sierpień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco leżał na łące, wyciągając swoje ciało swobodnie. Kiedy przeciągał się, mruczał cicho, jak zadowolony kot. Pozwolił gorącym promieniom słońca dosięgnąć jego odsłoniętej skóry. Czuł się tak przyjemnie sennie, ale nie na tyle, by faktycznie zasnąć.

Wcześniej ojciec zabraniał mu się opalać, mówiąc, że ciemniejsza cera nie jest arystokratyczna. Teraz Dracon w ogóle nie musiał się tym przyjmować. Z radością wieczorami zerkał w lustro, by zobaczyć twarz młodego mężczyzny, twarz o zaróżowionych policzkach, policzkach, które nie zapadały się. Przybrał kilka kilogramów i w końcu wyglądał dobrze, zdrowo. Jego włosy poprzetykane zostały słonecznymi pasemkami, chociaż sam Malfoy nie wierzył, że mogły być jeszcze jaśniejsze niż przedtem.

Draco swoim spojrzeniem rozleniwionego kota ogarnął krajobraz wokół. Widział złote pole zboża, wysokie, zielone trawy, kilka drzew, rzucających cienie, płynący nieopodal potok i dom w oddali, a za nim wąską, krętą ścieżkę, która ginęła za pagórkiem. W uszach słyszał szum płynącej wartko wody oraz cichy szelest pszenicy. Gdzieś w oddali ćwierkały ptaki, a wiatr poruszał liśćmi.

Nastolatek często spędzał tak popołudnia. Andromeda uważała, że to dla niego dobre, świeże powietrze, kontakt z naturą i czas na naukę nowego życia. Nimfadora czasami denerwowała się o to, że Draco nie pomaga w gospodarstwie, ale chłopiec był nienauczony pracy i jego ciotka to rozumiała. Dlatego najczęściej prosiła go o pomoc w lekkich zajęciach, takich jak karmienie kur. Dracon okazał się też świetnym nauczycielem dla chłopca, który przychodził do nich piątkami po jajka. Dwunastolatka wysyłali rodzice z sąsiedniego domu, znajdującego się pół kilometra dalej. Malfoy na początku trzymał się z daleka od opalonego, ubrudzonego kurzem dzieciaka. Blondyna jednak zafascynowało to, że chłopiec zawsze wydaje się taki pogodny, a jego śmiech był taki dźwięczny. Dlatego właśnie któregoś dnia zaproponował, że odprowadzi go do domu. Przyglądał mu się i w końcu stwierdził, że może bardzo dużo dowiedzieć się od tego dziecka na temat mugolskiego świata, który, chociaż na początku nie chciał tego przyznać, ogromnie go ciekawił. Jednak Ślizgon czuł się w obowiązku, by odwdzięczyć się chłopcu w jakiś sposób. Zaczął uczyć go takich prostych dla siebie rzeczy, matematyki, kaligrafii, elokwencji...

- Draco!

Malfoy odniósł wrażenie, że jego imię zostało poniesione na wietrze, że przybywa z daleka. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że ktoś naprawdę go woła. Powoli odemknął oczy, osłonił je i wytężył wzrok, by w końcu dostrzec zmierzającą ku niemu postać. Harry Potter przedzierał się przez wysoką trawę, wesoło się uśmiechając.

Dracon podniósł się do siadu szybko, przez co zakręciło mu się w głowie i nie wstał całkiem. Harry szybko znalazł się obok. Oddychał ciężko, był zgrzany i spocony. Klapnął ciężko obok kolegi i podniósł głowę w stronę bezchmurnego nieba.

- Elektryczność - odezwał się, kiedy udało mu się unormować oddech. - To dzięki elektryczności w mugolskim świecie jest światło. Między innymi.

Blondyn uśmiechnął się na myśl, że Potter pamiętał, by mu o tym przypomnieć.

- Tak, już się nauczyłem - przyznał cicho, poufnie.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Harry musiał przyznać, że był to dla niego zupełnie niecodzienny widok, Draco siedzącego na brudnej ziemi, ubranego w luźną, szarą koszulkę i spodenki za kolano ze spranego dżinsu. Niestety nie nosił słomkowego kapelusza, a Harry bardzo chciał go w nim zobaczyć.

- Jak się czujesz? - zapytał Potter, ponieważ to tak naprawdę obchodziło go najbardziej.

Draco zamyślił się na chwilę, jakby szukał odpowiedzi.

- Dobrze - odpowiedział w końcu. - Całkiem dobrze.

- Cieszę się.

- Ja cieszę się, że przyjechałeś - odpowiedział Malfoy głosem tak potulnym, w ogóle do niego nie podobnym. - Podoba mi się tutaj, ale zaczynałem trochę się nudzić.

- Myślisz, że moja obecność trochę cię rozerwie? - zaśmiał się Harry, kręcąc głową z niedowierzaniem, a jego włosy rozsypały się wokół jego twarzy. - Nie mam pojęcia, co moglibyśmy tu robić, nawet wtedy, kiedy mieszkałem z mugolami, mieszkałem w mieście.

- Och, to nie kwestia wymyślnych zajęć, a samego w sobie towarzystwa - sprostował Draco. - Wbrew pozorom, Harry, można się tutaj naprawdę świetnie bawić. Nimfadora nie powiedziała ci o tym? Myślałem, że się przyjaźnicie. Wiele o tobie mówiła. Przez chwilę nawet myślałem, że się w tobie podkochuje, ale potem przez przypadek zobaczyłem, jak całuje się z Lupinem. Cóż, nie było to coś, co wymarzyłem sobie zobaczyć, ale przynajmniej zrozumiałem, co profesor Remus tak często tu robi.

Dracon mówił dużo, a jego słowa wydawały się takie żywe. Gryfon słuchał tego z wielką przyjemnością, słuchał tego, jakby była to jego ulubiona piosenka. Nie pamiętał już, kiedy Malfoy mówił o czymś z równym zapałem.

- Słuchasz mnie, Harry? - zapytał blondyn, machając koledze ręką przed twarzą.

- Oczywiście. - Potter skinął głową zgodnie. - Przeszło mi tylko przez myśl, że naprawdę dobrze wyglądasz. Tak... żywo. Wcale nie, jakbyś miał rozlecieć się po uderzeniu kostką w rant szafki, czy coś z tych rzeczy.

Draco roześmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu, nieświadomie eksponując przy tym swoją długą szyję, a jego włosy, które powinien przyciąć jakiś czas temu, teraz wpadały mu do oczu i wchodziły za kołnierzyk koszulki.

- Dzięki, to pokrzepiające - zachichotał. - A ty? Jak spędziłeś minioną połowę wakacji?

- Z Ronem, chociaż to wiesz - powiedział spokojnie Potter, przyglądając się chłopakowi obok z podświadomą czułością i troską. - Robiliśmy... w sumie bardzo dużo rzeczy, ale żadna nie była szczególnie interesująca. Lataliśmy na miotłach, testowaliśmy nowe produkty George'a i Freda, pomagaliśmy pani Molly, czasami dokuczaliśmy Ginny i dwa razy pojechaliśmy z panem Arthurem do miasta - opowiedział, wspominając ostatni miesiąc i to, jak przyjemnie było spędzić go z przyjacielem zamiast w domu, w którym w oknie nawet nie jego pokoju znajdowały się kraty. - A ty, Draco, robiłeś coś więcej niż rzeczy, które opisywałeś mi w listach?

- Nie - zaprzeczył Ślizgon, po czym znowu pochylił się do tyłu i wygodnie ułożył na miękkiej trawie. Jakieś małe źdźbło łaskotało go w twarz, przez co zmarszczył nos, a Harry uznał to za naprawdę urocze. - O wszystkim pisałem ci na bieżąco. Spędziłem dużo czasu na spaniu w pełnym słońcu, dlatego moje wiadomości nie były zbyt obszerne.

- Dobrze ci to zrobiło - stwierdził Harry, który bez najmniejszego skrępowania przyglądał się blondynowi.

Nie potrafił wyrazić swojej radości tym, że chłopak wyglądał jak cieszący się z życia nastolatek. Przynajmniej żaden przyzwoity sposób nie przychodził mu do głowy.

- Tak, wiem - przyznał Draco, a jego kąciki unosiły się lekko, co wydało się takim naturalnie pasującym mu wyrazem. - Myślę, że część osób w naszej szkole dostanie zawału, kiedy zobaczy piegi na moim nosie.

Potter musiał pochylić się nad kolegą, żeby dostrzec tych kilka plamek, ale faktycznie, były tam. Niewyraźne, małe i rozmyte, zdobiły nos Dracona. 

- Może nie zauważą - zasugerował łagodnie brunet. W zasadzie, raczej na pewno nikt tego nie zauważy, ale Potter nie miał śmiałości powiedzieć o tym głośno.

- Żartujesz? Widać je z kilometra.

- Och, no tak... Chodzi mi tylko o to, że w lochach jest raczej ciemno i... i może... Sam nie wiem.

Draco lekceważąco machnął ręką, po czym otworzył oczy i zawiesił wzrok na chłopaku obok. Przez chwilę zastanawiał się, jakim mianem powinien go określać. Ciągle mówił o nim, jak o znajomym, koledze ze szkoły. Ale przecież Harry nie był tylko jednym z wielu osobników, o których istnieniu Draco prawdopodobnie zapomni, kiedy tylko skończy naukę. Harry uratował mu życie, uratował jego osobę, pomógł mu przeżyć najtrudniejszy rok w całym jego życiu.

Zdecydowanie nie był już wrogiem, za którego kiedyś go uważał. Był przyjacielem. Od dziś tak właśnie zamierzał go nazywać. Harry Potter, przyjaciel Draco Malfoya.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro