XVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy wyszłam ze szczeliny, uczucie było porównywane do przeżyć klaustrofobika któremu wreszcie udało się wyjść z windy. Z jednej strony po tak długim czasie w tej dziurze, teraz, na otwartej powierzchni czułam się w niebezpieczeństwie i niemal przytłoczona wolnością, jednak wiem, że to przejściowe.

Po drugiej stronie skały było duże pole otoczone górami, zza których przebijały się pojedyńcze smugi słońca. Nie mogłam tego nazwać łąką, ponieważ rosło tu wiele drzew a u nasady pagórów piętrzyły się wysokie, gęste rośliny przypominające bluszcz. Samo miejsce było zadbane, ale zadziwiła mnie chatka w jego centrum. Wykonana z pomalowanego na biało drewna, styl podchodzący pod wiktoriański. Mogłam dostrzec mnóstwo cienkich balustrad, dokładnych rzeźbień ozdobnych. Dach natomiast był szary i na jego środku z przodu wystawała wierzyczka służąca za punkt widokowy. Co prawda chatka nie była jakaś ogromna, ale też nie malutka. Z obserwacji wynikało, że posiada dwa piętra i strych, pomiędzy cieniutkimi ale wyglądającymi na solidne palisadami znajdował się niewielki ganek i schodki prowadzące do niego. Sam budynek otaczał drewniany płot splątany w rozmaitych, niebieskich kwiatach, gdzieniegdzie drewno zastępował żywopłot. Jak nie lubię tego koloru, tak tutaj było po prostu ślicznie.

Jack poprowadził mnie do metalowej furtki i otworzył ją małym kluczykiem który wyjął z kieszeni. Gdy przeszliśny przez nią, wstąpiliśmy na kamienną ścieżkę. Była rozwidlona, jedna część prowadziła na ganek, druga za dom. Sama posesja którą otaczał płot była naprawdę spora, i nie do wiary, że on sam o to wszystko dba. Trawnik co prawda nie był nienagannie przystrzyżony, ale zadbany. Krzaki w małym ogródku przed domem nie przypominały chwastów, a faktycznie, okrągłe, zielone gąszcze. I było tu mnóstwo stokrotek, białych, jak ściany budynku.

- To jest piękniejsze niż rezydencja - Powiedziałam wpatrując się w okna - Czyje to jest?

- Znalazłem właściciela martwego gdy pierwszy raz tu przybyłem - Wyprzedził mnie, wspiął się po schodach i znów zaczął szukać czegoś po kieszeniach - Na początku wszystko było zarośnięte i potwornie zaniedbane. Włamałem się.

- Co ci przyszło do głowy, żeby wbić się w szczelinę skały?

- Wilki. Nie dałbym im rady, całe stado mnie otoczyło. Chciałem wspiąć się po roślinach ale wymacałem ją. Widząc, że prowadzi dalej zaryzykowałem i poszedłem tam. Zwierzęta były zdezorientowane gdy zniknąłem za gąszczami, ale wiedziałem, że nie odpuszczą. Poszedłem w prawo na początku. Tam jest ślepy zaułek. Coś mnie pokusiło, aby wrócić i pójść w lewo. Gdy pierwszy raz zobaczyłem to miejsce, nie wiedziałem dlaczego ktoś zamieszkał właśnie tutaj. Potem odnalazłem jego dziennik. Wierzył, że wybuchła apokalipsa zombie. Cierpiał na schizofrenię i ze swoim ośmiomiesięcznym dzieckiem tutaj przybył. Zbudował to sam. Żyli tu prawdopodobnie szesnaście lat. Potem opowiem resztę.

Wyjął mosiężny klucz, wymacał palcem zamek i umieścił go w otworze. Po obróceniu go trzy razy w prawo, ustąpiły. Pchnął ramieniem drzwi i przepuścił mnie pierwszą.

W środku pachniało starością. Jack włączył lampę naftową. Stanęłam w przedpokoju, gdzie znajdowała się duża szafa z lustrem o złotej ramie na ich drzwiach, szafka na buty, komoda gdzie spoczywała czarna torba Jack'a i podłużna ława. Ściany obklejono tapetą zabarwioną na przyjemny, oliwny kolor, podłogę pokrywała wielka wycieraczka. Obok szafy dostrzegłam duże drzwi. Popatrzyłam na siebie w zwierciadle, skąd spozierała na mnie blada dziewczyna o podkrążonych oczach, której chudą twarz otulały jasne, potargane loki. Koszulka okazała się być brudna i wilgotna, tak samo jak zresztą moje włosy i ręce. Nie uwierzyłabym, że to ja.

- Działa tu woda?

- Ze studni, ale zadbałem o to, by leciała z kranów. Jedynym problemem jest to, że nie ma tu prądu ani zasięgu. Także mój telefon jest już bezużyteczny - Stanął za mną i objął mnie w pasie.

Pierwszy raz mogłam zobaczyć nas razem. Był wyższy o ponad głowę, ale to akurat wiedziałam doskonale. Jego dłonie były spracowane i pokrwawione, pełne blizn i zadrapań, ale o dziwo, paznokcie pozostały czyste i zadbane. Pokusiło mnie, by podciągnąć jego rękaw. Zemdliło mnie widząc głębokie, czerwone blizny.

- Co to jest?

- Nie, nie robię tego co Nat. Wszystko jest wynikiem ciężkiej pracy i trybu życia jaki prowadzę.

Obróciłam się przodem do niego.

- Ktoś kiedyś zrobił ci ogromną krzywdę -Zmróżyłam oczy.

Momentalnie przestał mnie obejmować i zrobił krok w tył.

- Porozmawiajmy o tym na spokojnie. Nie zdejmuj butów... Ah, masz kapcie. Zapomniałem. W takim razie możesz je zdjąć i Ci je wypiorę. Tak samo jak ubrania, ale w każdym razie, mam niespodziankę.

- Nie udobruchasz mnie.

- Usłyszałem coś innego - Zaśmiał się.

- Zbok. Pokaż mi łazienkę. Chcę się umyć.

Wskazał dłonią, że mam otworzyć drzwi. Zrobiwszy to przeszłam do salonu. Nie był tak wielki jak ten w rezydencji, nie brakowało też miejsca. Tapeta miała identyczny kolor jak w przedpokoju a z okien biło coraz lepsze światło dzięki czemu nie musieliśmy na razie korzystać z lamp czy świec. Na ciemnej podłodze leżał szary dywan, który z pewnością kiedyś był biały. Umeblowanie było stare jak świat. Oszklony kredens gdzie poustawiane były bibeloty, jasna kanapa narożna z wypranymi poduszkami, drewniany stolik, szafy, półki z książkami. Ale muszę przyznać, wysprzątał tu porządnie.

Łazienka to te drzwi obok schodów - Powiedział zdejmując bluzę - Pójdę się myć na górę. Brudne rzeczy wrzuć do tego kosza - Schylił się za szafę i wyjął drewnianą plecionkę i mi ją podał - Potem pójdę to wszystko wyprać i powiesić w ogrodzie.

- Ale się z Ciebie gosposia zrobiła.

Gdyby mógł, sparaliżowałby mnie wzrokiem.

Łazienka była cała w jasnych kafelkach z nieskazitelnie wyszorowanymi fugami i składała się z wanny, muszli toaletowej, umywalki i pieca który zapewne miał za zadanie podgrzewać wodę. Dotknęłam go, spotykając się z nagrzaną powierzchnią, więc spokojnie mogłam wpuścić wodę do wanny i się wykąpać.

Zanim wyszłam z łazienki minęło chyba dobre czterdzieści minut. Mimo to, że woda nie była gorąca a zbliżona do temperatury ciała, udało mi się zrelaksować a nawet przysnąć. Po nieprzespanej nocy to normalne.

Tu pojawił się problem. Jack zostawił duży ręcznik, ale nie miałam czystych rzeczy na zmianę. Wołałam go dosyć długo, zanim przyszedł. Pozwoliłam mu wejść. Za ten czas owinęłam się ciasno ręcznikiem i posprzątałam po swojej kąpieli.
Miał mokre włosy i nie włożył maski. Ubrał się w czarną bluzę z małą, naszytą różą po prawej stronie oraz szare joggery. Na nogach miał białe trampki.

- Co się stało? - Zapytał z neutralnym wyrazem twarzy. Po policzkach nie spływała mu na razie ciemna maź wydostająca się z oczodołów. Zauważyłam, że jej produkcja wzrasta przy nagłych zmianach nastroju.

Nic się w nim nie zmieniło. Nadal bardzo mi się podobał.

- Nie mam czystych ubrań.

- To chyba czas na tą niespodziankę. Chodź.

Nie byłam szczególnie skrępowana bo ręcznik zasłaniał mi wszystko co trzeba i sięgał do kolan. Skoro ludzie widzą się na basenie prawie na golasa, dlaczego mam się czuć dziwnie w ręczniku przypominającym tunikę? Poza tym, Jack i tak nic nie zobaczy.
Weszliśmy razem po schodach, które trochę skrzypiały. Na górze był bardzo podobny korytarz jak ten w rezydencji, ale o wiele krótszy, nierozwidlony i z mniejszą ilością drzwi. Chłopak otworzył drugie od końca.

- Mężczyzna który tu mieszkał miał najprawdopodobniej szesnastoletnią córkę, nim zaginęła. Nie wiem gdzie ona jest. Szukałem wszędzie i czekałem, ale nigdy nie przyszła. Zostało po niej dużo ubrań i pokój.

Weszłam do środka. Przy ścianie stało łóżko osłonięte kotarą, obok mała szafka nocna. To pierwsze co zobaczyłam. Potem moją uwagę przykuła toaletka o pięknych rzeźbieniach, wielka, drewniana szafa, trzy komody i wszędzie porozstawiane jakieś niedziałające już zegary, pozytywki, szklane figurki.  Nie było tu żadnych dywanów ani obrazów, ale za to niestety wyblakła już tapeta miała kwiatowy motyw. Przedstawiała kremowo-różowe lilie.

- Przyznaję się bez bicia, szperałem w jej ubraniach z myślą o Tobie któregoś z pierwszych dni naszej znajomości. Chciałem, żebyś po prostu miała w czym chodzić. Znajdziesz coś dla siebie. Była tam bielizna którą nosiła i nowa, zapakowana w folię. Tą używaną odłożyłem, żeby mieć czym palić w piecu wraz z węglem. Gdy okres wilgoci minie, zajmę się rąbaniem drewna.

- Dziękuję.

Potarł dłonią moje ramię, przez co przeszedł mnie delikatny dreszczyk. Gdy wyszedł i zamknął za sobą drzwi, podeszłam do komody bo głównie to tam trzyma się bieliznę. Faktycznie, znalazłam kilka par majtek i wełnianych skarpet zapakowanych w cieniutką folię. Biustonosza nie było ani jednego, ale nie nosiłam go nigdy w życiu więc to nic takiego.

Ta dziewczyna rzeczywiście miała wiele ładnych ubrań. Porządne spodnie, niestety wszystkie były zbyt szerokie na kostkach, koszule w kwiaty i paski, koszulki, staromodne sukienki, dwie pary ogrodniczek, osiem swetrów, trzy halki, wełniane dresy na zimę. Wzięłam sobie błękitne jeansy, białą koszulkę i szelki. Mogłam wywnioskować, że była nieco grubsza niż ja, ale nieznacznie. Nadal szczupła dziewczyna.
Ubierałam się stojąc na łóżku i osłonięta parawanem. Gdy skończyłam zapinanie szelek wyjęłam spod nich włosy, odsłoniłam zasłonę i zeskoczyłam. Z kieszeni jeansów wypadła koperta.
Zauważając ją, podnieciłam się. Ciekawiło mnie co jest w środku. Podniosłam ją, usiadłam z powrotem na łóżku i chwyciłam w palce jej brzeg.

- Willow, żyjesz? - Zawołał Jack z dołu.

Szybko wsunęłam ją pod poduszkę. Szybkie spojrzenie w lustro i pobiegłam na dół. Po drodze zapomniałam o kopercie.
Na dole zastałam go rozkładającego talerz i sztućce na stolik w salonie.

- Musisz być strasznie głodna.

- Trochę tak. A Ty? - Wskazałam na zastawę dla tylko jednej osoby.

- Nie jem tego, naprawdę. W piwnicy mam zapasy. Kiedy chodziłem na polowania zawsze pamiętałem aby odłożyć tutaj część.

- Wszystko przemyślałeś? - Usiadłam na kanapie.

- Tak. Rany, ale pięknie wyglądasz.

- Co?

- Co?

- Skąd wiesz jak wyglądam?

- Jak przeglądałaś się w lustrze na górze, ten obraz został Ci w głowie.

- To denerwujące, że możesz sobie czytać ze mnie jak z otwartej książki a Ty masz jakąś pieprzoną blokadę. To nie fair.

- No dobrze, Willow, już nie będę - Nalał mi soku do szklanki - Sam robiłem, z owoców w ogrodzie. Dbam o nie pięć lat. Dodałem też trochę wódki.

- Chcę, żebyś usiadł i ze mną porozmawiał o wszystkim.

- Zrobię Ci najpierw śniadanie.

- Najpierw porozmawiamy.

Westchnął, po czym ociągając się, zajął miejsce tuż obok mnie. Głowę skierowaną miał tak, żebym faktycznie mogła sobie wyobrazić, że patrzymy na siebie.

- Odpowiem na prawie każde pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro