45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie myliłam się. Coś się działo. Moja ciąża była zagrożona. Myślałam, że w szóstym miesiącu się to nie zdarzy. Miałam nadzieję, że skoro przez ten czas wszystko było dobrze, to tak już pozostanie. Jednak nic nie było pewne.

– Proszę nie panikować – Lekarka odezwała się spokojnie.

Nie panikować? Z moim dzieckiem było coś nie tak, a ona kazała mi nie panikować? Nie miałam nawet pewności, że donoszę tę ciążę. Mogłam stracić moje dziecko i nie miałam na to wpływu. Byłam bezradna i to mnie przerażało.

– Co mogę zrobić, żeby... Jaka jest szansa, że urodzę to dziecko? – spytałam drżącym głosem.

Wydam wszystkie pieniądze na leczenie, zapożyczę się, jeśli będzie trzeba.

– Duża. Zrobimy więcej badań. Od razu daję zwolnienie. - Spojrzała na mnie. – Nie może Pani pracować. Zalecam jak najwięcej odpoczynku. Przepiszę witaminy dla kobiet w ciąży.

Nie zamierzałam pracować. Będę leżeć całymi dniami, jeśli to miało pomóc. Zastosuję się do wszystkich zaleceń. W zamian chciałabym tylko mieć pewność, że będzie dobrze, że maleństwu nic się nie stanie.

– Dobrze.

Zrobię wszystko, co trzeba. Zawalczę o moje dziecko. Nie planowałam go. Nie byłam na nie gotowa, ale nie wyobrażałam sobie, bym mogła je stracić.

Gdy tylko wyszłam z gabinetu, wykręciłam numer do Matta. Ręce mi się trzęsły i o mało nie wypuściła telefonu. Jednak odrzuciłam połączenie, zanim usłyszałam sygnał. Nie mogłam. Nie teraz. Dam sobie radę. To nie była rozmowa na telefon. Poza tym nie mogłam dzwonić do niego, oczekując, że zajmie się mną i dzieckiem. To tak jakbym dzwoniła tylko, dlatego że czegoś chciałam.

Zadzwoniłam do mamy. Przyjechała od razu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie w stanie rzucić wszystko tylko po to, żeby być przy mnie. Dopiero teraz doceniłam, że zawsze mogłam na nią liczyć.

– Będzie dobrze. - Tuliła mnie do siebie. – Zaopiekuję się tobą. Wzięłam na razie tydzień wolnego. Tata przyjedzie za dwa dni.

Wiedziałam, że zaopiekują się mną lepiej niż ktokolwiek inny. Dopilnują, żeby lekarze zrobili dokładne badania.

– Dziękuję. - Płakałam. – Nie chcę go stracić.

Kochałam moje maleństwo. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że kochałam też jego ojca, od którego uciekłam. Tym bardziej nie mogłam stracić małego Fortmana.

– Wiem. - Głaskała mnie po głowie.

– Przecież słuchałam zaleceń lekarzy, nie przemęczałam się. Wszystko było dobrze.

Nie rozumiałam, dlaczego mnie to spotkało. Czy to kara za to, że wpakowałam się w romans z żonatym facetem? Jeśli tak, to dziecko na nią nie zasłużyło.

– Czasami tak się zdarza – powiedziała cicho. – Nie mamy na to wpływu. Zrobimy wszystko, co się da.

– Zrobię więcej!

Jakoś udało mi się zasnąć, ale nie na długo. Usłyszałam rozmowę mamy przez telefon. Mówiła coś, że powinnam porozmawiać z facetem, który zrobił mi dziecko. Że nie powinien mnie zostawiać samej w momencie, gdy mogłam je stracić. Nie zostawił mnie! Podjęłam decyzję za niego. Bałam się, że nie pokocha tego dziecka. Miało go nie być, a nas łączył tylko romans. On miał żonę i synów, na tej rodzinie powinien się skupić. Ja zadbam o naszego maluszka.

Weszłam do łazienki i nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze. Zapłakana, z potarganymi włosami. Przytyłam, co widać nawet na mojej twarzy. Mama mówiła, że to dobrze, bo do tej pory wyglądałam na wychudzoną. Może i miała rację. Buzia była zaokrąglona, ale nie wyglądała źle. Nawet mi się podobała. Zerknęłam na swój brzuch. Nie był duży tak, jak się spodziewałam. Może powinnam więcej jeść?

– Maluszku czyżby czegoś ci brakowało? – spytałam cicho.

Do tej pory czułam lekkie ruchy dziecka, ale nie czułam jeszcze żadnego kopnięcia. Lekarka mówiła, że na pewno były, ale zbyt lekkie, żebym mogła odróżnić je od ruchów malucha. Oby miała rację. Do tej pory zapewniała mnie, że ciąża rozwijała się prawidłowo. Miałam nadzieję, że nie kłamała. Zaufałam jej.

Zadzwoniłam do Lou. Potrzebowałam z kimś porozmawiać. Była moją przyjaciółką. Miała wkrótce rodzić. Niby miała wyznaczony termin porodu, ale obstawiała, że bliźniaki zrobią jej psikusa i wyjdą na świat wcześniej. Będzie miała dwójkę rozrabiających chłopców. Jej mąż na pewno był zachwycony. Każdy facet chciałby mieć syna.

– Zwariuję. - Zaśmiała się. – Mam nadzieję, że będzie tak samo zachwycony, zmieniając im pieluchy.

Dobre sobie. Chyba, żaden facet nie lubił zmieniać dziecku pieluch. Większość z nich myślała, że skoro zapłodnili swoją kobietę, to ona zrobi resztę. Oni ewentualnie mogli się czasami pobawić z dzieckiem. Czasem zastanawiałam się jakim ojcem dla naszego dziecka byłby Matt. Nie dałam mu szansy. Powinnam. Zasługiwał, by wiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Teraz musiałam myśleć o sobie i o dzidziusiu. Zrobić wszystko, żeby utrzymać ciążę.

– Żartujesz?

– Daj mi się nacieszyć tą myślą. Co z tobą? Nie odpisujesz Mattowi na maile czy zmieniłaś adres?

Chciałam odpisać, ale za każdym razem usuwałam wszystko, co napisałam. Wypytywał, co się ze mną działo, gdzie byłam i czy moglibyśmy się spotkać. Nawet zasugerował, że niepotrzebnie przed nim uciekłam, bo wystarczyłaby jedna rozmowa, by powiedzieć, że miał dać mi spokój. Po prostu by odpuścił. I właśnie to mnie przerażało. Narobiłam sobie nadziei, a dla niego nasz romans był tylko zabawą. Dla mnie na początku też.

– Przekaż mu, że odpiszę... niedługo. Mam dużo pracy.

– Emily, nie będę twoją sekretarką ani jego. To jedyna wiadomość, jaką mu przekażę.

Nie chciałam nikogo mieszać w swoją głupią relację z Fortmanem. I tak już wystarczająco namieszałam w życiu sobie i jemu.

– Dziękuję.

– Wrócimy do tej rozmowy w czerwcu. Masz mi wyjaśnić, co między wami zaszło.

Wtedy już będę mogła jej wszystko opowiedzieć. To będzie też być może najlepszy czas na rozmowę z Matthew.

– Nie rozmawiałam dawno z Alice. - Zmieniłam temat.

Wiedziałam, że Louisa domyślała się, że coś łączyło mnie z Mattem.

– Widziałam się z nią ostatnio. Radzi sobie dobrze. Napisz do niej czasem.

Pisałam z Alice po przyjeździe do Chicago. Nie wspomniałam wtedy o wyprowadzce. Nie mogłam kolejnej osoby zadręczać swoimi problemami. Ale chciałam uniknąć pytań w stylu: Dlaczego? Jednak nie podobała ci się praca w Evanston?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro