96.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wczoraj Matt przyprowadził Nitę do kancelarii. Wszyscy się nią zachwycali, dopóki nie powiedziała do Fortmana tatusiu. Nie potrafili ukryć zaskoczenia. Oczywiście mała była tak bardzo podobna do niego, że już wcześniej były rzucane żarciki na ten temat. Teraz wiedzieli, jaka była prawda. Mój narzeczony oczywiście się tym nie przejął. Był z siebie dumny. Aż miałam wrażenie, że zrobił to celowo. I jak miałam się nie denerwować? Dobrze, że oprócz Lou, nikt jeszcze nie wiedział o mojej ciąży.

– Coś się stało? - Matt spojrzał na mnie, zanim wyszliśmy z mieszkania. – Źle się czujesz?

– Są na mnie źli. - Pokręciłam głową.

– Kto?

– Wszyscy.

– Emily, przesadzasz. - Przytulił mnie.

– Oh, bo to nie ciebie obwiniają o rozpad twojego małżeństwa! – powiedziałam wściekła.

Za zdradę faceta zawsze obwiniana była kochanka. No przecież gdyby mu nie dała, nawet by o tym nie pomyślał. Akurat. Do tego jeszcze pewnie wrobiłam Fortmana w dziecko, żeby płacił alimenty albo ze mną został. Łatwo było oceniać innych. Tylko to było dla mnie krzywdzące. Do niczego go nie zmuszałam.

– A ciebie tak? - Spojrzał na mnie.

– Oczywiście.

– Przestań. - Objął mnie w talii. – Nie przejmuj się głupim gadaniem. Może powinnaś sobie wziąć trochę wolnego?

– Nie.

Jedynymi osobami, które chciały ze mną rozmawiać byli John i Olivia. Jej złość na mnie już minęła. Dobrze, że miałam Louise i Amandę, bo nie miałbym się w pracy do kogo odezwać.

– Rozpętałaś piekło. - Lou się zaśmiała. – Nie martw się, będzie wesoło.

– Akurat.

Dziewczyny z sekretariatu już mnie oceniły. Robiły to, gdy przyszłam tutaj po raz pierwszy i gdy wróciłam po długiej przerwie. Ale teraz mnie nie lubiły i nawet nie kryły swojej niechęci do mnie. Jeżeli Matt myślał, że uświadomienie wszystkim, że Nita była jego córką, coś zmieni, miał rację.

– Przejdzie im – powiedziała Oliwia, gdy czekałam pod gabinetem Stone.

Od niedawna zaczęła ze mną rozmawiać, chociaż widziałam, że traktowała mnie z dystansem. Nie przepadała za Sam, ale gdy dowiedziała się o romansie brata, znienawidziła go. Zniszczył swoją rodzinę. Porzucił synów, co nie było prawdą. Poświęcał im prawie każdy weekend. Zdarzało się nawet, że bywał u nich w tygodniu. Jakoś znajdowaliśmy czas na wszystko, chociaż czasami było naprawdę ciężko. Bywały dni, które spędzaliśmy z jego synami. Wiedziałam, że chcieliby spędzać czas tylko z nim, ale Matt czasami chciał mieć całą trójkę razem. Sam trochę odpuściła. Podejrzewałam, że w końcu znalazła sobie faceta. Olivii podobno przeszła trochę niechęć do mnie, gdy zobaczyła go w Chicago, jak się na mnie wydzierał. Dopiero wtedy zauważyła, że dla jej brata to nie był zwykły romans. Wtedy swoją złość przeniosła na mnie, że go zostawiłam. Przecież zostawił dla mnie swoją rodzinę. Wyszło, że to ja się nim zabawiłam. Ciężko jej się pogodzić, że Matthew się ze mną związał.

– Może oni też zrozumieją – powiedziałam cicho.

Nie musieli mnie lubić. Wystarczyło, że po prostu będą mnie ignorować, ale wchodząc do dużego pokoju, słyszałam szepty i głupie uwagi. Atmosfera w pracy sprawiła, że nie miałam nawet ochoty na spacer z córką.

– Tatusiu, ale pójdziemy. Plawda? – spytała błagalnym głosikiem.

– Oczywiście. - Wziął ją na ręce i zerkną na mnie. – Jesteś pewna, że nie chcesz iść z nami?

– Tak.

– Pa, mamusiu! - Nita pomachała mi rozbawiona.

– Pa. - Uśmiechnęłam się do niej.

Prawie przysypiałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. To nie mógł być Matt, przecież miał klucze. Niechętnie wstałam i otworzyłam. Nie spodziewałam się, że Angela, Katie i Joelynn mnie odwiedzą. Stanęły w moich drzwiach z winem w ręku. Nie wiedziały jeszcze, że nie mogłam pić alkoholu. A to rozpęta kolejne piekło.

– Przepraszamy – powiedziały chórem.

Podejrzane było, że zjawiły się akurat dzisiaj i to niedługo po wyjściu Matthew. Nie zastanawiałam się nad tym długo. Wpuściłam je do mieszkania, nie wiedząc, czy naprawdę chciały mnie przeprosić.

– Rozgośćcie się. - Wyszłam do kuchni po kieliszki.

Dziewczyny rozglądały się po salonie. Nigdy nie zapraszałam ich do siebie. Nie kumplowałyśmy się aż tak bardzo, żebym musiała to robić.

– Nieważne. - Katie się uśmiechnęła. – Możemy się napić.

Wy możecie się napić, poprawiłam ją w myślach. Nie powiem im teraz o ciąży. Dowiedzą się w swoim czasie jak wszyscy.

– Emily, byłyśmy złe. - Angela zaczęła rozlewać wino do kieliszków, które przed chwilą rozstawiłam na ławie.

– To mogło spotkać każdą z nas. - Joelynn spojrzała na mnie.

Jasne, że tak, ale nie odebrałabym faceta żadnej z dziewczyn, którą znałam. Wiedziałam, że to nie tłumaczyło mojego postępowania. Po prostu podobał mi się Matthew. Zaproponowałam coś, a gdyby kochał swoją żonę, nigdy by się na to nie zgodził. Poza tym miało nie wyjść z tego nic poważnego. Nie zamierzałam tłumaczyć się dziewczynom ze swoich uczuć. I tak by nie zrozumiały. One żyły w innym świecie. Były w stałych związkach od zawsze. Zapewne pamiętały jeszcze czasy, kiedy wychodziło się za mąż za swojego pierwszego chłopaka szkolnego. Ja nie miałam tego szczęścia. Cały czas trafiałam na idiotów.

– Ale nie jesteś taka. Nam byś tego nie zrobiła. - Roześmiała się Angela. – Widocznie było mu źle z Sam.

Nikt nie wiedział o problemach Fortmana. Nikt w to nie wnikał. Z pozoru wyglądał na szczęśliwego.

– Dzięki.

– Nie skarżył się, że była kiepska w łóżku? - Katie. – No wiesz, tu zaczynają się problemy. Powiedz, chcę uniknąć tego w swoim małżeństwie.

Jeżeli uważała, że będę rozmawiać z nią o moim związku, to chyba zwariowała. Nie było mowy, żebym dała jej kolejny powód do żartów ze mnie.

– Jasne, że tak. - Joelynn przewróciła oczami. – Ona żartuje.

Miałam taką nadzieję. Dziewczyny wypiły całą butelkę wina i nawet nie zorientowały się, że nie zrobiłam nawet łyczka. Do końca myślały, że miałam dość i zostawiłam ostatni kieliszek. Nie zamierzałam wyprowadzać ich z błędu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro