2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hanna oprowadziła mnie po rynku i pokazała najpopularniejsze kawiarnie, knajpy, i najlepszą w mieście cukiernię, w której zaopatrzyliśmy się na cały tydzień. Trochę szkoda było mi wydawać pieniądze, ale nie chciałam pokazać przed Hanną, że mnie nie stać.

Galeria handlowa liczyła sobie 3 olbrzymie poziomy. Obawiałam się, że nie zdążymy dziś wszystkiego zobaczyć, ale Hanna tylko się roześmiała i chwyciła za łokieć, by pokazać mi swoje ulubione sklepy z ubraniami i dodatkami.

Moje nogi odmawiały już posłuszeństwa; tyle kolorowych wystaw, świateł, tłumów ludzi , że z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Mieszkając na wsi, wystarczyło mi coroczne zaopatrywanie się w niezbędne ciuchy, a tutaj? Nie przywykłam do tego typu rozrywki. Galeria nie była dla mnie niczym ekscytującym a jedynie męczarnią.

Moja towarzyszka zauważyła po mnie zmęczenie. Postanowiłyśmy wracać, gdy nagle rozległy się krzyki a potem głośny huk. Potem następny i jeszcze kolejny. A potem padły strzały z broni palnej.

Wszyscy padli na ziemię z przerażeniem. Małe dzieci rozpłakały się.

- Rose! - Hanna była biała jak prześcieradło - Schowaj się tutaj!

- Coo? - Nim rozumiałam jej słowa, rozległ się męski głos z głośników.

Nie wyjdziemy stąd. Są uzbrojeni. Mamy słuchać rozkazów.

Wpadłyśmy w pułapkę. Kilku zamaskowanych mężczyzn rozbiło szyby i stanęli tuż nad nami. Sądząc po rozmiarze cieni, byli to wysocy tędzy mężczyźni.

- Boję się - wyszeptała Hanna. Leżała na brzuchu na wprost mnie.

Skamieniałam. Nie odważyłam się nawet oddychać.

Usłyszałyśmy nad sobą kroki. Serce biło mi młotem. A potem...

****

- Rose, dość tego. Zacznij normalnie żyć! Nie mogę już patrzeć, co ze sobą robisz! Nie możesz wiecznie chodzić w tych szmatach i się zadręczać! Tego się nie da znieść!

Powoli mijał wrzesień. Było zimno, szaro i deszczowo.

Przebywam w domu moich wojów. Codziennie jeżdżę do kliniki na terapię. Rozmowy z psychologiem, psychiatrą. Dostałam jakieś leki.

Straciłam sens życia, nie czułam się już kobietą. Nie mogłam patrzeć na swoją bieliznę, na szufladę ze stanikami, na szkatułkę z biżuterią. Chodziłam w piżamie, rozciągniętej bluzie aby jak najmniej przypominać dziewczynę. Nawet ścięłam włosy i sięgały mi teraz ledwo do ramion.

Moje dłonie zostały jeszcze bardziej pokiereszowane od szkła. Lekarz ostrzegał, że będę miała brzydkie blizny na palcach i po wewnętrznej stronie nadgarstka. Może to i dobrze?

Do sypialni wszedł wujek, zaniepokojony krzykami. Oparł się o ścianę i spuścił głowę nie wiedząc, co ze mną począć. Moja ciotka z dnia na dzień popadała w większą niemoc.

A ja czułam się cholernie winna.

****

Nie chciałam pomocy. Gdzieś głęboko czułam, że jest OK noszenie szerokich bluz, brak makijażu, włosy w nieładzie... Nie potrzebowałam wracać do swojej kobiecości. Pokazywać, że jestem kobietą. Nie zależało mi na tym, kim jestem.

Ciotka podobno wpadła na jakiś genialny pomysł.

Chce wysłać mnie do jej przyjaciółki, kilka wiosek dalej. Jej córka, Monica chodzi do żeńskiej szkoły. Ciotka stwierdziła, że dla mnie to będzie świetny pomysł, bo nie będę musiała widywać żadnych chłopaków i może przekonam się znowu do sukienek.

Nie wiem, co moje lekarstwa od psychiatry ze mną robiły, ale byłam bardziej posłuszna i uległa niż zwykle. Dlatego przystałam na tę propozycję. Wójek z sąsiadem pomogli mi się spakować, załatwili wszystkie formalności związane z przenoszeniem szkoły a potem wpakowali mnie do auta i pojechałam do pani Alice Abrams. Mieszkała niecałe 40 minut drogi od mojej wioski. Mieszkanie w bloku, na trzecim piętrze. Pani Alice była bardzo miła i bardzo ładna, podobnie jak jej córka Monica, z mojego rocznika.

Długo ze mną rozmawiały, chciały mnie bliżej poznać. Mimo, że nie mówiłam za wiele, widziały że nie będzie ze mną problemu i będę idealną współlokatorką.

Monica pokazała mi mój pokój. Nie potrzebowałam dużo miejsca, tak naprawdę im mniejsza przestrzeń, tym lepiej.

Nadszedł kolejny pierwszy dzień w nowej szkole. Byłam w innej klasie niż Monica, ponieważ ona uczyła się przedmiotów ścisłych a ja humanistycznych.

Spodziewałam się, że mogę być chłodno przyjęta...

- Chłopczyca! Brzydula! Strach na wróble!

Prawie do końca zajęć dziewczyny śmiały się z mojego nieogarniętego wyglądu. Rozumiałam to i akceptowałam. Nie reagowałam na żadne zaczepki.

Jednak nie sądziłam, że może być jeszcze gorzej.

Na jednej z ostatnich lekcji zamknęły mnie w sali i okradły ze wszystkich oszczędności, które trzymałam w portfelu. Postanowiły także zabrać mi legitymację i kartę autobusową i zmienić moje nazwisko na "pampuch". Rose Pampuch.

Gdy wróciłam do mieszkania pani Abrams, natychmiast zamknięłam się w pokoju i padłam twarzą w poduszkę zalewając się łzami.

- Co się stało?

Nie usłyszałam jak pani Alice weszła do pokoju i natychmiast się uspokoiłam siadając do niej tyłem.

- Chcę...wrócić...do tamtej szkoły - odparłam. Włosy przykleiły mi się do twarzy, poczułam że pod tą warstwą ubrań się pocę i uzmysłowiłam sobie, że faktycznie wyglądam jak pampuch i rozpłakałam się na nowo.

- Dziecko, co takiego się stało że chcesz wracać?!

- Niech mnie pani o nic nie pyta! Mój los jest przeklęty od samego początku! Wrócę do Lilywhite choćby piechotą! - wrzasnęłam i przystapiłam do wcyiągania walizki spod łóżka.

pani Alice rzuciła się na walizkę i wyszarpnęła mi ją z ręki. Widziałam, że ma zdenerwowaną minę.

- Uspokój się i powiedz o co chodzi! Mam zadzwonić do ciotki? Monica zaraz wróci do domu i z tobą porozmawia!

- Proszę mnie zostawić samą! Proszę!

Wyszła, a ja od nowa zaniosłam się płaczem.

Otrząsnęłam się dopiero po godzinie. Monicka wróciła z zajęć dodatkowych i przyniosła mi na kolację budyń. Posiedziała za mną chwilę i podniosła na duchu.

- Tym laskom w końcu znudzi się ta zabawa i dadzą ci spokój. Został ci ostatni rok. Skup się na nauce. Ten rok przecież wytrzymasz, prawda?

Prawda. 



Dziękuję bardzo za szczere opinie :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro