Rozdział 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilku godzinny marsz był męczący. Trochę przez dziwny upał, trochę przez ciężką atmosferę. Od momentu, w którym uratowała mnie przed tym potworem, odzywała się jeszcze mniej, a jej głos był chłodniejszy niż wcześniej, mogę powiedzieć, że stara się mnie unikać. Spojrzałem z strachem na jaskinie, wydobywający się z niej ryk, był głośny i przeszywał całe ciało.

-Nie zatrzymuj się. Idź do przodu i nie zwracaj na nie uwagi.

Rzuciła, popychając mnie delikatnie. Posłuchałem, szybko wyrównałem swój krok z jej. Wolę nie zostawać sam.

-Co to jest?

-Nie wiem. Nie potrafię rozpoznać wszystkich demonów. Dla nas lepiej, że nie wychodzą. -Mimowolnie spojrzałem na plecy dziewczyny. Przez rozerwany materiał koszulki, widziałem zaledwie fragmenty ran, które ciągnęły się, aż do prawego ramienia. To moja wina... Gdybym nie rzucał się jak skończony idiota, nic by się nie stało... Ledwo zrobiłem coś dobrze, nawiązałem kontrakt z kelpią... Była tak zachwycony tym osiągnięciem, myślałem, że mogę zrobić coś więcej... Zawiodłem, a ona ponosi konsekwencje mojej głupoty- Stój. -Angela spokojnie patrzyła przed siebie, obserwowała otoczenie, po chwili przeniosła wzrok na jaskinie przed nami, wysuszone drzewa, sporych rozmiarów dziury w ścianach, tym ostatnim przypatrywała się dłuższą chwilę, jakby chciała wychwycić w tej ciemności coś czego ja nie byłem w stanie wyczuć, a co dopiero dostrzec. Ostatecznie spojrzała na niebo, podążałem za jej wzrokiem, jednak nic nie zobaczyłem- Pójdziemy na około.

Bez słowa wyjaśnień zawróciła. Dogoniłem ją, nie chce sprawiać jej więcej zmartwień, ale nie chciałem też nadkładać drogi.

-Dlaczego? Co tam jest? Nie poradziłabyś sobie z tym demonem?

Brunetka stanęła, dosłownie kawałek przede mną. Odwróciła się, a ja niepewnie spojrzałem w jej oczy, nie wiedziałem czy coś za mną nie stoi...

-Co słyszysz?

-Nic.

Odpowiedziałem od razu, wszystko ucichło.

-Właśnie. Jesteś w kanionie, wiatr powinien wiać tu cały czas, jeśli go nie ma, coś go powstrzymuje. Demoniczna energia, będąca jednocześnie bóstwem wiatru. Mówi ci to coś?

Zastanowiłem się chwilę, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

-Nie...

-Widziałeś te dwa drzewa, prawda? Pamiętasz co na nich było?

-Przypominało kule...

-To gniazda. Prawie weszliśmy na teren łowiecki harpii. Siedziały tam. Na skałach, w szczelinach. Czekały na odpowiedni moment, liczyły, że wejdziemy na ich teren.

-Chciały nas zjeść?

-Dalej chcą. Wystarczy na nie spojrzeć...

Powiedziała spokojnie, odwróciłem się, nie wiem skąd się wzięły, ale było ich tam pełno. Nie były tak szpetne jak sobie wyobrażałem... Miały ludzie ciała, jednak kończyny zastępowały łapy zakończone ostrymi pazurami, widząc, że na nie patrzę uśmiechnęły się, ukazując swoje rekinie zęby... Z ich pleców wyrastały ogromne, opierzone skrzydła.

-Jaka jest ich domena?

-Wiatr. Wiem o czym myślisz, ale to nie jest dobry pomysł. Chodźmy dalej. Zostało nam mało czasu, lepiej żebyśmy do zmierzchu stąd wyszli. Niektóre z nich mogą podążyć za tobą naprawdę daleko...

Przełknąłem głośno ślinę, dlaczego wszystko tu chce mnie pożreć!?

-Dlaczego za mną!?

-To całkiem proste... Demony są bystre. Harpię są długowieczne, ale nie ma wśród nich mężczyzn. Aby zapewnić gatunkowi przetrwanie muszą kopulować z innymi demonami, z tych związków jednak rzadko rodzą się harpie, jeśli urodzi się chłopiec, matka po prostu go porzuca. Jednak ty jesteś człowiekiem, nie miałyby demonicznych genów z twojej strony, dzięki twoim plemnikom miałyby spokój na kilkaset lat.

-Czyli one chcą...

-Mówiąc w twoim języku chcą żebyś je przeleciał.

Obróciłem się, faktycznie za nami podążały.

-Zdążymy?

-Mam nadzieję.

Zacisnąłem dłoń na nieporanionym ramieniu dziewczyny.

-Dlaczego traktujesz mnie jak idiotę? Powiedziałam ci już...

-Dlaczego musisz wszystko wiedzieć? Po prostu trzymaj się blisko...

-Angelo. Jesteśmy partnerami i chce ci pomóc.

Brunetka przeczesała włosy ręką, puściłem ją, widząc, że wcale nie podoba jej się mój dotyk. Nie dziwię się... To przeze mnie tu jest...

-W obecnym tempie nie zdążymy, nawet jeśli się pośpieszymy, szanse na to są nikłe. Wrócimy i znajdziemy jakąś jaskinię, mam jeszcze wystarczająco dużo siły, by założyć pieczęć...

-Twoje rany...

-Jestem za ciebie odpowiedzialna, więc jesteś moim priorytetem. 

Skwasiłem się, słysząc w jej głosie nutę kpiny. Gdyby mogła rzuciłaby mnie na pożarcie pierwszej lepszej bestii. Robi to tylko po to, by mój ojciec jej nie ukarał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro