12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan - jedyna osoba której tak ufałem nie chciała się ze mną spotkać.

Tak, ta myśl ciągle wracała do mojej głowy jak bumerang. Ciężko było mi nawiązać z kimś kontakt, nie mówiąc o sympatii czy zaufaniu, a gdy Dylan to wszystko w moich oczach zyskał, odrzucił mnie. Nie powinienem się denerwować na niego, wiem jaki jest jego stan, ale zabolało mnie to. Nie mogę mieć do niego pretensji za to, że taki jest, ale cholernie mnie to bolało. Te myśli wracały do mnie bez przerwy. Zatracałem się tak w smutku i przygnębieniu gdy nagle Dylan napisał do mnie smsa z zapytaniem czy wszystko okej.

- Nie jest kurwa okej - burknąłem pod nosem i rzuciłem telefon na dywan wtulając się w poduszkę i szlochając.

Zbywałem go. Postanowiłem nie wchodzić też na naszą wspólną grupę, czułem się obrażony na cały świat i nie chciałem mieć już z tymi ludźmi do czynienia. Nie potrzebuję żadnego przygotowania by się zabić, ja jestem na to gotowy już teraz, jedyne czego potrzebuję to skutecznego sposobu, abym się nie obudził, i kluczem do tego mogły właśnie być tabletki od psychologa. Znowu pozostałem sam sobie.

Przez większość dnia nie włączałem nawet komputera, leżał bezczynnie na biurku. Mój spokój zakłócił Dylan, który zadzwonił do mnie na messengerze gdy akurat przeglądałem coś w telefonie. Nie chciałem odbierać, ale co ja bym mu powiedział, że nie odbieram, bo jestem na niego zły że nie ma odwagi się ze mną spotkać? Niechętnie odebrałem.

D: Martwiłem się cały dzień. Nie odpisywałeś mi na smsy, nie było cię na grze, nigdzie - powiedział.

T: Tak jakoś - powiedziałem obojętnie.

Domyśl się do cholery o co mi chodzi.

Moim problemem było to, że nie zawsze chciałem powiedzieć komuś szczerze o co mi chodzi, tylko liczyłem że ta osoba się domyśli. Na początku rozmowy faktycznie chciałem zataić o co mi chodzi i dać chłopakowi do myślenia.

D: Zły jesteś na mnie.

T: Skąd taki pomysł?

D: Widzę. Nie rozmawiasz ze mną jak ostatnio.

T: Zabolało mnie jedynie to, że jesteś jedyną osobą, której zaufałem i z którą chcę rozmawiać, a ty boisz się spotkać. I rozumiem, że taki jesteś, żyjesz sobie odizolowany. Ale moje uczucia nie przyjmują takich uzasadnień i wyszło jak wyszło - powiedziałem podminowany, on miał się o tym nie dowiedzieć, jak zwykle coś zjebałem.

D: Przepraszam... Po prostu...

T: Nie musisz się tłumaczyć. Nie chcę już o tym gadać. Twój powód jest uzasadniony, ale mój mózg tego nie przyjmuje i wmawia mi, że mnie nie do końca lubisz, celowo unikasz, albo rozmawiasz z kimś ciekawszym niż ja. Nie musisz się przejmować, jak ktoś od zawsze czuje się gorszy od wszystkich to takie zachowanie z mojej strony jest normalne. Ja ze sobą mam jebany problem.

D: Nie chciałbym żebyś przez moje fobie miał do siebie jakieś wyrzuty. To nie jest twoja wina.

T: Jak mówiłem - mój mózg tego nie przyjmuje. Zawsze myślę, że to ja coś źle zrobiłem. Kończę, idę do psychologa - powiedziałem i rozłączyłem rozmowę.

Nie chciałem mu mówić, że mnie to zabolało. Ale się wygadałem. No trudno. Nie lubię być tak wylewny ale chyba coś we mnie pękło. Wygrzebałem się z pościeli i ogarnąłem się do wyjścia do psychologa. Nie miałem najmniejszej ochoty tam dziś jechać, ale wiedziałem że muszę.

Rozmowa z psycholożką przebiegła normalnie, udałem, że wcale nie mam myśli samobójczych, że wcale nie robię sobie krzywdy.

- Pani doktor - zacząłem nieśmiało zastanawiając się czy dobrze robię - Czy mogłaby mi Pani... Przepisać jakieś leki? Coś żebym się jakoś lepiej poczuł? - spytałem nieśmiało. Lekarka popatrzyła na mnie i przez chwilę myślała.

- Nie mogę nic ci przepisać, ale jeśli bardzo ci zależy to jakoś się może dogadamy - powiedziała tajemniczo.

- A dokładniej?

- Za jakąś sumę pieniędzy moglibyśmy się dogadać - powiedziała i mi puściła oczko - Wydałabym ci receptę, ale poszedłbyś z tym do konkretnej farmaceutki. I oczywiście wszystko zostaje między nami. Tylko w taki sposób mogę ci coś przepisać. Żaden inny psycholog nie przepisze ci tabletek.

Tylko przez moje zdesperowanie się na to zgodziłem. Poszedłem do bankomatu wybrać hajs i rozliczyłem się z psycholożką w zamian dostałem receptę i namiary na aptekę i farmaceutkę, która miała mi sprzedać leki.

Na szczęście wszystko udało mi się załatwić i podniesiony na duchu mogłem wracać do siebie. Wszedłem do domu, nie wiedziałem, że rodzice również już tu są. Przystanąłem w przedpokoju i wsłuchałem się w rozmowę, albo raczej sprzeczkę dobiegającą z salonu.

- Ciągle się kłócimy - mówiła matka.

- Nie wiem, bo tobie coś na łeb siada jak naszemu synowi. Wszystkiego się czepiasz do cholery - powiedział ojciec.

- Jesteś jakiś w cholerę przewrażliwiony, męczy mnie już życie z tobą, jesteś cholerykiem! - krzyknęła.

- A ty jesteś pojebana jak nasz syn, też lepiej się zgłoś do psychologa. Też ci coś odpierdala, nie wiem czy przez pracoholizm czy przez co do cholery! Życie z wariatami pod jednym dachem - oburzył się.

- Licz się ze słowami do cholery - zagroziła.

Nie mogłem już tego dłużej słuchać i poszedłem po cichu do siebie. Było mi w cholerę przykro, słowa ojca mnie zabolały. Wyjąłem lek, który zakupiłem i zacząłem mu się przyglądać. Nagle do pokoju weszła matka.

- Nie wiedziałam, że już przyszedłeś. I jak? - zapytała jak gdyby nigdy nic.

- Dobrze. Jest lekka poprawa - powiedziałem ze łzami w oczach, a opakowanie z lekiem wsunąłem dyskretnie pod łóżko żeby nie widziała z coś takiego posiadam.

- Słyszałeś naszą kłótnię?

- Tak. Słyszałem. Ojciec ma mnie za wariata - stwierdziłem.

- Sam jest wariatem. Coś mu odwala... Nie przejmuj się - powiedziała i nagle zadzwonił jej telefon, pewnie z pacy. Jak wyszła z pokoju tak już jej więcej nie zobaczyłem tego wieczoru. Jak zwykle.

Wieczorem zastanawiałem się nad tabletkami, czy jest to dobry moment by je wziąć, czy one rzeczywiście coś mi dadzą. Gdy już byłem w ich posiadaniu odwaga mnie zaczęła opuszczać, nie chciało mi się nawet czytać skutków po przedawkowaniu. Cisnąłem opakowanie do szafki, jeszcze nie dzisiaj. Znowu zadzwonił do mnie Dylan, znowu się wkurzyłem, nie miałem ochoty z nim rozmawiać ani trochę. Odebrałem z łaską leżąc w łóżku, komputer nadal leżał nietknięty na biurku, dzisiaj wisiałem zaledwie na telefonie.

D: Hej Tommy.

T: Hej - powiedziałem starając się zachować twarz, aby po moich porannych pretensjach nie było większego śladu.

D: Jak u psychologa? - zapytał, a ja pokazałem mu tabletki. Wyglądał na zdziwionego i trochę przestraszonego.

D: Nie... Nie rób tego... Skąd to masz tak w ogóle, jak to możliwe że ona ci coś tak po prostu przepisała? To raczej długotrwały proces - powiedział spanikowany jakbym właśnie w tym momencie się tym zatruwał.

T: Trafiłem w dobre ręce. Nie mam nic do stracenia - powiedziałem obojętnie, chociaż i tak dziś jeszcze nie był ten czas.

D: Nie rób... To jest moja wina - powiedział łamiącym się głosem.

T: Nie twoja. Wiesz jak ja się czuję przez to wszystko? Wszystko co mnie otacza.

D: Gdybyś mnie nie poznał, twoje samopoczucie nie posunęłoby się do takiego stanu. Co ja narobiłem... - mówił spanikowany.

T: Nic nie narobiłeś.

D: Narobiłem. Moje gadanie, to wszystko... Nie zasługujesz na coś takiego... - mówił ze łzami w oczach.

T: W sensie?

D: Oh... To takie ciężkie - powiedział zdenerwowany chłopak.

T: Masz mi powiedzieć jak już zacząłeś, co masz dokładnie na myśli - drążyłem temat, już nie wiedziałem o co mu dokładnie chodzi.

D: Nie Thomas...

T: Jak mi nie powiesz to zaraz wezmę te wszystkie tabletki i już nie porozmawiamy - zagroziłem. Dylan przez chwilę się zbierał by zacząć w ogóle mówić, ale ten szantaż zadziałał.

D: Dobrze już... Widzisz Thomas... To było tak, że przechodziłem załamanie, wiedziałem, że nie potrafię funkcjonować w normalnym świecie. Szukałem miejsca, gdzie czułbym się dobrze... Tym miejscem okazał się internet. Zatracałem się w tym z dnia na dzień. Założyłem konto na Relations i się tak złożyło, że trafiłem na Laurę, zaczęliśmy sobie gadać. Okazało się, że też jest w chujowym stanie psychicznym i postanowiliśmy się trzymać razem. Potem doszła reszta, każdy miał problemy, alkoholizm w domu, choroba, odrzucenie, każdy coś innego. I tak uważałem, że to ja mam najgorzej. Po prostu... - powiedział na jednym wydechu i wziął głęboki oddech.

T: I co dalej - ponagliłem go.

D: Dużo rozmawialiśmy o śmierci i takich rzeczach. Oni mnie słuchali, gdy opowiadałem o bezsensie życia, słuchali mnie i brali to do siebie. Ale chciałem, żeby oni cierpieli tak samo jak ja, żeby kurwa oni się czuli tak samo, bo to jest niesprawiedliwe kurwa, że ja mam tak przejebane, niech oni też tak mają, nie chciałem być w tym sam! - krzyknął chłopak jakby zrzucił z siebie długo noszony ciężar - Trafiłem na ludzi, którzy byli podatni na wpływy z otoczenia. Moje gadanie robiło im wodę z mózgu, stopniowo zatracali się w moim świecie, w tym co mówiłem... Ale tak bardzo nie miałem odwagi, żeby się zabić, dlatego wymyśliłem te wyzwania. Oni byli chętni, każdy z nich był na tyle wykończony i zrezygnowany, że chciał te wyzwania, chciał sobie udowodnić co potrafi zrobić i że to co nas otacza jest dużo gorsze. Miał nadejść ten dzień, gdy wszyscy będziemy gotowi, wtedy godnie umrzemy, z kimś byłoby po prostu łatwiej... - wyznał chłopak ze łzami w oczach.

Na moment zamilkłem. Dylan jest jakiś nienormalny, co on w ogóle mówi? On celowo robił wszystkim wodę z mózgu? Gdy się chwilę nad tym zastanowiłem zacząłem to dostrzegać, rozumieć, niestety ale na mnie jego słowa również miały wpływ. Przecież to było widać, ale ja zmęczony i zdołowany nie dostrzegałem jego manipulacji. Gdyby ktoś popatrzył na to z boku pomyślałby, że jestem durny że tak się dałem podejść i wkręcić w coś tak chorego. Ale będąc w stanie tak głębokiego załamania nie zwracałem na to uwagi, wszystko przyćmiewały mi moje zmartwienia.

T: Dlaczego mi o tym mówisz? Przecież ja też należałem, czy należę do grupy - powiedziałem zdezorientowany, potrzebował chyba dłuższej chwili by to jakoś przyswoić.

D: Bo ty nie zasługujesz na to. Nie zasługujesz kurwa, mam wyrzuty sumienia, zbyt cię polubiłem, nie chcę cię już ciągnąć za sobą na dno - mówił spanikowany chłopak, wyglądał jakby popadł w obłęd, jakby dopiero do niego docierało jego głupie zachowanie.

T: Dylan... Ja.. Ja i tak się czułem chujowo, twoje przesłanie nic aż takiego mi nie zrobiły. Ja i bez tego... Ale cholera, jak mogłeś, tak namotać im w głowach? - spytałem.

Nie chciałem już mówić, że na mnie też miał wpływ, postanowiłem to na daną chwilę zachować dla siebie. Ciekawe jakbym się czuł gdybym go w ogóle nie poznał.

D: Czułem, że z kimś miałbym odwagę to zrobić. Zresztą... Kurwa to niesprawiedliwe, że przechodzę takie cierpienia, chciałem by oni czuli to samo. Boże, jestem taki toksyczny... Jestem jebanym manipulantem.

T: Jesteś.

D: Chciałem cię trochę od siebie odizolować, nie chciałem być brał wyzwania, jesteś jedyną osobą, o którą się do cholery martwię. Mówiłem ci, że nie musisz, Boże jaki to był błąd, że ja cię tam wprowadziłem. Mogliśmy pozostać na normalnych rozmowach, bez tego całego cyrku. Może wtedy byś nie czuł się tak jak teraz.

T: Nie wiemy co by było. Nie myślałem, że usłyszę dziś coś takiego. Nie wiem co mam teraz z tym zrobić.

D: Musiałem ci powiedzieć, już jakoś nie wtrzymałem. Posypałeś się może nie przeze mnie, ale ja miałem w tym swoją cegiełkę. Nie chcę byś to czuł, nie chcę cię już więcej za sobą ciągnąć.

T: Jestem w jebanym szoku. Tylko tyle ci powiem...

D: Przepraszam... Po prostu... Jestem taki zepsuty. Ja wiem jakie masz teraz o mnie zdanie.

T: Nadal będziesz prowadził grupę?

D: Będę chyba.

T: Nie mamy o czym rozmawiać w takim razie. To nieuczciwe, twoje zachowanie, wiesz - mówiłem przez łzy - To nie jest ich wina, że tak ci się w życiu potoczyło, ci ludzie nic ci nie zawinili, a ty ich świadomie spychałeś na dno, nadal będziesz to robił. Nie mamy o czym rozmawiać - powiedziałem zbulwersowany i pierdolnąłem telefonem o łóżko. Nie myślałem, że on jest tak toksyczną osobą, co on w ogóle wyprawia, boję się w to mieszać.

Powinienem coś z tym zrobić, ostrzec ludzi czy jakoś ogarnąć Dylana, ale nie miałem na to siły, zresztą nigdy nie miałem zdolności przywódczych i moje gadanie pewnie by się zdało na nic. Jeszcze bym dostał opierdol, że gadam bzdury. Oni muszą nie widzieć co jego zachowanie ma na celu. Gdy on mi wszystko wyjaśnił to dopiero przejrzałem na oczy. Potrzebowałem solidnego pierdolnięcia aby pojąć o co w tym wszystkim chodzi.

Jebać to wszystko.

Myślałem, że znalazłem fajną osobę, szczerą, a on jest toksycznym intrygantem. I co z tego, że mnie chciał uchronić przed tym i mi powiedział, że nie chciał żebym wykonywał zadania. On się zachowuje nie fair w stosunku do reszty. Nie mam już siły.

Czy każda osoba na tym świecie jest taka zła?
.
.
Wczoraj rozdział, dzisiaj rozdział xd no kurde chciałam przyspieszyć trochę, ileż to się można wlec z tym opowiadaniem XD tym bardziej, że w roboczych mam 34 rozdziały a jeszcze nie skończyłam także no, trzeba przyspieszyć💁‍♀️
Next jakoś w bliskim czasie ❤️
I tradycyjnie proszę, jeśli rozdział chociaż troszkę przypadł wam do gustu, to zostawcie po sobie gwiazdkę żebym miała motywację⭐❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro