Latte

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dedyk już tradycyjnie dla: mojego shippera number one i Hudsona w jednym Bluemiss_96 i mojego Sherlocka Rendy-Senpai😘
------------------------------------------------------

Chyba się migreny nabawię przy Juriju.

Młody od tego feralnego zdarzenia rano nie odezwał się do mnie ani słowem.

Może było mu głupio i nie potrafił przepraszać za swoje błędy?

Nie wiem i szczerze nie za bardzo mnie to teraz obchodzi.

Po kąpieli czułem się już trochę lepiej, więc po prostu ubrałem się i powiedziałem Plisetskyemu, aby to samo zrobił.

O dziwo mnie posłuchał.

Teraz szliśmy w ciszy w stronę umówionego miejsca spotkania z Chrisem.

Zostawię mu młodego i pójdę na tą rozmowę kwalifikacyjną. Potem będę mieć cały dzień dla siebie.

Christophe i tak jest na urlopie. Zresztą ma taką pracę, że praktycznie cała jest ona jednym wielkim urlopem.

Nie narzekam, lepiej dla mnie.

Szliśmy ulicą w stronę przejścia dla pierwszych, gdy Jurij zobaczył kotka zaraz obok skrzynki pocztowej od strony ulicy. Od razu pobiegł w jego stronę, ale w ostatniej chwili zarejestrowałem rowerzystę jadącego prosto w jego kierunku.

-JURIJ!- krzyknąłem i puściłem się biegiem za 6-cio latkiem, który mnie zignorował.

No tak.

Jestem w jego klasyfikacji niżej od kotów.

Jak zresztą każdy.

Zaraz dopadłem do blondynka i odciągnąłem go w ostatnim momencie, płosząc przy tym zwierzaka.

Rowerzysta chyba też chciał zareagować, bo szarpnął ostro kierownicą, aby wyminąć Plisetskyego, przez co koła jego roweru straciły przyczepność i wjechały na krawężnik, a on sam wylądował na betonie, mocno uderzając o niego głową.

-JAK JEŹDZISZ, TY PENISIE!- wydarł się młody, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Pewnie był zły o to, że jednak nie dorwał kota.

-Zamknij się i stój tu- warknąłem na niego.

Naprawdę nie wiem skąd on bierze takie teksty.

Chociaż lepsze to od "ty chuju"...

Szybko podszedłem do tego nieszczęsnego chłopaka, który z trudem podnosił się z chodnika na drżących rękach.

-Wszystko z panem w porządku?- zapytałem i pomogłem mu usiąść.

Brunet przez chwilę siedział z pochyloną głową, chyba naprawdę mocno nią uderzył.

Pokręcił nią trochę niepewnie, jakby chciał się jakoś otrząsnąć i pewnie aby oszacować szkody.

Oparłem go ostrożnie o skrzynkę pocztową. Mógł dostać nawet wstrząsu mózgu, więc wolałem nie ryzykować.

-Halo, słyszy mnie pan?- zapytałem ponownie.

Chłopak niepewnie podniósł głowę i wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie, lekko przy tym mrużąc oczy.

O kurwa...

Mamo, chyba umarłem i jestem w niebie, bo znalazłem prawdziwego anioła.

Mimo, że był cały brudny od kurzu znajdującego się na chodniku, miał potargane, ciemnobrązowe włosy i kilka otarć na brzoskwiniowej skórze to mogę śmiało przyznać, że nigdy nie widziałem piękniejszej istoty.

No jak anioł, który naprawdę mocno gruchnął o ziemię.

Te jego oczy... taki kolor ma tylko rozpuszczona mleczna czekolada, którą wprost ubóstwiam. Okolone ciemnymi i gęstymi rzęsami. Takie ciepłe i dziwnie magnetyzujące...

Jakiś ruch za nim na chwilę przyciągnął moją uwagę.

Mógłbym przysiąc, że był to mały karzeł w pieluszce popierdalający na swoich skrzydełkach z łukiem w dłoni.

Te, amor, spierdalaj z kadru. Scenerię mi niszczysz.

Zaraz wróciłem wzrokiem do tego chłopaka z nieba rodem.

Rozglądał się za czymś, mrużąc swoje śliczne oczęta.

-Okulary- mruknął niewyraźnie.

Zaraz poderwałem się i rozejrzałem dookoła siebie w poszukiwaniu wspomnianego przedmiotu.

Leżały koło Jurija, który widząc moje spojrzenie podniósł okulary z niebieskimi oprawkami i podał mi je, piorunując przy tym wzrokiem dalej lekko otumanionego bruneta.

Młody, nie bluźnij i nie patrz tak na mojego crusha, bo po łapach.

Szybko sprawdziłem stan okularów i poza lekko skrzywionymi oprawkami były całe. Dobrze, że szkła się nie potłukły.

Zaraz kucnąłem z powrotem przy brunecie i ostrożnie założyłem mu je na nos.

Chłopak zamrugał kilkukrotnie, aby odzyskać ostrość widzenia i spojrzał na mnie.

Jego oczy lekko się powiększyły na mój widok, a policzki zalały delikatnym rumieńcem.

Helena, mam zawał...

Taka słodycz powinna być zakazana w co najmniej kilku krajach.

-D-dziękuję- wydukał i spuścił wzrok na swoje otarte dłonie.

Nie no, ja tu wykituję zaraz...

-Jak się pan nazywa?- zapytałem, aby jakoś podtrzymać rozmowę.

Miał naprawdę śliczny głos...

-Yuuri. Katsuki Yuuri.- usłyszałem, na co Plisetsky stojący za mną prychnął.

Mój aniołek popatrzył na niego zdezorientowany.

-Zignoruj to- rzuciłem, na co Jurij walnął mnie w potylicę z otwartej dłoni i obrócił się do mnie plecami z widocznym fochem. Nie przejąłem się tym zbytnio.- Jak się czujesz? Jest ci niedobrze? Boli cię coś?- zasypałem go gradem pytań, a on zmieszany lekko pomasował się po głowie.

-To nic takiego... tylko głowa mnie trochę boli...- odparł zerkając na mnie nieśmiało, a ten uroczy rumieniec nie znikał z jego policzków.

Wyjdź za mnie i załóżmy razem hodowlę pudli...

-Pokaż- mruknąłem i delikatnie dotknąłem jednego miejsca na jego głowie, na co chłopak syknął- będzie guz...

Mięciutkie ma te włoski...

Zdjąłem rękę z jego głowy i podałem mu ją, aby pomóc wstać.

Yuuri przyjął ją i uniósł się, ale zaraz nogi się pod nim ugięły.

Złapałem go w ostatnim momencie w talii i przytrzymałem.

Trzymałem go teraz w ramionach jak książe swoją księżniczkę, a urocze rumieńce na jego twarzy nabrały trochę intensywniejszej barwy.

Myślałem, że to będzie dzień stracony, a tu proszę.

Znalazłem męża.

Poprowadziłem go do ławki, na którą z ulgą usiadł. Trochę utykał, więc pewnie zrobił coś sobie z nogą, biedaczek...

Zaraz podszedłem jeszcze po jego rower, który nie wyglądał jakby coś większego mu się stało. Najbardziej na tym zdarzeniu ucierpiał sam boski rowerzysta.

Poprowadziłem dwukołowiec pod ławkę, odprowadzony zniesmaczonym spojrzeniem Jurija.

No co? Trza się postarać o względy twojego przyszłego wujka.

Popatrzyłem jeszcze raz na Yuuriego, który teraz aktualnie czyścił o koszulkę swoje okulary, zupełnie nieświadomy tego, że pokazał przypadkiem kawałek swojego apetycznie wyrzeźbionego brzucha.

Już mam w ustach Saharę.

Pospiesznie odwróciłem wzrok od tego kuszącego widoku, nie chcąc zrobić sobie małego problemu w spodniach.

No dobra, nie takiego znowu małego problemu.

Ten niecały rok celibatu się odzywa...

Tak w ogóle to po cholerę aż tak się wypościłem?

Nie mam pojęcia...

Szybko wyciągnąłem z kieszeni telefon i znalazłem na szybkim wybieraniu numer do Chrisa, który zaraz wybrałem.

No to liczymy...

1 sygnał...

2 sygnał...

3 syg... dobra, odebrał.

-Tiaa...

-Chrisu, zmiana planów. Przyjdź na skrzyżowanie przy ulicy...- szybko znalazłem wzrokiem tabliczkę z nazwą- Akai Hany?- co to w ogóle za nazwa...- jak najszybciej. Która właściwie jest?

-10:15- odparł Szwajcar znużonym głosem.

Mam 45 minut...

-No właśnie. Dasz radę? Mieliśmy mały wypadek...

-Wypadek?

-Dowiesz się na miejscu.- odszedłem kawałek od obu Yuurich i powiedziałem znacznie cichszym głosem, aby nie usłyszeli- Kod biały.

-ŻE SŁUCHAM?!- wydarł się do słuchawki, przez co musiałem lekko odsunąć aparat od ucha w trosce o moje zdrowie.

-Rusz się, a zagłębie cię w szczegóły.

-Ale Vikt...- rozłączyłem się.

Zaraz obróciłem się się do nich z szerokim uśmiechem, który, o dziwo był w zupełności szczery.

Yuuri widząc to spłonił się jeszcze bardziej i uciekł wzrokiem w bok.

Miód na moje serce...

Niestety ze słodkiego rozmarzenia wyrwał mnie Jurij, który kopnął mnie nie słabo w kostkę.

No, cholera, no. Co ci znowu nie pasuje?

-Co się tak szczerzysz jak kretyn, staruchu?!- warknął, na co westchnąłem ostentacyjnie.

-O co ci znowu chodzi, Jurij?- zapytałem znużony.

-To idziemy, czy nie? Wujek Chris już pewnie na nas czeka.- burknął, a ja poczułem się jakby ktoś naprawdę mocno walnął mi w wątrobę.

Zna Chrisa od wczoraj a szybciej został dla niego wujkiem ode mnie, mimo, że znał mnie od urodzenia...

Moje ego woła o pomstę do nieba...

-Chris przyjdzie tutaj, właśnie do niego dzwoniłem- odparłem, na co jeszcze bardziej zmrużył swoje zielone ślepia.- A ty przeproś ładnie Yuuriego, za to, że wlazłeś mu pod koła- dodałem, na co ten prychnął jak rozgniewany kociak.

-Wal się.

Oj, nawet nie wiesz jak bym chciał...

Tylko nie sam a z moim aniołkiem...

Ale to później.

-Jurij...- wywarczałem przez zaciśnięte zęby, pochylając się nad małolatem.

-Eto... przepraszam?- usłyszeliśmy i jak na zawołanie obróciliśmy głowy w stronę Katsukiego, co musiało przekomicznie wyglądać, bo lekko się uśmiechnął.- Nie trzeba, panie...- urwał i popatrzył na mnie pytająco.

No tak.

Jestem idiotą...

Albo raczej amebą.

-O, przepraszam, zapomniałem się przedstawić- wyprostowałem się i uśmiechnąłem szeroko do Japończyka- Viktor Nikiforov, bardzo miło mi ciebie poznać, Yuuri- podałem mu dłoń, którą zaraz mocno uścisnął, uśmiechając się przy tym ciepło.

-Mnie również, Viktor.

Moje imię w jego ustach brzmi tak cudownie...

Ciekawe jakby brzmiało, gdyby jęczał je pode mną...

STOP.

Moja wyobraźnia za bardzo pracuje.

Na to przyjdzie czas.

Oj, chętnie przerobiłbym z nim wtedy całą kamasutrę...

VIKTOR, DO DIABŁA, OPANUJ SIĘ.

Chrząknąłem, aby oczyścić głos z chrypy, jaką czułem w gardle i usiadłem obok niego na ławce, a blondyn po chwili poszedł za moim przykładem i też usiadł, ale popchnął mnie przy tym, abym zrobił mu więcej miejsca.

Jakby te pół metra wolnego to było dla niego za mało...

Ale nie wkurzę się. W sumie, gdyby nie on, nie poznałbym tego chodzącego cudu...

-Gdzie się tak spieszyłeś, Yuuri?- zagadnąłem go, na co podniósł na mnie lekko zaskoczone spojrzenie, ale zaraz znowu uśmiechnął się do mnie ciepło.

Nie no, Kocham Cię, chłopie...

-Do pracy. Zaczynam zmianę za pół godziny. A ty?- wyglądał jakby go to naprawdę interesowało.

-Mam rozmowę kwalifikacyjną, też za około pół godziny. Wczoraj przeprowadziliśmy się z Jurijem do Japonii z Rosji, więc wiesz jak to jest...- wzruszyłem ramionami, a on pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Czyli jesteś samotnym ojcem?- wydedukował, a my popatrzyliśmy na niego zaskoczeni.

-Co?- zapytałem zdezorientowany, na co on sam lekko zmarszczył brwi.

-No przecież sam powiedziałeś, że przeprowadziłeś się tu z Jurijem- wskazał na młodego, który patrzył na niego jak na idiotę.- Nie wspomniałeś nic o żonie, to pomyślałem, że sam wychowujesz syna...- wytłumaczył, powoli tracąc swoją pewność siebie.

-Ale Jurij to nie mój syn.- szybko sprostowałem, czym go trochę zaskoczyłem- To mój chrześniak. Po prostu zostałem jego prawnym opiekunem.

Yuuri zamrugał kilkakrotnie i zerknął na moją dłoń, pewnie, aby upewnić się co do braku obrączki na palcu serdecznym.

Ohoho, chyba mam u niego szanse.

Jednak rozmowę przerwało nam pojawienie się Chrisa, który zatrzymał się przy nas, z zaskoczeniem spoglądając to na mnie, to na Katsukiego.

-Yuuri?- zapytał zaskoczony, a Japończyk widząc mojego przyjaciela uśmiechnął się szeroko.

-Cześć Chris, nie spodziewałem się, że to do ciebie dzwonił Viktor- odparł i zerknął na mnie.

A ja.. no cóż byłem bardziej niż zaskoczony.

-To wy się znacie?- zapytałem głupio, na co Katsuki się roześmiał.

Wow...

-Tak, Chris często przychodzi do kawiarenki, w której pracuję.

-Kawiarenki?- zapytałem zaciekawiony. Chyba los się do mnie uśmiecha.

-Cafe QUAD, tak 10 minut drogi stąd.

Czuję się jakbym wygrał w totka.

Popatrzyłem na Giacomettiego z błyskiem w oku, co od razu zauważył i uśmiechnął się cwaniacko. Chrisu, czas abyś pobawił się w swatkę.

-To ja już wezmę Jurija. Yuuri- zwrócił się do bruneta, który popatrzył na niego pytająco. No Chrisu, zrób to.- Viktor ma rozmowę kwalifikacyjną w tej kawiarence, a nie bardzo wie gdzie to jest. Miałem go tam zaprowadzić i przy okazji zabrać do siebie młodego, ale chyba się nie wyrobię. Zaprowadzisz go?

Powiedz tak. Powiedz tak. Powiedz tak.

-Jasne i tak mam teraz zmianę- odparł Katsuki.

FUCK YEAH, DILUJ Z TYM MURPHY!

------------------------------------------------------

Cześć wam i czołem 😁

Kto się cieszy, że na planie wreszcie pojawił się Yuurek?

Tak Bluemiss_96, to odpowiedź na komentarz w poprzednim ¯\_(ツ)_/¯

I chyba nikogo nie dziwią zbereźne myśli Vićka-ameby...

Niech go tylko stamina Yuurka dopadnie to i kamasutry im braknie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jak są błędy, to meldować.

To wszystko, sayonara 😘

1863 słów

~asami-chi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro