lipiec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry nie wrócił na wakacje do domu. Nie mógłby. Nie dałby rady. Na samą myśl o Dursleyach, o pokoju z klatami w oknach... Wolał wydać miliony galeonów na pokój w Dziurawym Kotle, niż mieszkać z tymi barbarzyńcami. 

Okazało się jednak, że nie spędził całego lata na Pokątnej, chociaż taka wizja nie była szczególnie przytłaczająca dla nastolatka. Myśl, że mógłby swobodnie snuć się po magicznych sklepach albo przesiadywać wraz z Fredem i Georgem w ich sklepie, wysłuchując o coraz to nowszych i bardziej wymyślnych produktach... Po prostu Potterowi bardzo by to odpowiadało. Czuł się jak w domu tak długo, jak długo otaczała go magia i chociaż jedna znajoma, życzliwa twarz.

Jednak jeszcze przed wyjazdem z Hogwartu, Ronald zaproponował, by Harry pojechał z nim do Nory. Powtarzał,  że ma za dużo wolnych łóżek, od kiedy jego bracia bliźniacy wyprowadzili się z domu i dodawał, że Ginny bywa nieznośna co najmniej raz na godzinę, bo strasznie się nudzi. Od kiedy w domu została tylko ich dwójka i rodzice, było inaczej, ciszej. Ron zapewniał, że Molly już szykowała dla niego pościel.

Harry nie był w stanie odmówić.

Dlatego właśnie któregoś lipcowego poranka przeciągnął się leniwie, kiedy promienie słońca padły mu na twarz. Był wypoczęty i zadowolony z życia. Otoczyli go ludzie, których prawdziwie kochał, których traktował jak własną rodzinę. Chociaż... nie, Weasleyów Potter zawsze traktował lepiej niż rodzinę, która zamykała go w komórce pod schodami przez pierwsze lata jego nieszczęsnego życia.

- O, obudziłeś się - trafnie zauważył Ron. Siedział na łóżku obok, ubrany wciąż w swoją letnią piżamę i przeglądał karty z Czekoladowych Żab. - Nadal nie udało mi się trafić na Paracelsusa - wymamrotał to bardziej do siebie, niż do przyjaciela. - Osiemnaście podobizn z Dumbledorem średnio mnie urządza, mam go na co dzień.

- Hej, Ron - zawołał radośnie Potter, zeskakując z łóżka. - Przyszła poczta?

- Och, tak, to właśnie miałem ci powiedzieć. - Zgodnie pokiwał głową. - Fred i George przysłali nam nowe gumy balonowe, które zmieniają się w zgniłe jaja, kiedy je żujesz. Napisali, żebyśmy koniecznie przetestowali je na kimś, kogo nie lubimy. Hermiona przysłała nam pocztówkę z Irlandii, twierdząc, że tyle magii nie widziała nawet w Hogwarcie. Nie rozumiem, czy to przenośnia, czy mówi poważnie o tych śmiesznych małych potworkach i ich garncach pełnych złota. A czekoladowe żaby są od Percy'ego. Chyba próbuje zrekompensować mi te wszystkie lata bycia totalnym pajacem. - Ron mówił dalej, ale Harry już powoli przestał go słuchać. Podszedł do sterty przesyłek, leżących na komodzie z ubraniami Ronalda, a w oczy rzuciła mu się koperta, na której dbałym pismem ktoś nakreślił "Harry Potter". Ta osoba musiała mieć sporo wiary w to, że tak zaadresowana koperta faktycznie do niego dotrze.

Wyłowił ją z góry listów i przysiadł ponownie na łóżku.

- A, no tak, ktoś przysłał ci list - oznajmił Ron. Harry uśmiechnął się. Sam zdołał to zauważyć.

Weasley powrócił do poświęcania kompletnej uwagi swoim kartom i był tym tak przejęty, że raz po raz mamrotał coś sam do siebie. Harry'emu było to bardzo na rękę, zważając na to, że zdecydowanie domyślał się, kto przysłał mu ten tajemniczy list. Potter oparł się o wezgłowie łóżka i ostrożnie otworzył kopertę.

Harry Potterze,

zgaduję, iż wypadało mi pisać wcześniej. Wybacz, tak wiele się działo, że ciężko było mi znaleźć chwilę na zebranie myśli, a co dopiero mówić o przekaligrafowaniu ich na pergamin. Czy takie słowo istnieje? Przekaligrafować. Jestem niemal pewien, że kiedyś gdzieś je słyszałem. Możesz zapytać swojej przyjaciółki, ale pod warunkiem, że nie zdradzisz jej, że to ja pytam.

Harry, nie wiem od czego zacząć. Andromeda przyjęła mnie serdecznie, czego nie można powiedzieć o jej córce, Nimfadorze. Szybko jednak zmieniła zdanie. Nie mam pojęcia, dlaczego, ponieważ nie wykazałem nawet najmniejszych starań, by wzbudzić w niej sympatię do mojej osoby. Wiesz, że dość często bywa tu profesor Lupin? Przez to czasami zaczynam czuć się jak na OPCM, ale muszę przyznać, że jego obecność bardzo pomogła mi na początku. Był tu jedyną osobą, którą znałem. Był dla mnie życzliwy i częstował czekoladą. Co prawda czekolada nie jest dobra dla mojej cery, ale kto by się tym przejmował, prawda?

Pamiętasz, kiedy mówiłem ci o dżinsowych ogrodniczkach? Na szczęście nie muszę ich nosić. Nie wiem, czy byłbym w stanie aż tak się poświęcić. Za to sprawiłem sobie twarzowy kapelusz ze słomy. Właściwie, Nimfadora nauczyła mnie pleść takie. Kiedy już przekonała się do mojej osoby, zrobiła się całkiem znośna, a może nawet ją lubię. Wiem, że się przyjaźnicie, dlatego nie mów jej tego. Głośno wciąż wyrażam do niej swoją niechęć.

Życie w mugolskim świecie jest chwilami bardzo dziwne. Naprawdę, Harry, jak przeżyłeś tak te wszystkie lata? To znaczy... nie mówię, że mi się nie podoba, po prostu muszę się przyzwyczaić. Na przykład do tych śmiesznych żyrandoli bez ognia. Zapomniałem, jak oni to nazywają. Granger pewnie by wiedziała. O nie, o to pod żadnym pozorem jej nie pytaj.

Dobrze, a teraz poważniejsze rzeczy. Andromeda bardzo dużo czasu spędziła na rozmowach ze mną. Pokazywała mi stare albumy, które udało jej się zdobyć, zanim została... sam wiesz. Moja matka była taka piękna, Harry.

Wiem, że cię to interesuje, dlatego napiszę Ci szczerze, że czuję się lepiej. Wydaje mi się, że to dlatego, że zostałem rzucony na głęboką wodę. Nagle pojawiłem się w miejscu, którego nie znałem, które było dla mnie obce. Praktycznie sam.  To był szok, a ja, wiesz, nie chciałem pokazywać, że wdałem się w ojca, bo przecież nikt go tu nie lubi, więc bardzo skupiłem się na byciu... Nie byciu nim. Powiedz mi szczerze, Potter, czy ja przypominam mojego ojca? Nie chodzi o aparycję, wiesz, mam lustro. Sam rozumiesz.

Prawie zapomniałem. Nie, dobrze, nie zapomniałem, ale trzymałem cię do samego końca w tej niepewności. Zapytałem ciotki, czy nie chciałaby przypadkiem, wiesz, znaleźć kawałka dodatkowego miejsca dla mojego przyjaciela. Powiedziałem, że wystarczy mu kawałek słomy albo łaskawie, jeśli na przykład siano będzie mokre, podzielę się miejscem w moim pokoju. Wyraziła wielką chęć, by Cię gościć. Jak oni tutaj mawiają, poczekaj... Ach, tak. Wpadaj, kiedy chcesz.

Och i, coś jeszcze, Harry. Zachowaj ten pergamin, ponieważ nie zobaczysz szybko takiego słowa napisanego przeze mnie, przysięgam. 

Dziękuję.

Wiesz, za wszystko. Za uratowanie mi życia. Dwa razy dosłownie i za to, że robiłeś to ciągle. Podtrzymywałeś mnie na duchu i sprawiłeś, że kiedy przyszedł czas, żeby się podnieść, ja naprawdę byłem w stanie to zrobić. Bez Ciebie byłbym martwy. Dosłownie!

Doskonale wiesz kto, ale zaszczycę Twoje oczy moim pięknym podpisem.

Draco.

Harry nie zdawał sobie sprawy z tego, jak szeroki potrafi być jego uśmiech. Był taki szczęśliwy, taki zadowolony, że Draconowi się udało. Od początku wiedział, że mu się uda. Malfoy zawsze był silny, tylko sam o tym nie widział. Teraz wszystko wydawało się dobrze, a sposób, w jaki ten chłopak pisał odczytywało się tak lekko. 

Poza tym, Draco Malfoy nazwał go przyjacielem i zaprosił do spędzenia wakacji wspólnie. 

Czy Harry Potter, taki szlachetny, taki wspaniałomyślny, byłby w stanie wyrzec się tygodnia z rodziną Weasleyów na rzecz biednego, potrzebującego go Dracona Malfoya?

O tak i miał zamiar zrobić to z wielką przyjemnością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro