Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marco chodził w tę i z powrotem w oczekiwaniu na wieści o stanie Roberta. Z nerwów przygryzał wargi i strzelał palcami. Martwił się o przyjaciela. Miał ochotę zabić Neuera w odwecie za skrzywdzenie czarnowłosego Polaka. Nagle poczuł uścisk na ramieniu. Gwałtownie się odwrócił.

— Może pan wejść do chłopaka — oznajmiła pielęgniarka.

— Ale ja... Robert.... Nie jesteśmy... No wie pani.... Razem — wyjąkał blondyn, którego serce biło szybciej na widok błękitnych oczu i kruczoczarnych włosów Polaka.

Pielęgniarka poklepała go ponownie po ramieniu.

— Każda para tak mówi, a potem co najmniej tydzień nie wychodzą z łóżka...

Marco opluł się.

— To ja już do niego pójdę...

Niemiec wszedł do sali, w której leżał Polak.  Robert uśmiechnął się na widok kolegi.

— Robi, nic ci nie jest? — Marco podbiegł do czarnowłosego mężczyzny, zamykając go w niedźwiedzim uścisku.

— Mars, du... dusisz — wyjąkał Polak, z trudem łapiąc powietrze.

— Przepraszam. — Marco zarumienił się, a w jego oczy się zaszkliły. — Nie chciałem cię skrzywdzić.

— Wiem, Mars. — Robert chwycił dłoń Niemca i zaczął wytyczać na niej uspokajające kółka. — Dziękuję...

— Ależ nie ma za co?

— Jest. Gdyby nie ty to... — Zmarszczył brwi, a niebieskie oczy zaszły mgłą. Pogrążał się w wspomnieniach. Mrugnął szybko, wracając do teraźniejszości. — Mogłoby się skończyć gorzej.

Marco wolał nie myśleć, jakby się to wszystko skończyło,  gdyby nie pojawił się z Gargusiem na czas.

— Robi, muszę ci coś  wyznać. — Na twarzy Lewandowskiego pojawiło się niedowierzanie. Bał się, że Reus nie będzie chciał się zadawać z taką ofiarą losu jak on. 

— Nie chcesz być już moim przyjacielem? — wychlipał, patrząc z wyczekiwaniem na Marco. Z błękitnych oczu wypłynęły łzy, a wargi zaczęły drżeć. 

Marco popatrzył na niego w szoku. Nie spodziewał się tego, że Robert może być nieświadomy jego uczuć. Chciał powiedzieć mu wprost coś innego. Postanowił, że czyny pokażą więcej niż słowa i powoli zbliżył swoją twarz do twarzy Roberta. Dłonią delikatnie chwycił jego brodę. Spojrzał mu w oczy i niemalże rozpłynął się, widząc, jak piękne są oczy Polaka, kiedy się boi. Nie mógł się mu oprzeć i złączył ich wargi w delikatnym, nieśmiałym i krótkim pocałunku, który skończył się za szybko, żeby napastnik mógł odpowiedzieć. 

— Kocham cię — wyznał Marco, patrząc z nadzieją na ciemnowłosego chłopaka, który palcami dotykał ust. — Powiedz coś... Błagam... Robert.

— Mars... Przepraszam... Ja nie mogę... Boję się... Ja... nigdy nie... próbowałem takiego związku...

— Rozumiem. — Marco spuścił wzrok na podłogę i przez krótką chwilę podziwiał zielone kafelki. Uniósł lekko głowę, tak aby kątem oka obserwować Roberta. — Co lekarze mówią o...

Lewandowski machnął ręką.

— To nic takiego. Jutro dostanę wypis, bo ordynatora już nie ma... — Napił się wody, aby ukoić ból w gardle. — W każdym razie mam pić dużo płynów i  nie nadwyrężać strun głosowych. Lekarz mówi, że ten ból może się utrzymać do tygodnia...

— Biedactwo.

— Mówisz jak Anka. Dzwoniłeś do niej? 

— Tak — zapewnił Roberta. Spojrzał na zegarek. — Powinna już tu dawno być — oznajmił. — Sprawdzę, czy się nic nie stało.

— Dobrze.

W oczach Roberta pojawił się niepokój, który udzielił się Niemcowi. Marco wyjął telefon i wykonał połączenie do Ani Stachurskiej. Odpowiedział mu komunikat: " Abonent jest czasowo nie dostępny...". Reus rzucił komórką o ścianę i zaczął chodzić w kółko po korytarzu.

Próbując się uspokoić wyszedł na zewnątrz, w pobliżu podjazdu dla karetek. Traf chciał, że właśnie jechała jedna na sygnale, która wyhamowała nieopodal Marco. Ratownicy przenieśli kobietę na łóżko szpitalne, a Reus prawie zemdlał. Rozpoznał w ofierze byłą żonę Roberta. Miała założony na szyję kołnierz ortopedyczny. Kończyny były prowizorycznie usztywnione, a najbardziej rozległe rany opatrzone. Odetchnął z ulgą, kiedy zauważył, że oddycha. 

Zastanawiał się, co powinien powiedzieć Robertowi. Prawdę czy kłamstwo? Trudny wybór. Nie chciał martwić mężczyzny ani go oszukiwać. Za bardzo go cenił i szanował. Wiedział zresztą, że kłamstwo ma krótkie nogi i ruszył do sali, w której leżał Polak, chcąc powiedzieć mu prawdę.

***

Spóźnił się. 

Ktoś zjawił się przed nim i postawił Robertowi ultimatum.

"Jeśli nie zgodzisz się ze mną przespać, to twoi przyjaciele umrą". 

Lewandowski wybrał... bezpieczeństwo swoich przyjaciół. Na niczym innym nie zależało mu bardziej. Chciał, żeby byli cali i zdrowi, nawet kosztem swojego życia. Nie spodziewał się, że wyjdzie cało... Sądził, że może nie przeżyć zaplanowanych dla niego "atrakcji".

***

Marco wszedł do sali szpitalnej i niemalże zemdlał, kiedy zobaczył puste łóżko, a na nim karteczkę.

Marco,

jestem bezpieczny. Nie szukaj mnie. Proszę.

Robert

'Robi, jak mam cię nie szukać, skoro cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć' — przemknęło przez myśl Reusowi, który oparł głowę o poduszkę, na której leżał Lewy. Na pościeli jeszcze unosił się zapach ciała Polaka. Marco po raz ostatni odetchnął wonią ukochanego i wyszedł.

— Mati, znasz może jakiegoś prywatnego detektywa? — zapytał Hummelsa, do którego zadzwonił niezwłocznie po wyjściu ze szpitala.

— Tak.

— Możesz mi dać na niego namiary? Robert jest w niebezpieczeństwie. 

— Oczywiście. Mój znajomy jest bardzo dyskretny, więc... — Zawiesił głos. — Zaginięcie Lewego nie wycieknie do prasy.

— Czemu mam wrażenie, że tym detektywem jesteś ty?

— Jak zgadłeś?! Myślałem, że się maskuję... 

— Czytałem twoje ogłoszenie w gazecie... Poza tym oglądasz "Kryminalne zagadki Miami" i czytasz kryminały Agathy Christie.

— To co nie wolno. Skoro nie chcesz skorzystać z moich usług to...

— Mati, nie obrażaj się. Mati...

W słuchawce zapanowała cisza.

— Marco, jesteś tam? Jeśli chcesz zdobędę namiar dla profesjonalnego detektywa. Nie warto narażać życia Roberta...

— Hummels, do cholery! Nie chcę współpracować z nikim innym niż z Tobą. Pakuj walizy i przyjeżdżaj do Monachium. Ja pogadam z trenerem.

— No ok.

Marco rozłączył się i postanowił sprawdzić mieszkanie Neuera. Musiał tylko wywabić bramkarza z domu i przeszukać jego przybytek mieszkalny. Bułka z masłem. Niemiec przeżegnał się i wsiadł do samochodu. Nie pojechał jednak do Manuela, tylko do hotelu, w którym zarezerwował pokój.

Musiał opracować plan działania, bo żaden błąd nie powinien mieć miejsca. Tu chodziło o życie Roberta.

---------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podoba. Na profilu MadafakaTeam zostało opublikowane opowiadanie pt. Więzy zapomnienia. Na razie prolog, ale zachęcam wszystkich do przeczytania.

Pozdrawiam.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro