8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matt


Po powrocie do domu nie dotarło jeszcze do mnie, co się stało w kancelarii. Przez resztę dnia nie mogłem się skupić na napisaniu czegokolwiek, a musiałem przygotować dwa pozwy na jutro. Będę musiał to ogarnąć w domu.

Naprawdę zaproponowała mi seks? Emily, którą na początku wszyscy uważaliśmy za nieśmiałą. Zmieniła się, odkąd zaczęła pracę w kancelarii. Na lepsze, oczywiście.

Zastanawiałem się, czy powinienem w to brnąć, przecież miałem żonę i dzieci. Czego mi brakowało? Seksu? Dobrego seksu? Fakt, z żoną to już tylko raz na kilka dni, pod kołdrą i przy zgaszonym świetle. Nie było w tym nic podniecającego. Robiłem, co swoje, zaspokajałem siebie, czasami i ją, i kończyłem. Tyle z tego przyjemności. Jak mogłoby być z Emily? Co, jeśli Sam kiedyś się dowie, że ją zdradziłem? Stop. Nie zależało mi na tym. Już dawno przestałem się nią przejmować. Nie wiedziałem, kiedy przestałem się starać. Sypialiśmy ze sobą, ale nie czułem tego, co przed narodzinami Liama. Miałem wrażenie, że tkwiłem w małżeństwie tylko z przyzwyczajenia albo ze względu na dzieci. Sam nawet nie zauważała, że oddaliliśmy się od siebie. Czym była tak zajęta, że tego nie widziała? Jeśli kiedyś ją kochałem to, co czułem teraz? Nie wiedziałem, ale nie mogłem powiedzieć, że nic nie czułem, bo to nieprawda. Gdybym jej nie kochał, już dawno byśmy się rozwiedli. A może trzeba było to zrobić, zanim zapragnąłem bzykać się z inną? Nie, jeszcze jej nie przeleciałem. Mogłem się wycofać, ale czy chciałem?

Emily, nie była blondynką, jak Sam, czy Jackie. Lubiłem blondynki, ale jej sobie nie wyobrażałem w tym kolorze. Jackie, która myślała, że zostawię dla niej kiedyś żonę. Udawała, że byliśmy przyjaciółmi, ale marzył jej się seks ze mną. Była dla mnie raczej jak siostra. Raz na imprezie firmowej było blisko. Byłem pijany i niewiele myślałem, dobrze się bawiliśmy i coś poszło dalej. Jednak pozostałem wierny żonie. Może nie chciałem zdradzić jej z Jackie?

Wracając do Emily. Była inna niż reszta kobiet w kancelarii. Często brakowało jej pewności siebie, ale szybko się uczyła i była pracowita. Niewysoka, brunetka. Zawsze chodziła w rozpuszczonych włosach. Fajnie się na nią patrzyło, gdy przechodziła korytarzem. Nie zaprzeczałem, że zawsze patrzyłem na jej tyłek. Musiała ćwiczyć, bo nie wierzyłem, że te pośladki to zasługa czegoś więcej niż godziny na siłowni. Podziwiałem ją za każdym razem, gdy z kimś rozmawiała. Nie pokazywała nikomu, że ją nudził i zawsze patrzyła ludziom prosto w oczy. Większości osobom trudno było utrzymać kontakt wzrokowy dłużej niż kilka minut. Lubiłem jej patrzeć w oczy, gdy rozmawialiśmy. Raz, tylko raz spuściła wzrok. Zapytałem ją o coś wtedy. Zawstydziła się i gapiła w telefon. Nie wiedziałem, czy to przeze mnie, czy przez wiadomość, którą wtedy dostała. Nawet nie wiedziałem, czy miała chłopaka. Nigdy o nim nie słyszałem. Dziewczyny w kancelarii zazwyczaj narzekały na swoich facetów, ale nie ona. Była z niego zadowolona? Nie, gdyby tak było, nie proponowałaby mi seksu.

– Tata! - Liam wbiegł do salonu, a za nim Lucas.

Oto najlepsze, co dostałem od Sam. Dwoje uroczych blondasków. Oczywiście urodę odziedziczyli po matce. Jedyne, co mieli po mnie to oczy. Liczyłem na to, że charakter będą mieć mój. Sam po prostu bywała nudna. Kiedyś była inna. Często nie było nas w domu, bo nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Chciałbym to zgonić na urodzenie dzieci, ale ona stała się taka, jeszcze zanim zaszła w pierwszą ciążę.

– Co się stało? - Wziąłem go na kolano.

Liam był młodszy. Brat nie rozumiał jeszcze, że musiał się nim opiekować i był zły na nas za to. Ale to nie przeszkadzało im we wspólnych zabawach i wrzaskach. Szczególnie gdy trzeba było iść spać.

– Pogramy po obiedzie w piłkę?

– Znowu? – westchnąłem.

Wczoraj z nimi przegrałem, przez co uznał, że z tego powodu mogli robić, co chcieli. Nie mogli.

– A co mamy robić? – spytał Lucas.

Mieli tyle zabawek, a udawali, że nie mieli, co robić.

– Ostatnio masz dla nich mniej czasu. Zaraz skończy się wolne i będą musieli skupić się na nauce – wtrąciła Sam.

Tak właśnie traciłem autorytet we własnym domu. Zdanie mojej małżonki musiało być najważniejsze. W szczególności, gdy chodziło o dzieci. To nie tak, że się wymigiwałem od opieki nad nimi. Tylko że ona nie rozumiała, że musiałem przygotować się do rozprawy. Chyba myślała, że w pracy siedziałem osiem godzin, nic nie robiąc. Chciałbym. Chyba zapominała, że to ja na wszystko zarabiałem. Z jej pracy w hotelu nie byłoby nas stać na ten dom, samochód dla niej i każdą zachciankę chłopców. Lepiej, żeby o tym nie zapominała. I niech przestanie organizować mi czas. Jeszcze sobie radziłem bez sekretarki.

– Ostatnio mam sporo pracy – odburknąłem i wstałem.

– Jak zawsze.

– Masz problem z moją pracą? - Spojrzałem na nią.

– Znowu się kłócicie. - Liam stanął między nami.

Przecież bym jej nie uderzył.

– Pogramy później. - Wziąłem go na ręce. – Jak mama przestanie się mnie czepiać.

Przy obiedzie nie rozmawiałem z Sam. Słuchałem tylko, jak chłopcy opowiadali, co dziś robili. Jeszcze niedawno chciałem ratować swoje małżeństwo, ale ostatnio nie widziałem sensu. Miałem dość kłótni o byle co. Na początku było inaczej. Starałem się, żeby Sam miała wszystko, czego jej potrzeba. Chciała kolejnego dziecka, a ja ochoczo zabrałem się do roboty. Nie powiem, że nie sprawiało mi to przyjemności.

Poznaliśmy się w hotelu, w którym Sam pracowała do dziś. Nocowałem tam z dziewczyną, która w ogóle mi się nie podobała. I pozbyłem się jej przy najbliższej okazji, jaką była Sam. Zakochałem się, a może zauroczyłem? Oświadczyłem się po miesiącu znajomości. Rodzice od razu ją polubili. Nalegali na dziecko, a my wpadliśmy. Lucas urodził się siedem miesięcy po ślubie. Miałem mieszane uczucia. Zostałem ojcem w wieku dwudziestu siedmiu lat. Nie tak to sobie wyobrażałem. Zaczynałem karierę prawniczą i musiałem poświęcić się rodzinie. Emily nie miała tego problemu. Skupiała się na karierze tak, jak powinien każdy w jej wieku. Gdyby nie Olivia, moja siostra, która pracowała w Stone&Law, pewnie rzuciłbym marzenia o byciu prawnikiem w cholerę. Było blisko. Nie wiedziałem, za co utrzymałbym rodzinę. Robiłbym, jak głupi na budowie albo w warsztacie samochodowym, żeby zarobić parę groszy.

Siostra zapoznała mnie z Ashley. Świetna kobieta. Sama zapracowała na swój sukces. Zaimponowała mi. Od razu chciałem z nią pracować. Wiele się nauczyłem od Ashley. Po ślubie z Chrisem została przy swoim nazwisku. Zależało jej, żeby każdy wiedział, że kancelaria to jej zasługa, a nie męża, który pochodził z rodziny sędziów. Przez jego nazwisko, ktoś mógłby posądzić ją o wybicie się dzięki jego rodzinie. A przecież to on był kierownikiem oddziału jej kancelarii w Chicago. Wolał pracować dla żony, niż iść w ślady rodziców. Musieli być zawiedzeni albo liczyli jeszcze, że wnuki pójdą w ich ślad.

– Nie słuchasz mnie. - Usłyszałem wkurzony głos żony.

– Co? - Spojrzałem na nią.

– Już nic. - Wstała od stołu, zbierając talerze.

Ok, niech się na mnie wkurza. Za dwa dni znowu będzie udawać, że nic się nie stało i dalej będzie mnie ignorować. Będziemy się mijać w drodze do pracy. Ona odwiezie dzieciaki do szkoły, ja ich odbiorę, a później na odwrót. Tak wyglądało moje małżeństwo. Wiało w nim nudą od dawna, bo Sam była zapatrzoną w siebie egoistką. Trudno. To ona na tym straci nie ja. Kiedyś się zdziwi.

– Chodźcie pograć, a później lekcje i spać. - Zagoniłem chłopców do ogrodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro