∼ Ⅳ ∽

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jungkookie... Czy nie rozumiesz, że to nie będzie koniec świata, jeśli mu powiesz?

— Będzie.

Stłumiony głos wydostał się gdzieś spod kołdry i dużej poduszki, wśród których zakopał się brunet. 

Małe okna przyczepy były zasłonięte, a w środku siedziało jedynie dwóch mężczyzn.

Namjoon ułożył dłoń gdzieś na środku górki, którą tworzył okryty pierzyną Jeon. Pogładził go i westchnął głęboko, odrobinę zmęczony i zirytowany sytuacją. 

Mimo to nie chciał być wobec niego zbyt ostry. Jungkook nie był typem osoby, która zakochiwałaby się w jednej osobie po drugiej. Może i nie znał Kima wyjątkowo dobrze, ale zdawało się, że nadają na tych samych falach. 

Być może coś mogło z tego wyjść, myślał Namjoon. Ale raczej nie budowane na kłamstwach i przekrętach.

Nagle ciało poruszyło się, a zaczerwieniona, smutna twarz wyłoniła się z pościeli i sprawiła, że Namjoona zakuło serce.

— Namjoon... zależy mi...

— Wiem. Dlatego chcę ci pomóc.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się lekko, zapewniając go o szczerych intencjach. Tym razem położył dłoń już bezpośrednio na jego ciele, by otrzeć prawie niewidzialną łzę spod lewego oka. 

— Może tego mi właśnie potrzeba, przełamania się? Może wcale nie muszę do końca życia unikać wody, a to moja szansa?

Kim znów westchnął, tym razem dużo ciszej i syknął.

— Nie wiem, czy jesteś na to gotowy — odpowiedział z niewartą podważania szczerością. — Nie chciałbym, by znowu dopadł cię jakiś atak paniki. A jeśli już, to powinieneś zasięgnąć pomocy prawdziwego specjalisty, a nie podrzędnego surfera.

— Chyba nie mówisz, że miałbym iść do psychologa? Co to, to nie, namieszają mi w głowie i już kompletnie nie będę wiedział co zrobić.

Opalony, ciemny blondyn sam był odrobinę rozdarty, ale sceptycznie nastawiony do pomysłu Jungkooka. Ani mu się śniło znosić wbijanie paznokci w przedramiona, gdy wchodziliby razem do wody, krzyki i płacz młodszego, gdy ryba musnęłaby jego kostkę, a kilkucentymetrowe, zimne fale nadchodziłyby jedna po drugiej, odbijając się od jego ciała.

— Proszę, Namjoon... Co jeśli to jedyna okazja, przy której mam szansę coś zdziałać?

— Właściwie — Namjoon nie wiedział, czy powinien to przyznawać, ale nie chciał być jakkolwiek nieszczery wobec Jeona — to byłyby dwie pieczenie na jednym ogniu... — dobrze zbudowany chłopak wstał, rozciągając ramiona i plecy. — Nie wiem, Jungkook. Trzeba to przemyśleć. W każdym razie, jutro Taehyung przyjdzie zwarty i gotowy na lekcję, a ty co niby zrobisz? 

— Coś wymyślę... 

Surfer wzruszył ramionami.

— Mimo wszystko sam podejmujesz decyzje, do niczego cię nie zmuszę. Przemyśl to dobrze, Kookie. Na nic nie jest za późno — blondyn założył swoje czarne, zdobione maleńkimi wielorybkami japonki i otworzył drzwi przyczepki. 

Wychodząc z niej, zawsze musiał się odrobinę schylać, chociaż nie należała do najniższych. Niezaprzeczalnie był jednak najbardziej postawnym mężczyzną z całej mieszkającej na działce piątki. Zbliżała się noc, prawdopodobnie druga przyczepa była już zamknięta od środka, nie dochodziły z niej żadne dźwięki, ale na terenie ogrodzonej działki nadal brakowało jednej osoby.

— Namjoon, gdzie idziesz? — młodszy zdążył dopytać, nim drzwi miały zostać zamknięte, pozostawiając go samego we wnętrzu przyczepy, o całkiem później już porze.

— Nie jestem śpiący, a od rana mam ochotę na drinka. Idziesz ze mną?

Jungkook jęknął, przeciągając się na łóżku.

— Nie wiem... Jestem zestresowany. Bardzo.

— Może alkohol cię rozluźni.

Oczy Jeona stały się odrobinę szersze, i mimo że odbijało się w nich światło przenikające przez lekko rozwarte drzwi, zaświeciły się w ciemności.

— A postawisz mi drinka? I przede wszystkim, zamówisz go za mnie?

Namjoon zachichotał, otwierając drzwi nieco szerzej, gdy Jungkook zabrał się do zakładania butów i wiązania ciasno ich czarnych sznurówek.

— Zamówię, oszczędzę ci wstydu. 

Jungkookowi bowiem zostały jeszcze dwa miesiące oczekiwania na swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Całe dwa miesiące i mimo że każdy z barmanów doskonale go znał, bez problemu sprzedawał mu drinki, to był jeden, konkretny pracownik, który zawsze musiał się z nim podroczyć.

Zawsze pytał:

A dwadzieścia jeden skończone?

No proszę, taki chłopiec chce kupić alkohol?

Pogadamy we wrześniu, okej?

Najgorsze w tym wszystkim było to, że specjalnie robił z tego akcję na cały bar. 

Dzięki temu wszyscy znali tam Jeona, mieli go za zabawnego i popularnego gościa. Poza nim masa niepełnoletnich osób bawiła się w dzielnicy. Młodzi popijali kolorowe drinki, ale to on stawał się płonącym rumieńcem obiektem zainteresowania, gdy najstarszy z jego współlokatorów robił sobie z niego żarty na oczach wszystkich.


— Hej, Jin.

Wysoki, niezwykle przystojny brunet o symetrycznej twarzy wychylił się zza baru i zerknął w stronę obitego brunatnym drewnem wejścia lokalu. Uśmiechnął się delikatnie, kiwając głową w geście przywitania. Skończył polerować jedną ze szklanek i pospiesznie umył dłonie, by stanąć znów przy barze.

— Kogo moje piękne oczy widzą?! — Seokjin krzyknął donośnie i teatralnie, a w okolicy samej lady barowej zrobiło się jakby odrobinę ciszej. W dalszych częściach lokalu, gdzie akurat kilka osób śpiewało na karaoke Hello In There od Joan Baez, nic nie uległo zmianie. Wszyscy wciąż bawili się w najlepsze, przekrzykując się, a co jakiś czas upijając trochę napoi ze szklanek i butelek różnej wielkości. — Jungkookie, co tu robisz o tej godzinie?

— Zgadnij — brunet odpowiedział bezwzględnie, prezentując podobną postawę i ekspresję na twarzy.

— Przyszedłeś napić się soczku pomarańczowego? 

Kilka głosów najbliższych osób rozbrzmiało, gdy zaczęli szeptać między sobą i chichotać. Jungkook przez moment jedynie zmarszczył brwi, po czym pokręcił lekko głową i usiadł na jednym z wysokich, okrągłych krzeseł. 

— No już, młody, żartuję — odrobinę wyższy od niego mężczyzna klepnął go w policzek.

— Tequila sunrise — Jungkook nawet się nie zawahał i zdawało się, że niekoniecznie ma ochotę na żarty.

Seokjin jedynie zaśmiał się pod nosem, by nie czynić sytuacji niekomfortową i puścił swojemu najmłodszemu kumplowi oczko, kiwając głową, a Namjoon był nawet odrobinę zaskoczony, że Jeon się nie speszył. Musiał mieć naprawdę spory mętlik w głowie, zdawał się nie być sobą.

— Robi się. Namjoon?

— Hm... Malibu.

— Ale lamersko. Tylko turyści to biorą — Seokjin roześmiał się głośno i zerknął za siebie, na podświetlony na niebiesko barek. Różne alkohole stały w uporządkowanych rzędach na szerokich i długich półkach. — Co powiesz na daiquiri?

Kim doskonale wiedział, że barman jedynie się z nim droczy.

Jednak, gdy to przemyślał, rzeczywiście – zamawianie malibu nie miało większego sensu.

— Nie, za słodkie. Daj coś z whiskey.

— Oho, widzę, że dzisiaj zaczynasz z grubej rury — Jin sięgnął po jedną z większych butelek, pełną alkoholu, którego Namjoon zażyczył sobie w swoim drinku. Wlał sporą ilość do metalowego miksera, dodał kilka innych składników, zawierających się w jego wyćwiczonej recepturze i zabrał się do krojenia pomarańczy. — Nie masz jutro przypadkiem uczniów od rana?

Na to pytanie, nawet nieskierowane do niego, Jungkook się wzdrygnął.

Namjoon westchnął cicho, rozsiadając się na krześle, choć nie oferowało wielkiego komfortu.

Całe wnętrze było niezwykle przyjemne. Umeblowanie było zachowane w ciemnych odcieniach brązu, a brokatowe, niebieskie i pomarańczowe ściany rozjaśniały wnętrze i naprawdę ładnie spajały cały wystrój. Było odrobinę tajemniczo, nowocześnie, wakacyjnie, klimatycznie idealnie. 

Gdy przekroczyło się próg baru, wchodziło się do mniejszego z pomieszczeń. Pod jedną ze ścian stało kilka maszyn do gier, nawet taka, z której wyciąga się pluszaki, choć zdarza się to chyba raz na milion prób.

Stół do bilardu stał na samym środku pokoju, a wkoło niego było dostatecznie dużo miejsca, by gracze mogli swobodnie się poruszać. W tamtej części znajdowały się tylko trzy czteroosobowe stoliki, ustawione całkiem blisko siebie. W tamtym momencie dwóch mężczyzn prowadziło grę, a kilkunastu znajomych kibicowało w ich zawodach, dla zabawy zakładając się o symboliczne sumy lub kolejki

Gdy przeszło się kolejny próg, dopiero można było złapać kontakt wzrokowy z obsługą baru. Był oddalony od głośników na tyle, że swobodnie dało się złożyć zamówienie i pogawędzić.

— Dopiero o dziesiątej. Poza tym, wypiję maksymalnie dwa drinki i lecę do domu.

— Rozumiem. A Ty, Jungkook? — Seokjin postawił wysokiego, czerwonopomarańczowego drinka tuż przed nim. — Dotrzymasz mi dzisiaj towarzystwa?

Kolejny raz tego wieczora, duże, brązowe oczy zabłysnęły. 

— Ej! — najmłodszy z towarzystwa zwrócił się w kierunku Namjoona. — To genialne! Jutro mogę udawać, że mam kaca!

— Kaca? A po co ci to? — Seokjin uniósł brew. Doskonale znał powód. Nie był głupi, potrafił dobrze kojarzyć fakty i zdawał sobie sprawę, że Jeon został ugodzony strzałą amora.

Namjoon spojrzał na starszego Kima z wyrzutem. Zdawało się, że mieli dwie zupełnie inne wizje przebiegu tej konwersacji. 

Mimo więzów krwi byli polarnymi przeciwieństwami.

— Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy — Jeon burknął, zerkając w bok na Namjoona, a najstarszy z trójki znów wyraził emocje, modyfikując nieco ekspresję twarzy. Jego brwi skierowały się bardziej do środka, a uśmiech zupełnie zniknął. Tak naprawdę, była to jedynie gra aktorska na nietandetnym poziomie.

— Zaczynam żałować, że zrobiłem Ci tego drinka.

— Daj spokój, Jin. Jungkookie ma gorszy dzień — ciemny blondyn odpowiedział dosadnie, łagodząc zaistniały, celowo zaostrzany konflikt. Przy okazji szturchnął siedzącego obok chłopaka, wymuszając na nim potwierdzające kiwnięcie głową.

W międzyczasie do baru dosiadło się parę innych osób, więc Seokjin zajął się ich obsługą, gdy dwaj pozostali rozglądali się w poszukiwaniu znajomych twarzy. 

Wysoki brunet, nalewając alkohol do szklanek, także rozglądał się po lokalu, jakby intensywnie czegoś wypatrywał. Namjoonowi to nie umknęło, więc zaczął doszukiwać się czegoś niepokojącego, jednak nic nie powiedział, o nic nie zapytał. Wziął żółtą słomkę do ust, gdy otrzymał swojego drinka. 

Smak whiskey pozostał mu w ustach po przełknięciu już pierwszego, niewielkiego łyka. Nie miał pojęcia, jaki koktajl przygotował mu Seokjin, ale mimo potęgi whiskey był dość słodki, lekko kwaskowy, co sugerował już mały, przecięty do połowy plasterek limonki, nałożony na krawędź zdobionej szklanki. 

Namjoonowi udało się odrobinę zrelaksować, ale niespokojnie błądzący wzrok stojącego naprzeciw niego bruneta, nie dawał mu spokoju. Wiedział, że coś jest na rzeczy.

Dopiero młodszy towarzysz wyrwał go z myślowego transu. 

— Idę do łazienki, popilnujesz? — Jungkook wskazał smukłym palcem na szklankę, z której ubyła już prawie połowa zawartości. Tej nocy nie zamierzał ani niezwykle mocno się upić, ale też nie chciał pozostać trzeźwym.  

Namjoon jedynie skinął głową, a gdy Jeon udał się w kierunku toalet, wzrok Jina za nim podążał. Na jego twarz wkradł się mały, jakby szyderczy uśmiech, a młodszy Kim nie mógł dłużej ignorować jego dziwnego zachowania.

— O co chodzi? 

Jin zerknął na niego od dołu, polerując kolejną szklankę. Zachichotał cicho, kręcąc głową w małym niedowierzaniu.

— Taehyung tu jest.

— Co?! — Namjoon otworzył oczy dużo szerzej, natychmiast podrywając się z miejsca. Nie zapomniał o napoju, którego zobowiązany był pilnować i przysunął go bliżej siebie. Gdy zorientował się, jak widoczna i dziwna była jego reakcja, usiadł z powrotem i ściszył głos, prawie szepcząc. — Jak to?

Jin próbował się nie roześmiać, zerkając w stronę drzwi, przez które dało się wyjść na spory taras, będący częścią posiadłości. 

— Przysięgam, to sytuacja jak z komedii romantycznej — Seokjin popatrzył jeszcze raz w stronę łazienek, a potem wrócił do żmudnej pracy. — Przyszedł tu może pół godziny temu, razem z tym drugim, jak mu tam, Jimin? Usiedli chyba gdzieś na zewnątrz. Nie mam pojęcia, gdzie mogą być teraz. 

— Rany, dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?! Jeśli Jungkook wpadnie na niego sam, to będzie porażka — Namjoon rzeczywiście był przejęty, ale to nie powstrzymało go od zaczerpnięcia odrobiny płynu ze szklanki należącej do Jeona. Tequila po whiskey nie smakowała tak źle. — W ogóle, skąd wiesz, którzy to Taehyung i Jimin?

Jin znów zdusił chichot, odkładając lśniące szklanki za siebie, do zamykanej szafki. 

— Siedzieli przy barze i rozmawiali o Jungkooku. Nie jestem idiotą, to byłby zbyt duży zbieg okoliczności, gdyby inny Azjata z mikro przyjacielem przyszedł do baru i obgadywał długowłosego surfera z nieziemskim tyłeczkiem — Seokjin ujął ostatnie słowa w wyimaginowany cudzysłów, wspominając konwersację, którą przypadkiem podsłuchał trochę wcześniej.

— Racja. No Shit, Sherlock — Namjoon zwrócił się raczej sam do siebie, mrucząc pod nosem. — Tak czy inaczej, to chyba bardziej skomplikowane, niż myślisz. 

— Hm, co dokładniej? 

Westchnięcie Namjoona było zagłuszone przez głośną muzykę dobiegającą z ogromnych głośników oraz głosy pijanych, młodych ludzi, bawiących się, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Kilka minut wcześniej wybiła dwudziesta druga i zakończyła się pierwsza tura karaoke, a w sali zaczęło robić się gorąco i parno, dzięki latynoskiej muzyce z playlisty puszczonej przez współpracownika Jina, spędzającego większość tamtego wieczora na uzupełnianiu braków. 

Na środku zaczęły się pojawiać pary, młodzi mężczyźni obejmowali swoje kobiety, nonszalancko zarzucające włosy w tył, rozchylające usta i starające się obudzić niegrzeczną stronę partnerów. Inni tańczyli solo, niezwykle pewni siebie, gdy promile rozchodziły się po ich rozgrzanych ciałach. 

Był sezon wakacyjny i bar nie świecił pustkami jak podczas pozostałych miesięcy roku.  W weekendy zwykle zjawiała się masa ludzi, jednak w tygodniu lokal zwykle nawet nie był otwierany. Gdyby to w trakcie wakacji któregokolwiek dnia bar nie byłby otwarty przez niemal całą dobę, turyści chyba poumieraliby z nudów.

W okolicy było jeszcze kilka pubów, ale żaden nie cieszył się takim prestiżem, jak ten, w którym pracował Seokjin.

— Jungkook zgodził się udzielić mu lekcji surfingu, bo jest idiotą.

Jin przerwał kolejne zajęcie, jakim było przekładanie lodu z zamrażalki do wiadra, w którym chłodziły się butelki szampana. Spojrzał blondynowi w ukryte za rzadką grzywką oczy i tkwił tak parę sekund, aż upewnił się, że mówił prawdę, choć to, co powiedział, brzmiało jak najdurniejszy i najsłabszy żart.

— Wiedziałem, że jest idiotą, ale nie, że totalnym. 

— Właśnie. Jak wpadnie teraz na Taehyunga, może się z tego wywiązać niezręczna sytuacja i znów będzie mi miauczał pół dnia nad uchem, jak to się upokorzył i skompromitował... Pójdę go poszukać. 

— Przecież poszedł tylko do toalety. Daj spokój, na pewno jest kolejka, a wydaje mi się, że Taehyung by mi nie umknął, więc chyba nadal jest na tarasie. Przyznaję, wygląda... dobrze. Niejedna laska się za nim obejrzała, ale totalnie je olał.

Namjoon wzruszył ramionami. 

— To, jak wygląda i kogo olewa, najmniej mnie teraz interesuje. Mimo wszystko masz rację, po prostu zaczekam, aż Kook wróci i zabiorę go z powrotem do domu. 

— W ten sposób chyba mu nie pomożesz — Jin w międzyczasie przyjął kolejne zamówienie na drinka i zaczął go przygotowywać, nie spiesząc się szczególnie. — Przede wszystkim pamiętaj, że nie jesteś jakąś swatką, ani niańką. Jungkook nie jest tak nieporadny, jak może się wydawać... Przynajmniej mam taką nadzieję.


— Hej, Namjoon?

Blondyn o szerokich ramionach już miał przedstawiać bratu kolejny argument, ale słysząc nawołujący go głos, odwrócił się i ujrzał znajomą twarz. 

Nikt raczej nie stresuje się na widok znanych ludzi, ale tamtym razem było inaczej. Namjoon szybko przeleciał wzrokiem obszar wkoło Jimina, ale nigdzie nie wypatrzył potencjalnego, przyszłego chłopaka Jungkooka.

— Och, cześć! Nie spodziewałem się ciebie tutaj, Jimin... 

Jin odchrząknął wymuszenie, a następnie uśmiechnął się do nowo przybyłej klientki, będącej jego dobrą znajomą. Namjoon jedynie rzucił mu groźne, szybkie spojrzenie, nim skupił swoją całą uwagę na Parku i zaproponował mu usiąść na miejscu, na które zaraz miał powrócić jego długowłosy przyjaciel.

— Ja... ja chyba ciebie też nie.

— Nie wiem, czy poznałeś już Jina? — blondyn przerwał niezręczny początek ich konwersacji i skinął głową w stronę stojącego i zajętego konwersacją z jedną z dziewczyn barmana. — To mój brat. 

— O, naprawdę? — Jimin wykrzyknął zdziwiony, porównując ich twarze i faktycznie, udało mu się znaleźć znikome podobieństwa. Jednak było widać, że każdy z nich musiał wrodzić się raczej w innego rodzica. — Miło mi, jestem Jimin.

Dopiero po chwili wszystkie informacje w głowie turysty z Idaho ułożyły się w sensowną całość, przez co momentalnie zbladł. 

W końcu kilkadziesiąt minut wcześniej obgadywał Jeona w obecności barmana. A skoro Namjoon był jego bratem, to oznaczałoby, że...

— Czyli... znasz się też z Jungkookiem, tak?

Seokjin kiwnął głową, uśmiechając się lekko pod nosem. Teraz miał już świadomość, że Jungkook i Taehyung polują na siebie wzajemnie, jednak nie mógłby tak dosadnie zdradzić sekretu, którego udaje, że nie zna. 

— Tak, znasz go? — Jin udał małe zaskoczenie. — W sumie, Kookie to towarzyski dzieciak. Nic dziwnego.

Namjoon z początku starał się nie wtrącać w tę drobną pogawędkę, ale mijały kolejne minuty, a młodziak, o którego zawsze się martwił, nie wracał. Jego upatrzonego kochanka też nie było w pobliżu, co wyraźnie go zmartwiło. Nerwowo przygryzał swoje wargi, zapominając o alkoholu, który miał pod nosem.

— Taehyung jest z tobą? — wyrwało się w końcu z jego gardła i choć nie był tak dobry w udawaniu, starał się brzmieć i wyglądać naturalnie. 

— Tak, właśnie... Coś długo nie wraca...

Jimin zerknął w stronę mniejszego pomieszczenia i wychylił się do tyłu na krześle, ostrożnie, by nie zrobić sobie wstydu przed wszystkimi, samoistnie spadając z siedzenia.

Bracia wymienili szybkie, zaintrygowane i odrobinę niespokojne spojrzenia. Chyba rozumieli, co to oznaczało. 

≅≛≌

Przeciskając się przez tłum ludzi, aż doszedł do mniejszego pomieszczenia, Jungkook próbował wytłumaczyć sobie w myślach, że nie ma czym się stresować. 

Może lepszym określeniem byłoby, próbował to sobie wmówić – może nie cechował się ponadprzeciętną inteligencją, ale wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że ma powód do paniki. 

Okłamywanie siebie było praktyką, którą często wdrażał w swoje życie. Ciężko znosił porażki, a właśnie spodziewał się kolejnej. Była nieunikniona, więc zamiast niepotrzebnie się zamartwiać, planem Jungkooka było porządnie, niezupełnie legalnie się napić i rozluźnić, na chwilę zapomnieć.

Otworzył drzwi prowadzące do męskiej toalety i ulżyło mu, że w środku nie roiło się od innych facetów. W okresie wakacyjnym nie brakowało ludzi w barach, więc czystość i pustka w łazience z pięcioma kabinami były naprawdę zaskakujące. Zerknął na znajdujące się nad klamkami zamki, jeden po drugim i spostrzegł, że trzy ostatnie toalety są wolne. 

Zajął jedną z nich, sprawnie załatwił swoją potrzebę, w międzyczasie słysząc trzask drzwi.

Wychodząc, patrzył pod nogi, niekoniecznie chętny łapać kontakt wzrokowy z kimkolwiek, obok kogo przed chwilą załatwiał swoją lżejszą, fizjologiczną potrzebę.

Mógł być przy tym odrobinę ostrożniejszy, bo chwilę później, gdy podchodził do umywalki, jego ciało zderzyło się z innym. Zachwiał się, ale zdołał utrzymać równowagę, natychmiast zerkając w górę i rumieniąc się w zażenowaniu.

— Aj, prze–... Przepraszam.

Naprzeciw niego stał nowo poznany i równie zaskoczony co on, Kim.

Natychmiast zdumienie Taehyunga zamieniło się w szeroki, trochę nieporadny uśmiech. 

— Nie szkodzi! Jungkook, co tu robisz?

Blondyn o naturalnie ciemnej, złotawej cerze klepnął go w ramię, a w jego oczach Jungkook mógł dostrzec iskierki, jak gdyby alkohol nieco uderzył już do jego głowy. Dopiero w tamtej chwili zauważył, że w momencie, gdy wpadł na Taehyunga, kilka gęstych kropelek jego malibu wylądowało na świeżo upranej koszulce, jaką miał na swoim torsie. 

Nie przywiązywał do tego żadnej wagi, bo i tak po każdej wizycie w pubie wracał do przyczepy przesiąknięty zapachem dymu papierosowego i piwa. 

Wiedział, że miał cholernego pecha – akurat gdy pozostał sam na kilka krótkich minut, musiał wpaść na ostatnią osobę, którą chciał tego wieczora spotkać i vice versa. 

— Przychodzę często, mój przyjaciel tu pracuje — Jeon uśmiechnął się lekko, nieśmiało zaczesując ciemne włosy do tyłu, by wyeksponować gładkie czoło. — A ty pewnie celebrujesz początek wyjazdu? Jak długo zostajecie? 

Jungkook starał nie patrzeć się perfidnie na Taehyunga, więc jego wzrok przeskakiwał niespokojnie pomiędzy nim a umywalkami, do których zmierzał, poruszając się powoli na przód.

— Prawdopodobnie do końca miesiąca, kiedy moim rodzicom kończy się urlop — Kim odpowiedział z odrobinę smutniejszym głosem niż wcześniej. Był w Malibu dopiero drugi dzień, ale już wiedział, że będzie tęsknił do tego miejsca przez cały rok, tak samo, jak wcześniej do koreańskiego jeziora. — Ale hej, dopiero przyjechałem, więc chcę się trochę pobawić! Chcesz łyka?

Uśmiech znów rozpromienił jego twarz, czym Jeon się zaraził, przyjmując ofertę i pociągając odrobinę napoju przez wysoką słomkę.

Taehyung ukrył fakt, że był zestresowany nadchodzącym dniem. Jimin poradził mu, że alkohol go rozluźni, jak i użył sformułowania, które Kim zacytował przed chwilą przed Jeonem. Polecił mu nie tracić czasu, bawić się i działać. 

— Malibu smakuje dobrze za pierwszym razem — Jeon zachichotał, próbując skierować drobną konwersację na inny tor. — Gdy mieszkasz tu od urodzenia i na każdym kroku widzisz promocje tego drinka, trochę się odechciewa... Choć nie piłem go tak długo, że aż tęskniłem...

— Och, szczerze, nie przepadam za kokosem — wyjaśnił blondyn, biorąc drinka z powrotem do swojej dłoni, odrobinę większej od tej Jungkooka. — Ale byłoby mi żal nie spróbować malibu w Malibu. Chcesz dopić? — zaśmiał się, tym razem szczerzej, głośniej i niżej. 

Taehyung miał przewagę w stężeniu alkoholu we krwi, więc łatwo przychodziły mu bezpośrednie pytania. Oparł się o ścianę i obserwował, jak brunet z włosami zaczesanymi lekko w tył myje ręce, by potem wytrzeć je w kawałek miękkiego ręcznika papierowego.

— Wszystko po kolei — rozpromienił się Jeon. — Namjoon pilnuje mi drinka, ale pewnie już go wypił. Będzie musiał postawić mi kolejnego. 

— Ja to zrobię. Co byś chciał? 

Taehyung zaproponował nagle i chętnie, a Jungkook zagryzł dolną wargę, kierując głowę mocno w dół, by Kim nie spostrzegł, jak diametralnie zmienił się kolor jego policzków. 

— Nie musisz. Co prawda Jin irytuje się, jak biorę za dużo i nie płacę, ale...

— Och, dawaj, dopij to i po prostu powiedz co byś chciał, mogę dzisiaj trochę zaszaleć z pieniędzmi — Kim wyeksponował jeden ze swoich boków i poklepał kieszeń, w której zaszeleściły banknoty, zaraz podając Jungkookowi swojego kokosowego drinka. — Dostałem wakacyjne kieszonkowe. 

Minimalnie wyższemu z mężczyzn było aż głupio uparcie odmawiać, więc w końcu kiwnął głową i wciąż lekko się rumieniąc, dał się objąć ramieniem Taehyunga, który wyprowadził go z łazienki. Choć młodszy jeszcze nie czuł, by wypity dotychczas alkohol jakkolwiek na niego wpłynął, jego serce przyspieszyło i wszystko zdawało się dziać dziwnie szybko. W celu dodania sobie odrobiny pewności siebie, zamiast sączyć otrzymany napój powoli przez żółtą słomkę, wypił go na raz, a szklankę odstawił na któryś ze stolików, by odeszła w zapomnienie.

Zastanawiał się, jak długo im zeszło, skoro po wyjściu z pomieszczenia zamiast amatorskiego karaoke powitały ich rytmicznie śpiewane, hiszpańskie słowa w wykonaniu Malumy. 

Ramię Taehyunga wciąż spoczywało na plecach Jeona, gdy wolno, z uwagi na gęsty tłum, prowadził go do baru. 

Obijali się od kolejnych ciał ludzi dopingującym graczom bilarda, którzy pili pięć łyków piwa przy każdej wbitej przez przeciwnika bili. Zerknęli na chwilę w stronę wyłożonego zielonym materiałem stołu i jedynie uśmiechnęli się na widok rozgrywki, kątem oka widząc podobną reakcję drugiego.

Nie do końca wiedzieli, jak to się stało, ale zamiast do początkowo wyznaczonego celu, dotarli na obrzeża parkietu. 

Mniej więcej w połowie Qué Pena zaczęli bujać się śmielej do latynoskich rytmów, śmiejąc się, obserwując okolice i jedynie raz na dłuższy czas patrząc sobie w oczy. Całe napięcie zniknęło, zbliżyli się odrobinę do siebie i dla wszystkich wkoło stało się jasne, że tańczą razem. 

Kilka dziewcząt zaczęło wymieniać między sobą szepty, aż całą grupą zmobilizowały się do dopingowania nowej na parkiecie dwójki, klaszcząc i krzycząc, co dodało im obu pewności siebie.

Roześmiali się, gdy ich ciała już prawie się stykały, a ruchy stawały się coraz śmielsze, wręcz teatralnie przesadzone, gdyż żaden z nich nie chciał sprawiać wrażenia poważnego  w swoim uwodzeniu. Próbowali obrócić to w żart, na wypadek, gdyby drugiemu nie pasował taki obrót zdarzeń.

Jungkook, kołysząc ramionami, niemo wypowiadał słowa piosenki i kusił Kima pewnymi, bardzo krótkimi spojrzeniami. Blondyn odwdzięczał się drobnymi, ledwie zauważalnymi muśnięciami talii Jeona, wywołując głośniejsze piski wkoło nich.

— To jak z tym drinkiem? — Jungkook nachylił się do ucha Kima i zapytał półżartem. Musiał krzyczeć, by starszy go zrozumiał.

Zrobił to jednak na tyle głośno, że usłyszała go jedna z obserwujących nastolatek. Niska, kształtna dziewczyna z gęstym afro podeszła tanecznym krokiem i zamiast zachować mojito dla siebie, podłożyła je pod nos Jeona i puściła mu oczko, nim skierowała się w objęcia innej, ciemnoskórej dziewczyny, upijając odrobinę ze szklanki, którą ta trzymała.

Jeon nawet nie miał szansy odmówić, więc podziękował nieśmiałym uśmiechem i zaakceptował napój, za moment dzieląc się nim z tanecznym partnerem. 

Obu lekko kręciło się w głowie, wszystko działo się szybko, ludzie pojawiali się i znikali, głosy błądziły gdzieś w ich głowach. Byli skupieni przede wszystkim na muzyce, tańcu i sobie, z emocjami uciekającymi przez całe ciało w postaci kropli potu.

≅≛≌

Ey! Qué pena! Tu nombre no, pero tu cara me suena!

Namjoon i Jimin roześmiali się i zbili piątkę po wspólnie wykrzyczanych wersach refrenu, po raz kolejny zderzając ze sobą wysokie szklanki. 

Nie musieli wiedzieć, co śpiewają, by doskonale się bawić. Nie marnowali nocy, przez co plany Kima trochę się pokrzyżowały.

Jego drink dawno został zapomniany, ten należący początkowo do Jungkooka zniknął szybciej, niż się pojawił, a trzecia dawka alkoholu już przelewała się nieoszczędnymi porcjami przez przełyk Namjoona. 

Na pewno była to kwestia uderzającego do głowy alkoholu, ale też sporo zwiększonego tłumu, że piski i krzyki stały się głośniejsze nawet niż w trakcie karaoke, które cieszyło się wielką popularnością.

— Okej, teraz za... Za kogo jeszcze nie piliśmy? — Namjoon bujał się do rytmu, mrużąc oczy i pod nosem mamrocząc niezupełnie zrozumiały dla niego tekst.

— Hm... Nie wiem, może... hmm... — Seokjin rzucił jakby niechętnie, kolejną godzinę nocnej zmiany spędzając trzeźwo za barem, opierając się o brunatny blat.

— Jungkooka i Taehyunga? — zasugerował Jimin, byleby jak najszybciej znaleźć dobry pretekst do wyzerowania szklanki. 

— Cholera, właśnie! — Namjoon wykrzyczał, odstawiając swój napój z impetem, przypadkiem rozlewając odrobinę, na co Seokjin jedynie westchnął, cofając się po ścierkę, którą dopiero odłożył na wieszak.

Po chwili powód zaskoczenia sporo wyższego od Jimina chłopaka dotarł i do niego:

— Gdzie oni są?! 

— Czekaj, Jungkook... Jungkook poszedł do łazienki! Taehyung chyba też, nie?

Namjoon szybko przeanalizował sytuację w głowie i poderwał się z miejsca, zszokowany patrząc na Seokjina:

— Ile czasu minęło?

Barman wzruszył ramionami i zerknął na duży, nowoczesny zegar na bocznej ściance barku.

— Nie więcej niż dwadzieścia minut.

— Co?! — Jimin uniósł brwi i rozejrzał się szybko wkoło siebie z nadzieją, że wyhaczy gdzieś blond czuprynę. — Byłem pewny, że poszedł trzy, pięć minut temu. To chyba średnio normalne, sikać tyle czasu?

Jedyny trzeźwy z towarzystwa jedynie prychnął i zostawił ich samych. Odszedł na kilka kroków, by zająć się parą klientów, którzy po raz czwarty lub piąty tego wieczora składali zamówienie. 

— Pójdę sprawdzić co z nimi — Namjoon zameldował pewnie, z troską zerkając w stronę wyjścia z przepełnionej części klubu.

Ciemny blondyn nie zdążył nawet zsunąć się z wysokiego, barowego krzesła, gdy Jimin stał już na podłodze, kręcąc głową i przytrzymując umięśnione ramię właściciela szkółki.

Obu zależało na tym, by jak najszybciej ogarnąć sytuację. Mieli za zadanie dbać o swoich przyjaciół, nie narażać ich na kłopoty, przede wszystkim w zawiłych sprawach sercowych. 

Milczeli na temat uczuć, jakimi wzajemnie darzyli się ich najlepsi kumple, choć Namjoon dowiedział się co nieco na temat drugiej strony medalu, dzięki Jinowi. Sam, martwiąc się o prywatność jego długowłosego kumpla, nie uchylił jeszcze nawet rąbka tajemnicy.

— Ja pójdę, spokojnie.

— Nie, nalegam, ja–

— To chyba nie będzie konieczne — Seokjin przerwał drobny, przyjacielski spór i wrócił do układania alkoholi za sobą. 

Od dłuższej chwili obserwował pomieszczenie, co zresztą po kilku latach pracy w lokalu weszło mu w nawyk i naprawdę mało co mu umykało. 

Nalał sobie jednego shota i na moment pozostawił skonfundowaną dwójkę w niepewności. Pozwolił alkoholowi ocieplić przełyk, nim zlitował się nad zdezorientowanymi chłopakami i po prostu skinął głową w stronę parkietu, gdzie od razu powędrowały ich oczy.

— Czy to–

Koreańczycy szybko zerknęli na siebie, dzięki zaskoczonym spojrzeniom wyglądając jak swoje lustrzane odbicia. 

Na samym środku oświetlonego na różne kolory parkietu w najlepsze bawili się Taehyung i Jungkook. Kilka razy podczas ich tanecznego seansu dziewczyny obserwujące ich każdy ruch częstowały ich swoimi kolorowymi drinkami, by choć przez kilka chwil mogli odetchnąć, napajając swoje ciała substancją ułatwiającą im wykonywanie ruchów porównywalnych do kocich.

Jeden z zagrzewających ich do kontynuowania młodzieńców podał Kimowi świeżo otwarte, ciemne piwo i nie minęło długo, nim z Jungkookiem opróżnili je do połowy, kręcąc biodrami i obracając się przy akompaniamencie szybkiego, hiszpańskiego rapu i dźwięków gitary, słyszalnych w ścieżce muzycznej.

Jungkook miał ręce uniesione do góry i gestykulował dłońmi, gdy starszy układał ponadprzeciętnie duże dłonie nie na samych bokach bruneta, ale parę centymetrów od nich. Dla zabawy poruszał nimi lekko, tak, jak Jeon kręcił biodrami.

I choć prawdopodobieństwo, że następny dzień mogli spędzić przy muszlach klozetowych, było większe, niż wzrastająca przez gorące nuty i spocone ciała temperatura panująca we wnętrzu, nie zdawali się tym przejmować. 

Ponadprzeciętnie przystojni, pewni siebie, seksowni i młodzi, wywołali prawdziwą sensację, a dla siebie wzajemnie byli ewenementem, marzeniem i ósmym cudem świata.

≅≛≌

—new info unlocked—

Kim Namjoon, 23

– jako jedyny ma głowę do ogarniania formalności szkoły –
– jeśli nie surfuje, prawdopodobnie rozmawia z krabami –
– potrafi się rozpłakać, gdy jego uczeń doskonale złapie falę –
 młodszy brat Kim Seokjina 
– ??? –
– ??? –

≅≛≌

Kim Seokjin, 25

– żywy dowód na to, że wiek nie idzie w parze ze snobstwem –
– jeśli nic nie ugotuje, reszta jest skazana na takeaway –
– wizualna wizytówka szkoły –
≛ starszy brat Kim Namjoona 
≛ barman w najpopularniejszym w okolicy lokalu 
– ??? –

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro