2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Proszę pana, nie mówię o uzależnieniu od gier... On naprawdę wierzy, że kury przejmują Ziemię!

Jimin prowadził stresującą rozmowę już z czwartym psychologiem tego dnia, ale każdy bagatelizował problem, lub uznawał telefon za szczeniacki żart.

— On naprawdę potrzebuje pomocy, on–

Do jego ucha dotarł dźwięk zakończonego połączenia. Park westchnął głęboko i położył się znów na łóżku, patrząc w sufit.

Ostatnio często zastanawiał się, czy to nie jakiś naprawdę idiotyczny i długo się ciągnący żart ze strony Taehyunga. Jak by nie patrzeć, ten gamoń był skłonny udawać obsesyjnie zainteresowanego jakąś dziedziną przez dłuższy czas. Jednak myśląc racjonalnie, odkąd zaczął wydawać na książki i pisma dorobek życia, stało się to bardziej niż podejrzane.

Park jeszcze raz chwycił telefon i wykręcił numer do dawnego znajomego, który kiedyś prowadził wykłady o zdrowiu psychicznym, na które się zapisał.

Mężczyzna prowadzący zajęcia nie wyglądał na wyrafinowanego znawcę, a jednak. Mimo młodego wieku był wspaniałym psychologiem i mimo trwających studiów, już legalnie i z powodzeniem zarabiał na zawodzie. Na samym początku kursu pochwalił się osiągnięciami, a jego nazwisko faktycznie było dość znane w świecie terapeutki.

Po raz pierwszy tego wieczoru, połączenie do Jeon Jeongguka nie zostało od razu przerwane. Po usłyszeniu początku pierwszego sygnału Jimin natychmiast podniósł się do siadu, a źrenice lekko się rozszerzyły. W końcu, po kilkunastu dłużących się sekundach, usłyszał znany mu głos, który jednak zdążył zapomnieć od momentu ukończenia zajęć.

— Ach, panie Jeon... mówi Park Jimin z Daegu...

וו×

Taehyung był niemiłosiernie zirytowany tym, że jednak w końcu dał się namówić. Przez chwilę nawet uwierzył, że może jego teoria niekoniecznie jest prawdziwa, jednak zaraz wybił sobie tę myśl z głowy.

Gdy siedział w samochodzie z Jiminem, który wiózł go do kliniki psychiatrycznej, wyglądał za okno w poszukiwaniu kur. Czuł się za to odpowiedzialny, jako że w końcu tylko on obalił tajemnicę wszechświata i wiedział, że kury nie są przyjaciółmi, a najgorszymi wrogami ludzkości.

— Wysiadaj, Tae.

Taehyung zrobił dokładnie to, co Park mu nakazał, wysiadł z pojazdu by wtem dać się zaprowadzić do jasnego wnętrza nowoczesnego budynku. W środku nie było tak nieprzyjemnie, jak się spodziewał, w samej poczekalni nie było żywej duszy, a w recepcji przyjęła ich miło uśmiechająca się starsza kobieta. Wskazała drogę do gabinetu numer dwa, a Taehyung zdecydowanie się zawahał, nim nacisnął na klamkę. Przecież nie miał konkretnego problemu, którym musiałby się podzielić z terapeutą.

Dla własnego spokoju, by Jimin przestał truć mu tyłek, zapukał w białe drzwi i nie czekając na odpowiedź, otworzył je.

Jego oczom nie ukazało się nic niezwykłego, bo jasny, niewielki gabinet. Z tyłu, przy ścianie, stała szafka i mała komoda, a po środku biurko i dwa puste fotele - jeden po każdej stronie. Na blacie znajdował się laptop i starannie ułożona sterta dokumentów, a także parę teczek i przybory do pisania.

Kim rozejrzał się powoli, nie dostrzegając w gabinecie lekarza. Dopiero po przekroczeniu progu i zetknięciu na obie strony, jego spojrzenie spotkało się z tym  równie młodego mężczyzny.

Miał duże oczy, delikatne rysy twarzy i czarną grzywkę zachodzącą na oczy. Był ubrany cały na szaro, nie wliczając białego fartucha, typowego dla tego rodzaju specjalistów. Akurat parzył herbatę, posługując się sprzętem ustawionym na małej szafce w rogu pomieszczenia.

Gdyby Taehyung miał ocenić kim jest chłopak, prędzej uznałby go za słynnego na Instagramie ucznia liceum, niż wykwalifikowanego psychologa.

— Witam, Jeon Jeongguk — nim wyciągnął dłoń do Taehyunga, pospiesznie wytarł ręce o fartuch. Ton jego głosu był równie delikatny co jego aparycja, ale bardzo pewny siebie. Taehyung nie umiał ukryć, że czuł się w pewien sposób onieśmielony.

— Kim Tae... Taehyung... — zupełnie nieświadomie zlustrował mężczyznę jeszcze raz, nim ten usiadł na swoim fotelu i polecił mu zająć miejsce na przeciwko siebie.

— Możemy przejść na "ty", jeśli czujesz się z tym komfortowo? Zdaję się, że jesteśmy w podobnym wieku.

— Jestem z rocznika dziewięć pięć.

— No proszę, a ja dziewięć siedem — uśmiechnął się delikatnie, co trochę speszyło Taehyunga — wybacz, jeśli wyjście z tą propozycją było trochę nie na miejscu.

— Nie, nie, w porządku! Możemy być na "ty"...

Jungkook kiwnął głową i posłał mu znów podobny uśmiech, składając ręce na blacie biurka. Taehyung był pełen podziwu, bo mimo, że był całe dwa lata starszy, zdawało mu się, że pod żadnym względem nie dorasta brunetowi do pięt. Jeon emanował pewnością siebie i budził uzasadniony autorytet.

— W porządku, Taehyung. Co cię tu sprowadza? Twój przyjaciel wspominał przez telefon, że to dość skomplikowany problem.

— Wcale nie! — zbulwersował się starszy z mężczyzn, wstając z krzesła, przez co od razu zrobiło mu się trochę głupio — wcale nie...

Jungkook nie przerywał. Po prostu cierpliwie czekał, aż Taehyung przejdzie do rzeczy.

— Chodzi o to, że... nikt mnie nie rozumie...

Jeon już podejrzewał, że jego pacjent może mieć jakieś zaburzenia depresyjne. Niestety, to było dość często spotykane i rzecz jasna, w poważniejszych przypadkach wymagało leczenia. Brak zrozumienia był dość powszechnym zjawiskiem w tego typu problemach.

— Mhm. Co sprawia, że tak czujesz?

— Chodzi o to, że... Nikt się ze mną nie zgadza...

Jeon zmarszczył brwi, znów kiwnął głową i pozwolił tykaniu zegara wypełnić kolejny moment ciszy.

— Bo ja...

— Nie krępuj się, nie spiesz się, Taehyung. Spokojnie.

Taehyung zdecydowanie się nie krępował, nie spieszył, a już absolutnie nie wstydził się swojej teorii. 

Przypomniał sobie, że to jego misja - uświadomić jak największą ilość osób o realiach otaczającej ich rzeczywistości. Być może trafił tu nie przez przypadek, a bardzo potrzebne zrządzenie losu.

Wyprostował się, pewnie patrząc lekarzowi w oczy. Jeon akurat wziął małego łyka herbaty jaśminowej, mając nadzieję, że Kimowi to nie przeszkadza.

— Wierzę, że kury to kosmici.

Jeon przetrzymał napój w ustach przez kilka sekund, w trakcie których jego mózg przeszedł na najwyższe obroty. Wtedy przełknął ciężko, lustrując nad wyraz spokojną i pełną determinacji twarz Taehyunga.

Nie, nie, musiał się przesłyszeć.

— Powtórzysz, proszę?

— Wierzę, że kury to tak naprawdę kosmici i powoli przejmują naszą planetę — Kim kontynuował dosadnie, pewien swojego stanowiska.

Tykanie zegara znowu wypełniło pokój, a Jungkook już wiedział, że praca z Taehyungiem będzie twardym orzechem do zgryzienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro