~40: Wystarczy skoczyć...~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W robocie tak naprawdę niewiele się zmieniło, odkąd zaczął się spotykać z Charlesem. Myślał, że będzie to gorzej wyglądało. Przecież umawiał się z kimś, kto przez dłuższy okres czasu był ich wrogiem. Fakt, mogło być mniej przyjemnie i byłoby tylko wtedy, gdyby zakochał się w kimś z Rivery. W takim przypadku na pewno byłaby to miłość zakazana. Na szczęście im jakoś się udało.

Prawdopodobnie powodem takiego stanu rzeczy było to, że tak właściwie to tylko Nathaniel, Harper i Riley znali całą prawdę, wiedzieli doskonale o jego związku. Matthew i Chris po tym wszystkim, co miało miejsce wcześniej, ewidentnie domyślali się, że coś było na rzeczy, ale nic na ten temat nie mówili.

Przynajmniej na razie tak było. Biorąc pod uwagę, że plotki roznoszą się z prędkością światła, prędzej czy później również reszta pozna prawdę na jego temat. Właśnie tego dnia się obawiał – gdy większość już będzie wiedziała o wszystkim. Oczywiście wolałby, żeby stało się to możliwie jak najpóźniej. Martwił się, że oni nie przyjmą tego dobrze. Część tych ludzi mniej więcej znał i nie sądził, aby poparli oni związek osób tej samej płci. Aczkolwiek sama sprawa związana z płcią to nie wszystko, bo przecież problemem był zawód Charlesa i jego dość dobrze znane wśród nich, ale niezbyt lubiane nazwisko...

Już w tym momencie miał wrażenie, że Matt oceniał go na każdym kroku, krytykował jego zachowanie i sprawdzał,  czy przypadkiem Will czegoś nie kombinował. Nie usłyszał tego od niego, to było tylko jego przerzucie i bardzo prawdopodobne, że to jedynie głupi wymysł, który nie miał odzwierciedlenie w rzeczywistości. Pocieszał się jedynie faktem, że Kojot jeszcze nie powiedział mu wprost, że wie o wszystkim i ma do niego problem z tego powodu.

Najważniejsze jednak w tym wszystkim było chyba zdanie Blacka, bo to w końcu on był jego pracodawcą. Na szczęście z nim nie było żadnego problemu. Rzadko wspominał o Vasillasie i bardziej skupiał się na pracy. Zdawał się nawet zaakceptować ten związek i nie mieć nic przeciwko temu. Wszystko wydawało się być dobrze, ale Will miał nieodparte wrażenie, że Nathaniel po raz kolejny trzyma go trochę na dystans. Zamiast przydzielić mu jego normalne zadania, kazał być chłopcem na posyłki. Może to jeszcze nie był powód do sądzenia, że Szef przestawał darzyć go zaufaniem, ale on nie mógł pozbyć się przeczucia, że niedługo coś się zmieni. Nie mogło być zbyt pięknie i spokojnie, prawda?

Jako jedyna ze wszystkich jego współpracowników tylko Harper udzielała mu pełnego wsparcia. Nie powiedziała ani jednego słowa, które mogłoby wskazywać na to, że potępiała jego związek z policjantem i nawet wypytywała czy między nimi wszystko już grało, sugerowała, że gdyby coś się działo, Will mógł od razu do niej dzwonić i ona pomoże mu nawet w zabójstwie. Może była odrobinę irytująca z tymi swoimi pytaniami, ale biła od niej życzliwość i zwykłe zainteresowanie sprawami przyjaciela. Chciała tylko upewnić się, że wszystko u niego w porządku i Vasillas w żaden sposób go nie krzywdził. Znała tego upartego chłopaka już jakiś czas, więc trochę o nim wiedziała. Może nie odkryła wszystkich jego sekretów, ale dostrzegła wrażliwość i emocjonalność tam, gdzie inni widzieli tylko chłód i arogancję. Zastanawiała się czy Charles też to zauważył. Pewnie tak, skoro uczepił się go jak rzep psiego ogona (chociaż w tym przypadku chyba raczej kociego).

Jeśli chodziło o jego chłopaka i ich aktualną relację...

Byli umówieni na wieczór, więc starał się nie spóźnić nawet o minutę, ale od razu po pracy wrócił na chwilę do swojego mieszkania. Przed spotkaniem z Vasillasem chciał się chociaż trochę ogarnąć, wziąć szybki prysznic, przebrać się i chwilę odsapnąć. Musiał przecież dobrze się przed nim prezentować albo przynajmniej wyglądać jak porządny człowiek, a nie jakby o siebie nie dbał.

Tak naprawdę nie miał ochoty nigdzie jechać, ale poprzedniego dnia czuł się podobnie i odmówił spotkania pod pretekstem zmęczenia. Nie chciał drugi raz z rzędu odrzucać go tylko dlatego, że był zbyt słaby, żeby radzić sobie z tym wszystkim. To nie była wina Charlesa i policjant nie musiał za to płacić.

Ostatecznie stwierdził nawet, że może spotkanie z nim coś zmieni, w jakiś magiczny sposób pomoże mu wyjść z tego dołka. To, że glina miał jakiś wrodzony talent poprawiania mu humoru, to był niezaprzeczalny fakt.

Serce zaczęło mu bić szybciej ze stresu, gdy tylko usłyszał dzwonek w telefonie. O tej porze rzadko ktokolwiek próbował się z nim skontaktować, o ile nie był to nagły wypadek. Dodatkowo coś mu podpowiadało, że to Vasillas, a gdy sięgnął po urządzenie, okazało się, że miał rację. Napis "Charles V." go w tym utwierdził. Dlatego zaczął się martwić jeszcze bardziej. Z jakiego powodu dzwonił? Czy coś się stało? Może planował odwołać spotkanie?

Odruchowo wzrok pokierował na zegarek. Nie spóźnił się. Miał jeszcze trochę czasu, więc to na pewno nie to. Zaczynał się coraz bardziej obawiać, że tym razem to policjant go wystawi i odwoła spotkanie.

– Gdzie jesteś? – usłyszał głos swojego chłopaka z telefonu. Brzmiał, jakby coś było nie tak, a on chciał jak najszybciej działać. Było słychać lekkie zniecierpliwienie i zmartwienie w głosie.

– U siebie – odparł.

– Słyszałeś o tej nastolatce, która zaginęła?

– Nie. Co się dzieje?

Modlił się tylko o to, żeby Vasillas nie wplątał się w coś poważnego. Miał nadzieję, że nic mu nie groziło.

– Ona może chcieć się zabić – mówił policjant. – Uciekła z domu. Kilkanaście osób szuka jej od godziny. Jadę właśnie sprawdzić pewien trop.

– Czyli nasze spotkanie nie wypali? – zapytał nieco zawiedziony. Miał skrytą nadzieję, że dziś dostanie okazję zobaczyć go chociaż przez chwilę. Jednak w pewien sposób poruszyły go słowa o tym, że tamta dziewczyna mogło chcieć coś sobie zrobić. Przed oczami pojawiło się wspomnienie krwi sączącej się z otwartych naczyń krwionośnych...

– Chcesz jechać ze mną? Głównie po to dzwonię.

– Jasne – ożywił się.

Podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi. W pośpiechu zaczął zakładać buty.

– Przyjedź na parking przy moim mieszkaniu – poprosił Vasillas. – Tam się spotkamy.

Jakieś piętnaście minut później znalazł się w samochodzie policjanta i z miejsca spotkania wyruszyli dalej. Nie wiedział właściwie nic o sprawie i może nie powinien się w to mieszać, ale chciał pomóc i przy okazji pobyć trochę ze swoim chłopakiem.

Widocznie jakimś cudem przyciągali osoby, którym mogła stać się krzywda i trzeba je było ratować. Najpierw Zoe, teraz kolejna młoda dziewczyna.

– Ostatnim razem, gdy wciągnąłeś mnie w sprawy policji, tamci chcieli nas zabić – wypomniał mu. – Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz musiał rzucać się pod kulę.

Naprawdę błagał w myślach o to, żeby tym razem było dobrze. Zgodził się z nim jechać również z potrzeby pilnowania go. Chciał mieć pewność, że jego partner w nic się nie wpakuje i będzie cały.

– Bez obaw – powiedział policjant, klepiąc go delikatnie dłonią po udzie. Will śledził każdy jego ruch. Przestał dopiero, gdy Charles zabrał rękę. – Nic nam nie będzie. Wybacz, że cię w to wciągam, ale Rosa pojechała w inne miejsce, żeby mieć większe szanse znalezienia tej dziewczyny. Nie chciałem odwoływać naszego spotkania, a nie wrócę do domu, dopóki nie znajdziemy jej.

– Jasne. Będzie mi miło pomóc ci.

Glina spojrzał na niego.

– Nie jesteś na mnie zły za to? – dopytał. Miał pewne wątpliwości ku temu. W tonie Willa nie słyszał irytacji, ale chłopak mógł to ukrywać.

– Nie. – Zamilkł na moment. – Jesteś przecież bardzo honorowym i oddanym sprawie rycerzem. Zawsze biegniesz każdemu na ratunek.

– Nienawidzisz policji – przypomniał. Miał wrażenie, że Will mówi to całkiem ironicznie. Coś mu podpowiadało, że jego kochany uparciuch był trochę podirytowany i teraz będzie go częstował sarkazmem. No pięknie...

Fakt, nie był chętny do osób, które ścigały przestępczość i stały na ochronie prawa. Nie zmienił swojego nastawienia z powodu związku z przedstawicielem policji, ale...

– Ty jesteś lepszy – oznajmił, patrząc w boczną szybę, aby Charles nie widział jego twarzy.

Miał tylko nadzieję, że się co do niego nie mylił. Błagał, żeby tylko ta sprawiedliwość, o którą walczył jego chłopak nie sprawiła, że on sam wsadzi go w przyszłości za kratki...

– Dzięki, że we mnie wierzysz – powiedział glina.

W odbiciu szyby zobaczył uśmiech Willa. Ostatnio prawie za każdym razem, gdy widział go takiego, kącik jego własnym ust unosił się do góry. Prawie nigdy nie był w stanie powstrzymać swojej radości na jego widok, a szczególnie, gdy ten uparciuch był szczęśliwy.

– Co wiemy o dziewczynie? – zapytał Moore, żeby zmienić temat. Może i znali się już jakiś czas, ale wciąż mówienie o uczuciach było trudne.

– Nazywa się Nicole Lewis – oznajmił Charles. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że w ten sposób Will uciekał od tamtego tematu. – Ma 17 lat. Dziś uciekła z domu i są podejrzenia, że chce ze sobą skończyć. Jakiś czas temu oznajmiła rodzicom, że woli dziewczyny. Oni twierdzą, że to tylko faza, bunt nastoletni i raczej nie traktowali jej poważnie. Powiedzieli, że kilka miesięcy wcześniej poznała jakąś dziewczynę i to ona namieszała jej w głowie. Oskarżają ją o to, że przez nią ich córka zaczęła się buntować, wymykać z domu. Podejrzewają, że obie coś biorą i są w jakiejś sekcie.

Will prychnął ze śmiechu. Nie wierzył w to, co słyszał. Doskonale wiedział, że na tym świecie żyli bardzo posrani ludzie, ale miał nadzieję, że więcej nie będzie miał z takimi do czynienia. Spotkał się jednak z bardzo niemiłą niespodzianką.

– Na jakiej podstawie to podejrzewają? – zapytał. – Bo ich córka jest homo?

– Nie mam pojęcia – przyznał glina. – Ich wyjaśnienia... coś z nimi jest nie tak. Oni coś ukrywają.

– A co z tą drugą?

– Rozmawialiśmy z jej rodzicami i oni mają na temat przyjaźni obu dziewczyn inne zdanie. Ci z kolei mówią, że obie są porządnymi dziewczynami i nie zauważyli niczego podejrzanego. Ta druga od razu, gdy dowiedziała się, że Nicole zniknęła, chciała jej szukać, ale ją zatrzymaliśmy. Nie może sama błąkać się po okolicy. Miejsce, do którego jedziemy wskazała jako jedno z tych, do których chodziły, aby uciec od problemów.

Rodzice którejś z nich albo nie mówili prawdy, żeby oszczędzić córce kłopotów albo nie znali całej prawdy o własnym dziecku.

Dojechanie na miejsce zajęło im kilkanaście minut. Nie tak łatwo było dotrzeć na obrzeża i znaleźć wskazane przez dziewczynę miejsce. Teraz już przynajmniej wiedzieli, dlaczego to tutaj obie uciekały – miejsce było oddalone od domów, więc mogły tu być same i mieć spokój. Dodatkowo znajdował się tu niewielki skrawek ziemi, który mógł być uznawany za plaże, a więc idealne miejsce na odpoczynek. Dwa brzegi rzeki były połączone dość starym mostem. Z tego, co udało się Vasillasowi dowiedzieć, woda w najgłębszym punkcie osiągała ponad 2 metry, a szerokość rzeki mierzyła sobie trochę więcej.

Miał tylko nadzieję, że Nicole nie skoczy z tego mostu. Jej przyjaciółka prosiła go, aby przyjechał tu jak najszybciej, bo obawiała się, że młoda Lewis będzie chciała zakończyć swoje życie w ten sposób. Powiedziała, że to jedno z ulubionych miejsc Nicole, ale ona nie potrafiła pływać, więc jeśli znajdzie się w wodzie, prawdopodobnie nie uda jej się dopłynąć do brzegu.

Zatrzymał samochód na poboczu ulicy, której asfalt jasno mówił, że ostatnio był odnawiany wieki temu. Na szczęście stała tam jedna z lamp, która dawała im chociaż trochę światła i oświetlała brzeg. Ze wzniesienia schodziło się ścieżką prosto na skrawek piasku.

Zbiegli tam tak szybko, jak tylko się dało, ale nie znaleźli dziewczyny na brzegu.

Dopiero po chwili zauważyli ruch na moście. Bez żadnego słowa zaczęli biec w tamtą stronę, żeby przekonać się, że dziewczyna właśnie przechodziła na drugą stronę barierki. Zatrzymali się kilka kroków od niej.

– Dzwoń do Rosy – oznajmił Vasillas, podając mu swój telefon, który przedtem odblokował.

Will odszedł kawałek dalej i trzęsącymi się ze stresu dłońmi zacząć szukać numeru, który był zapisany jako ''Rosalie''. Zadzwonił i przekazał jej, że znaleźli dziewczynę.

W tym czasie jego chłopak starał się działać. Nie próbował się do niej zbliżać za bardzo, bo dziewczyna stała na krawędzi i obserwowała go uważnie przez ramię. Nie chciał jej prowokować do działania.

– Jesteś Nicole, prawda? – zapytał ją.

Nie powiedziała nic.

– Chodź do mnie – poprosił. – Chcę z tobą porozmawiać.

Odpowiedział mu tylko szloch dziewczyny.

– Nie rób tego, proszę. Ja ci pomogę. Możesz mi zaufać.

– Kłamiesz! – krzyknęła, a głos jej drżał.
– Wszyscy kłamiecie!

– Wiem co się stało. Jestem z policji i...

– Ty nic nie rozumiesz! Nikt nie rozumie!

Pomimo że Will zakończył już rozmowę z Rosalie, nie zamierzał podchodzić do Vasillasa, żeby nie wystraszyć dziewczyny. Stał w oddaleniu i czekał na rozwój sytuacji. Wiedział, że jeśli ona skoczy albo przez przypadek się ześlizgnie, Charles będzie próbował ją ratować, a woda była lodowata. Ostatnio śnieg trochę stopniał, więc powierzchnia nie zamarzła, ale temperatura miała wiele do życzenia. Jeśli naprawdę oboje znajdą się w tej wodzie... mógł mieć tylko nadzieję, że Vasillas miał nadal w samochodzie ten swój grzejnik i jakieś koce. Oby jednak to nie było potrzebne.

– Opowiedz mi o wszystkim – poprosił policjant łagodnym głosem.

– I tak nie zrozumiesz.

– Wolisz dziewczyny, prawda? A twoim rodzicom się to nie podoba.

Zamilkła na chwilę, a oni obaj błagali w myślach, żeby nie postanowiła skoczyć.

– Oni... – zaczęła niepewnie. – Oni chcieli mnie zabrać na terapię. Chcieli mnie z tego wyleczyć. Nie wiesz jak to jest...

– Posłuchaj, ja też mam za sobą wyznanie swoim rodzicom, że jestem homo. Wiem, że to nie jest łatwe. Naprawdę rozumiem, przez co przechodzisz. To okropne, że twoi rodzice zasugerowali terapię, ale zrobię wszystko, żeby ci pomóc.

– Nie wierzę ci – jęknęła załamana. – Mówisz tak tylko dlatego, że tu stoję i chcesz mnie powstrzymać...

Miał wrażenie, że Vasillas swoimi słowami zaczynał stąpać po cienkim lodzie. Ona nie chciała go słuchać, nie ufała mu ani trochę. Nie był w stanie przekonać jej w żaden sposób, a nie mógł przecież po prostu do niej podejść i ją odciągnąć – nie zdążyłby tego zrobić.

– Widzisz tego chłopaka za mną? – zapytał nagle. Wciąż zachowywał spokoju, choć serce zaczynało mu bić coraz szybciej. Psychicznie przygotowywał się na nieprzyjemną kąpiel.

Odwróciła głowę nieco bardziej, żeby spojrzeć na Willa, który zastanawiał się co ten kretyn właśnie kombinował.

– Jesteśmy razem, chociaż próbowano nas rozdzielić – oznajmił.

– I co z tego?! Wam może się udało, ale mi...

– W przeszłości też spotykałem się z nienawiścią, ludzie opuszczali mnie z powodu mojej orientacji. Dlatego nie wolno nam się poddać, rozumiesz? Trzeba udowodnić tym wszystkim okropnym ludziom, że się mylą.

Odwróciła się od niego i spojrzała w dół. Ta woda, która znajdowała się pod nią, kusiła, przyzywała ją do siebie, zapewniała koniec, a potem spokój. Nie wiedziała o tym, ale na tym moście znajdowała się jedna osoba, która była w stanie ją zrozumieć, jednak ten ktoś wolał milczeć, obawiając się pogorszenia sytuacji.

– Ja już nie mam siły – oznajmiła. – Przekaż Av, że ją kocham.

– Charles! – krzyknął do niego Will.

Obaj byli świadomi tego, do czego to zmierzało. Wiedzieli, że dziewczyna miała już dość i zamierzała skoczyć. Dlatego trzeba było działać natychmiast.

Vasillas zbliżył się do barierki, gdy palce dziewczyny miały już oderwać się od metalu. Zaczęła spadać, ale w ostatnim momencie udało mu się złapać ją za rękę.

Moore na chwilę wstrzymał oddech i zamknął oczy, nie chcąc widzieć jak oboje znikają w wodzie.

– Will!

Dopiero po usłyszeniu głosu swojego partnera, odważył się uchylić powieki i spojrzeć znów w to miejsce.

Z ulgą stwierdził, że Charles stał przy barierce i trzymał zwisającą z mostu dziewczynę za ręce. Przynajmniej nie udało jej się skoczyć.

Zbliżył się do nich natychmiast, żeby pomóc dziewczynie wejść na most. Nie próbowała z nimi walczyć, jedynie zaczęła mocniej płakać, gdy już stanęła przy nim i Vasillas ją objął. Drugi raz już nie zamierzał pozwolić jej na próbę skoku.

– Wszystko będzie dobrze – powiedział.

Uspokojenie się po czymś takim nie było wcale łatwe. Fakt, brał już udział w strzelaninach, odbijał porwane dziecko, ale teraz... oczyma wyobraźni widział już Nicole i Charlesa walczących w lodowatej wodzie o przetrwanie. Dziewczyna nie umiała pływać, więc mogła pociągnąć go na dno. Może i chciała się zabić w akcie desperacji, ale gdyby już znalazła się na dole, zaczęłaby instynktownie walczyć o życie. Rzeka miała nie być głęboka, ale na pewno woda w niej była zimna, a oni oboje zaczęliby walczyć o przeżycie. Sam Will nie byłby w stanie ich ratować, nie wskoczyłby tam, bo utopiłby się razem z nimi. Mógłby bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Zbliżył się do barierki, żeby mieć się o co podeprzeć. Potrzebował chwili spokoju, momentu na uspokojenie się. W jego umyśle panował całkowity chaos, serce galopowało w jakimś wyścigu aż zaczęły go męczyć zawroty głowy. Musiał wykonywać głębsze wdechy i wydechy, żeby nie poddać się lękowi. Starał się nie myśleć o tym, co byłoby, gdyby ona skoczyła. Wmawiał sobie, że już wszystko było dobrze.

– Will, w porządku? – zapytał Charles, kładąc dłoń na jego ramieniu.

Dziewczyna stała obok policjanta i wycierała łzy z twarzy lewą ręką. Prawy nadgarstek został jej uwięziony przez palce Charlesa, który nie zamierzał jej puścić i pozwolić na ucieczkę.

– Tak – odparł. Vasillasa ani trochę to nie przekonało. – Jedźmy już.

Oddał policjantowi jego telefon, a ten od razu skontaktował się z Rosalie, aby przekazać jej, że wszystko było w porządku i niedługo pojawią się razem z Nicole na komisariacie. Dowiedział się, że ona wraz z kilkoma innymi policjantami i rodzicami dziewczyny byli już w drodze do nich, ale mieli zawrócić, żeby spotkać się w wyznaczonym miejscu.

– Usiądziesz z nią z tyłu? – zwrócił się do Willa, gdy już szli w stronę samochodu.

– Jasne.

Widział, że coś było z Willem nie tak, ale najpierw musiał zająć się tą dziewczyną, a dopiero potem mógł z nim o tym porozmawiać. Domyślał się, że dla osoby, która sama robiła sobie krzywdę, nie było łatwe patrzenie na coś takiego. Żałował, że zabrał go tu ze sobą. Powinien dać mu spokoju, pozwolić zostać w ciepłym i bezpiecznym mieszkaniu.

Gdy Moore wraz z Nicole znaleźli się na tylnich siedzeniach, a Vasillas za kierownicą, zablokował drzwi, żeby nie kusić losu. Dziewczynie mogła przyjść do głowy próba wyskoczenia z auta, więc wolał jej to uniemożliwić od razu.

Pierwszą rzeczą, na jaką Will zwrócił uwagę, gdy już znalazł się w samochodzie było sprawdzenie, czy z tyłu znajdowała się torba. Gdy już ją zlokalizował za siedzeniem kierowcy, zajrzał do środka. Zgodnie z przypuszczeniami znalazł tam koc, którym opatulił dziewczynę. Nie wiedział, jak długo błąkała się po dworze, ale miał świadomość, że minusowa temperatura nie sprzyjała takim spacerom. W myślach dziękował swojemu chłopakowi za posiadanie różnych rzeczy przydających się w sytuacjach, w które oni się pakowali.

Po drodze niewiele się odzywali. Jedynie Vasillas zapytał czy wszystko było w porządku z jego pasażerami i spytał czy Nicole nie potrzebowała czegoś do picia albo jedzenia, bo mógł zajechać do jakiegoś sklepu. Odmówiła, więc w ciszy jechali dalej. Aż w końcu dziewczyna się odezwała.

– Dlaczego mnie uratowaliście? – zapytała, patrząc w lusterko wsteczne, wprost w odbicie Vasillasa. Nie rozumiała dlaczego całkiem obce osoby nie zawahały się przyjść jej na ratunek. Nawet, jeśli byli z psiarni, to nic nie wyjaśniało.

– Bo jestem z policji i to moje zadanie – odparł Charles. – Poza tym, nie mógłbym pozwolić ci umrzeć, nawet gdybym nie był z policji.

– A ty? – zwróciła się do Willa.

Początkowo nie słuchał ich jakoś dokładnie i nawet nie zwrócił uwagi na to, że Nicole zapytała go o coś. Dopiero, gdy zaczęła wpatrywać się w niego, zainteresował się.

– Ty też jesteś z policji? – próbowała się dowiedzieć.

– Nie – zaprzeczył od razu. W innych okolicznościach pewnie zaśmiałby się na tę myśl. – Charles poprosił, żebym pojechał z nim, więc to zrobiłem.

– Czyli... – zawahała się. Przeniosła wzrok od jednego do drugiego. – Czyli naprawdę jesteście razem? To znaczy... w związku?

Vasillas zaczął się śmiać. Zwykle spotykał się z niechęcią, gdy ludzie dowiadywali się o jego orientacji, czasem była to wręcz nienawiść, a teraz młoda osoba, którą uratował, interesowała się jego związkiem.

– Tak – potwierdził Will. Niezbyt chętnie o tym mówił, ale nie chciał kłamać.

– Myślałam, że... że to kłamstwo, żebym tylko nie skoczyła. Nigdy wcześniej nie miałam okazji rozmawiać z kimś, kto ma doświadczenie w kwestii związków jednej płci. Fajnie, że są ludzie, którym się udaje być sobą – mówiąc to, pochyliła głowę i zaczęła patrzeć na swojego dłonie. – Mi nie będzie to dane.

– Nawet tak nie mów – skarcił ją Vasillas. Na jego warcie nikt nie będzie mówił źle o związkach innych niż hetero! – Wszystko będzie dobrze. Na pewno spotkasz ludzi, którzy cię zaakceptują. Dam ci nawet swój numer, więc gdyby coś się działo, będziesz mogła do mnie dzwonić.

– To nie jest konieczne. Już i tak narobiłam dużo problemów.

– Jesteś po prostu zagubiona i trzeba ci pomóc.

Moore podziwiał jego determinację. Kochał w nim to, że glina nie był w stanie przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy. Był taki bezinteresowny, a nawet gotowy do poświęcenia.

Czym on sobie zasłużył na tak wspaniałego chłopaka?

Kiedy już znaleźli się przy komisariacie, Vasillas zaprowadził dziewczynę do budynku, gdzie czekali na nią rodzice wraz z tą, którą ona nazwała Av i rodzicami tej przyjaciółki. Will w tym czasie czekał na niego w samochodzie. Nie chciał za bardzo mieszać się w sprawy policji i zbytnio pokazywać u boku Charlesa. Wiedział, że lepiej było, gdy pozostawał w cieniu.

Jego chłopak wrócił do niego najszybciej, jak się tylko dało. Zakończył swoje zadanie i teraz musiał zająć się Willem, bo on zdecydowanie potrzebował tego w tym momencie. Zauważył, że zdarzenia z tamtego mostu negatywnie na niego wpłynęły. Czuł się temu winny i chciał to jakoś naprawić.

Gdy wsiadł do samochodu, zastał Willa siedzącego wciąż z tyłu i z głową opartą o siedzenie pasażera, które było zaraz przed nim. Wyglądał na przygnębionego.

– Skarbie – odezwał się, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

Moore od razu podniósł głowę i spojrzał na niego, siląc się na lekki uśmiech. Nie chciał go martwić, ale chyba było już za późno.

– Nie powinienem był cię zabierać tam ze sobą – stwierdził zmartwiony Vasillas.

– Nic mi nie jest – zapewnił.

– Nie kłam. Widzę, że coś jest nie tak.

Chciał mu coś wyznać, ale zarazem wahał się przed tym. Nie był w stanie tak łatwo się przełamać i po prostu o tym powiedzieć. Akurat wyznania i mówienie o uczuciach nie były jego mocną stroną. Dodatkowo blokowała go pewna myśl...

– Po prostu się martwiłem – przyznał, choć to nie było wszystko, co siedziało teraz w jego głowie.

– O nią?

– O nią. O ciebie. O to, że coś wam się stanie, gdy ona skoczy.

– Na pewno to tylko zmartwienie? – dopytał, mrużąc oczy.

– Tak. Już nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony i marzę o gorącej kąpieli.

– A co powiesz na wspólną kolację?

– Charles, ja...

Westchnął, zamiast skończyć mówić. Nie chciał, aby Vasillas dalej podejrzewał, że coś było nie tak albo odebrał to jako zbywanie go.

– W porządku – powiedział policjant, odwracając się od niego. Wsadził klucz do stacyjki i przekręcił go. Nie chciał na niego naciskać. Skoro jego chłopak potrzebował teraz spokoju, nie zamierzał mu go zakłócać.

Ruszyli z parkingu. Moore chciał coś powiedzieć, wyjaśnić mu powody odmowy, aby tamten nie poczuł się urażony. Bał się tylko, że swoimi słowami jeszcze bardziej pogorszy sytuację.

– Naprawdę jestem już zmęczony i chcę wrócić do siebie. Dodatkowo nie chcę nadużywać twojej gościnności. Już i tak zbyt dużo dla mnie robisz.

– Robię to, bo mi zależy – przypomniał, chociaż Will doskonale o tym pamiętał. Vasillas naprawdę bardzo dobitnie mu to pokazywał. – Nie nadużywasz mojej gościnności. Jestem szczęśliwy mogąc spędzać z tobą czas.

– Ja też cieszę się z każdej chwili spędzonej z tobą, wierz mi.

Obaj mieli w tym momencie nadzieję, że ta rozmowa nie pójdzie w złą stronę i nie skończy się na kłótni. To nie był dobry moment na konwersację na takie tematy. Obaj byli już zmęczeni fizycznie i psychicznie.

– Gdzie cię odwieść? – zapytał glina, próbując zmienić temat i skierować rozmowę na nieco bardziej neutralne tory.

– Na parkingu przy twoim mieszkaniu mam samochód – przypomniał mu.

– Jasne.

Kilka długich minut milczenia. W przypadku Willa towarzyszyło to patrzeniu w szybę, żeby odwrócić uwagę od wiszących nad nimi chmur i chociaż trochę oczyścić umysł. Vasillas za to starał się skupić na drodze, żeby nie rozbić samochodu i nie zabić nikogo.

Nawet przy wysiadaniu nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Zachowywali się trochę tak, jakby tego drugiego wcale nie było w pobliżu.

Mógł milczeć, ale nie potrafił bezczynnie patrzeć, jak Charles odchodzi od niego bez żadnego pożegnania. Na to nie mógł pozwolić, więc zanim to nastało, postanowił podejść do niego, aby zmusić tego upartego kundla do spojrzenia mu w oczy, a następnie do pocałunku. Nie było zaskoczeniem, że Vasillas się nie opierał, a nawet przytulił go. Nie zrobił żadnego kroku jako pierwszy, bo wolał dać swojemu partnerowi przestrzeń i czas. Natrętny wobec niego być nie zamierzał.

– Powiadom mnie, gdy już będziesz na miejscu – poprosił glina.

– Oczywiście, panie władzo – odparł zadziornie. Uwielbiał nazywać go w ten sposób, bo wiedział jak policjant na to reagował. Widział ten jego uśmieszek i te iskierki w oczach...

– Will, co ja mam z tobą zrobić? – Zdecydowanie to było pytanie retoryczne. Nie potrzebował żadnej odpowiedzi, bo doskonale wiedział, co chciał teraz zrobić.

– A co proponujesz?

– Chyba nie chcesz wiedzieć – wyszeptał tuż przy jego uchu. – Więc postaraj się na razie nie flirtować. Po prostu wróć bezpiecznie do domu.

– Jesteś zły na mnie?

– Ani trochę. Ale im dłużej mnie kusisz, tym bardziej mam ochotę znów cię porwać.

Musiał przyznać, że pragnął go i to coraz bardziej z każdą chwilą. Nie chodziło tylko o to, żeby się z nim przespać. Miał świadomość, że Will z jakiegoś powodu nie był chętny do seksu, więc nawet nie próbowałby mu tego sugerować. Oczywiście chciałby, gdyby tylko młodszy chłopak się na to zgodził, ale nie tylko to pragnął z nim robić. Chodziło o to, żeby zabrać go ze sobą i przez całą noc trzymać w ramionach, a rano obudzić się obok niego i mieć pewność, że wszystko z nim w porządku.

– Nie dziś, Charles – powiedział. – Innym razem na pewno ci na to pozwolę.

– Mam nadzieję, że tak będzie – mruknął niepocieszony.

– Obiecuję. A teraz, żegnaj, Charles.

– Na razie.

Tym razem pocałunek był z inicjatywy policjanta, który w ten sposób chciał się ostatecznie pożegnać z Willem. Bez tego nie pozwoliłby mu odejść.

~🔥~

Gdy mówił, że dopadło go zmęczenie i potrzeba mu trochę odpoczynku, nie kłamał. Tak naprawdę był już padnięty. To, że dotarł do własnego mieszkania, że przyjechał tu samochodem i nikogo nie zabił po drodze, to był chyba cud. Nie tylko jego stan fizyczny dawał mu się we znaki, ale również psychika powoli zapędzała go w bezdenną otchłań strachu i bólu. Czuł się fatalnie, ale nie chciał o tym wspominać przy Charlesie ani nawet pokazywać po sobie, że coś było nie tak. Wszystko, żeby tylko go nie martwić. On nie potrzebował więcej problemów.

Jak zwykle, zamierzał sam dać sobie z tym wszystkim radę. Nikt nie musiał nawet wiedzieć.

Po powrocie prawie od razu padł na łóżko. Przedtem musiał jedynie wziąć leki, pozbyć się zbędnych ubrań, a potem została mu jedynie randka z łóżkiem (oby tylko jego chłopak wybaczył mu tę zdradę). Nie zasnął jednak i nawet jeszcze nie próbował. Najpierw musiał coś jeszcze zrobić. Przecież obiecał i teraz miał bardzo ważną misję do wykonania.

''Melduję, że jestem już u siebie'' – napisał w wiadomości do Charlesa.

Jakaś jego część chciała jednak zostać z Vasillasem, pójść razem z nim do jego mieszkania i spędzić kolejną noc u boku, ale wiedział, że nie powinien. Nie po tym, co się zdarzyło. Nie po tym, co pojawiło się w jego wspomnieniach. Teraz potrzebował trochę spokoju i samotności, żeby przywrócić porządek w swojej głowie. Przy nim nie byłby w stanie udawać, że wszystko było dobrze, a naprawdę nie chciał go niepokoić.

Wyświetlacz leżącego zaraz obok niego telefonu zaświecił się, aby powiadomić go o wiadomości, która właśnie przyszła.

''To dobrze'' – odpowiedział mu policjant.

''Dobrej nocy i miłych snów, skarbie'' – dodał po chwili.

Gdyby tylko były mu przeznaczone jakiekolwiek miłe sny albo takie, których nie można było nazwać koszmarami... Mimo wszystko ta wiadomość wywołała uśmiech na jego twarzy.

''Dobranoc, Charles. Śpij dobrze'' – wysłał, zastanawiając się czy to może nie było za mało albo nie brzmiało zbyt oschle. Nie wiedział, że w odczuciu Charlesa nawet ten gest dużo znaczył.

~~🔥~~

Zdałam sobie sprawę, że chyba nigdy nie wyjaśniłam tytułu. Ogólnie po napisaniu kilkunastu pierwszych rozdziałów ja wciąż nie miałam nazwy do tego i zapisałam to jako po prostu historię poboczną do "Samobójczyni" (to też może się kiedyś pojawi i akcja tego będzie miała miejsce kilka miesięcy po zakończeniu "Cienia", a wszystko będzie się skupiać na innych bohaterach, w tym na Blacku). O "S." też nie bez powodu wspominam akurat w tym momencie. 😉

No dobra, ale dlaczego "Cień"? To zrodziło się w mojej głowie po usłyszeniu słów piosenki:

"Szukam wokół cieni, nie ma ciebie
Błąkam się bez celu znowu, nie wiem gdzie
Dobrze wiesz, że nie wszystko stracone
Wiesz, co niedozwolone"

Jest to trochę odwołaniem do tego, jak bardzo Charles starał się zbliżyć do niego, ale Will cały czas mu się "wymykał".  Musieli się trochę pobłąkać, żeby w końcu się odnaleźć. Nawet Vasillas sam powiedział "Wciąż tylko błądzę w mroku, szukając cienia".

Poza tym cień jest metaforą tych wszystkich problemów Willa, demonów przeszłości, od których on nie może się uwolnić i o których będzie więcej w następnych rozdziałach...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro