~38: Lęk, który paraliżuje i przysłania uczucia~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pozornie wszystko wróciło do normy albo przynajmniej takie zdawało się być. Na razie nie było żadnych problemów związanych z Riverą, a to najważniejsze. Cała reszta była odrobinę mniej istotna, bo nie stanowiła aż tak wielkiego zagrożenia. Nawet cała sytuacja z Vasillasem aktualnie się uspokoiła i już było mniej więcej w porządku.

Podświadomie czuł jednak, że aktualny stan rzeczy nie może zostać nazwany ''normalnym''. Ostatnie dni z jakiegoś powodu były bardziej męczące niż zwykle. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie miał już dość. Nie chodziło tu nawet o sam fakt dopracowywania wszystkich planów i przygotowań w kwestii imprezy urodzinowej Nathaniela. To też było męczące, a godziny jego pracy nieco się wydłużyły, więc pozostało mu mniej czasu dla siebie. W pewnym sensie uważał to za jakieś wyjście z sytuacji – miał mniej czasu na przejmowania się, bo jego głową była zajęta innymi sprawami. Ale zawsze po powrocie z pracy, gdy już pozostawał sam ze sobą, wszystkie tłumione wcześniej zmartwienia uderzały w niego ze zdwojoną siłą. Urodziny Szefa i wszystko, co z nimi związane tworzyły dla niego dodatkowe powody do zmartwień. Wciąż istniało przecież ryzyko zamachu.

Przez te kilka dni wszyscy związani z Nathanielem żyli tylko nadchodzącym wydarzeniem. Niektórzy nawet zaczęli robić zakłady w różnych kwestiach: czy Black przyjdzie z jakąś partnerką albo obstawiali czy dana osoba w ogóle zjawi się na miejscu. Do uszu Willa dotarły nawet pogłoski, że jedna z pracownic firmy ma go na oku i planuje na imprezie zebrać się na odwagę, aby podejść do niego i zaprosić na randkę. Jakoś nie do końca wierzył w te plotki, szczególnie zważywszy na sam fakt, że dotarły one do niego okrężną drogą i zostały przekazane sobie przez kilka osób zanim trafiły do samego zainteresowanego. Riley mu to powiedziała w pewnym momencie, po czym wybuchnęła śmiechem.

– Trochę za późno na podrywanie cię – stwierdziła wtedy.

Racja, było odrobinę po czasie na takie rzeczy.

Rzadko ktokolwiek wspominał o jego relacji z Vasillasem. Dodatkowo tylko kilka osób miało tego świadomość, więc raczej starano się utrzymać ten stan rzeczy. Nikt nie chciał niepotrzebnego zamieszania. Biorąc pod uwagę, że większość z nich miała bez wątpienia negatywny stosunek do policji, nikt z uświadomionych osób nie sądził, że skończy się to dobrze, gdy sprawa wyjdzie na jaw. Black niby nie bronił im się spotykać, ale wolał, aby na razie jak najmniej osób o tym wiedziało. Nie chodziło mu tylko o sam fakt niechęci do Charlesa, ale również brał pod uwagę samego Willa, który mógłby przez to stracić szacunek i stać się obiektem hejtu. Nie chciał, aby jedna z bliższych mu osób miała problemy. On sam był w stanie jakoś zaakceptować ten związek, ale nie miał pewności, czy inni również to zrobią. Ba, przecież było pewne, że znajdzie się chodzić jeden homofob, jakaś zazdrosna kobieta, która podkochiwała się w Willu albo zawzięty wróg Vasillasa. Być może nawet będzie to jedna osoba, łącząca wszystkie cechy...

W przeddzień tego wyczekiwanego przez większość wydarzenia, wraz z Nathanielem zjawili się w sali. Mieli za zadanie dopilnować, żeby wszystko było tak, jak być powinno. W ich gronie znaleźli się Will, Harper, Riley i Matt. Podczas, gdy Black załatwiał wszystkie kwestie, przez które tu przyjechał, oni mogli rozejrzeć się po okolicy i sprawdzić wszystkie dostępne wyjścia, zabezpieczenia czy po prostu obejść na spokojnie cały budynek i poznać jego plan. Tak oto Will wylądował razem z Harper, a jej siostra z Matthew.

– Zarażasz ludzi grobową atmosferą – wytknęła mu dziewczyna podczas ich wspólnych obchodów wokół budynku.

– Dzięki – mruknął w odpowiedzi obojętnie.

– Aż się zaczęliśmy zastanawiać czy przypadkiem nie pożarłeś się ze swoim przystojnym policjantem.

Obserwowała go ukradkiem, żeby sprawdzić jego wyraz twarzy, ale aktualnie widziała tylko obojętność. Wiedziała, że coś jest na rzeczy. Chłopak ostatnio był bardziej przygnębiony niż zwykle i jeszcze bardziej starał się pozostać w cieniu. Właściwie to znów zdawał się wracać do stanu, gdy pomieszkiwał u Szefa. Wszystko sprowadzało się do jednego wniosku – problemu w raju tych dwóch zakochańców.

Jeśli miała rację, musiała dowiedzieć się, co dokładnie się wydarzyło. Gdyby to była wina Vasillasa... oh, ona już sobie z nim porozmawia...

– Uważasz, że on jest przystojny? – zapytał, zamiast odpowiedzieć.

Unikanie odpowiedzi było kolejną oznaką, że coś było nie tak. Chyba będzie musiała udać się do pewnego faceta i to wyjaśnić!

– Ogół tak uważa, więc się z tym nie kłócę. Mi jest to obojętne. – Wzruszyła ramionami.

Zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciółka nie interesowała się mężczyznami, a zamiast tego wybierała ''piękne panie'' – jak zwykła je określać. Była to informacja powszechnie znana wśród nich, ale nie zmieniło to faktu, że dziewczyna wciąż mierzyła się z niechęcią niektórych (szczególnie facetów).

– Więc jak to z wami jest? – dopytała, nie zamierzając porzucić tak łatwo tego tematu. Musiała mieć pewność, czy wszystko między nimi było w porządku i czy ten przeklęty Vasillas czegoś nie odwalił. Jeśli coś zrobił, niech lepiej uważa na każdym kroku!

– To przesłuchanie? – Zerknął na nią z ukosa. Chętny do rozmowy nie był, szczególnie na ten temat. Wiedział, że źle dobrane słowa mogą sprawić, że Czarna uda się prosto do Charlesa i nie było szans, że w takiej sytuacji będzie miła wobec niego.

– Will – powiedziała z troską w głowie i poklepała go po barku. – Zaczynamy się o ciebie martwić. Jeśli coś się dzieje, możesz nam powiedzieć, pomożemy ci.

Westchnął. Z jednej strony to dobrze, że miał obok siebie osoby, które chciały mu pomóc, ale zarazem to bywało męczące. Przecież on nie był aż tak żałosny, że trzeba było mu udzielać wsparcia w każdej najdrobniejszej sprawie. Był w stanie sobie poradzić sam.

– Nie potrzebuję wsparcia, ale dzięki za chęci.

– A jednak coś się dzieje. – Nie była przekonana jego zapewnieniem. Zdawało jej się, że nie był z nią szczery i chciał jak najszybciej ją zbyć. – Może mam pójść do Szefa i przekonać go, żeby dał ci dziś wolne? Wtedy będziesz się mógł spotkać ze swoim księciem.

– Jesteś niemożliwa – stwierdził z lekkim uśmieszkiem, którego nie był w stanie powstrzymać. Od kiedy niby Charles był jego księciem? Czy po nim naprawdę aż tak bardzo było widać, że potrzebował "ratunku"? – Mówię ci przecież, że nic mi nie jest. Nie musisz mi udzielać wsparcia. Nie musisz terroryzować Charlesa, daj mu spokój, okej?

– Jasne, jasne – mruknęła niezadowolona. Przewróciła oczami, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Wciąż miała ochotę na rozmowę z Vasillasem... – Więc między wami jest wszystko w porządku i nie muszę planować zabójstwa?

– Wszystko jest dobrze...

~🔥~

16.01.2021r.

Jedyną jego rolą na tej imprezie było stanie przy drzwiach i pilnowanie, aby do środka nie weszła osoba, której nazwisko nie figurowało na liście. Można by powiedzieć, że stracił tak wspaniałą okazję do "zabawy" i oderwania się na chwilę od rzeczywistości, ale... Prawda była taka, że sam zgłosił się na ochotnika. Nikt go do tego nie zmuszał (nie licząc tego, że Harper wraz z Riley i tak zmusiłyby go do udziału w tej imprezie, więc wolał zgłosić się do ochrony niż przyjść tu jako gość). Jemu naprawdę nie nudziła się rola ochroniarza, zamiast bycia tutaj jednym z zaproszonych. Jeśli coś mogłoby go przekonać do zmiany zdania – to alkohol, który teraz by mu się przydał.

Oczywiście Harper, jako że było wspaniałą przyjaciółką nie zostawiła go samego i również zgłosiła się do pilnowania głównego wejścia. Wszystko było nudne, gdy jego nie było obok, więc wybór był oczywisty.

Właściwie ich zadanie nie było jakoś szczególnie trudne, a cała ta praca miała trwać tylko pierwsze trzy godziny. Po upływie wyznaczonego czasu mogli bez problemu zamienić się z Matthew, Jamesem albo Markiem i tym samym wkręcić się na imprezę.

Chyba niczym zaskakującym nie będzie wiadomość, że Will raczej nie zamierzał tam zostawać dłużej niż to było konieczne. Po zakończeniu swojego zadania planował zwiać przy pierwszej okazji. Może to nie był genialny pomysł, ale wolał wrócić do domu i odpocząć niż udawać, że się dobrze bawi, po tym jak Harper zmusiłaby go do zostania dłużej. Musiał tylko (albo aż) uciec jej jakoś i nie dać się siłą tam zaciągnąć. Będzie bronił się rękami i nogami, żeby tylko jej to uniemożliwić. Nie zamierzał przebywać w dużym gronie ludzi, skoro nie musiał. Wolał zadbać o swój komfort.

Przez pierwszą godzinę można powiedzieć, że mieli pełne ręce roboty, bo wtedy przybywało najwięcej gości. Oni musieli zadbać o to, aby każda z tych osób została odhaczona na liście i dostała opaskę na rękę. Wszystko trzeba było mieć pod kontrolą.

Potem przychodziły już tylko pojedyncze osoby, więc nie musieli aż tak bardzo się uwijać.

Zajęli kanapę, która znajdowała się w rogu pomieszczenia zaraz przy drzwiach wejściowych. Od kilku minut nie pojawił się tutaj nikt nowy. Czasem ktoś wychodził na chwilę na zewnątrz, a potem wracał.

– Jak się ma młodsza? – zapytała Harper, aby przerwać ciszę między nimi. Celowo nie użyła imienia jego siostry. W takich sytuacjach, będąc w miejscach, gdzie było dużo ludzi, woleli nie zdradzać nazwisk i zwykle posługiwali się ksywkami. Również o bliskich osobach nie rozmawiali wprost.

– Dobrze – odparł spokojnie.

Wiedziała, że coś go martwi – nie bez powodu wciąż zdejmował i zakładał pierścionek, który miał na środkowym palcu lewej dłoni. Często to robił, gdy czymś się stresował. Czasem po prostu nerwowo poruszał nogą albo bawił się jakimś przedmiotem trzymanym w dłoniach. Znała każdy jego tik nerwowy, odruch, który praktykował w sytuacjach stresowych.

– Coś nie tak? – drążyła.

– Czarna... – powiedział głosem, w którym kryła się prośba, aby odpuściła. Nie chciał, żeby zadawała pytania, wolał milczeć.

Często dziwiono się dlaczego tak ją nazywano. Nie miała przecież ciemniejszej karnacji, a jej włosy były brązowe i zwykle chociaż trochę farbowane na czerwono. Bardziej pasowałoby do niej "Ruda", a jednak nikt jej nie mówił na nią w ten sposób.

Tak właściwie odpowiedź nie była wcale taka trudna. Często nazywano ją również Krukiem, a to głównie przez jej zainteresowanie czaszkami. Zwykle miała na sobie jakiś wisiorek albo przynajmniej koszulkę, która zawierała jakąś czaszkę. Dodatkowo kruki często są postrzegane jako zwiastun śmierci, a o niej i o Cieniu krążyły bardzo interesujące plotki. Nie tylko jego nazywano bezwzględnym. Należeli przecież do cudownej trójcy Blacka, więc musieli robić wrażenie. Dlatego przylgnęły do niej takie określenia jak Czarna i Kruk.

– Ale gdyby coś...

Nie dane jej było skończyć tego zdania, gdyż swoją obecnością zaszczycił ich Nathaniel. Jakimś cudem udało mu się uciec stamtąd. Był solenizantem, więc to nie było takie łatwe. Poza tym jego ochroniarze mieli go cały czas na oku, więc nie mógł po prostu zniknąć.

Chociaż tak naprawdę jego urodziny wypadały 4 dni wcześniej, oficjalną imprezę wyprawiono dopiero dziś, ze względu na to, że była to sobota, a więc dzień wolny dla większości zaproszonych. Właściwie to nie przepadał za takimi przedsięwzięciami, ale czasem trzeba było się poświęcić i pokazać z "najlepszej" strony, udawać bogatego gnojka, który przewala majątek na byle co. Inność prawie nigdy nie była akceptowalna, więc musiał żyć w tym kłamstwie i pokazywać jak bardzo idealny był. Męczące było przyprowadzanie udawanych partnerek, które były niczym innym niż opłacanymi aktorkami i miały za zadanie ładnie się przy nim prezentować do zdjęć. Irytowała go potrzeba ukrywania swojego prawdziwego ja i udawanie kogoś zupełnie innego, żeby upodobnić się do reszty "elity" i nie stracić ich szacunku. Wszystko w imię utrzymania swojej pozycji i posiadania silnych sojuszników.

Dlatego też podziwiał Willa za ucieczkę od takiego świata i zaczęcie życia w całkiem inny sposób. Naprawdę darzył go szacunkiem za odwagę wyrwania się z tego wszystkiego. Wedział, że jego szofer musiał sporo poświęcić, żeby to osiągnąć.

– Jak się sprawy mają? – zapytał, stając w pobliżu. Ręce wsadził w kieszenie spodni od swojego granatowego garnituru. Był już zmęczony całą tą szopką, potrzebował prawdziwej rozrywki i najlepiej ucieczki stąd.

– W porządku – odparła Harper, spoglądając na niego. – Przyszedłeś sprawdzić co u nas czy po prostu masz dość i wolisz nasze towarzystwo? – zapytała z uśmieszkiem.

– Oczywiście, że wolę was, ale aktualnie jestem tu, bo na kogoś czekam.

– Ooo czyżby jakaś piękna dama? – zaciekawiła się. Tak naprawdę nie spodziewała się zobaczyć na stałe kobiety u jego boku, ale wiedziała, że musiał czasem pokazać się z jakąś. Teraz spytała o to bardziej w celu droczenia się z nim.

– Nie. – Wyszczerzył się do dziewczyny. – Akurat płeć przeciwna.

Mina Harper wskazywała na to, że w głowie już zaczął jej się rodzić ship. Ona jako jedyna z dwójki ochroniarzy wyglądała na ciekawą kim była osoba, na którą czekał Black. W końcu nieczęsto spotykał się on z kimś z własnej woli i do tego cieszył się taką możliwością. Coś było na rzeczy.

Za to Will siedział spokojnie i momentami odpływał w swoich myślach, tonął troskach...

Dosłownie chwilę później dane im było poznać wyczekiwaną osobę. Wtedy wyszło na jaw, że cała trójka doskonale znała tego faceta, a ship, który kiełkował w umyśle Harper w sumie szlag trafił.

Gdy wszedł, Will nie zwrócił na to większej uwagi, wciąż siedząc tyłem do drzwi. Jednak wzrok Harper od razu powędrował w stronę wejścia i od razu uchyliła wargi w akcie zdziwienia. Przeniosła spojrzenie kolejno na Blacka, potem na Willa i znów na przybyłego.

Moore raczył się odwrócić dopiero w momencie, gdy zauważył reakcję przyjaciółki i w tle usłyszał śmiech Nathaniela. To skutecznie oderwało go od myśli i przywróciło na ziemię, przynajmniej na chwilę. Trochę zainteresował się sytuacją, która miała miejsce przy nim.

Kiedy już się spojrzał za siebie, przez chwilę w głowie miał kompletny chaos spowodowany strachem. Przerażony zaczął wpatrywać się w zakłopotanego Charlesa, który stał przy wejściu. Serce mu galopowało w jakimś zabójczym biegu, a wszystko wokół wydawało się być pochłaniane przez mrok. Podniósł się gwałtownie.

– Witam wszystkich zgromadzonych – odezwał się niepewnie glina, patrząc jedynie na Willa.

– Co on tu robi? – zapytał z wyrzutem Moore, odrywając wzrok od policjanta i zaczynając wiercić dziurę w Nathanielu, który ewidentnie był dumny z tej konfrontacji kochanków.

– Stoi, jak widać – odparł Black. Był trochę zdezorientowany. – Zaprosiłem go, ale ty chyba nie jesteś z tego zadowolony...

Tak naprawdę żadne z nich nie do końca wiedziało, co miało właśnie miejsce z ich udziałem. Will i Harper nawet nie zostali poinformowani, że Vasillas w ogóle otrzymał zaproszenie, więc jego pojawienie się wywołało u nich niemały szok. Trudno się im dziwić, skoro jego akurat spodziewał się tutaj najmniej. Sam Charles nie był świadomy tego, że Black zataił tę informację przed pozostałą dwójką. Sądził, że ma z nimi dobrą relację i powiedział im o wszystkim wcześniej. Do tego – jako wisienka na torcie – Nat zdziwił się taką reakcją Willa, który wyglądał właśnie na wściekłego z powodu obecności swojego własnego chłopaka.

Co tu się...?

– Nie powiedziałeś mu? – Charles zwrócił się do Blacka. Zastanawiał się czy składanie modłów da mu coś i jakoś oszczędzi go przed gniewem Willa. Może jakaś ofiara poskromi tego złośnika? On z chęcią złoży w ofierze tego małego intryganta, jakim bez wątpienia był Black!

– Ty też nie? – zapytał pomysłodawca tego wszystkiego, który domyślał się już, że tylko pogorszył sytuację, którą chciał ratować. – To obaj mamy przewalone...

– Czy może mi to ktoś wyjaśnić?! – wtrącił Moore, którego wzrok wędrował między jedynymi osobami, które wiedziały o co tu chodziło.

Szef przez chwilę milczał, zastanawiając się jak to naprawić. Nie spodziewał się, że Will zareaguje na to w ten sposób! No dobra, nie sądził, że ci dwaj padną sobie w ramiona i będzie wszystko pięknie, ale po co od razu ta złość? Teraz przynajmniej potwierdziły się jego domysły, że między jego szoferem i Charlesem coś było nie tak.

– Ty – wskazał na Vasillasa – i Will idźcie do pokoju na górze. Porozmawiajcie na spokojnie.

Moore obdarzył policjanta krótkim spojrzeniem, a potem ruszył w stronę schodów, nawet nie upewniając się czy ten idzie za nim. Był prawie pewien, że on i tak to zrobi i nie pozwoli się tak łatwo zostawić bez żadnych wyjaśnień.

Miał rację, Vasillas szedł z nim. Bez żadnego wahania, bo wolał przebywać ze wściekłym Willem niż z pozostałą dwójką. Chyba swojego chłopaka powinien w tej chwili obawiać się bardziej, ale i tak uważał go za lepszy wybór.

– Przynajmniej wiemy, że oni serio się nie dogadują – podsumował Black, gdy te dwa zakochane gołąbki wchodziły na górę.

– Nie wiem czy ściągnięcie go tu rozwiąże sprawę – skomentowała Harper w odpowiedzi. Miała sporo wątpliwości co do jego planu.

Nathaniel zdawał sobie sprawę, że to dość ryzykowne posunięcie, ale chciał się przekonać na własne oczy co aktualnie dzieje się pomiędzy tą dwójką popaprańców. Odrobinę ryzykował. Wiedział o tym. W końcu Vasillas nie był wśród nich powszechnie lubiany, ale zarazem nie można mu było przypisać łatki jedynego policjanta, który został zaproszony i aktualnie przebywał w budynku. Również jego przełożony znalazł miejsce na liście gości, więc nie jego zawód był najgorszy. W o wiele ciemniejszych barwach widział aktualnie jego relacje z Moore'em. Szofer nie wyglądał na ani trochę zadowolonego, że zobaczył swojego chłopaka i to najbardziej martwiło Blacka. Nie, żeby coś, on bardzo chciałby trochę poterroryzować Vasillasa, gdyby ten coś odwalił, ale nie kosztem Willa.

Tymczasem Charles szedł za Cieniem bez słowa. Ufał mu na tyle, że ślepo podążał za nim, nie wiedząc nawet dokąd ten go właśnie prowadzi. Nie podejrzewał go o nic, a jedynie obawiał się, że jego partner w ogóle nie będzie chciał z nim rozmawiać. Martwił się również o jego stan psychiczny, który zdawał się nie być najlepszy w ostatnich dniach.

Gdy weszli do pustego pokoju, Will zamknął drzwi, odcinając ich choć trochę od dźwięków muzyki, do której bawiono się na dole. Gdyby nie ta nie do końca jasna sytuacja, w której się znalazł, pewnie odetchnąłby z ulgą, że w końcu miał namiastkę ciszy.

Stanął tyłem do drzwi i przez moment patrzyli na siebie w milczeniu. Zniknęła gdzieś jego złość, pozostawiając po sobie jedynie zmartwienie, trochę lęku i zagubienia oraz sporo poczucia winy.

– Co ty tu robisz? – przerwał ciszę. Nie miał do niego o to pretensji, ale po prostu chciał poznać prawdę. – Nie powinno cię tu być.

– Wiedziałbyś dlaczego tu jestem, gdybyś przez ostatnie dni nie ignorował mnie.

"Nieprawda" – cisnęło mu się na usta, ale nie powiedział tego, bo zdawał sobie sprawę, że to kłamstwo. Czuł się winny. Ostatnio unikał spotkań z nich, a na wiadomości odpowiadał lakonicznie. Obiecał, że przestanie w końcu uciekać, ale wciąż to robił, bo nie potrafił inaczej.

Upuścił głowę, nie mając odwagi spojrzeć teraz policjantowi w oczy.

– Wybacz – powiedział cicho. – To moja wina. Nie wiem o co tu chodzi i w co gra Nathaniel, ale bardzo cię przepraszam. Gdyby nie ja...

– Dość – przerwał mu, nieco bardziej surowym tonem. Nawet on miał pewną granicę swojej cierpliwości.

Zbliżył się do chłopaka, który stał wciąż w pobliżu drzwi, jakby zamierzał za chwilę stąd uciec. Właśnie takiego zachowania się po nim spodziewał – ucieczki. Tym razem jednak nie chciał mu na to pozwolić. Chociażby miał go związać i zabrać do siebie, żeby tam zamknąć się wraz z nim i wyjaśnić to wszystko – nie pozwoli mu na kolejną ucieczkę, nie w tej chwili. Oparł rękę o drzwi, nie pozostawiając Willowi żadnego wyboru. Stanął tak blisko niego, nie dając mu zbyt wiele miejsca, przez co plecy młodszego zetknęły się z drewnem.

– Co się dzieje? – zapytał, łagodniejąc.

– Charles, po prostu... boję się... – przyznał całkiem szczerze. Sporo go kosztowały te słowa, ale jemu jedynemu był w stanie to powiedzieć.

– To już zauważyłem. Zacząłeś się ostatnio izolować.

Wiedział, że źle robił, ograniczając spotkania z nim przez ostatnie dni, ale sądził, że może tak będzie lepiej. Nie miał złych intencji i sam męczył się ze swoją decyzją, żałował, że nie mógł być blisko Vasillasa. Trwał jednak przy tym uparcie, widząc w tym rozwiązanie problemu.

– Ta impreza... – zaczął niepewnie, wciąż nie patrząc policjantowi w oczy. Bał się zobaczyć, że on jest nim zawiedziony, że jest na niego zły, dlatego wolał błądzić wzrokiem po wszystkim, co znajdowało się w pobliżu. – Ostatnio dużo się działo. Wszystkie przygotowania i obawy przed atakiem. To mnie wykańczało. Bałem się, że coś może ci się stać z mojego powodu. Chciałem cię chronić, ale wszystko, co robię zawsze kończy się źle. Naprawdę mi przykro...

Glina słuchał tego uważnie i nie odzywał się, nie chcąc mu przerywać. Skoro zyskał jego szczere wyznanie, nie zamierzał mu w tym ani przez chwilę przeszkadzać. Pragnął jedynie dać mu do zrozumienia, że zawsze był gotów go wysłuchać, pomóc mu jakoś albo chociaż być przy nim.

– Czasem moje uczucia są przesłaniane wątpliwościami i lękiem – kontynuował. – Zaczynam myśleć tylko o tym, żeby chronić Larissę i ciebie. Zapominam, że w ten sposób kogoś ranię.

Było o wiele więcej rzeczy, które nim kierowały w ostatnich dniach, ale nie chciał na razie o nich mówić. Ciężko było mu przyznać, że uważa siebie za bezwartościowego i niegodnego jakiegokolwiek szczęścia.

– Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz – stwierdził Charles, gdy Will przez chwilę milczał. Starał się go zrozumieć, ale tok rozumowania tego uparciucha chyba był poza jego zasięgiem. – Wiesz dlaczego tu jestem? Bo Black zauważył, że coś jest nie tak. Niepokoiło go twoje zachowanie, więc chciał, żebym był dziś z tobą. Musisz sobie uświadomić, że to nie jest twoja własna walka, że nie jesteś sam.

– Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie chcę, żebyś tu był i miał styczność z niektórymi ludźmi.

Policjant poruszył się, a on z szybko bijącym sercem i przerażeniem myślał, że odejdzie od niego. Charles nie zamierzał jednak tego zrobić i zamiast zostawić go, zbliżył się do swojego chłopaka na chwilę, żeby wyszeptać tuż przy uchu:

– Jestem tam, gdzie powinienem. Jestem przy tobie, Will.

Zebrał się na odwagę, żeby w końcu podnieść wzrok i spojrzeć na Vasillasa. Wciąż obawiał się, że glina po tym wszystkim odwróci się od niego, już więcej nie będzie chciał z nim rozmawiać i wiedział, że sam dał mu ku temu powód. Zdecydowanie nie zasługiwał na niego, nawet nie potrafił pokazać, że mu na nim zależy. Był taki żałosny...

– To nie są twoje tęczówki – zauważył Charles, przyglądając mu się uważnie. Dłonią objął jego policzek. Już wcześniej, zaraz po tym jak wszedł do tego budynku zwrócił uwagę na fakt, że chłopak wyjątkowo miał błękitne tęczówki zamiast swoich naturalnych. Nie widział już brązu z domieszką niebieskiego, do którego przywykł i który tak kochał. Poza tym to nie był pierwszy raz, gdy miała miejsce taka sytuacja. Kiedyś też to zauważył.

– To tylko soczewki – wyjaśnił Moore.

Nie mogąc dłużej wytrzymać tej przedłużającej się rozłąki, policjant zbliżył się do niego. Moment, w którym ich wargi się zetknęły nie trwał długo. Vasillas wiedział, że jego chłopak nie potrzebował teraz długich i namiętnych pocałunków, a jedynie odrobinę poczucia bezpieczeństwa i zapewnienia, że wszystko było dobrze. Przyciągnął go do siebie, aby ukryć go w swoich ramionach. Poczekał aż chłopak przylgnie go niego i dopiero wtedy oparł brodę o jego ramię.

– Jesteś dziś nieziemsko przystojny – powiedział całkiem szczerze.

Rzadkością było dla niego zobaczyć Willa w garniturze, ale za każdym razem ten widok wywoływał u niego podziw i nie potrafił odwrócić od chłopaka wzroku. Dodatkowo włosy miał zaczesane do tyłu, co też nie było czymś codziennym. Lepszym widokiem byłby chyba tylko Moore pozbawiony ubrań i... Stop! Aż tak daleko zapędzać się nie mógł.

Nie, żeby w swoim normalnym wydaniu mu się on nie podobał, ale w garniturze prezentował się zbyt dobrze i Vasillas miał ochotę zamknąć się z nim tutaj, żeby nikt inny nie mógł podziwiać jego partnera. Nie mógł pozwolić, aby spojrzenie kogokolwiek padło na brata Larissy, bo nie chciał się nim dzielić i nie zamierzał dopuścić, aby on komukolwiek wpadł w oko. Był trochę zazdrosny, bo przecież w budynku było sporo osób. Moore był bardzo atrakcyjny i pewnie nie jedna kobieta chciałaby odbić go policjantowi, a może nawet znalazłby się jakiś facet, który próbowałby to zrobić. Zdecydowanie trzeba było chronić chłopaka przed nimi, bo Will był przecież zajęty!

– Um... dzięki – odparł niepewnie szofer Nathaniela. – Charles... nadal się zastanawiam co ty we mnie widzisz i dlaczego wciąż mi wybaczasz.

– A dlaczego ty próbujesz mnie chronić i trzymać z dala od Blacka?

– Bo mi na tobie zależy.

– No właśnie, skarbie. – Uspokajająco masował dolną część pleców młodszego. Musiał o niego zadbać. – Dlatego nie możesz brać wszystkiego na siebie. Masz mnie i moje wsparcie we wszystkim. Tylko mi zaufaj i pozwól sobie pomóc.

Przez chwilę znów poczuł się bezpiecznie. Przy Vasillasie wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze i mniej czarno-białe. Nie wiedział, jak on to robił, ale co do jednego mógł mieć pewność – chciał mieć tego faceta jak najbliżej siebie, pragnął jego bliskości i miłości. Tylko on potrafił jedną swoją wypowiedzią zgasić wszystkiego jego wątpliwości i pozwalał mu chociaż na trochę zapomnieć o problemach.

– Mogę cię stąd porwać? – zapytał glina. Sądząc po jego głosie, właśnie się uśmiechał. Mówił to tak radosnym głosem, że można było sądzić, iż jest wariatem i czerpie radość z uprowadzania ludzi... Tak naprawdę chciał tylko spędzić czas z pewnym uparciuchem.

– Właściwie to... – Podrapał się po karku. Odrobinkę zapomniał o pewnym fakcie z powodu obecności Charlesa. – Chyba powinienem wróci do pracy.

– Więc zostanę przy porwaniu.

Nie czekając na żadną reakcję Willa i nie dając mu czasu na jakikolwiek sprzeciw, bezceremonialnie podniósł go i przerzucił sobie przez ramię. Trochę go zdziwiło to, że chłopak nie był wcale taki ciężki, jak mu się do tej pory wydawało, że będzie. Tak właściwie był to ogromny plus, bo łatwiej mu było go nieść. Zdawało mu się to jednak nieco niepokojące.

Za to spodziewał się, że Will zacznie protestować i będzie próbował namówić swojego ''oprawcę'' do odstawienia go na podłogę. Nawet zaczął go bić po plecach, ale nie ma tyle mocno, żeby zostały tam jakikolwiek siniaki. Nie był fanem przemocy, jeśli miał inne wyjście, a dodatkowo nie chciał zrobić krzywdy policjantowi, a jedynie wyperswadować mu jego szalony pomysł.

– Puszczaj mnie, bo pożałujesz! – krzyczał, a Vasillas nic sobie z tego nie robił. – Słyszysz? Puść mnie! To niewygodne! No weź, pójdę z tobą, ale mnie odstaw na ziemię! Obiecuję, że jeśli tego nie zrobisz, zerwę z tobą!

– Mhm – mruknął tylko. Starał się utrzymać chłopaka, jednak nie było to wcale takie łatwe. Skubany strasznie się szamotał i głośno wyrażał swój sprzeciw.

Przed wyjściem rozejrzał się jeszcze po pokoju. Przez myśl przeszedł mu pomysł zostania tutaj – mieli łóżko i klucz do drzwi, więc mogli mieć trochę prywatności. Szybko jednak z tego zrezygnował, bo wolał wrócić do własnego mieszkania i mieć Willa tylko dla siebie. Tutaj nie miał pewność, że nikt nie będzie im przeszkadzał.

– Chaaarles – jęknął zrezygnowany Moore, gdy ten wynosił go z pokoju. Wolał, aby nikt nie zobaczył ich w takim stanie. Co by sobie inni pomyśleli? Jak musiało to wyglądać z perspektywy osoby trzeciej? Cień niesiony przez policjanta jak worek ziemniaków i do tego "porywany" sprzed nosa Blacka.

– Przyjechałeś swoim samochodem?

Vasillas zdawał się nie słyszeć jego protestów, próśb i grożenia, że się na nim zemści. Nie pomagały żadne słowa, nawet obietnice nie przynosiły pozytywnych efektów. On realizował swój własny plan i był zdeterminowany doprowadzić wszystko do końca.

Dopiero, gdy został zapytany o samochód, Will zdał sobie sprawę, że ten mówił poważnie z tym porwaniem. Ten szaleniec serio chciał go stąd zabrać! I to jeszcze wynieść go w ten sposób!

Znieruchomiał, teoretycznie porzucając walkę. Starał się jednak wymyślić coś, co poskutkuje i pomoże mu się uwolnić, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

– Przyjechałem z Harper – powiedział po chwili milczenia. Miał nadzieję, że może jego przyjaciółka jakoś mu pomoże wyjść z tej opresji. Chociaż... trochę w to wątpił. Zapewne nie będzie widziała w tym nic złego i tak po prostu go "sprzeda" policjantowi. Po prostu cudownie!

– Świetnie. Jedziesz ze mną.

Teraz już nie miał żadnych wątpliwości, że on od początku mówił serio. Zastanawiał się tylko dokąd zamierzał go zabrać i po co. Do siebie? Żeby spędzić z nim czas? To akurat było najbardziej prawdopodobne i jako pierwsze przyszło mu do głowy. Innego wyjaśnienia nie miał. Bo niby jakie? Chciał go rzeczywiście porwać, a potem przetrzymywać albo zabić? To nie miałoby sensu, bo ktoś na pewno zobaczy, że go stąd wynosi. Podejrzewał, że glina po prostu się za nim stęsknił i teraz zamierzał zabrać go do siebie, porozmawiać i zapewne się troszkę z nim pomigdalić. Ostatnio nie mieli ku temu okazji, więc dobrze by było nadrobić to. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby tylko nie był niesiony w ten sposób!

Z myśli wyrwał go głos Nathaniela:

– Nawet nie chcę wiedzieć, co robicie.

Nie widział go, ale już sobie wyobrażał jego minę, gdy zobaczył jak Cień jest niesiony w ten sposób przez policjanta, z którym się spotykał. Czuł, że przez Vasillasa stracił resztki własnego honoru i szacunku. Przecież musiał teraz wyglądać tak żałośnie.

– Nic takiego – odparł spokojnie Charles, zatrzymując się.

– Przyszedłem się upewnić czy się nie pozabijaliście, ale teraz już wiem, że jakoś sobie radzicie.

– Świetnie sobie radzimy – mruknął oburzony Will. Nie próbował już się uwolnić, bo to nie pomagało, a wręcz czułby się jeszcze gorzej, gdyby zaczął się szamotać na oczach Nathaniela. Wtedy na pewno wyglądałby jak nieporadne dziecko, a on zamierzał przyjąć swoją porażkę z honorem.

– Czy on jest tu jeszcze potrzebny? – zapytał Charles, ignorując skargi swojego partnera.

Czy to była dla Willa jakaś kara? Za te wszystkie złośliwości wobec policjanta? Za jego zachowanie, te ucieczki? Bo czuł, jakby właśnie tak było. No dobra, zasłużył sobie, ale czy to musiał być taki rodzaj kary?

– Wiesz... – zaczął Black – możecie jeszcze zostać. No chyba, że koniecznie potrzebujecie prywatności, to was nie zatrzymuję.

Słyszał tę nutę rozbawiania w głosie Szefa i miał ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Jego duma tonęła gdzieś głęboko pod poziomem morza i już nigdy jej nie odzyska. Rów Mariański przywita ją z otwartymi ramionami...

– Czyli mogę go zabrać? – upewniał się glina. Na dodatek cieszył się z powodu słów Nathaniela.

– Zabieraj go sobie, dokąd chcesz. On nie jest moim dzieckiem, nie odpowiadam za niego.

– Charles, niedobrze mi – poskarżył się Will. Skoro inne metody nie działały, postanowił spróbować tego. To była jego ostatnia deska ratunku!

Tym razem – o dziwo! – zadziałało. Vasillas w obawie, że Moore zaraz zwróci pokarm z żołądka prosto na niego, odstawił go w końcu na podłogę i podtrzymał, aby ten nie stracił równowagi. Był tak cudownie opiekuńczy... szkoda tylko, że to przez niego Will nie czuł się teraz dobrze!

– W porządku? – zapytał, bacznie obserwując swojego młodszego chłopaka.

– Nienawidzę cię. – Patrzył policjantowi prosto w oczy. Dla lepszego efektu skrzyżował dodatkowo ramiona na piersi, aby wyrazić swoje oburzenie.

Każdy i tak wiedział, że nie mówił poważnie. Charles jednak przez moment miał pewne wątpliwości co do tego. Mina chłopaka wyglądała, jakby był całkowicie szczery.

Zignorowali śmiech Blacka, który robił im za tło. On i tak poszedł sobie chwilę później, nie chcąc przeszkadzać w tej sprzeczce "małżeńskiej". Lepiej było zostawić ich samych – tak na wszelki wypadek, gdyby postanowili rzucać czymś w siebie albo robić coś równie dziwnego.

Schodząc na dół, nie odzywali się do siebie. Will postanowił przez jakiś czas poudawać obrażonego, skoro został potraktowany w ten sposób i był niesiony jak jakieś nieposłuszne dziecko! Vasillas się tym zbytnio nie przejmował, bo domyślał się, że gdyby Moore naprawdę był na niego wściekły, nie szedłby z nim.

Harper trzymała kurtkę swojego przyjaciela, a Charles – jak na dobrego partnera przystało (chyba raczej takiego, który chce się przypodobać swojemu obrażonemu chłopakowi!) – wziął od dziewczyny jego ubranie. Will mierzył go zabójczym wzrokiem, gdy ten narzucił mu kurtkę na ramiona.

– Nawet nic nie mów – odezwał się do swojej przyjaciółki. Widział w jej spojrzeniu, że bardzo chciała jakoś skomentować tę sytuację.

– Powodzenia ze wściekłym kotem – powiedziała tylko, patrząc na Vasillasa.

– Przyda się – stwierdził rozbawiony glina.

Nie skomentował tego, a jedynie założył kurtkę i wyszedł, pozostawiając Charlesa w tyle. Miał dość. Teraz potrzebował tylko jednego – ciepłego łóżka. Być może mile widziany był też ten szaleniec, który nazywał siebie jego chłopakiem. Możliwe, że jego obecność była Willowi troszeczkę potrzebna.

~~🔥~~

Rozdział dodatkowy na zakończenie wakacji (to wcale nie tak, że ostatecznie raczej miałam go nie wstawiać, ale ktoś mnie przekonał 🙄)

Nie wiem czy ktoś to zauważył, ale Will sięga po alkohol tylko wtedy, gdy sobie nie radzi i ma za dużo problemów na głowie. To jest jego sposób ucieczki (on lubi uciekać, bo to w końcu "moje dziecko" XD). Z kolei Charles pali w sytuacjach stresowych. Do tej pory było to pokazane chyba tylko raz – podczas jednej z rozmów z Willem w początkowych rozdziałach (tak, stresował się rozmową z crushem lol).

Ogólnie pomysł na rozdział z urodzinami Nathaniela wpadł mi do głowy podczas studniówki (tak, to było idealne miejsce na to XD). Początkowo miało to inaczej wyglądać, a Charles miał przyjść na imprezę wraz z Willem, ale nie jako jego chłopak, ale ja wolałam zrobić coś bardziej dramatycznego hehe...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro