Rozdział 2.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz dowiecie się, dlaczego robiłem wam Arta ze Słowackim.

Juliusz, ty śmieciu.

Zapraszam na już kolejny rozdział Camelii i dziękuję, że że mną nadal jesteście!

(Trochę spóźnione) Powodzenia na próbnych maturach dla tych starszych i ogólnie dla tych młodszych ^=^

Więc ten, gwiazdki, kometarze~

Jeżeli wam się podoba - dajcie znać, jeżeli nie - też dajcie znać.

Liczy się każdy komentarz i każda reakcja!

***




Juliusz Słowacki był rudy.
Jednak nie był to jakiś tam rudy. Nie miał on bladej cery i piegów, wręcz przeciwnie. Był opalonym i wysportowanym mężczyzną po trzydziestce, na co dzień nosząc granatowe lub malachitowe garnitury oraz okulary, bez których - jak powiadał - jego świat jest szary i bez smaku.
Każdy wiedział, że miał solidną wadę wzroku, ale nikt mu nie zaprzeczył. Był jednym z egzekutorów, więc był ponad resztę pionków mafii.

W tym momencie przeszedł przez drzwi biura Szefa, nie zadręczając się nawet pukaniem. Mori nigdy nic na to nie mówił, jednak szefem już nie był Mori. Zdał sobie z tego sprawę, dopiero gdy jego brązowe oczy zderzyły się z prawie czarnymi tęczówkami Dazaia Osamu, siedzącego na biurku szefa, centralnie przodem do niego.

— Och! - Zatrzymał się nagle, machając ręką. - Ach! Gdzie jest szef, chłopcze? - zapytał, ale wyraz twarzy Dazaia ani trochę się nie zmienił.

— Wyszedł.

To jedno słowo mogło przeciąć nawet najgrubszą stal, ponieważ ostrość jego przebiła Juliusza na wylot.

Nie dał się jednak zastraszyć.

— Kiedy będzie?

Dazai nie lubił Słowackiego. Ostatnimi dniami kręcił się wokół Chuuyi, jednak nie miał dowodów, że robi cokolwiek, co byłoby podejrzane.
Problemem było także to, że Juliusz był egzekutorem, jednym z najbardziej zaufanych członków mafii za czasów Moriego.

Ale Dazai nadal mu nie ufał, w przeciwieństwie do Chuuyi.

Nakahara wszedł do pomieszczenia przez drzwi obok, zapinając kamizelkę, na co detektyw uśmiechnął się i zeskoczył z jego biurka, teatralnie przykładając wierzch dłoni do czoła.

— Och, Chuuya! Obiecuję ci, że tym razem się uda! - krzyczał, kątem oka obserwując dezorientację Słowackiego. - Po tym, jaki wspaniały byłeś dzisiaj, na pewno zajdziesz…!

Pięść Nakahary znalazła się na jego głowie, nim zdążył dokończyć.

— Wyjdź, mam obowiązki - syknął. - Pierdolony sadysta.

— Hej, nie, nie! Tak mi się odwdzięczasz za moje starania?! Chuuya! - Dazai dalej jęczał, ale gdy tylko Nakahara usiadł na krześle, detektyw złapał podłokietniki i obrócił go gwałtownie w swoją stronę, mówiąc całkiem poważnie. - Poza tym lubisz, jak jestem sadystą.

To, co w tym momencie kręciło się na twarzy Słowackiego, było doskonałą rekompensatą za uderzenie, które znów otrzymał.

— Wyjdź, dokończymy tę rozmowę w domu. - Chuuya westchnął głęboko. - Teraz muszę zająć się pracą.

— Gdybyś mówił to samo jeszcze pół godziny temu, może bym ci uwierzył. - Dazai w końcu zatoczył się do drzwi, jednak zanim wyszedł, rzucił jeszcze spojrzenie na rudego mężczyznę, stojącego na środku pomieszczenia - wiesz, w końcu nadal jesteś MOIM kundlem, Chuuya~

Detektyw zamknął drzwi, zanim uderzyła w nie książka.

________________________

— Moim zdaniem, Chuuya-san sobie poradzi - powiedział Tanizaki, wgryzając się w swojego pączka. - Jest silny, prawda?

— Tu nie chodzi o to, czy sobie poradzi. Tu chodzi o umiejętność tego człowieka. - Dazai jakiś czas temu oparł łokcie na stole, a na złączonych dłoniach brodę. Wyglądał odrobinę jak Mori za czasów jego wielkości, puste spojrzenie, którym darzył ścianę lub kwiatka w kącie. Nikt nie wiedział, na co zwrócone były te ciemne oczy.

Nawet stary barista spoglądał na niego podejrzliwe. Dazai, odkąd był w agencji, naprawdę rzadko zachowywał się w ten sposób. Zignorował nawet kelnerkę, która postawiła przed nim jego ulubioną herbatę. Nie zaproponował jej podwójnego samobójstwa, tylko patrzył. W pustkę.

— Jaką umiejętność ma ten człowiek? - zapytał Tanizaki, nie potrafiąc znieść napięcia. - Chuuya-san i tak jest od niego silniejszy, prawda?

— Owszem, ale jedynie fizycznie. - Dazai w końcu zamknął oczy, po czym zaszczycił spojrzeniem Tanizakiego. - Słowacki potrafi kontrolować ludzkie emocje… Wróć… - Znów opuścił powieki, gdy do kawiarni wszedł Atsushi.

— Co się dzieje? - zapytał Tygrysołak, dosiadając się do nich.

— Dazai denerwuje się, ponieważ Chuuya-san poszedł na kontrolę do jednego z egzekutorów - odpowiedział Tanizaki, drapiąc się po głowie. - Co mówiłeś o mocy tego mężczyzny? Że kontroluje emocje?

— Właśnie nie, nie do końca. Jeśli coś czujesz, potrafi zwiększyć intensywność tego, lub zmniejszyć, w zależności od potrzeby - mówił Dazai bez emocji. - Czyli jakbyś był smutny po śmierci kota, on mógłby sprawić, że z rozpaczy popełnisz samobójstwo.

Atsushi jak i Tanizaki siedzieli z otwartymi ustami, dopiero po chwili je zamykając.

— Nie chcę być niegrzeczny, ale…  - Atsushi podrapał się po karku. - Chuuya-san jest bardzo emocjonalną osobą… O ile wiem…

— Naprawdę jesteś mądry, Atsushi-kun! - Dazai nagle podskoczył na swoim krześle, klaszcząc w dłonie, gdy jego zachowanie znów obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. - Więc powinieneś wiedzieć, o co cię poproszę, prawda?

________________________

— ... Powinieneś więc to skończyć, prawda? - Słowacki oparł się o zagłówek kanapy, rozkładając na nim ręce - Naprawdę myślisz, że zostanie? Prędzej czy później znów zniknie…

— Kiedy przeszliśmy na ty, co? - Chuuya warknął, spoglądając na swojego podwładnego, jednak kiedy zobaczył jego rozciągnięty na pół twarzy, szczery uśmiech, jedynie westchnął i dopił swoje wino. - Może i zniknie, ale wróci. Zawsze wraca.

— Za bardzo mu szef ufa. - Juliusz patrzył na rudowłosego, zaczynając lekko skubać jego włosy, czego młodszy nie zauważył.

Słowacki miał trzydzieści dwa lata i pracował w Mafii od kilku lat, jednak Moriego znał już dość długo. Zmarły szef zaprosił go do współpracy po tym, jak po kilku latach nieobecności wrócił z Europy, gdzie przez jakiś czas mieszkał z rodziną, od razu przydzielając mu rolę egzekutora. Większość ludzi musiała sobie na to zapracować, jednak nie Juliusz. On wprost emanował wyższością i mądrością.

— Zawsze mu ufałem - powiedział cicho Nakahara, gdy starszy mężczyzna dolał mu wina do kieliszka - nie wiem dlaczego. Po prostu mu ufam, a on ufa mi. Tak jest od kiedy pamiętam…

Trochę wolniej niż wcześniej opróżnił lampkę i odstawił ją na stół, czując już lekkie zawroty głowy. Miał jedynie przyjść na kontrolę, sprowadzić dokumentację, którą Słowacki trzymał w swojej bibliotece, jednak skończyło się to na butelce wina i nie wiedzieć czemu, rozmowie o życiu prywatnym Chuuyi.

— To nie znaczy, że nie nie łamie tego zaufania bez twojej wiedzy. - Słowacki otworzył kolejne wino, ale Nakahara jedynie pokręcił głową. Nie mógł się upić, nadal był w pracy, poza tym musiał odebrać Fumiyę ze szkoły, przygotować obiad i posprzątać w domu. Znając życie, zastanie mieszkanie w takim samym, lub gorszym stanie niż kiedy wychodził.

— Jest nierobem… Leniwym skurwielem, który nawet nie potrafi trzymać miotły - zaczął mówić na głos, kręcąc pustym kieliszkiem między palcami. - Kiedy go o coś proszę, zawsze robi na opak lub się wymiguje. Robi, co mu się podoba… Prosiłem, żeby nie pił, ponieważ szkodzi to jego płodności, szczególnie w tym czasie, kiedy zaczęliśmy się starać, a on? Poszedł tego samego dnia do baru i wrócił nacmokany, jakby opierdolił połowę kolekcji whiskey w Lupinie! Nie wiem już, co robię nie tak!

Słowacki zaśmiał się cicho w rękę, na jego szczęście Chuuya tego nie zauważył. Był zdekoncentrowany, wściekły i miał ochotę rozpłakać się na oczach tego człowieka. Czuł tak wielkie rozczarowanie, smutek i wściekłość oraz zawiść.

— Spokojnie, to nie twoja wina, szefie. - Juliusz położył dłoń na jego udzie, klepiąc pocieszająco. - To on jest tym niewdzięcznym człowiekiem, który nie potrafi docenić tego, co dla niego robisz. Ty się starasz, on wręcz na odwrót.

I wtedy Chuuya rozpłakał się jak dziecko, rozumiejąc doskonale, co jego podwładny ma na myśli. Nie zdał sobie nawet sprawy z tego, że silne ramiona obejmują go, a dłonie zaczynają gładzić włosy pocieszająco.

Dazai nigdy tego nie zrobił. Był zbyt zapatrzonym w siebie, zbyt egoistycznym, bezuczuciowym draniem. Jednak Dazai miał tego świadomość i nawet się z tego cieszył. Jeśli ktoś wyzwie go od skurwieli, czy egoistycznych dupków, on tylko się uśmiechnie i podziękuje. Dazai nigdy się nie zmieni, choćby Chuuya nie wiadomo jak bardzo się starał.

Ciepłe dłonie Słowackiego otarły łzy z policzków młodszego, odsuwając go na tyle, aby przez cienkie szkła okularów mógł spojrzeć w jego oczy.

— Możesz mieć każdego, Chuuya - powiedział planowanym głosem, gładząc policzek Nakahary, jakby był największym skarbem tego świata. - Więc dlaczego się nie poddasz? Nie zmienisz go. To nie ma sensu.

Słowacki miał rację, to nie miało sensu.

Przynajmniej tak pomyślał Chuuya, gdy ciemne oczy mężczyzny zostały zakryte powiekami, a twarz zaczęła zniżać się w jego stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro