubraniu znaczyły się czerwone ślady. Całe jego ręce były we krwi, która skapywała z palców na ziemię. Płomienie posuwały się, a chłopak najspokojniej w świecie cofał się, powoli, krok po kroku, bez żadnego pośpiechu. Krzyknąłem, by uciekał, by dzwonił na straż, ale z moich ust ponownie nic się nie wydostało. Chłopak jednak jakby coś usłyszał, mimo, że nic tutaj nie wydawało dźwięku. Nawet ogień był cicho. Otaczała nas cisza, zupełnie jak w próżni. Nadepnąłem patyk, który złamał się, ale bez charakterystycznego trzasku.

 Chłopak odwrócił się, a ja poczułem, że moje nogi miękną. Był blady, ale nie jak człowiek, przypominał wampira, którego skóra była koloru kredy, świadczyło to o tym, że w jego żyłach nie płynęła krew. Spojrzał na mnie pustymi, bladymi oczyma i przechylił głowę, a następnie wrzucił do ognia jakiś przedmiot, żółto- niebieską kurtkę buldogów, a ja już wiedziałem kto to jest. Miał przy sobie worek przedmiotów, które powoli wrzucał do ognia. Koszulka, butelka syropu klonowego, piłka, paczka prezerwatyw.

 Nie potrzebowałem widzieć dziury na środku głowy, by wiedzieć, że patrzy na mnie Jason Blossom, poznałbym tę twarz na końcu świata, chociaż w niczym nie przypominała ona wesołej, pewnej siebie buzi Złotego Chłopca Riverdale. Jego twarz była pusta, nienawistna, pragnąca zemsty. Jego usta przypominały czerwoną ranę, którą otworzył w makabrycznym uśmiechu, uniósł rękę i wskazał na swoją głowę, a ciszę lasu przerwał histeryczny śmiech.

 HA HA HA

***

Obudziłem się zlany potem, czując, że to nie był zwykły sen. Chwilę później zadzwonił budzik, powiadamiając mnie, że już godzina czwarta i najwyższy czas zbierać się do wyjścia. Pobiegłem do łazienki, żeby zmyć z siebie pot i strach, który towarzyszył mi od przebudzenia. Nigdy nie pamiętałem snów, ale ten pozostał. Włożyłem głowę pod ciepłą wodę i przetarłem oczy dłonią. Byłem piekielnie zmęczony, spałem całe trzy godziny.

 Wyszedłem z wanny owijając się ręcznikiem i stanąłem przed lustrem. Wyglądałem okropnie, miałem podkrążone oczy i czerwone źrenice, które bardzo kontrastowały z moimi  niebieskimi oczami. Ostatnio słabo sypiałem, co bardzo się odbijało na mojej twarzy, byłem pewny, że Betty to zauważy, ale nic nie mogłem na to poradzić.

 Ubrałem na siebie czarne, jeansowe spodnie, takiego samego koloru bluzę z kapturem, na którą narzuciłem starą, puchową kurtkę. Nie mogłem zaryzykować, że ktoś mnie rozpozna, musiałem więc zrezygnować z kurtki Serpents i wybrać coś z kapturem, który zakryje moją twarz, podczas wspinania się do okna Betty.

Oh, nie wspominałem, że miałem wleźć do niej przez okno?

 Do czarnego plecaka wrzuciłem słoik nutelli, nóż, dwie paczki chipsów i butelkę Ice Tea, po czym napisałem karteczkę, w której poprosiłem Toni by zamknęła drzwi na klucz i wyszedłem na zewnątrz.

 Było ciemno i kurewsko zimno, całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Wziąłem opartą o przyczepę drabinę, którą wczoraj przygotowałem i ruszyłem na Elm Street.  Szedłem spokojnie, nie obawiałem się, że ktoś mnie zauważy, wszyscy jeszcze spali. W  żadnym z domów nie paliło się światło. Właśnie dlatego wybraliśmy taką, a nie inną godzinę.

 No dobrze, w drodze streszczę wam operację: "Święty Mikołaj", bo to jest kurwa hit.

Otóż, genialny, analityczny i strategiczny umysł Kevina wydalił  z siebie taką myśl, że bardzo mądrze będzie, jeśli spotkamy się o piątej rano przed domem Cooperów i poczekamy godzinkę, ukryci w krzakach na ich ogrodzie, aż wyjdą oni do pracy. Wtedy to miałem podstawić drabinę pod okno Betty i nawalać w nie tak długo, dopóki mi nie otworzy.  On w tym czasie będzie siedział w swoim aucie i monitorował, czy nikt aby nie wejdzie do środka, podczas gdy ja tam będę. Prawda, że genialne?

 No, w zasadzie tak, ale były pewne luki, mianowicie...

  Nikt nie pomyślał, że gdy ktoś mnie zobaczy, walącego w okno i stojącego na drabinie to zadzwoni po policję i mnie zamkną.Nikt nie pomyślał, że Betty może nie otworzyć, bo będzie spać, a ja będę uderzał w okno od jej łazienki, ponieważ okno w pokoju wychodzi idealnie na drogę. Nikt nie pomyślał, że Betty może się przestraszyć i mnie czymś walnąć co, znając ją, jest wielce prawdopodobne.

 Nikt nie pomyślał... Oczywiście, że ja pomyślałem!

 Ale nasza Atena,  grecka bogini mądrości, zaklęta w ciele geja stwierdziła, że "dramatyzuję".

 Żyje się raz, co?

 Pojutrze miało odbyć się Halloween, co było bardzo widoczne, w każdym jednorodzinnym domu. Przed wszystkimi drzwiami stały dynie z wykrojonymi twarzami, albo uśmiechnięte kościotrupy. Wiele furtek przystrojone było krwawym napisem "Porzućcie nadzieję, którzy tu wchodzicie", zaczerpniętym z "Boskiej Komedii", Dantego. Z dachów zwisały sztuczne pajęczyny, a na jednym z kominów przysiadła nawet plastikowa wiedźma.

 Nasza szkoła ubierana miała być dzisiaj, ale Halloweenowa gorączka ogarnęła już wszystkich uczniów. Dziewczyny zastanawiały się nad kreacjami, które ubiorą na tańce, a chłopcy ugadywali się którą dziewczynę zaciągną do szkolnego kibla. Cały dzisiejszy dzień miał być poświęcony na ubieranie sali, przygotowywanie nagłośnienia i rozwieszanie powycinanych z pwpieru dyń na szafkach. To tworzyło świetną okazje, by wyrwać się z zajęć i spotkać się z Betty.

 Zbliżałem się do jej domu, czując narastające w brzuchu napięcie. Z zaparkowanego Chevroletta wysiadł Kevin, który skinął na mnie głową i pomógł mi dźwigać drabinę. W ciszy kucnęliśmy w krzakach, przy jej ogrodzie. Musiałem tylko przeskoczyć przez płot i napierniczać w szybę. jasne, klarowne.

 Siedziałem w krzakach z gejem.

- Ciężka noc? - szepnął Kevin, obserwując mnie.

- Szkoda gadać - mruknąłem - Ostatnio źle sypiam.

- Chcesz o tym pogadać? - zapytał szczerze zmartwiony - Wszyscy mówią, że potrafię słuchać.

- Tylko widzisz, ja nie potrafię rozmawiać - uciąłem.

  Siedzieliśmy tak godzinę, niewiele rozmawiając, trzęsąc się jak osiki i klnąc na przeraźliwy chłód. Na całe szczęście Kevin miał w termosie herbatę, którą się ze mną podzielił. Cały czas czułem na sobie jego wzrok. Nagle światło w salonie Cooperów się zapaliło.

- Stary - położył mi rękę na ramieniu - Co jest? Stresujesz się? Wyglądasz okropnie.

 Zmęczony potarłem oczy.

- Trochę - mruknąłem - jaką mamy pewność, że ten plan wypali? No wiesz, mówiłem Ci, mam wątpliwości...

- Obserwowaliśmy ich cały tydzień. Każdego ranka wyjeżdżają o szóstej i wracają o dziesiątej, więc będziesz miał kilka godzin sam na sam z Betty. Mam nadzieję, że wziąłeś zabezpieczenia?

 Uniósł sugestywnie brwi, a ja westchnąłem. Zdążyłem się już przyzwyczaić do tych docinków z jego strony, nie przeszkadzały mi one.

- Zakładając, że mnie nie zabije - dodałem -Pomyśl, znasz Betty od dziecka, czy nie wydaje Ci się, że gdy ktoś będzie pukał w jej okno o szóstej nad ranem, to będzie się bronić?

- Nie zabije Cię - odparł niezrażony moim pesymizmem - Już mówiłem, że dramatyzujesz.

- Skąd ta pewność?

- Bo Cię kocha, kretynie? - Kevin wywrócił oczami - Wiesz co, naprawdę, ta sytuacja jest strasznie ironiczna. Jesteś najdojrzalszym chłopakiem jakiego znam, a Betty jest najdojrzalszą dziewczyną, oboje pouczalibyście innych jak mają się zabrać za związek, ale sami nie umiecie zabrać się za swój własny. Na wypadek, gdybyś tego nie wiedział, wszyscy widzimy jak Ty patrzysz na nią, a ona na Ciebie. Oboje staracie się zabić w sobie to, co do siebie czujecie. Jughead, przecież Ty jesteś inteligentny, nie wierzę, że muszę Ci to wszystko mówić.

 Spojrzał na mnie jaj na dzieciaka z przedszkola,który nie rozumie oczywistych rzeczy. Pokręciłem głową. Światło w ich salonie zgasło, a ja przygotowałem się do akcji.  Narzuciłem na ramię plecak, a Kevin wziął drabinę, którą miał mi przerzucić przez płot. Drzwi wejściowe otwarły się i moim oczom ukazał się Hall I Alice Cooper, idealna para, która jedyne co ma idealnego to córkę.

Zaraz, co?

 Wsiedli do auta i odjechali, a my ruszyliśmy. Skradając się podeszliśmy do białego płotu, Kev złożył ręce i pomógł mi się wybić. Skoczyłem i już po chwili znajdowałem się na posesji Cooperów zastanawiając się, czy przypadkiem nie mają psa. Kolejna luka w genialnym planie. Drabina wylądowała obok mnie z głuchym trzaskiem, który poniósł się po okolicy.

- Pojebało Cię? - szepnąłem przez płot.

- Sorry, celowałem w Ciebie, zamortyzowałbyś hałas - odparł Kevin ze śmiechem.

- Jeśli masz taki problem z celowaniem, to współczuję Twojemu chłopakowi!

 Skierowałem się  do okna, które wskazał mi Kev i oparłem drabinę o elewację, prosząc by się nie przewróciła. Naciągnąłem kaptur i zacząłem się wspinać, modląc się by nikt nie zauważył. Spojrzałem przez okno, a moim oczom ukazała się idealna łazienka taka, o której zawsze marzyłem. Była czysta i zadbana, wszystko stało na swoim miejscu, białe płytki, zapewne podgrzewane, duża biała wanna, w której można było leżeć godzinami. Na półce obok marmurowej umywalki stały równo ułożony kremy, szampony, lakiery i perfumy. Wszystko było na swoim miejscu, ale czego innego można było się spodziewać. Zapewne gdy zapukam to otworzą się drzwi, które prowadzą do pokoju i stanie w nich Betty, ubrana w puchowy szlafrok i  zabije mnie za przerywanie jej snu.

 Kto nie pije szampana ten nie ryzykuje, czy coś w ten deseń. Nie wiem, nigdy nie piłem szampana.

 Zastukałem w okno opuszkami palców, delikatnie, bojąc się, że je rozbije. Delikatne pukanie nie przynosiło efektów, coraz więcej świateł zapalało się w sąsiednich domach. Spojrzałem w dół na Kevina, który gestykulując pokazał mi, że mam porzucić kurtuazję i napierdalać w to okno z całej siły. Tak też zrobiłem. Pukałem, otwartą ręką, zostawiając na szybie smugi, gdy wreszcie coś usłyszałem. Przez dziurkę w drzwiach, do łazienki wleciało światło z pokoju, a już po chwili każda komórka mojego ciała zawyła z radości, moje nogi zwiotczały, a usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, którego nie mogłem w żaden sposób zatrzymać.

 W drzwiach stanęła Betty. Pamiętacie, co mówiłem o puszystym szlafroku? Noo, to nie, nie miała go na sobie. Właściwie to miała na sobie tylko krótkie, czarne spodenki ze spandexu i koronkowy stanik, którego koloru nie stwierdziłem, bo wzrok mi przyćmiło.

  Mój mózg zawył z radości, a potem przestał rejestrować takie szczegóły, jak jej rozespana, zaskoczona mina.

 Super Jughead, to Twój szczęślwy dzień, teraz tylko nie spierdol tego i nie spadnij z drabiny.

 Ewidentnie moje pukanie ją obudziło. Wróć. Moje pukanie w szybę ją obudziło, to ważny szczegół, który wart był nadmienienia w zaistniałych okolicznościach. Włosy miała w nieładzie i szeroko ziewała. Jej oczy szeroko się otwarły, gdy mnie zobaczyła. Zapukałem jeszcze raz, starając się nie patrzeć poniżej linii jej ust, ale słabo mi wychodziło. Oh proszę, kto z was mając taki widok, patrzyłby w oczy? Ja próbowałem przez pierwsze dziesięć sekund, a potem stwierdziłem, że to na nic. Obiecałem sobie, że jeśli mi nie otworzy, to rozbiję tę szybę i wejdę.

 Szczerzyłem się jak głupi to sera, ale ona chyba nie zdawała sobie sprawy dlaczego. Nie zamierzałem jej informować co spowodowało mój entuzjazm, za brak uwagi się płaci. Gdy życie daje Ci cytryny, to robisz z nich lemoniadę, a gdy życie daje Ci półnagą Betty Cooper to cieszysz się tym widokiem.

 Betty szybko podbiegła do okna i otworzyła je wpuszczając do pomieszczenia świeże, zimne powietrze. Z dołu dobiegł mnie radosny gwizd Kevina, który krzyknął coś w stylu "JAZDA!" i odszedł by zająć miejsce w swoim samochodzie.

 Oczy blondynki zwęziły się, oparła dłonie o parapet wypinając pierś, czym spowodowała, że sam miałem ochotę zagwizdać. Spojrzała za odchodzącym, który pomachał jej przyjaźnie, a potem jej wzrok przeniósł się na mnie. Oderwałem na chwilę wzrok od jej piersi i uśmiechnąłem się sarkastycznie. Twarz Betty nie miała wyrazu, nie wiedziałem czy się cieszy, czy jest zła, czy może raczej zaskoczona. Wpatrywała się we mnie dłuższą chwilę, a ja poczułem, że odkąd jej półnagie ciało jest tak blisko mnie, to już nie jest mi zimno. Jej ramiona pokryła gęsia skórka. Skierowała swoje zielone oczy na mnie, wyrywając mnie z prób prześwietlenia koronki czarnego stanika. Był czarny, dokładnie go przeanalizowałem, daję słowo. Przeanalizowałem i zapamiętałem.

- Co Ty tu robisz, matole? - zapytała.

- Witaj, Julio. - odparłem z uśmiechem - Z tego co widzę, strażnicy wyjechali. Mogę wejść?









__________

__________

 Okay, nie zabijcie mnie za to polsatowskie cięcie.

 Co tam u was? Dziś maturki,jeśli czyta mnie maturzysta, to powodzenia xD

 A teraz konkrety, tygryski, jak wam się podobał rozdział? Mówiła, żebyście dali szansę Toni! Nie jest chyba aż taka zła, co?

 CO wydarzy się w następnym rozdziale? Betty wpuści Jugheada? Jak myślicie, dojdzie do czegoś między nimi? Chętnie poczytam wasze prognozy!

 Napiszcie swoje opinie, napiszcie czy się podoba, czy coś zmieniać itd. Zostało nam, o ile dobrze liczę, jakieś 12 albo 13 rozdziałów do końca, ale w sekrecie powiem, że tworzy się coś innego, większego i poważniejszego niż to opowiadanie. Zainteresowani? Oczywiście, będzie to Bughead, bo bardzo fajnie mi się o nich pisze.

 Czekam na gwiazdki, komentarze i opinie!

Seee yaaa!🖤🖤🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro