123.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MATT


Emily długo nie sprzeciwiała się z zakupem domu. Chociaż raz postanowiła mi ustąpić. W banku udało nam się załatwić kredyt. Zaliczkę wpłaciliśmy od razu, gdy dowiedzieliśmy się, że dostaniemy pożyczkę. Zajęło to kilka tygodni, bo musieliśmy skompletować wszystkie dokumenty, ale wszystko poszło po mojej myśli.

Dom nie wymagał wielkiego remontu. Czekało nas malowanie i przewiezienie rzeczy z mieszkania Emily. Nadal je tak nazywałem, mimo że ją to wkurzało. Wystawiliśmy ogłoszenie o sprzedaży. Może wkrótce ktoś się zdecyduje na niewielkie mieszkanko w centrum. My mieszkaliśmy tam wystarczająco długo.

W końcu chłopcy będą mogli częściej zostawać u mnie na noc. Będą mieli swój pokój i miałem nadzieję, że poczują się jak u siebie. Z nowego domu będę mógł ich nawet zawieźć czasami do szkoły i spokojnie zdążę do pracy. Idealnie.

– Wychodzę.

Emily dźwignęła fotelik z synkiem. Wiele razy prosiłem ją, żeby tego nie robiła. Mogłem znieść malucha do auta, ale ona upierała się, że przecież nie będziemy specjalnie ubierać córeczki na pięć minut, bo chciałem pomóc jej mamie. Uparte babsko. Zawsze musiała postawić na swoim. No prawie zawsze.

– Uważaj – zdążyłem powiedzieć, zanim zamknęły się za nią drzwi.

– Tatuś! - Zapłakana Nita stanęła przede mną, przecierając oczka rączkami.

Od razu ją przytuliłem. Co się stało? Jeszcze przed chwilą siedziała w salonie, oglądając bajkę. Cały czas miałem ją na widoku, więc na pewno nigdzie się nie uderzyła.

– Co się stało, kochanie? - Otarłem jej policzki z łez. – Tatuś już jest.

– Chodź ze mną.

– Gdzie?

– Położyć się.

Zerknąłem na zegarek. No tak, godzina drzemki. Chociaż już nie powinna sypiać w ciągu dnia. Jednak nie było się co dziwić dziecku, że odsypiało, bo czasami wstawało o nieludzkich godzinach. Nita potrafiła zasnąć równo z nami, a wstać przed piątą rano. Czasami nasza córeczka nie chciała spać sama. Zdarzało jej się nawet budzić w nocy i wołać mnie albo Emily. Zaczęło się to, odkąd urodził się Michael. Była za mała, żeby zrozumieć, że rodzice musieli więcej czasu poświęcać jej malutkiemu braciszkowi, chociaż staraliśmy się, żeby nigdy nie czuła się odtrącona.

– Poczytać ci bajkę? - Położyłem się z córką w jej łóżku.

– Nie. Bajki czyta się wieczorem. - Wtuliła się we mnie.

Mała mądrala.

– No dobrze. - Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.

Moja mała Księżniczka. Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził. Gdy podrośnie, nie pozwolę, żeby jakiś facet zabawiał się jej uczuciami. Dobrze, że miałem jeszcze kilka lat, zanim zacznie oglądać się za chłopakami.

– Kocham cię, tatusiu – powiedziała sennie.

– Też cię kocham.

– Bardzo?

– Bardzo, bardzo. - Uśmiechnąłem się.

– Jak Michaela?

– Tak.

– I Lucasa?

– Tak – odpowiadałem rozbawiony.

Wydawało mi się, że była śpiąca.

– I Liama?

– Tak, kochanie.

– I moją mamusię tez? - Spojrzała na mnie.

– I twoją mamusię.

– To dobrze. - Znowu wygodnie się we mnie wtuliła.

Minęło kilka minut i zasnęła.

Zanim córeczka wstała, wróciła Emily z markotnym synkiem. Jego marudzenie słychać było od chwili, gdy otworzyły się drzwi. Zerknąłem zaskoczony na narzeczoną, wyjmując go z fotelika.

– Nawet nie pytaj. - Zaczęła wyjmować zakupy.

– Jest głodny? - Tuliłem Michaela do siebie, ale się odpychał.

Miał już sześć miesięcy i czasami ciężko było utrzymać go w miejscu. Najlepiej było, gdy siedział wśród zabawek, które zawsze miał pod ręką. Wtedy mieliśmy spokój na dłuższą chwilę.

– Nie, raczej nie. Pieluchę zmieniałam mu przed wyjazdem z galerii.

– To, co ci maluchu? - Przyglądałem mu się dokładnie.

– Chyba uznał, że matka ma za mało rozrywki w życiu. - Wzruszyła ramionami. – Płakał przez całą drogę do domu. Moja mama nie mogła go nawet uspokoić, bo się od niej odpychał.

Synek zaczynał pokazywać rogi. Postanowiłem z nim usiąść na kanapie. Skoro i tak nie pomagało noszenie na rękach. Nie chciałem, tylko żeby obudził swoją siostrzyczkę. Na szczęście włączenie telewizora okazało się dobrym pomysłem. Na chwilę przestał się szamotać i płakać. W tym czasie zajrzałem w jego pieluszkę, ale nie znalazłem, niczego co byłoby powodem do marudzenia.

– Daj mu chrupka. - Emily podeszła do nas z paczuszką. – Zrobię coś do jedzenia, chociaż nie wiem, czy nie powinien usnąć.

– Nita niedługo wstanie. - Zerknąłem na nią.

– Jednak nie jest zbyt duża na drzemki? - Uśmiechnęła się.

– Płakała, żebym położył się z nią.

– Maluchy mają chyba dziś gorszy dzień. - Westchnęła i wróciła do kuchni.

– Oby tylko dzisiaj. - Podałem synkowi chrupka, żeby się nim chwilę zajął.

Dobrze, że w końcu przestał płakać. Gdy wydawało nam się, że mieliśmy chwilę dla siebie, bo Michael zasnął, wstała Nita. Z dziećmi nigdy nie było chwili spokoju, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Kochałem moją rodzinę.

– Mamusia! - Od razu do niej podbiegła. – Jesteś.

– Oczywiście. - Uśmiechnęła się i pogłaskała ją po główce. – Wyspałaś się?

Miałem taką nadzieję.

– Tak.

– Chcesz coś rysować? - Posadziła sobie małą na kolanach.

Rysunki córeczki zajmowały już prawie całą lodówkę. Czasami pozwalała nam niektóre ściągnąć i powiesić nowe. Wszystkie jej dzieła chowaliśmy do teczki. Kiedyś sama zdecyduje co z nimi zrobić.

– Nie.

– Czemu?

– Chcę się bawić z wami. - Wyciągnęła swoje małe rączki, żeby nas przytulić.

Naszą zabawę przerwały szalone ciotki. Louisa ze swoimi bliźniakami, Alice z córeczką i Amanda. Szkoda, że nie zapowiedziały się wcześniej. Przygotowałbym się psychicznie na ich towarzystwo.

– Dzisiaj Matt pilnujesz małego zoo! – krzyknęła Lou.

Trzymałem na rękach synka, który przed chwilą się obudził. Zadowolona Nita przytuliła po kolei każdego z dzieciaków.

– Nie ma mowy. - Spojrzałem przerażony na narzeczoną. – Emily, ratuj.

Zostać ze swoimi dziećmi to co innego. Na nie mogłem chociaż krzyknąć, gdyby były niegrzeczne i nikt nie miałby o to do mnie pretensji. Oprócz dzieci.

– Spokojnie. - Zaśmiała się. – Nigdzie się nie wybieram.

– Psujesz zabawę – oburzyła się Alice.

– Cześć maluchu. - Amanda podeszła do mnie, przywitać najmłodszego Fortmana, który nie chciał mieć dziś nic z nią wspólnego.

Jak pewnie z każdym. Tolerował tylko mnie, ale to dlatego, że nosiłem go na rękach.

– Jest nie w humorze.

– Teraz i tak jest lepiej – odezwała się Emily.

Nie wątpiłem, że dał jej popalić na zakupach. Do tej pory przyzwyczaił nas, że był grzeczny. No ale ile można. Dziecko musiało rozrabiać, żeby rodzice nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro