14; nowe życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To wszystko nie miało się tak potoczyć. Ich wspólne życie miało obrać całkowicie inny kurs. Miało być pięknie. Mieli być razem. Mieli się poślubić. Mieli wychować dziecko. Mieli się zestarzeć. Wszystko mieli przeżyć wspólnie. Tymczasem Kirishima pozostał sam na tym okrutnym świecie i nie wiedział co zrobić. Wpatrywał się tempo zza szyby w noworodka umieszczonego w respiratorze. Nie czuł wdzięczności, że chłopiec przeżył. Nie czuł szczęścia, że pozostał mu chociaż potomek. Nie czuł ulgi, że choć jedno z ich dwójki zostało uratowane. Czuł żal. Żal, że to właśnie ten bobas przeżył a nie jego ukochany. Choć liczył, że oboje przeżyją, to w głębi serca wiedział, że wolałby aby umarł dzieciak, nie Bakugou. Jednak gdyby można było sobie to wybrać życie byłoby zbyt piękne, czyż nie? Eijirō był świadom, że czułby znacznie mniejszą rozpacz, gdyby to czerwonooki leżał na łóżku szpitalnym żywy, niż ich syn.

Czy czuł nienawiść do tego dziecka? Tak, ogromną. Chciał krzyczeć i przeklinać. Mówił sobie  w myślach, że to właśnie jego wina, iż Katsuki odszedł. Gdyby nie to, że on się narodził blondyn wciąż by tu był i trzymałby jego rękę, swoją ciepłą dłonią. Zamiast tego, jedynym co poczuł, gdy  dotknął partnera to przerażające zimno. Na nic wtedy się zdały słowa lekarza, że dawali z siebie wszystko co mogli. Bo co z tego jeżeli go nie uratowali? Co z tego jeżeli pozostał bez swojej omegi, która od zawsze była mu pisana? Co z tego skoro już nigdy więcej nie usłyszy jego głosu, ani nie poczuje jego ciepła? Dla doktora to była śmierć jak każda inna. Zapewne przeżył już takich wiele, lecz dla czerwonowłosego, ta była pierwsza. Nienawidził ich za to. Za to, że jego ukochany oddał swoje życie, za kogoś kto wcale nie był tego wart.

Jednak czy tak naprawdę chłopiec był temu winny? Nie, oczywiście, że nie. Kirishima to wiedział. Omega sama tak wybrała. Sama powiedziała, że spróbuje uratować syna, choć mogła uratować siebie. Mimo tego łatwiej mu było obwiniać o to co się stało małe dziecko niż w pełni świadomego partnera. Nie potrafił nienawidzić Bakugou, ale czuł, że musi zwalić na kogoś wine. Może gdyby wierzył w Boga to właśnie na niego spadłoby miliony przekleństw, ale na jego nieszczęście przestał wierzyć już jakiś czas temu.

Czy powinien obwiniać lekarzy? Nie. W głębi serca wiedział, że ci dali z siebie wszystko, lecz jego podświadomość wmawiała mu, że mogli więcej. Wypełniała go nienawiść. Nienawiść do ludzi i całego wszechświata. Dlaczego zabrali mu najważniejszą osobę w jego życiu? Dlaczego świat był tak okrutny i postanowił zabrać mu wszystko, co sprawiało że czuł się potrzebny i szczęśliwy. Nikt nie mógł zastąpić mu Katsukiego. To właśnie jego kochał, to z nim chciał spędzić całe swoje życie. To z nim chciał założyć rodzinę, wychować dzieci. Tylko jego potrzebował. Co zrobił nie tak? Dlaczego los go tak karze? Dlaczego wszystko musiało się tak skomplikować i teraz on został sam z małym dzieckiem, które nawet z daleka cholernie mocno mu przypominało omegę?

Czerwonooki nie zorientował się kiedy po jego policzkach zaczęły spływać mu łzy. Choć jego mimika twarzy wyrażała obojętność, słona ciecz spływała strumieniami po jego twarzy. Był wściekły, zabłąkany i zrozpaczony. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Miał wrażenie jakby stał pośród nicości. Niby czuł tak wiele, ale miał wrażenie jakby tak naprawdę nie czuł nic. Obojętność spowijała jego umysł, ale ciało domagało się krzyku, uczucia. Dlaczego czuł się tak po stracie najważniejszej osoby? Czy to normalne? Czy właśnie to czuję się gdy nie ma się po co żyć?

Chłopak opadł na kolana zanosząc się cichym szlochem. Nie wiedział czemu to robi. W czym miałoby mu to pomóc? Nie sądził, że po tym poczuję się lepiej, ale nie potrafił przestać. Z sekundy na sekundy czuł się coraz bardziej pożerany przez obojętność. Ogarniała go ciemność. Miał wrażenie że spada w dół i nigdy się nie zatrzyma.

I nie wiedział jak długo znajdowałby się jeszcze w tym stanie, gdyby nie delikatny dotyk na jego ramieniu, który przywołał go do rzeczywistości.

— Eijirō? — Głos obok był bardzo delikatny. Chłopak uniósł głowę, a przez łzy nie zobaczył dokładnych rysów twarzy osoby stojącej obok. Rzuciły mu się jedynie spiczaste blond włosy oraz czerwone oczy. Nagle jakiś promyk nadziei zaiskrzył się w Kirishimie na nowo. Jednak nim zdążył wypowiedzieć imię ukochanego powstrzymał się. Przecież widział, że Katsuki umarł. Nie miał prawa powstać z umarłych. Zamrugał więc kilka razy oczami, aby obraz mu się nieco wyostrzył. Gdy zobaczył kto kuca obok niego podziękował sobie w duchu że nie palnął głupoty sprzed chwili. Już się bał jak zareagowałaby kobieta obok.

— Pani Bakugou... — Chłopak sam zaskoczył się swoich cichym i zachrypniętym głosem. Płacz musiał podrażnić jego gardło przez co nie był w stanie wydobyć z siebie głośniejszych dźwięków. Mitsuki popatrzyła na niego smutnym wzrokiem, a czerwonowłosy dopiero po chwili zobaczył stojącego za nim Masaru. — Tak mi przykro pani Ba-.

— Nic nie mów. Tobie też musi być trudno. — Smutny uśmiech wpełzł na twarz blondynki. Eijirō poczuł jak do oczu zbierają się nu następne łzy więc pokiwał tylko głową. Ta, przyciągnęła go do siebie, a on nie opierał się. Wtulił się w bezpieczny uścisk drugiej alfy pozwalając sobie na płacz. W normalnych warunkach uznałby to za bardzo niemęskie, lecz teraz nie miało to znaczenia. Stracił ukochaną osobę. Nawet męskość nie była ważniejsza niż on. Dlatego w stosunku do jego śmierci mógł być najmniej męską osobą na świecie. — Nasz wnuk jest taki piękny — szepnęła po chwili. — Katsuki na pewno by go pokochał.

Młody bohater wiedział, że Mitsuki się nie myliła. Był pewny, że omega pokochałaby chłopca ponad życie.

***

Szedł pomału trzymając siedmioletniego chłopca za rękę. Blondyn opowiadał mu o wczorajszym dniu w szkole, a Kirishima słuchał go z uśmiechem od czasu do czasu dopytując o coś.

Od śmierci Bakugou minęło siedem lat. Eijirō przez długi czas chodziło do psychologa, gdyż nie mógł sobie poradzić ze śmiercią omegi. Terapia mu jednak pomogła, a do tego miał duże wsparcie w rodzicach swojego zmarłego narzeczonego, więc nie był sam. Im również było ciężko, ale starali się być silni dla wnuka i alfy.

Kirishima pokochał swojego syna. Podtrzymywał pamięć o jego ojcu, opowiadając mu przeróżne historię, a czerwonooki zawsze wysłuchiwał ich z zaciekawieniem.

Świat dość szybko pogodził się ze śmiercią bohatera. Niektórzy mówili, że właśnie taki był los omegi, która starała się być kimś więcej niż tylko kurą domową. Początkowo nawet takie listy dostawał czerwonowłosy, a w nich również było zawarte, że powinien bardziej dbać o partnera. Bardzo się nimi przejmował, lecz później nauczył się jak z tym walczyć i już nigdy więcej nie dał sobie wmówić że to przez niego Katsuki nie żyje.

I choć wciąż często brakowało mu Bakugou, to żył dalej. Dla siebie i dla ich małego syna, który teraz był całym światem Eijirō.

~^~

Tym o to akcentem kończymy tę książkę!

Wiem, że długo musieliście czekać na epilog, ale w końcu napsiałem coś, co myślę, że jest całkiem dobre.

Jak wam się podoba książka?

Do tego chcę was poinformować, że po nowym roku planuje kolejną książkę kiribaku, także wyczekujcie cierpliwie!

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro