127. - ostatni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Nie wierzę, że dałam się na to namówić – mówiłam rozbawiona, stojąc przed Matthew w sukni ślubnej.

Któregoś dnia, a raczej nocy, nie mogliśmy zasnąć i w końcu uzgodniliśmy datę naszego ślubu. Po prostu dojrzałam do małżeństwa. Za to radość Matthew była nie do opisania. Warto było się zgodzić, żeby zobaczyć, że był szczęśliwy dzięki mnie.

Na ceremonię wybraliśmy miejsce na plaży. Takie małe marzenie, które mój przyszły mąż postanowił spełnić. Podejrzewałam, że był w stanie pójść na każde ustępstwo byle w końcu założyć na mój palec obrączkę. Na szczęście urzędnik, który miał udzielić nam ślubu, nie miał z tym problemu.

Zaprosiliśmy rodzinę, przyjaciół i ludzi z kancelarii. Miałam okazję poznać wścibskie ciotki Matthew i nie wiedziałam, czy to był dobry pomysł. Nie były wprawdzie chamskie, jak jego matka, ale nie zamierzały przestać wszystkiego komentować, a szczególnie poprzedniego małżeństwa Fortmana, które przecież było idealne.

Uznaliśmy, że zaprosimy również Sam, ponieważ obecność synów Matthew była obowiązkowa. Nie mogliśmy postąpić inaczej, mimo że liczyłam, że Sam odmówi i wciśnie byłemu mężowi dzieci.

Obawiałam się, jak na wiadomość o ślubie zareaguje jego była żona, ale obyło się bez dramatów. Chyba już zrozumiała, że najważniejsze, żeby dzieci miały szczęśliwych rodziców.

Nie wiedziałam tylko, że Sam pojawi się dziś z nowym partnerem. Dopiero mieliśmy okazję go poznać, bo do tej pory ukrywała go przed Matthew. Nie wiedziałam w sumie czemu. Miała prawo spotykać się z facetami, ale pewnie chodziło o dobro chłopców. Fortman chciał mieć pewność, że facet nie traktował źle jego dzieci.

Nie chciałam, żeby Matt popsuł sobie humor niezapowiedzianym gościem, ale wydawał się tym nim przejmować. Skupił się tylko na nas.

Mój przyszły mąż chciał zrobić z naszej uroczystości wielki dzień. Chyba zależało mu, żeby wynagrodzić mi brak ślubu kościelnego, ale to nie było dla mnie ważne. Już nie. Kochałam go bez tego. Żaden ślub nie był w stanie zmienić moich uczuć do niego. Skoro potrzebował przysięgi, żeby mieć pewność, że nie odejdę, proszę bardzo.

– Emily już za chwilę zostaniesz moją żoną – powiedział zadowolony. – Cieszę się z tego bardzo.

W ogóle się nie denerwował. Nie było się co dziwić, przecież to ja po raz pierwszy stanęłam przed ołtarzem. Ciszyłam się, że w końcu zgodziłam się na ten ślub. Najwyższa pora, żebym i ja nosiła nazwisko ojca moich dzieci.

Moim świadkiem została Louisa, a Fortman wybrał Johnego. Wykłócałam się z nim o to do ostatniego dnia, ale nie miałam lepszej propozycji. Jeśli moje małżeństwo nie przerwa to będzie wina Johnego i obiecuję, że zrobię mu wtedy wielką krzywdę. I chociaż myślałam, że ten dupek przyjdzie sam, zaskoczył mnie. Przyprowadził całkiem sympatyczną kobietę. Byłam ciekawa, skąd ją wynalazł i jak długo z nim wytrzyma.

– Też się cieszę. - Pocałowałam go w policzek.

– Ej, za wcześnie na takie czułości! - Louisa zdzieliła Matthew w ramię, na co się roześmiałam.

Przyjaciółka nie traciła czujności. Powinnam ją oddelegować do pilnowania dzieci, bo nie byłam pewna czy Jacob i jego dziewczyna dadzą sobie radę z ósemką dzieciaków. Z najstarszymi mniejszy kłopot, ale bliźniaków Louisy nie spuszczałabym z oczu. Byli nieprzewidywalni i tylko rodzice mogli ich poskromić. Dobrze, że mąż Lou był w pobliżu dzieci. Miałam też nadzieję, że ta gromada nie spłoszy dziewczyny mojego brata. Był z nią od niedawna i wydawał się szczęśliwy. Jacob do tej pory nie miał szczęścia do dziewczyn, więc liczyłam, że ten związek przetrwa.

– Przecież to ona mnie pocałowała – oburzył się.

– Ona? - Spojrzałam na niego, unosząc brwi. – Twoja przyszła żona, kochanie.

– Pewnie ją rozproszyłeś, a ty zastanów się jeszcze. - Spojrzała na mnie.

O nie, nie zamierzam zrezygnować z Matthew.

– Emily, czy ta baba zawsze będzie się wtrącać w nasze życie? - Przybliżył się do mnie.

Nie, oczywiście, że nie. Mogła sobie porządzić tylko dziś. Później nikt nie będzie wtrącał się w nasz związek.

– Daliście mi na to pozwolenie, biorąc mnie na świadka. - Uśmiechnęła się szeroko.

Coś kazało mi się zastanowić, czy to na pewno był dobry pomysł. Któraś z dziewczyn chętnie zamieniłaby się z nią miejscem.

– Możemy jeszcze zmienić zdanie – wyszeptałam. – Olivia godnie ją zastąpi.

Nie miała nam za złe, że jej nie wybraliśmy. Uznała, że skoro była świadkiem na pierwszym ślubie brata i jego małżeństwo się rozpadło, to nie był dobry znak. Tyle że ona akurat nie miała wpływu na to, czy ten związek by przetrwał.

– Zapomnij. - Przyjaciółka spiorunowała mnie wzrokiem.

– Zajmij swoje miejsce. - Zerknęłam na nią.

Urzędnik rozejrzał się po gościach i chyba uznał, że pora najwyższa zaczynać. Pewnie miał jeszcze kilka takich ceremonii do odbębnienia tego dnia.

Gdy Matthew wypowiadał swoją przysięgę, nie mogłam powstrzymać łez. A tak się zarzekałam, że nie będę płakać, gdy Amanda robiła mi zbyt mocny makijaż. Szybko otarłam policzki z nadzieją, że nie miałam na nich czarnych śladów od tuszu. Na szczęście był wodoodporny.

Przyszła moja kolej. Niepewnie spojrzałam na Fortmana i drżącym głosem zaczęłam wypowiadać słowa, których wydawało mi się, że nie wypowiem nigdy. Pisząc się na związek z rozwodnikiem, liczyłam się z tym, że o ślubie mogłam zapomnieć.

– Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny. - Cały czas patrzyłam Matthew w oczy. – Uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Matthew Fortmanem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.

On już mnie uszczęśliwił, więc teraz moja kolej, żeby się odwdzięczyć.

Matt z uśmiechem włożył na mój palec obrączkę.

– Długo kazałaś mi czekać – wyszeptał.

Nie byłam w stanie wydusić słowa, bo bałam się, że się rozpłaczę na dobre.

– Kocham cię – powiedziałam, gdy na jego palcu również znalazła się obrączka.

Zapewne Sam stojąca w tłumie gości, sobie z nas kpiła. Przecież nawet przysięga przed Bogiem, nie zatrzymała Matthew przy niej. Nie obchodziło mnie, co sobie myślała.

Czasami trafialiśmy na nieodpowiednie osoby i musiało minąć wiele lat, zanim zdaliśmy sobie sprawę, że to nie to. Dlatego nigdy nie mogliśmy brać swojego małżeństwa za pewniak. Nie wystarczyło się starać przed ślubem, ale przez cały czas trwania naszego związku. To właśnie zamierzałam zrobić. Pielęgnować naszą miłość.

Gdy w końcu urzędnik uznał nas za męża i żonę, Matt nie utrzymał rąk przy sobie. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.

– Dzieci patrzą. - Zaśmiałam się, głaszcząc jego policzek.

– Widzą, że kocham swoją żonę. - Patrzył mi w oczy. – Nie ma w tym nic złego.

Impreza przeniosła się do lokalu wynajętego niedaleko plaży. Wszystko zorganizowała moja mama, ponieważ nie mogła pozwolić, żeby córeczka nie miała wesela z prawdziwego zdarzenia. Czekała na tę chwilę wystarczająco długo, więc nie mogłam jej odmówić. Babcia trochę marudziła, że ślub kościelny byłby lepszy. I przysięgam, że z tysiąc razy tłumaczyłam jej, że nie mogłam wziąć go z rozwodnikiem, ale moje słowa nie miały dla niej znaczenia.

– Wiem, babciu – przytaknęłam dla świętego spokoju.

Zerknęłam w stronę synów Matthew. Siedzieli przy matce, chyba nie bardzo wiedząc, czy powinni spędzić czas z moją częścią rodziny. Moi rodzice by ich zaakceptowali, gdyby dostali szansę spędzić trochę czasu razem.

Ostatnio Fortman rozmawiał ze swoją byłą żoną na temat traktowania dzieci. Nie obyło się bez kłótni, ponieważ zarzucił jej, że nie zajmowała się odpowiednio chłopcami, ponieważ wolała więcej czasu poświęcać swojemu nowemu facetowi. Zaprotestowałabym, gdyby nie to, że Lucas naprawdę czuł się odrzucony przez matkę. Świadczyło o tym to, że próbował polepszyć kontakt ze mną. I nie było złe, że mnie zaakceptował, ale nie chciałam, żeby Sam się na niego wkurzała o mnie.

– Szukasz kogoś? - Usłyszałam za sobą głos męża.

– Ciebie, uciekinierze. - Odwróciłam się do niego z uśmiechem.

– Zbyt wcześnie.

– Rozmawiałeś z chłopcami?

– Powinienem? - Zmarszczył brwi.

Nie chciałam mówić mu, że starszy wydawał się smutny. Nie mogłam pozwolić dzisiaj na awantury. Może tylko mi się wydawało. Jeszcze go poobserwuję. A Matthew musiał znaleźć chwilę dla synów, zanim pójdzie w tango.

– Nie wiem. Jak Nita?

Nasza Księżniczka, jak mówił na nią Matt, była dziś w centrum zainteresowania. Ona i córeczka Alice, ponieważ to jedyne dziewczynki na imprezie. Kuzynka nie mogła przyjechać, ponieważ jej córka się rozchorowała na dzień przed weselem. Nie obyło się bez wizyty w szpitalu. Na szczęście to nic poważnego.

– Marudziła, że nie dostała korony. - Zaśmiał się.

– Tatuśku, ona jej nie potrzebuje. - Pocałowałam go.

– Cieszę się, że zostałaś Panią Fortman. Emily Fortman.

– Podoba ci się, co?

– Bardziej spodoba mi się, gdy zabiorę cię do łóżka.

Jedna noc, którą spędzimy sami, nie martwiąc się, że któreś z dzieci śpiące za ścianą, obudzi się i przerwie nasze figle. Zostaną pod opieką dziadków i podejrzewałam, że nawet nie odczują tej nocy naszej nieobecności. Moi rodzice nie pozwolą, żeby ich wnuczkom czegoś zabrakło. Maluchy czasami miały z dziadkami lepiej niż z nami.

Byłam cholernie szczęśliwa, że Matt należał do mojej rodziny. I nie żałowałam już żadnej chwili spędzonej z nim, nawet tej podczas trwania naszego romansu.

– Kocham cię, mężu. - Uśmiechnęłam się, wypowiadając te słowa.

– Kocham cię, żono i już nigdy nie pozwolę ci uciec, rozumiesz? - Patrzył mi w oczy.

Nie wiedziałam, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym od razu powiedziała mu o Nicie, ale nie chciałam już nigdy uciekać. Z Matthew byłam w stanie stawić czoło swoim problemom.

– Nie zamierzam. - Pocałowałam go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro