rozdział trzydziesty czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ostatnio dał mi dobę. Ale nawet gdy dostał to czego chciał to planował mnie zabić, tylko dzięki Andrew żyję. Wątpię bym i tym razem miał tyle szczęścia... Przestań płakać Niall.

Blondyn przycisnął dłoń do ust, by powstrzymać szloch, a ja westchnąłem. Chciałem mu powiedzieć, że wszystko dobrze, ale nie byłem pewien czy tak będzie. Już większe szanse były na to, że będzie musiał znaleźć nowego współlokatora.

Minęła prawie godzina od kiedy Liam opuścił nasze mieszkanie, zostawiając nas przerażonych i w szoku.

- Ale przecież nic ci nie zrobi nawet jeżeli nie wykonasz tego zadania, w końcu jako jedyny wiesz o co chodzi w kodzie Waterforda, nie może cię stracić - powiedział, gdy w końcu trochę się uspokoił, a ja westchnąłem znów na to, ponieważ zabrzmiało to jakbym należał do Liama. Chociaż może tak właśnie było.. Kogo ja chcę oszukać, oczywiście, że do niego należałem.

- Może mnie nie zabije, ale jest wiele rzeczy, które mógłby mi zrobić w ramach kary - wymamrotałem, wpatrując się w otwarty laptop leżący na stoliku do kawy tuż przede mną - A nie chciałbym żeby połamał mi nogi czy coś w tym stylu.

- Idź na policję.

- Myślałem, że już ustaliliśmy, że nie chcę umierać Niall!

- Przepraszam - wyszeptał blondyn, a po jego policzkach znowu spłynęły łzy - Nie wiem... Nie wiem co mam robić Hazz.

Wstałem z kanapy i podszedłem do chłopaka siedzącego na podłodze przy ścianie, lekko zgarbionego i drżącego od płaczu. Owinąłem ramiona wokół jego szczupłego ciała i oparłem głowę na jasnej czuprynie, zamykając oczy.

Miałem wrażenie, że to ja powinienem płakać i panikować, przecież za trzy dni mogłem już nie żyć. Jednak byłem spokojny, starałem się znaleźć jakieś wyjście, choć chyba każde prowadziło do tego, że Liam ze mną skończy. Być może się trochę.. poddałem. Całkiem jakbym był nieuleczalnie chory, tak, Payne był moją chorobą.

Sprawiał, że cierpiałem, a nasza koegzystencja prowadziła wyłącznie do tego bym skończył jak tamten Michael. Bez nadzieji na ratunek.

Moje serce przestało bić, gdy usłyszałem przekręcany w zamku klucz. Spojrzałem w kierunku korytarza, w którym po chwili pojawił się Andrew, trzymając w dłoni klucz od naszego mieszkania.

Mężczyzna utkwił wzrok w Niallu, który nie przestawał płakać w moich ramionach nawet, gdy słyszał, że ktoś wchodzi.

- Musisz ze mną pojechać Harry - Andy odezwał się w końcu, a ja zacisnąłem wargi. Horan uniósł w końcu głowę i poczułem jak zaciska dłoń na moim ramieniu.

- Gdzie? - spytałem cicho, nie ruszając się na milimetr. Myślałem, że Andrew by mnie nie skrzywdził, ale w tym momencie już niczego nie byłem pewien.

- Po prostu chodź do samochodu - poprosił cicho. Przełknąłem ślinę i zerknąłem na Nialla, który zaczął kręcić głową, gdy chciałem wstać z podłogi.

- Jeżeli on jedzie to i ja - wykrztusił chłopak, na co Andy rozchylił wargi. Widziałem, że się wahał.

- To nie jest dobry pomysł..

- Wrócę, obiecuję - wyszeptałem do Nialla, który był w tym momencie jak dziecko, jednocześnie sprawiał, że pękało mi serce. Był w rozsypce nawet jeżeli to mi mogło coś się stać. Też nie chciałem go tracić.

- Nie. Jadę z tobą Harry - sapnął Horan, podnosząc się pierwszy na równe nogi, a ja uniosłem na niego wzrok, następnie przenosząc go na Andrew, który potrząsnął głową. Miałem wrażenie, że nie chce tego robić i nie chodziło o zabranie Nialla. Wiedział, że wiezie mnie w złe miejsce lub, że stanie się tam coś złego.

Jechaliśmy w ciszy, Andy nawet nie włączył radia, a ja nie miałem odwagi o to prosić. Siedziałem na miejscu pasażera, obserwując drogę za oknem, słysząc nierówny oddech Nialla siedzącego za mną. W końcu dotarliśmy na miejsce, parking za miastem. Zaparkowaliśmy tuż obok dwóch innych aut, a słabe latarnie oświetlały grupkę ludzi.

- Mamy zostać w aucie - rzucił Andrew, a jego głos był ochrypły. Spojrzałem na niego z zaciśniętymi wargami. Nawet na mnie nie patrzył, całkiem jakbym już nie żył. Usłyszałem nagle szamotaninę, przeniosłem wzrok na frontową szybę i musiałem zmrużyć oczy, by dojrzeć leżącego na ziemii mężczyznę. Słyszałem jak jęczy z bólu, a z mroku wyłonił się nagle Liam.

Dłuższą chwilę mówił coś do tamtego kolesia, którego ręce związane były za plecami. Niekiedy spoglądał w stronę auta w którym siedzieliśmy wraz z Niallem i Andrew, ale nie mogliśmy nic usłyszeć. Nagle zaczął go kopać, a przez moment widziałem jak się śmieje. Nie mogłem oddychać, a w moich oczach wezbrały łzy, gdy patrzyłem jak katują tego mężczyznę. W końcu przestali, a on jeszcze żył, ponieważ zwijał się z bólu.

- P-po co kazał.. Czemu chciał tu Harry'ego? - wykrztusił nagle Niall, o którego obecności zapomniałem. Nie mogłem oderwać wzroku od Liama stojącego półtora metra od tamtego mężczyzny, przypatrując mu się z dłońmi w kieszeni spodni.

Nie spojrzałem na Andrew, jednak słyszałem jak wzdycha i zaciska dłoń na kierownicy samochodu.

- Chciał mu pokazać jak traktuje dłużników, którzy zajdą mu za skórę..

Niewiele myśląc złapałem za klamkę drzwi od strony pasażera otworząc je i ignorując prośbę Andrew bym został w aucie. Łzy ściekały po moich policzkach, gdy prawie biegłem w kierunku Liama. Zanim zdążyłem jednak się zbliżyć, jeden z jego ochroniarzy złapał mnie w pasie, nie robiąc sobie nic z tego, że się szarpałem.

Payne obdarzył mnie w końcu spojrzeniem, ale moje łzy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.

- Tego właśnie chcesz?! - zawołałem wyrywając jedną z rok i wskazując nią skatowanego mężczyznę - Chcesz mi zrobić krzywdę? Zabić mnie?! - zacisnąłem zęby, patrząc jak przesuwa koniuszkiem języka po wolnej wardze, a ja dopiero po chwili poczułem od niego woń alkoholu - Myślałem.. naprawdę myślałem, że coś między nami jest - wyszeptałem, jednak nie dlatego, że wstydziłem się tych słów przed jego ludźmi. Ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi mówić głośniej - Może byłem głupi..

- Jesteś głupi Harry - przerwał mi, a ja zatrząsłem się od łez - I ja najwyraźniej też, ponieważ nasze stosunki nigdy nie powinny były wyjść poza te zawodowe.

- To ty to wszystko zacząłeś, to ty to ciągnąłeś! - zapłakałem, przestając nawet się szarpać w uścisku jednego z ochroniarzy - To ty przychodziłeś do mnie, całowałeś mnie, sprawiałeś, że czułem się ważny i dotykałeś w spos-

- Zabierz go stąd.

- Nie! Powiedz, że ty też to czułeś! - wykrzyczałem, mając wrażenie, że w gardle mam setki żyletek. Liam wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy nie było żadnej emocji. W tym momencie pragnąłem zobaczyć chociaż to jego głupie rozbawienie jakim obdarzył mnie dwie godziny temu - Tak bardzo boisz się tych uczuć, że jesteś gotów mnie zabić? - wyszeptałem, zdając sobie sprawę, że ochroniarz nie ruszył się na milimetr mimo rozkazu Payne'a.

- Z Michaelem nie miał takiego problemu - mruknął któryś z jego ludzi, a Liam spojrzał na niego tak szybko jak rażony prądem. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc.

- Coś ty powiedział?

- Sz-szefie-

- Nie masz prawa mówić takich rzeczy! - wrzasnął Liam, a ja otworzyłem szeroko oczy. Był pijany, jednak szybkim i równym krokiem znalazł się tuż obok jednego z tamtych mężczyzn. Tuż obok mnie i zdezorientowanego ochroniarza pojawił się Andrew, szarpiący mnie za ramię.

- Chodźmy stąd, błagam cię Harry - wyszeptał, spoglądając na swojego znajomego z pracy, który poluzował uścisk wokół mojego ciała. Zakrztusiłem się powietrzem, słysząc dźwięk odbezpieczonej broni i wraz z Andrew ruszyłem szybko do auta. Moje serce biło jak oszalałe, gdy Andy z piskiem opon odjechał z parkingu, zostawiając tam Payne'a i jego ludzi.

- O co.. Co się w ogóle stało? - sapnąłem, nie będąc w stanie zapiąć pasów. Moje dłonie za bardzo drżały, całe moje ciało drżało.

- Michael był chłopakiem Liama, nikomu nie wolno się odzywać na jego temat. Ale Ryan już prawdopodobnie nigdy się nie odezwie - wymamrotał, a ja zmarszczyłem brwi.

- Przecież.. przecież on zabił Michaela, tak? Byłem z nim w miejscu, w którym to się stało. Zabił swojego chłopaka?

Andrew nie odpowiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro