Rozdział siedemnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właśnie niechcący prawie wam tu wkleiłem przepis na curry - ale to nie moja wina! Robię zbyt wiele rzeczy na raz!

Ale cóż, jak widać, dopiegamy już do końca tej części opowiadania, niedługo możecie się spodziewać kilku Flashbackowych rozdziałów - pobawię się w twórców anime i wrzucę wam Flashbacki zamiast kontynuacji, bo czemu nie.

Jak zawsze zachęcam do komentowania (co akapit) i gwiazdkowania (wciąż nie rozumiem czytania każdego rozdziału bez dawania znaku życia).

A teraz możecie czytać, zapraszam!

***


Po raz pierwszy od lat Chuuya usiadł otulony kocem i ramionami Kouyou na swojej kanapie.
Pomiędzy nimi siedziała cicho Kyouka, starając się jak najlepiej pocieszyć Nakaharę, co nie do końca jej wychodziło. Mężczyzna w tym momencie mógł tylko siedzieć i czekać, czując miarowe głaskanie swojej mentorki na włosach.

— Zaufaj Dazaiowi, Chuuya - szepnęła kobieta, przebiegając palcami między rudymi pasmami - znajdzie go.

— Tak, Dazai-san będzie wiedział, gdzie jest Fumiya-chan! - Kyouka powiedziała z pewnością w głosie.

— Ufam mu - Chuuya powiedział cicho, chcąc podnieść się do pozycji prostej, jednak nie miał w tym momencie siły. Leki, które podała mu Yosano parę godzin temu, nadal działały i choć był na nogach już trochę czasu, to nadal zwijała go senność.

— Roidis podał nam nazwisko jednego z porywaczy - mruknęła Yosano z drugiego końca kanapy, gdzie przeglądała dokumenty, w drugiej dłoni trzymając telefon - Ranpo nadal szuka adresu tego typa, jednak nie potrwa to długo, skoro mamy teraz opis otoczenia. Tanizaki zaniósł już raport do agencji.

— Gdzie jest Fukuzawa-san? - Kouyou nagle podniosła wzrok na Yosano, jednak ta spojrzała wymownie na Chuuyę i pokręciła głową.

Ozaki zrozumiała, że odpowiedź na to pytanie związana musiała być z jej szefem, którego ciało znaleziono w gruzach.

— Powinienem tam być - mimo swojego stanu, Nakahara zacisnął pięści - powinienem pomagać mafii ogarnąć ten cały syf. W końcu jestem sze-

— Tym tokiem myślenia, ja także powinnam tam być, mój słodki Chuuya - szepnęła Kouyou, drapiąc lekko skórę jego głowy - ale nie pójdę tam. Nie na moją psychikę jest patrzenie na śmierć tylu współpracowników i nie na twoją także. Dlatego odpocznij.

— Chuuya-san… - mruknęła nagle Kyouka, spoglądając w górę na twarz starszego brata - ja nadal jestem dla ciebie ważna, prawda?

Nakahara uśmiechnął się lekko i przyciągnął nastolatkę do siebie.

— Oczywiście, Kyouka-chan. Zawsze będziesz.

Tę chwilę jednak przerwał dźwięk telefonu. Dziwny, długi dźwięk, jaki Chuuya ustawił bardzo dawno temu na tę jedną wkurzającą osobę. Na wyświetlaczu jego telefonu ukazało się słowo „Makrela” i po raz pierwszy tak szybko rzucił się, aby go odebrać.
Nie zdążył, to ręka Kouyou pierwsza dopadła urządzenia, od razu podnosząc klapkę ze zbyt miłym "Halo" na ustach.

Jednak już po niecałej sekundzie odsunęła go od ucha, spoglądając na niego niepewnie.

— Rozłączył się. - powiedziała cicho, ale jej szok nie trwał długo. Rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości i jej mina zmieniła się na całkowicie zdezorientowaną.

— Co się stało? - Yosano i Kyouka pochyliły się nad nią, blokując drogę Chuuyi, mimo że był to jego telefon.

Dopiero po kilku chwilach Kyouka odczytała na głos tekst wiadomości.

„Shirase kłamał”.

________________________

Dazai szedł wzdłuż ulicy, rozglądając się ukradkiem w każdą możliwą stronę.
Cała droga była pusta, jednak on nie odpuścił.
Detektyw swoich myśli nie mógł nazwać nawet podejrzeniami. Przez ostatnią godzinę rozmawiał z Ranpo, rozważając wszelkie możliwości, aż w końcu zdali sobie sprawę, że odpowiedź była bliżej niż ktokolwiek z nich myślał. Był pewien, że za wszystkim stał stary znajomy Chuuyi, Shirase, a dowód na to tkwił właśnie w jego mocno ściśniętej pięści.

Karta, którą właśnie odebrał od Ango, była dokumentem ze spisu obdarzonych, jasno mówiący o mocy Shirase.

Od dnia gdy poznał Chuuyę, nie ufał temu człowiekowi. Tym bardziej, kiedy białowłosy, który jeszcze kilka dni wcześniej podawał się za przyjaciela, był w stanie zdradzić i dźgnąć go nożem.

Shirase był bezwzględny i gdyby nie posłuchał wtedy Chuuyi, na pewno kazałby zabić jego, jak i resztę członków owiec. Mimo wszystko, słowa "Nie zabijaj dzieci", wypowiedziane wtedy przez piętnastoletniego Nakaharę, do tej pory brzęczały mu w głowie. Teraz jednak żałował podjętej wtedy pod wpływem Chuuyi decyzji.

Gdyby wtedy chłopak zginął, teraz żadne dziecko nie byłoby w niebezpieczeństwie. A już tym bardziej Fumiya.

Mimo wszystko w tym momencie wiedział doskonale, gdzie jest chłopiec. Wiedział doskonale, co robi i że nie jest w niebezpieczeństwie, o ile Dazai pospieszy się i zdąży na czas. Zgodnie ze swoimi obliczeniami miał dwanaście minut. Spojrzał na zegarek.
Jedenaście.

Dotarł tam w odpowiednim momencie. Budynek był wysoki, dokładniej jeden z najwyższych w Yokohamie. Mieścił się niedaleko siedziby portowej mafii, dlatego Dazaiowi nie trudno było go znaleźć, nawet jeśli dostał od Ranpo jedynie krótki i niedokładny opis.

Zaledwie kilku pieszych można było dostrzec w całym zasięgu wzroku, co nie było dziwne po tym, jak niedawno zawalił się główny z pięciu budynków mafii i większość osób na terenie Mafijnym było zaangażowanych w sprzątanie po tym wypadku. Ludzie niezwiązani z Mafią, znający te wieżowce jako „Mori Corporation” nie mieli żadnego dostępu do terenu okalającego je. W końcu zbyt wiele brudów mogłoby wyjść na światło dzienne, gdyby osoba trzecia dostała się do gruzów i znalazła coś niewłaściwego.

Młody detektyw jeszcze parę chwil temu był na miejscu i widział ten syf.
Cieszył się, że Chuuya jest w domu i nie musi na to patrzeć, choć jego osobiste przeczucie mówiło mu, że niedługo to się zmieni. Znał swojego partnera od lat i wiedział, że nie potrafiłby usiedzieć spokojnie, kiedy dzieje się coś,  co dotyczy niego samego lub osób mu bliskich. Był pewien, że teraz w miejscu utrzymują go jedynie leki uspokajające Yosano i gdy tylko te przestaną działać, Nakahara znajdzie sposób, aby dołączyć do pracy.

W tym momencie jednak nie mógł pozwolić sobie na dłuższe przemyślenia, ponieważ najważniejsze było teraz znalezienie Fumiyi. Chłopiec na pewno był gdzieś tutaj i poprzez dźwięki, jakie dochodziły ze środka mógł być pewien, że nie był sam. Głuche odgłosy broni palnej od razu sprawiły, że Dazai przyśpieszył. Jego szybki krok zamienił się najpierw w trucht, a po chwili już biegł po długich schodach, nawet nie sprawdzając windy, która mogła być już dawno wyłączona, lub co gorsza pilnowana przez wroga.

Dazai z doświadczenia wiedział, aby od razu wybrać schody.
Kiedy dotarł na górę, dźwięki strzelaniny stały się głośniejsze, a czym dalej wzdłuż korytarza podążał, zaczynały być także widoczne obłoki kurzu, unoszące się, gdy pociski trafiały w ściany. Detektyw zatrzymał się na chwilę, skanując wzrokiem otoczenie, kiedy strzały ucichły, po czym znów rzucił się biegiem w stronę otwartej przestrzeni tuż za rogiem. Z kabury schowanej pod płaszczem wyjął mały podręczny pistolet i wyszedł ukradkiem, czając się wzdłuż ściany. Wyciągnął broń przed siebie, jednak zastał jedynie pustkę i kilka ciał leżących na podłodze. W jednym mógł rozpoznać członka Owiec, jednak reszta była mu kompletnie nieznana. Przeciąg sprawił, że ponownie zaczął rozglądać się, szukając jego źródła, po chwili orientując się, że wiatr dobiega z góry. Wąska drabina prowadziła na dach, a drewniana klapa była szeroko otwarta.

— Nie jest dobrze… - zanucił pod nosem, podchodząc do drabiny. Potrząsnął nią sprawdzając, czy aby na pewno jest stabilna, dopiero po tym zapewnieniu zaczął się wspinać - naprawdę nie jest dobrze…

Po tych słowach przełknął głośno ślinę i bez dłuższego zastanowienia wyszedł na dach przed klapę.

***



Najbrzydszy art jaki zrobiłem - ale chciałem mieć zarys Roidisa, okej?

Kolorowane przez Aniko89lol

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro